Wtórność Van Helsinga rzeczywiście rzuca się w oczy. Po raz kolejny widzimy nieustraszonego poszukiwacza przygód (tym razem jednak z musu, a nie z zamiłowania), który bezlitośnie i konsekwentnie rozprawia się ze stadami potworów - w tej roli Hugh Jackman. Oczywiście w owej krucjacie towarzyszy mu piękna (a jakże) kobieta, która straciła całą swoją rodzinę i nie ma się do kogo się przytulić (Kate Beckinsale - aktorka, która, po Underworld, jest już przyzwyczajona do obecności wampirów w najbliższym otoczeniu). Do tego dochodzi standartowo safandułowaty pomagier-geniusz (David Wenham) i główny przeciwnik z piekła rodem (Dracula - Richard Roxburgh). Do tej wesołej gromadki dokooptowana jest dość klasyczna (momentami) historia, upiorny zamek i parę innych ciekawostek, na czele z efektami specjalnymi. Rzeczywiście odczuwamy wtórność... ale bardzo sporadycznie.
Przyczyna tego zjawiska jest bardzo prosta. Sommers podał nam film naprawdę świetnie skonstruowany i zupełnie (podkreślę - zupełnie) oryginalny pod względem fabuły. To miłe zaskoczenie spotęgowane zostało przez zwiastuny obrazu, które ukazywały tylko to, co w Van Helsingu pozostało z klasyki gatunku: atak wilkołaka, monstrum Frankensteina otoczone elektryczną aureolą, czy też zamianę Draculi w żądną krwi bestię. W samym filmie natomiast otrzymujemy wątki, o których zapowiedzi milczały. Mamy więc dość zaskakującą fabułę (może nie najwyższych lotów, ale dość znacznie odstającą od zwykłej walki głównego "obijmordy" z trzema potworami), parę tysięcy (tak - tysięcy) potworów więcej, a także kilka bardzo przyzwoitych zwrotów akcji, których przeciętny widz na pewno się nie spodziewa. To wszystko okraszone jest malowniczymi zdjęciami (głównie zamków i ośnieżonych szczytów) i wpadającą w ucho muzyką.
Słabą stroną filmu jest natomiast aktorstwo. Nawet jeżeli Sommers miał na celu stworzenie typowego pastiszu filmów grozy, to w tym konkretnym punkcie nieco przesadził. Kate Beckinsale wypada na tym tle zdecydowanie najsłabiej. Jest zbyt sztuczna, a jej transylwański akcent tylko potęguje negatywne wrażenie. Na szczęście aktorsko dość dobrze sprawdzają się główni antagoniści: Hugh Jackman jako typowy twardziel z samopowtarzalną kuszą i teatralny Richard Roxburgh, któremu asystują trzy równie teatralne (a przez to naprawdę miłe dla oka - nie tylko pod względem estetycznym) narzeczone.
Jeżeli więc macie dłuższą chwilę wolnego czasu (i tu kolejna niespodzianka: film jest niespotykanie długi, jak na przedstawiciela horrorów klasy B) i parę groszy w kieszeni, to wybierzcie się na Van Helsinga. Pośmiejecie się, pozachwycacie trochę oryginalnymi pomysłami reżysera i wreszcie załamiecie się przy końcowej scenie, która jest zdecydowanie najgorszym fragmentem filmu. Na pewno poczujecie też charakterystyczny komercyjny smrodek towarzyszący obrazom, które z założenia mają mieć część drugą. Co by jednak nie mówić o Van Helsingu, na ów ciąg dalszy chętnie się wybiorę - to, co smaczne, nigdy się nie znudzi. Mimo, że jest wtórne.