30 dni mroku
Ostatnio panuje moda na jak najwierniejsze przenoszenie historii rysunkowych na ekrany. Cały ten nurt zapoczątkowało właściwie Sin City. Perfekcją zadziwia Zack Snyder, którego 300, a ostatnio Watchmen, to już niemalże idealne ekranizacje komiksowe. W Strażnikach mieliśmy nawet do czynienia ze ścieżką dźwiękową złożoną z utworów, których tytuły podał Alan Moore w swoim cyklu. Tymczasem dawno nie pojawiła się na ekranach kin adaptacja komiksowa nakręcona w tradycyjny sposób. Zwykły, hollywoodzki film, którego przeciętny zjadacz chleba (bądź hamburgerów) nie skojarzy z komiksem. Nakręcony bez zbędnych i efekciarskich upiększaczy. I wiecie co? Powstał taki film. I jest naprawdę dobry. Wręcz użyje modnego ostatnio stwierdzenia - "oldschoolowy". Mowa o 30 dniach mroku.
Małe miasteczko na Alasce co roku pogrąża się w ciemnościach na 30 dni. Tym razem w mroku czai się coś przerażającego. Wampiry urządzają polowanie na okoliczną ludność. Nie ma jednak sensu streszczać całej fabuły, bo wiadomo co nastąpi. Jej konstrukcja jest prosta jak budowa cepa, ale w tym wypadku to ogromny atut, gdyż dawno nie mieliśmy do czynienia z filmem tak standardowym, a zarazem tak dobrze zrealizowanym i trzymającym w napięciu.
Chyba ostatni dobry horror, którego akcja toczyła się w mroźnych klimatach, to kultowy The Thing. Przyznam, że po 30 dniach mroku spodziewałem się typowego slashera z mocną muzyką w tle. Komiks nie aspirował do bycia czymś więcej. A tu zaskoczenie. Reżyser stopniowo buduje atmosferę zaszczucia i niepokoju. Czujemy ducha produkcji z lat 80. Wrażenie to potęguje niezwykle uboga ścieżka dźwiękowa, pobrzmiewająca gdzieś daleko w tle. Mimo to jest bardzo charakterystyczna i naprawdę mroczna. I w tym wypadku byłem mile zaskoczony, gdyż dawno nie spotkałem się z dźwiękami, które wywołałyby u mnie poczucie lęku.
A gra aktorska? Jest naprawdę dobrze. Główny bohater, grany przez Josha Hartnetta, przypomina nieco skrzyżowanie Brada Pitta z Tomem Cruisem. Ale co z tego, jeśli dobrze odgrywa emocje towarzyszące jego postaci? Oczywiście jest wątek miłosny z urodziwą blondyną, Melissą George, ale nawet on nie psuje odbioru, bo - na szczęście - nie jest wysunięty na pierwszy plan. Twórcy pozwolili widzom poczuć swoistą więź z bohaterami. Obserwując wydarzenia na ekranie, czują, że ci ludzie żyją ze sobą od wielu lat w jednym miasteczku i znają się jak łyse konie. W momencie, gdy dochodzi do walki o przetrwanie, utrata kolejnych mieszkańców nie nasuwa myśli "dobrze, że to nie ja" (jak bywa w młodzieżowych slasherach), lecz autentyczny smutek.
Przeciwników jest naprawdę sporo. Wampiry przypominają skrzyżowanie nosferatu z zombiakami, tyle że są znacznie szybsze i silniejsze. Oraz nieźle ucharakteryzowane. Fakt, piszczą trochę niczym Nazgule, co czasem bawi, ale można tłumaczyć to ich zwierzęcą naturą i pragnieniem. Potrzebują krwi. W końcu taka konwencja.
A krwi jest dużo. 30 dni mroku są nie tylko niesamowicie klimatyczne, lecz zawierają w sobie również kilka elementów gore (choć nie spodziewajcie się nie wiadomo ilu hektolitrów krwi), co tylko uatrakcyjnia dzieło i nadaje mu więcej naturalizmu. To jeden z tych filmów, w których krwiste sceny nie śmieszą. Warto o nich wspomnieć, bo jedno ujęcie z lotu ptaka z krwawymi plamami na śniegu jest naprawdę mistrzowskie.
Duża siła tkwi właśnie w montażu. Reżyser bawi się z widzem w kotka i myszkę. Ten wie, co go czeka, a mimo to w narastającym napięciu ogląda i z każdą mijającą minutą zaciera ręce. I nie ma to jak stosować stare triki z nagłym bum w najmniej spodziewanym momencie – tyle tylko, że to dodatek. A gdy wydaje nam się, że zaskoczenie już mija i kolej na krwawą jatkę, reżyser znów serwuje kilka spokojnych ujęć, zagęszczając i tak już gęstą atmosferę.
