» Recenzje » eXperience 112

eXperience 112

eXperience 112
Lubię przygodówki. Rzadko zdarza mi się jakąś ukończyć, bo zazwyczaj brakuje mi cierpliwości, aby rozgryźć wszystkie zagadki. Pomimo zalewu FPSów i MMORPGegów, przygodówki wciąż trzymają się mocno – wystarczy wspomnieć serię Sherlocków, Broken Swordów czy Mystów.

Z drugiej strony trudno o bardziej skonwencjonalizowany gatunek gier – nawet wspomniane wcześniej FPSy różnią się większą ilością rzeczy. W każdej przygodówce musi być bohater, jakaś fabuła i trochę zagadek i tajemnic. Sterowanie nie zmieniło się zbyt wiele od czasu wymyślenia interfejsu point-and-click. Kiedy przeczytałem zapowiedzi Experience 112, niedowierzanie mieszało się z ciekawością. Z jednej strony ciekawił mnie nastrój rozgrywki i specyficzne sterowanie (o którym za chwilę), z drugiej obawiałem się braku doświadczenia twórców. Zobaczmy które z tych obaw i nadziei się potwierdziły.

Główną bohaterką gry jest istota homo sapiens płci żeńskiej. Owa heroina budzi się w kajucie wraku transportowca, obrośniętego dżunglą i nawiedzanego przez dziwne stworzenia. Jak każe Święty Kanon Gier Przygodowych bohaterka ma krótką pamięć i długie nogi. O ile ta pierwsza cecha ulega pewnym fluktuacjom (zdarzają się jej flashbacki, czyli przebłyski wspomnień), to ta druga (na szczęście!) pozostaje niezmienna.

W tym momencie powinienem napisać sakramentalne "Gracz wciela się w postać głównej bohaterki" i moglibyśmy wszyscy iść spać. Niestety – nie ma łatwo – Gracz będzie kierował systemem komputerowym owego statku, zaś wspominana Śpiąca Królewna dysponuje własną wolą. Aby wyjaśnić tajemnicę statku Gracz musi współpracować z dziewoją za pośrednictwem Międzygalaktycznego Języka Informatyków – bipnięć, mrugnięć kamerami i błyskania światłami. Rola głównej bohaterki nie ogranicza się jednak do łażenia w stronę kolejnych światełek, od czasu do czasu ma ona dla nas zadania i strzępki wspomnień.

Pierwsze kilka minut gry może wprawić w konfuzję, ponieważ wszystkie informacje na temat świata gry uzyskujemy za pośrednictwem kamer. A te – jak cała elektronika – nie najlepiej znoszą słone, morskie powietrze. Zdarzają się więc migotania obrazu, wypaczenia kolorów i awarie wizji. Z drugiej strony – gdy wszystko działa dobrze można podziwiać wdzięki głównej bohaterki choćby za pomocą termowizji lub noktowizora. Aby skłonić bohaterkę do ruchu czy innego działania "mrugamy" do niej najbliższym światłem czy innym urządzeniem. Jeśli będzie miała ochotę, podejdzie i nie omieszka podzielić się z nami refleksją. Tak więc tradycyjne przygodówkowe "obklikiwanie" zostaje zastąpione "włączaniem i wyłączaniem wszystkich przełączników". Po kilku minutach konfuzja mija, a Gracz przyzwyczaja się do przełączania kamer i otwierania wszystkich drzwi przed kobietą (dżentelmen, chociaż admin!).

Możliwości interakcji nie kończą się na kamerach i drzwiach. W niektórych zadaniach Gracz przykładowo przejmuje sterowanie nad robotem – pod tym względem gra zaskakuje aż do samego końca.

