Akcja pod arsenałem

Rudy wcale nie był rudy

Autor: Agnieszka 'Pasja' Łach

Akcja pod arsenałem
Jest wiele rzeczy, które uderzają widza podczas oglądania obrazu Jana Łomnickiego zatytułowanego Akcja pod Arsenałem. Tematyka, scenografia, dialogi... Najbardziej jednak poruszyło mnie to, że 'Rudy' wcale nie był rudy. Oczywiście wydaje się to błahe. Jednak niezgodności z wydarzeniami opisanymi w książce Kamienie na szaniec Aleksandra Kamińskiego, jest o wiele więcej. Cały obraz okazał się ich szeregiem, co oglądający ma okazję obserwować przez, momentami przerażająco długie, dziewięćdziesiąt trzy minuty.

Okaleczenie - to słowo oddaje najlepiej to, co zrobił z poruszającą tematyką reżyser. O ile film powinien zachęcać do dalszego zgłębiania historii, tak Akcja pod Arsenałem raczej odstrasza, powiększając grono nudnych, moralizatorskich dramatów wojennych. Każde nieporozumienie ujmuje filmowi coraz więcej i więcej... Pisząc nieporozumienie mam na myśli między innymi scenariusz, efekty dźwiękowe, zdecydowanie źle dobraną muzykę czy też wreszcie mocno powierzchowną grę większości aktorów. Całość pogrążają również żałosne efekty specjalne, choć brałam pod uwagę ograniczenia, jakie nałożyła na film ówczesna technika. Ale po kolei.

Praca scenarzysty była na naprawdę niskim poziomie. Pominięcie niektórych wydarzeń i faktów czy też zmienianie ich na wyimaginowane potrzeby filmu (scenarzysta dokonał wielu zbędnych zmian, manipulował zdarzeniami, co było kompletnie niepotrzebne, a wręcz zaszkodziło), było rzeczą niewybaczalną, tym bardziej, że zabrano się za to tak nieporadnie. Jednak na korzyść Jerzego Sławińskiego działają inteligentne, przemyślane dialogi, które znacząco wspomagały przedstawienie wielu istotnych postaci.

Muzyka Piotra Hertela zawiodła. Pojawiło się kilka naprawdę dobrych melodii, jednak przeważnie umieszczano je w nieodpowiednich momentach. Zwykle źle dobierano ją do sytuacji lub nie zwracano uwagi na zagłuszające ją strzały tudzież inne głośne efekty dźwiękowe. Widać, że muzyk dążył w dobrym kierunku, ale całość nie osiągnęła wysokich lotów.

Gra aktorów nie zachwycała, choć faktycznie nie zawsze mieli szansę pokazać się z najlepszej strony ze względu na kilka nieprzemyślanych scen. Pomijając jednak błędy scenarzysty, nawet główni bohaterowie przedstawiają się średnio. Tylko Cezary Morawski ('Rudy'), źle dobrany do postaci, zagrał dobrze. Pierwsza część filmu (zanim trafił na Pawiak) była wspaniałym popisem umiejętności aktorskich. Druga natomiast miała w sobie kilka momentów płytkiego melodramatyzmu. Ryszard Gajewski ('Alek') niestety nie oddał w pełni usposobienia swojej postaci. W moich oczach wypadł jednak dość pozytywnie, głównie dlatego, że to właśnie jego gra najlepiej wprowadziła mnie w klimat tamtych czasów. Wiele z jego reakcji pokazywało jak odmiennie od nas zachowywało się tamto społeczeństwo. Najsłabiej z całej trójki wypadł Mirosław Konarowski. Pomimo tego, że jego rola była jedną z głównych – nie wybijała się znacząco niczym. Ot, sztywniak-prowodyr. Aktor starał się oddać charakter postaci, ale 'Zośka' w jego wykonaniu zwyczajnie nie zaciekawił. Bardzo dobrze wypadł za to Werner Toelcke. Lange – hitlerowiec, którego grał – okazał się realistyczny i intrygujący, choć była to rola zaledwie drugoplanowa. Ciekawie zagrała również Magdalena Wołłejko (w roli 'Baśki').

Scenografia (Halina Dobrowolska) okazała się naprawdę dobra, co było dość dużym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę fakt, że reżyser zdecydowanie nie należał do ludzi dbających o klimat i szczegóły. Pani Halina spisała się wspaniale. Dobrze dobrane zostały miejsca niektórych scen, doskonale zadbano o wystrój wnętrz. Pod tym względem film przedstawiał się interesująco i realistycznie, a gdy dodać do tego jeszcze kostiumy (Marta Walczak, Bogdan Wiśniewski) wręcz zachwyca! Te dwa elementy mocno przysłużyły się ratowaniu błędów obsady.

Podsumowując: największą zbrodnią tego filmu okazało się obsadzenie pana Jana Łomnickiego w roli reżysera i Jerzego Sławińskiego jako scenarzysty. Widać wyraźnie, że nie poradzili sobie z ogarnięciem całości. Nie da się nie zwrócić uwagi na wszystkie popełnione przez nich błędy. Cały film był chaotyczny. Wprowadzono zbyt wielu aktorów, którzy tak naprawdę utrudnili odbiór obrazu. Nie sposób było ich wszystkich ogarnąć i zorientować się, kto jest kim, choć wypowiadali kilka kwestii. Temat był chwytliwy, można było zrobić z nim naprawdę wiele. Niestety stał się dość niezrozumiały. Gdybym nie czytała książki, na podstawie której film nakręcono – owe dziewięćdziesiąt trzy minuty okazałyby się w znacznym stopniu zmarnowane. Mimo wszystko zachęcam do obejrzenia tego obrazu. Nie ze względu na wątek – ten okazuje się niewyczerpany. Robię to, ponieważ uważam, że warto poświęcić chwilę by popodziwiać solidną, kunsztowną pracę scenografa i kostiumologów.