Aleksander

Średnia hollywoodzka

Autor: Marcin 'eon' Lewandowski

Aleksander
Niestety, w przeważającej ilości przypadków, błędem jest oczekiwanie od produkcji (nie dzieł filmowych; produkcji) rodem z Hollywood niebywałego artystycznego kunsztu, bądź niespotykanej dotąd innowacyjności. Sztuką zaś, którą tamtejsi menedżerowie opanowali niemalże do perfekcji, jest udowadnianie potencjalnym widzom, że każdy kolejny obraz kinowy jest czymś, czego do tej pory nie było; czymś, bez czego każdy przeciętny zjadacz chleba nie może się obejść. Oczywiście ich pomysły pociągają za sobą ogromne sumy wydane na promocję, reklamę i cudowne efekty specjalne. W zamierzeniu te środki mają wygenerować dochody wprost proporcjonalne - w szczególności ostatnimi czasy - do ilości komputerowych obrazków imitujących rzeczywistość. Z dostępnej mi wiedzy wynika, iż w przypadku filmu Olivera Stone'a, różne sznurki i sznureczki pociągane w celu zasilenia budżetu wytwórni Warner Bros. gdzieś się przetarły; zawiodły - co nie oznacza błędów popełnionych przez zatrudnionych specjalistów od marketingu. Oznacza to, że film jest zbyt przeciętny nawet dla przeciętnego widza.

Ocenę, czy zamieszanie wywołane wokół homoseksualnego wątku Aleksandra (Colin Farrell) było zwyczajną reakcją prasy czy też elementem kampanii reklamowej, pozostawię innym. Sam chciałbym się skupić na tym, co poruszyło mnie najbardziej - grze aktorskiej. A właściwie na jej braku, zwłaszcza u głównego bohatera. Przemówienia Aleksandra do czekających na bitwę (i najprawdopodobniej na śmierć) żołnierzy nie dorastają do pięt temu, co mogliśmy usłyszeć z ust Williama Wallace'a w filmie, którego tytułu chyba nie trzeba wymieniać. Postacie z ekranizacji Final Fantasy potrafiły "wykazać się" lepszą grą ciała. Zaś homoseksualne wyznanie miłosne władcy można by nagrać i dosłownie wykorzystać w dowolnej, innej produkcji. Także nie uważam, by sprowadzenie gry pierwszej żony władcy do zachowania podobnego naszym przodkom było dobrym posunięciem, mimo iż pochodziła z dzikiego ludu. Mam na myśli przodków człowieka i małpy, oczywiście. Grę pozostałych aktorów można by określić mianem: ot, taka "średnia hollywoodzka". Nikt nie zachwycił ale też ciężko doszukać się kardynalnych błędów.

Mimo tego nieprawdziwym byłoby stwierdzenie, że Aleksander jest filmem złym. Wrażenie robi sposób przedstawienia Babilonu - widać dbałość o szczegóły jak i pracę włożoną w kompozycję. Przy okazji bitwy pod Gaugamelą - czyli czegoś, gdzie z kolei ciężko o jedno i drugie, da się z kolei zauważyć rozmach, chaos i ogrom starcia które przecież naprawdę odbyło się w 331 r. p.n.e. Na uwagę zasługuje również ostatnia bitwa Aleksandra - w szczególności samotna szarża władcy i sposób przedstawienia tego, co się dzieje po niej. Ponadto uważam, że mimo długości (około 2,5 godziny), film nie nuży widza, a tempo rozwoju akcji jest dobrze dopasowane. Fabuła nie posiada nieścisłości, nawet widz stroniący od historii nie będzie mieć problemów z logicznym połączeniem i zrozumieniem poszczególnych wątków. Dobrym pomysłem także wydało mi się przedstawienie całej historii z punktu widzenia jednego z oficerów Aleksandra (Antony Hopkins).

Pozwoliłem sobie wymienić kilka przykładów i… czegoś mi zabrakło. Zabrakło tematu, elementu filmu, wizji reżysera z którą mógłbym polemizować. Nie znajdzie się tam interpretacji bądź choć odrobiny indywidualnego podejścia do tematu. Ten film w gruncie rzeczy taki jest - ani dobry, ani zły - zupełnie jak książka do historii. Owszem, mniej wymagający widz niż ja zapewne nie uzna czasu spędzonego w kinie za stracony, jednak nie sądzę, by któryś z czytelników za parę lat oglądał tę produkcję kolejny raz; by któryś z recenzentów za jakiś czas używał porównań z Aleksandrem jako wzorem. A szkoda, bo wydaje mi się że to, czego brakuje temu filmowi, by zapadł w pamięć, było na wyciągnięcie ręki reżysera. No cóż - może zdolni aktorzy nie znaleźli się w biznes-planie.


Tytuł: Aleksander (Alexander)
Reżyseria: Oliver Stone
Scenariusz: Oliver Stone
Obsada: Colin Farrell, Jared Leto, Val Kilmer, Angelina Jolie, Antony Hopkins
Muzyka: Vangelis
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2004
Czas projekcji: 175 min