Pod względem długości Experrience 112 wyrasta ponad przeciętność. Ukończenie całej rozgrywki zajmuje od czterdziestu do sześćdziesięciu godzin. Tak długą zabawę autorzy zagwarantowali na kilka sposobów. Po pierwsze w grze zawarto masę tekstu – emaile, raporty, nagrania, sprawozdania, protokoły – czasami wygrzebanie potrzebnej informacji (najczęściej hasła do kolejnych emaili, raportów, nagrań etc.) zajmuje kilkanaście minut. Dzięki dużej ilości dokumentów gra mocno działa na wyobraźnię, bo dokumenty tworzą wiarygodny obraz społeczności (są nawet e-maile randkowe i spam). Fabuła całej gry zachowuje dobre tempo i wciąga, pomimo kilku irytujących dłużyzn.

Drugi element budujący długość rozgrywki (a także owe dłużyzny) to duże lokacje. Podobnie jak większość przygodówek, Experience 112 polega na łażeniu i uruchamianiu wszystkiego co się da. Niestety główna bohaterka porusza się raczej godnie niż szybko, więc jej, skądinąd zgrabny, chód szybko zaczyna irytować.

Kolejnym przedłużaczem gry są zagadki – liczne i w większości zdroworozsądkowe. Przy odrobinie samozaparcia problemy da się rozwiązać grzebiąc w archiwach i obserwując środowisko z kamer.

Najbardziej jednak irytuje fakt, że bohaterka nie bierze ze sobą wszystkich przedmiotów, które napotka po drodze. Żeby domyślić się, że leżący w kabinie klucz będzie jej potrzebny, musi zobaczyć zamknięte drzwi (często dwa pokłady dalej) i dopiero wtedy może po niego wrócić. Wielokrotne (powolne) przemierzanie dużych lokacji jest kolejnym, ostatnim już, elementem wydłużającym grę. Pewnie po to jest w grze tyle dokumentów – aby Gracz miał co robić w międzyczasie.

Pominąwszy problemy z przedmiotami, bohaterka charakteryzuje się dobrym SI. Nie ma kłopotów z wyszukiwaniem drogi, zaś większość wygłaszanych przez nią uwag jest naprawdę pomocna. Gotów byłbym ją nawet polubić – gdyby nie to jej dostojne tempo marszu.

Nie sposób za to nie polubić interfejsu gry – po chwili treningu staje się bardzo wygodny, przy czym od początku do końca jest wykorzystywany do kreowania nastroju rozgrywki. W momencie każdego odpalania gry ma się wrażenie logowania do systemu statku. Jedynym elementem, który budził we mnie mieszane uczucia był system automatycznego śledzenia kamerami (chwilami odmawiający posłuszeństwa).

Znacznie ważniejszym nośnikiem nastroju jest grafika i dźwięk. O ile grafika nie robi wrażenia szczególnie nowoczesnej, to spełnia swoje zadanie – chwilami jest strasznie, chwilami tajemniczo – szczególnie dobre wrażenie robią zastosowanie w grze mechanizmy cieniowania. Muzyka stoi na nieco wyższym poziomie – odgłosy otoczenia i ambient w tle walnie przyczyniają się do tworzenia atmosfery gry.

W trakcie rozgrywki doświadczyłem drobnych problemów ze stabilnością, na szczęście ze względu na wbudowany system autozapisu nie były one zbyt dotkliwe.

Pomimo tych problemów i pewnej ilości dłużyzn, Experience 112 przypadło mi do gustu ze względu na sugestywny nastrój. Jak większość przygodówek nie oferuje ona zbyt wielu możliwości powtórnej rozgrywki – z drugiej strony w pełni rekompensuje to długość linii fabularnej. Jeżeli dodamy do tego dobre wykonanie (instrukcja, poradnik i artbook) i oryginalne podejście do sterowania bohaterem otrzymamy jedną z najlepszych przygodówek ostatniego roku. Nie ma w niej irytujących fragmentów zręcznościowych obecnych w Fahrenheicie jest za to kawał znakomitego thrillera spiskowego, z epicką SF w tle.

Jak dla mnie w zupełności wystarczy. Więcej takich poproszę!

Grafiki pochodzą ze strony dystrybutora gry.

Grę do recenzji udostępniła firma Techland.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 5 / 6

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.