I wiecie co? Nie chcę szukać w filmie kadrów z komiksu. Dla mnie całość filmowa broni się sama i jeśli nie znasz tej historii z pierwszego źródła, to nie masz czym się przejmować. A jeśli z kolei czytałeś komiks, nawet się nie zastanawiaj, a obejrzyj film dla porównania. Aczkolwiek wiedz, że ilustracje Bena Templesmitha i wizja Davida Slade'a są kompletnie inne niż to, do czego przyzwyczaili nas obecni reżyserzy, przenosząc żywcem komiks na ekrany kin.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Małe miasteczko na Alasce co roku pogrąża się w ciemnościach na 30 dni. Tym razem w mroku czai się coś przerażającego. Wampiry urządzają polowanie na okoliczną ludność. Nie ma jednak sensu streszczać całej fabuły, bo wiadomo co nastąpi. Jej konstrukcja jest prosta jak budowa cepa, ale w tym wypadku to ogromny atut, gdyż dawno nie mieliśmy do czynienia z filmem tak standardowym, a zarazem tak dobrze zrealizowanym i trzymającym w napięciu.
Chyba ostatni dobry horror, którego akcja toczyła się w mroźnych klimatach, to kultowy The Thing. Przyznam, że po 30 dniach mroku spodziewałem się typowego slashera z mocną muzyką w tle. Komiks nie aspirował do bycia czymś więcej. A tu zaskoczenie. Reżyser stopniowo buduje atmosferę zaszczucia i niepokoju. Czujemy ducha produkcji z lat 80. Wrażenie to potęguje niezwykle uboga ścieżka dźwiękowa, pobrzmiewająca gdzieś daleko w tle. Mimo to jest bardzo charakterystyczna i naprawdę mroczna. I w tym wypadku byłem mile zaskoczony, gdyż dawno nie spotkałem się z dźwiękami, które wywołałyby u mnie poczucie lęku.
A gra aktorska? Jest naprawdę dobrze. Główny bohater, grany przez Josha Hartnetta, przypomina nieco skrzyżowanie Brada Pitta z Tomem Cruisem. Ale co z tego, jeśli dobrze odgrywa emocje towarzyszące jego postaci? Oczywiście jest wątek miłosny z urodziwą blondyną, Melissą George, ale nawet on nie psuje odbioru, bo - na szczęście - nie jest wysunięty na pierwszy plan. Twórcy pozwolili widzom poczuć swoistą więź z bohaterami. Obserwując wydarzenia na ekranie, czują, że ci ludzie żyją ze sobą od wielu lat w jednym miasteczku i znają się jak łyse konie. W momencie, gdy dochodzi do walki o przetrwanie, utrata kolejnych mieszkańców nie nasuwa myśli "dobrze, że to nie ja" (jak bywa w młodzieżowych slasherach), lecz autentyczny smutek.
Przeciwników jest naprawdę sporo. Wampiry przypominają skrzyżowanie nosferatu z zombiakami, tyle że są znacznie szybsze i silniejsze. Oraz nieźle ucharakteryzowane. Fakt, piszczą trochę niczym Nazgule, co czasem bawi, ale można tłumaczyć to ich zwierzęcą naturą i pragnieniem. Potrzebują krwi. W końcu taka konwencja.
A krwi jest dużo. 30 dni mroku są nie tylko niesamowicie klimatyczne, lecz zawierają w sobie również kilka elementów gore (choć nie spodziewajcie się nie wiadomo ilu hektolitrów krwi), co tylko uatrakcyjnia dzieło i nadaje mu więcej naturalizmu. To jeden z tych filmów, w których krwiste sceny nie śmieszą. Warto o nich wspomnieć, bo jedno ujęcie z lotu ptaka z krwawymi plamami na śniegu jest naprawdę mistrzowskie.
Duża siła tkwi właśnie w montażu. Reżyser bawi się z widzem w kotka i myszkę. Ten wie, co go czeka, a mimo to w narastającym napięciu ogląda i z każdą mijającą minutą zaciera ręce. I nie ma to jak stosować stare triki z nagłym bum w najmniej spodziewanym momencie – tyle tylko, że to dodatek. A gdy wydaje nam się, że zaskoczenie już mija i kolej na krwawą jatkę, reżyser znów serwuje kilka spokojnych ujęć, zagęszczając i tak już gęstą atmosferę.
I wiecie co? Nie chcę szukać w filmie kadrów z komiksu. Dla mnie całość filmowa broni się sama i jeśli nie znasz tej historii z pierwszego źródła, to nie masz czym się przejmować. A jeśli z kolei czytałeś komiks, nawet się nie zastanawiaj, a obejrzyj film dla porównania. Aczkolwiek wiedz, że ilustracje Bena Templesmitha i wizja Davida Slade'a są kompletnie inne niż to, do czego przyzwyczaili nas obecni reżyserzy, przenosząc żywcem komiks na ekrany kin.
Galeria
Tytuł: 30 Days of Night
Reżyseria: David Slade
Scenariusz: Stuart Beattie, Brian Nelson
Muzyka: Brian Reitzell
Zdjęcia: Jo Willems
Obsada: Josh Hartnett, Ben Foster, Melissa George, Danny Huston
Kraj produkcji: Nowa Zelandia
Rok produkcji: 2007
Data premiery: 30 kwietnia 2009
Czas projekcji: 113 min.
Reżyseria: David Slade
Scenariusz: Stuart Beattie, Brian Nelson
Muzyka: Brian Reitzell
Zdjęcia: Jo Willems
Obsada: Josh Hartnett, Ben Foster, Melissa George, Danny Huston
Kraj produkcji: Nowa Zelandia
Rok produkcji: 2007
Data premiery: 30 kwietnia 2009
Czas projekcji: 113 min.
Tagi:
30 Days of Night | 30 dni mroku