» Relacje » NeoSzederiada 2003

NeoSzederiada 2003


wersja do druku

Vratislavia Fantastica - czyli NeoSzederiada 2003


Dowiedziałem się, dojechałem i doświadczyłem na sobie co oferuje nowa edycja, wskrzeszonego jak feniks z popiołów wrocławskich konwentów czyli Neoszederiada 2003. Odbywał się od 7 do 9 listopada. Co ciekawe mangowy konwent Baka (nie był w tym roku połączony z Szederką) a odbywał się w tym samym terminie i zapewne jak Kłakon (ten sam czas ale w Warszawie) odebrał wielu potencjalnych uczestników. Z Poznania do Wrocławia mam niedaleko, więc podróż nie była dla mnie niczym męczącym, a tramwaj na miejsce jest zaraz spod dworca. Dojechałem na miejsce i tu od razu pojawił się zgrzyt, gdyż gdyby nie napotkany konwentowicz, nigdy bym chyba nie dotarł do celu. Nie było po drodze żadnych plakatów ani kartek jak tam dojść. W okolicy jest kilka szkół i nie łatwo odnaleźć właściwą. W końcu jednak trafiłem do tej co trzeba i ze świeżym spojrzeniem wstąpiłem w mury szkoły na ulicy Grochowskiej.

Trochę mnie to błąkanie zirytowało, ale po wejściu powitała mnie miła i uśmiechnięta organizatorka oraz nie miałem żadnych problemów z wejściówką. Dostałem program i nakierowano mnie na wszystkie ważne sale. W programie trochę brakowało bardziej szczegółowych opisów punktów i mapy szkoły, ale opowiadania zawarte wewnątrz jakoś to rekompensowały. Program nie była przepakowany, ale nie można powiedzieć, by był ubogi, a wybór punktów rozkładu dnia całkiem interesujący. Zrzuciłem rzeczy w Greenroomie, gdzie dożywiłem czekoladą Michała Oracza z Portala i zdobyłem "cudowną" informację, że Trzewik nie przyjedzie. Mogłem więc sobie wybić z głowy pokaz Monastyru i jakąkolwiek z nim rozmowę. Podejrzewam, że Wrocławianie i uczestnicy mu to zapamiętają.

Czas było zacząć zwiedzać. Ludzi było całkiem pokaźna ilość, lecz szkoła też nie należała do najmniejszych budynków jakie widziałem. Organizatorzy twierdzili, że przyjechało prawie trzysta osób. Część jednak wolała bitewniaki i karcianki, więc nie było zbyt dużego tłoku na korytarzach i w salach prelekcyjnych. Wszystkich jednak przyciągały liczne konkursy a larpy były mocno obstawione.

Piątek zaczął się od spotkania z redakcją pisma "Science Fiction". Rednacz Robert J. Szmidt zaczął bardzo ciekawie od stwierdzenia: "Czekam na pytania.", a potem już szło lekko. Magazyn ma się zmienić, bo szuflady autorów zaczynają świecić dnem i trzeba zacząć dawać więcej publicystyki albo więcej dobrych debiutów. Obiecał też nową atrakcję, mianowicie zaczną drukować komiks wg dość znanych opowiadań"Toy Toy Song" i "Toy Toy Trek". Było treściwie i ciekawie.

Następnie Andrzej Ziemiański odpowiedział na pytanie "Czy w zakresie zabijania zrobiliśmy jakieś postępy?" krótkim NIE i wzbudził tym straszną dyskusję miłośników bomby atomowej broniących swojej racji przeciw tym, którzy poparli prelegenta.

Kolejnym punktem programu było spotkanie z Kiryłem Jeskowem, prowadzone przez EuGeniusza Dębskiego. Jeskow po raz kolejny stwierdził, że pisał dla zwyczajnych miłośników fantasy, a nie dla ortodoksyjnych tolkienowców. Następnie obaj panowie powspominali Kira Bułyczowa od strony towarzysko-zawodowej i spotkanie łagodnie przeszło w konkurs o twórczości tego ostatniego. Konkurs wygrał samotrzećTata Wędrowycza czyli Andrzej Pilipiuk, którego nie można uznać za samotnego ojca, bo jest żonaty.

Sobotę zacząłem prawie razem z oficjalnym programem. O jedenastej samotny na polu boju Michał Oracz rozpoczął prelekcję połączoną z dyskusją nt. "Storylinia Neuroshimy - przedstawienie kolejnych zdarzeń w świecie NS". Okazało się, że pomimo małej szybkości wydawania kolejnych dodatków, historia idzie dalej. Jej motywem przewodnim będzie - Moloch szaleje, a jego Mały Brat, o wdzięcznym imieniu SMART robi Blitzkrieg. Dzielni Farmerzy z Teksasu mu się jednak postawią. Cytując jednego polskiego filantropa: "OJ, będzie się działo!!!". Jak to mam w zwyczaju, dorzuciłem im trzy popromienne grosze, ale nie wiem co z tego będzie. Wspomniano jeszcze o tworzonym dodatku o Miami autorstwa naszych Chłopców z WoD-y, czyli MIKK-a i Marcina Mortki. Poltergeist, jak widać, jest wszędzie..

