1, 2, 3, czyli niekończące się historie

Autor: agata_r21

1, 2, 3, czyli niekończące się historie
Dlaczego oni ciągle to robią? Nie mogliby cieszyć się sukcesem, który już osiągnęli? O kim mowa? O autorach niekończących się historii. Nie można ich oczywiście jednoznacznie ocenić jako trafione czy nietrafione. Warto natomiast przyjrzeć się bliżej motywacji twórców drugiej, trzeciej czy czwartej części kasowych hitów kinowych.

Ostatnimi czasy często słyszy się o czwartej części Shreka. Są już nawet zwiastuny gwarantujące całej rodzinie wyśmienitą zabawę. Tylko, ile razy można bawić się w tym samym towarzystwie? Faktem jest, że jedynka zapisała się dużymi literami w historii współczesnych filmów animowanych i widząc po raz setny ogra wędrującego dzielnie do zamku w poszukiwaniu księżniczki, nie mam ochoty od razu chwycić pilota i zmienić kanału. Przeciwnie, przez dłuższy czas śmieję się z żartów, które znam na pamięć. Tak wesoło nie jest już przy drugiej części opowiadającej o tym, co jest po ”i żyli długo i było im zielono”. Fabuła nie zaskakuje tak bardzo. Pojawiają się nie lada kłopoty, którym bohaterowie konsekwentnie starają się przeciwdziałać. Udaje im się to z mniejszym lub większym powodzeniem, podobnie jak w części trzeciej czy zapowiadanej czwartej, której nie mam już ochoty oglądać. Dlaczego? Z każdym kolejnym happy endem mam wrażenie, że twórcy za wszelką cenę próbują przedłużyć żywot Shreka i Fiony, licząc na kolejny sukces finansowy. Dzisiejsza komercyjna branża filmowa w coraz mniejszym stopniu składa się bowiem z pasjonatów. Zostali oni wyparci przez sprytnych biznesmenów, którzy głowią się, w jaki sposób (przy małym nakładzie gotówki), jak najwięcej zyskać. Jak widać, całkiem dobrze im to wychodzi, skoro po raz kolejny faszerują nas historią Ogra i Osła, a sporo widzów nadal chce tę parę oglądać. Nie jestem jednym z nich.

Oglądając kolejne części Oszukać przeznaczenie, wydaje nam się, że dotknęło nas zjawisko déjà vu. W przeciwieństwie do Shreka nie mamy do czynienia z kontynuacja fabuły. W kolejnych odsłonach widzimy innych bohaterów, inną katastrofę (samolot, karambol, kolejka górska czy wyścigi samochodowe) i inne metody unicestwiania szczęśliwie ocalonych. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że to już było. Było i to nie raz, bo ekipa filmowa nie wprowadziła w scenariuszu znaczących zmian. Serwuje nam natomiast różne wersje jednego filmu, którego jedynym urozmaiceniem może być obraz 3D i lecący w środek naszego czoła śrubokręt. Poza tym zero zaskoczenia, schemat goni schemat, a z biczem nad nimi stoi komercja. Jej głównym przejawem może być właśnie trójwymiar, na który, ostatnimi czasy, zapanowała moda wśród filmowców (podobno nawet Titanic doczeka się swojego remake’u w 3D). Rozumiem, że film o tytule Oszukać przeznaczenie nie może opowiadać o budowie legowiska przez żuka gnojaka, ale skoro temat wyczerpano już w pierwszej odsłonie, to po co na siłę go kontynuować. Może wystarczy wykrzesać z siebie odrobinę odwagi i stworzyć coś nowego? Mimo że wydaje się to trudne, wystarczy odrobina wyobraźni i znajdziemy intrygujący temat, a od niego do filmu droga jest już niedaleka.

Kończąc, powinnam już chyba tylko podziękować, że nie doczekałam się i mam nadzieję, że nie doczekam kontynuacji chociażby Dwunastu gniewnych ludzi, rzeczonego już Titanica czy rodzimych dzieł jak Seksmisja lub Vinci, bo po co ingerować w idealnie złożoną całość? Można zrobić z niej jedynie ciężkostrawny zakalec, po zjedzeniu którego przez długi czas będę czuć niesmak do entych kontynuacji ulubionych produkcji.