» Relacje » Dracool 2004

Dracool 2004


wersja do druku

Wujka Trzewika na konwent pomysłów kilka


W pierwszy weekend lipca w gliwickiej szkole podstawowej numer 9 odbył się kolejny Dracool, wersja 2004. Tradycyjnie już impreza powstała z inicjatywy wydawnictwa Portal i właśnie przezeń została zorganizowana. Na te kilka dni Ignacy Trzewiczek i s-ka zapewnili nam, fanom gier wszelakich, przemiły zlot w niezwykle sympatycznym miejscu. Szkoła, w której konwent miał miejsce była dość mała, ale za to przytulna i bez najmniejszego problemu pomieściła około 200 uczestników i zaproszonych gości. Dodam jeszcze, że znajdowała się w odległości zaledwie czterech przystanków tramwajowych od dworca, więc niezmotoryzowani nie musieli tłuc się po nieznanym im mieście, w celu odnalezienia ulicy Sobieskiego.

Moje pierwsze wrażenie było naprawdę bardzo pozytywne. Żadnych kolejek w akredytacji i dość szybka procedura sprawiła, że zaledwie w kilka minut otrzymałem swój identyfikator i informator. Ten drugi, podobnie jak pierwszy, to porażka organizatorów, trochę przymały i raczej nudny, nie licząc oficjalnych wersji relacji na samym końcu. Świetny pomysł. Potem już mogłem bez przeszkód rzucić się w wir konwentowego życia. I właśnie w tym miejscu wytknę organizatorom kolejny błąd. Plakietki, którymi obdarowano nas przy wejściu były jakby trochę za duże, przez co stawały się łamliwe i nieco przeszkadzały. Ponadto, dla pewnej części gości zabrakło tych odpowiednich, informujących resztę, że to właśnie oni tworzą program imprezy. Szkoda.

Teraz co nieco o szkole, która, w odróżnieniu od poprzedniej edycji Dracoolu, miała naprawdę genialne położenie. Niemal tuż obok znajdowała się Roma, przesympatyczna knajpka, gdzie z dala od konwentowego zgiełku można było w spokoju, przy piwie pogadać z dawno niewidzianymi znajomymi, lub w niedzielny wieczór obejrzeć finałowy mecz ME w piłce nożnej. Niedaleko znajdowała się również pizzeria, gdzie można było tanio zjeść syty posiłek. Istniała też instytucja dowozu pizzy, jednak zdarzało się, że na posiłek trzeba było czekać dwie godziny, co powodowało ataki skrajnej irytacji, a u niektórych konwulsyjne drgawki.

Oficjalnie konwent rozpoczął się w piątek o godzinie 17, ale wiem skądinąd, że organizatorzy nie robili problemów tym, którzy przyjechali wcześniej. Wtedy został przedstawiony program, czyli pomysłów kilka Ignacego Trzewiczka, uczestnicy poinformowani o tym co mogą, a czego niekoniecznie i... zaczęło się.

Program podzielony został na cztery bloki i nie skłamię, że tak naprawdę był raczej słabym punktem Dracoolu. Prelekcji było dość mało, chociaż trzeba przyznać, że bardzo różnorodne. Niestety, autor niniejszej relacji nie znalazł dla siebie nic godnego uwagi, ale że o gustach się nie dyskutuje, nie będę tego dalej rozwijał. Ciekawą innowacją był punkt o intrygującym skrócie NPR, czyli Nocne Polaków Rozmowy, prowadzone każdego, z wyjątkiem poniedziałku, dnia, w późno wieczornych godzinach, kolejno przez MOracza, Joseppe i Trzewika. Pogratulować pomysłu. Dzięki NPR-om ludzie, którzy nie załapali się na sesje, czy po prostu przyjechali, nie znając nikogo, mogli w miłym towarzystwie pogadać o wszystkim tym, czego tylko fani RPG są w stanie słuchać.

Kolejne bloki były zdecydowanie lepsze. Zdecydowane triumfy święcił Games Room. Powód jest prosty, organizatorzy ze wszech miar i na wszelkie możliwe sposoby starali się, aby wszyscy uczestnicy grali, grali, i jeszcze więcej grali. W ramach promocji przygotowali mnóstwo mniej lub bardziej sympatycznych gier planszowo-bitewno-karcianych i, co zadziwia, wypożyczali je konwentowiczom. W informatorze zaś, na jego ostatniej stronie, umieszczono spis tychże gier, z możliwością zaznaczenia w co już się grało, a co dopiero będzie grane. Pomysł ekstra. Duży plus.