Prelekcja Andrzeja Pilipiuka była jak zwykle fajna. Nonszalancja i poczucie humoru tego pisarza są szeroko znane co powoduje, że nawet na zwyczajnych spotkaniach autorskich można się nieźle pośmiać i dowiedzieć masy ciekawych informacji z wszelkich dziedzin.

Można się było jeszcze spotkać z kilkoma pisarzami: EeGeniuszemDębskim, Krzysztofem Kochańskim, Jackiem Komudą, Łukaszem Orbitowskim i Romualdem Pawlakiem, którego najnowsza książka Inne Okręty, właśnie ukazała się nakładem RUNY i miała tu swoją premierę. Poza tym pokazano kilka systemów bitewnych i odbyło się kolejne spotkanie Puszkina o "Drugiej Edycji Wiedźmina RPG". Powiedziałbym: standard.

Na koniec zostawiłem sobie jednak clou programu, czyli premierę najnowszej polskiej gry RPG, czyli tajemniczej Arkony. Przy wejściu na salę przywitały mnie dziewoje słowiańskie w wiankach i zastęp wojów. Na stół kładziono zaś kiełbasę, ogórki i lano miód. I jak tu nie lubić Słowian? Premiera była zrobiona dosłownie z "wielkim smakiem". Gorzej jednak było z samą merytoryczną prezentacją systemu. Okazało się, że niżej podpisany nie nadaje się do NKWD ani SB, ponieważ moje pytania dotyczące samej treści, pozostawały bez jakiejś konkretnej, wyczerpującej odpowiedzi. Za plus jednak należy od razu podać, że system wydano w luksusowej formie, ładniejszej nawet od polskiego D&D i co rzadko się u nas spotyka, terminowo. Jak na Zahconie dużo mówił wydawca, ale autorzy też w końcu coś dodali. Arkona ma być systemem długofalowym, dobrze promowanym i z wieloma dodatkami . Nie ma jakiejś określonej grupy docelowej, choć należy do nurtu Dark Fantasy. Postawiono tu na elastyczność, zabawę i wysoką grywalność. Głównymi atutami ma być "świeży świat" i storylinia kształtowana z udziałem fanów. Dla przypomnienia, mamy do czynienia z "historical fiction" - o tym co by było, gdyby bogowie słowiańscy naprawdę istnieli, a Mieszko I nie przyjął chrztu i dalej pozostał poganinem. Niestety nie dowiedziałem się czy w świecie Arkony nasz chrześcijański Bóg też istnieje. Premiera była świetnie przygotowana, a miód pitny z ogórkiem kiszonym i kiełbasą dobrze smakował. Co zaś do treści samego systemu, to poczytamy, zobaczymy...

Sumując, Szederiada 2003 była sympatycznym konwentem. Można było znaleźć trochę błędów (np.: ciągłe zmiany w programie, kino na korytarzu, organizatorów można było spotkać tylko na akredytacji, a i tam mało kto coś wiedział) ale widać, że po kilku latach widocznego spadku formy Wrocław powoli wraca na konwentową mapę Polski. Pochwalić jeszcze muszę barek w stylu postapokaliptycznym, gdzie żarcie i napoje były tanie i smaczne. Czegóż chcieć więcej? Wyjeżdżałem w niedzielę rano całkiem zadowolony. Jeśli ten konwent co roku będzie lepszy to może wróci do swojej świetności sprzed lat. Organizatorzy powinni jednak jeszcze trochę popracować nad budowaniem atmosfery konwentu (postapokaliptyczne motywy były tylko w barku) i atrakcyjnością punktów programu (tylko prezentacja Arkony była niestandardowa). Ten konwent nie miał tak naprawdę nic w sobie wyjątkowego i jedynego w swoim rodzaju. Było sympatycznie ale do dawnego poziomu jeszcze bardzo daleko. W skrócie: jak ktoś pojechał nie powinien żałować ale "fajerwerków" nie zobaczył.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


czeski
    Michał, ja ci teraz odpowiem, po znajomości i między nami :) :
Ocena:
0
W Arkonie Bóg Chrześcijański istnieje dokładnie tak ja w naszym świecie. Jest jedynie kwestią wiary. Słowem: podręcznik nie daje jasnej odpowiedzi - TAK czy NIE, w mechanice nie ma uwzględnionych żadnych zasad co do Boga, natomiast MG (czy inny Pan Losu) może zdecydować, że jednak czasem jakiś cudzik nastąpi.
12-11-2003 18:53
    Ja też byłem...
Ocena:
0
na neo... i udzielałem wywiadu dla radia :). Zreszta zaraz przy pilipiuku..... Całkiem fajny konwencik, swoją droga
15-11-2003 19:36

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.