Mocnym punktem programu były wszelakie prezentacje, między innymi Wolsunga, nowego całkowicie polskiego settingu do d20, Poza Czasem, pierwszej gry RPG wydanej przez wydawnictwo Menhir, akcentu autopromocyjnego - gry Monastyr, a także długo oczekiwana premiera 7th Sea. To właśnie w tym bloku programowym, czyli również sali, nie wiedzieć czemu, umiejscowione były konkursy. Było ich kilka i z niekłamaną radością powiem, że w Konkursie Hardcore: Ultimate Combat, prowadzonym przez Ignacego 'ależ ja ładnie rysuję' Trzewiczka, zwyciężyła drużyna Poltergeist Crew, dumnie nosząca płód na plecach, w składzie Szczur, Seji oraz niżej podpisany. Zgodnie z tym co mówiła nazwa rzeczywiście łatwo nie było. Były również kalambury prowadzone przez Sejiego i Elmę, ale jakoś niespecjalnie je zarejestrowałem. Byłem, widziałem i niewiele pamiętam. Niedobrze ze mną, oj niedobrze.

Na Dracoolu były też LARP-y, i to w najlepszym wydaniu. Świat Mroku w realiach historycznych (mniej-więcej) oraz niezapomniany Świat Bloku: Fasada, w konwencji przypominającej Alternatywy 4, czy Rejs, obydwa autorstwa Grupy Trzymającej Władzę, czyli MAYA Team. Swoje miejsce znalazły również te dziejące się w świecie Neuroshimy, autorstwa Artuta, oraz w uniwersum gry Monastyr, autorstwa Filipa Kotarskiego. Najciekawszy był niewątpliwie ten dziejący się w konwencji Aliena. Grupa kilku ludzi biegała po całym konwencie, w środku nocy oczywiście, wydając z siebie rozmaite odgłosy, w skali porównywalnej do ryku myśliwca, a najlepsze jest to, że organizatorzy nic o nim nie wiedzieli. Krótko mówiąc - tej nocy mieliśmy mnóstwo wrażeń, niekoniecznie pożądanych.

Z ciekawszych rzeczy odbył się również turniej gry karcianej FANDooM, pochodzącej z ConQuestu. Zwycięzca, czyli Kuba Sobczuk, ma otrzymać własną kartę w kolejnej edycji. Ekipa Poltergeista z całych sił kibicowała redakcyjnemu Szczurowi, reprezentującego Wielkiego Guru Skrywającego Się Pod Postacią Gumowego Kurczaka. Niestety starania naszej ekipy nie przyniosły skutku i w przyszłym roku będziemy musieli obejść się bez karty naszego ulubionego konwentowicza. Trudno.

Drugą sprawą były względy bezpieczeństwa. Profesjonalna ochrona, która nie była tak do końca profesjonalna, szkoła, którą w nocy zamykano. Sytuacja raczej nieprzyjemna. Żeby wyjść na papierosa trzeba było pytać o zgodę organizatorów albo ukrywać się w toalecie. Trochę głupio. Na szczęście z wejściem w nocy nie mieliśmy specjalnych problemów, choć trzeba było to załatwić znacznie wcześniej. Ważne że funkcjonowało.

Dracool powoli dobiegał końca, a zadowoleni i niezadowoleni uczestnicy zaczęli opuszczać to pełne dziwnych gier miejsce. Nadszedł czas pożegnań i łez. Podsumowując, konwent zaliczam do udanych. Program może nie był najlepszy, może chwilami było nudnawo, ale jednak miło. Przyjechało sporo znajomych, było o czym porozmawiać, powspominać. W moim odczuciu gdyby nie silna ekipa, z jaką wybrałem się do Gliwic, po prostu bym się nudził. Mogło być lepiej, ale pewnie i tak pojadę na edycje 2005. Warto.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 4 / 6

Komentarze


Linka
   
Ocena:
0
O, nareszcie dowiedziałam się, co tak chałasowało w nocy :)

A kalambury fajne były!
10-07-2004 19:16
Umbra
   
Ocena:
0
Taa, a ja po przeczytaniu tekstu zaczalem troche zalowac, iz nie bylo mnie jednak na konwencie. Ale tylko troche.
12-07-2004 18:23
Corpus
    ShpaQ
Ocena:
0
juz ja sie z Toba rozlicze na zjezdzie za ta relacje. I Ty dobrze wiesz o czym mowie ;)
14-07-2004 00:32
ShpaQ
    Corpus...
Ocena:
0
Wiem o czym mówisz i właśnie na zlocie się będę tłumaczył. Na razie tylko skromne przepraszam. :(
Tak swoją drogą dodam, że Trzewik w jeszcze nie przysłał nam nagród.
Będę o tym pisał co tydzień.
18-07-2004 15:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.