» Relacje » Trójfikcje del Mar III

Trójfikcje del Mar III


wersja do druku

Niech żyje (do)wolność


W dniach 24-26 czerwca w Gdyni odbył się konwent Trójfikcje del Mar (powstały z połączenia TrójFikcji z Convent del Mar), organizowany m.in. przez kluby zrzeszone w Trójmiejskiej Federacji Fantastyki oraz serwis Trójmiejska Inicjatywa RPG'owa. Trójfikcje, Trójfikcje... Cóż, poprzednie dwie edycje musiałem zwyczajnie przegapić, ale ponieważ na nadmiar konwentów na Pomorzu nie można niestety narzekać, zdecydowałem się go nawiedzić. Mało tego, był to nawet konwent, na którym poprowadziłem pierwszy raz w krótkiej karierze punkt programu. Ale po kolei.

Lokacja konwentu, czyli Szkoła Podstawowa nr 10 w Gdyni, gdy sprawdziliśmy na stronie internetowej odpowiednie mapki, okazała się dogodna – zaledwie krok od kolei SKM i trzy kroki od wylotu trójmiejskiej obwodnicy. Dojazd był więc bezproblemowy zarówno dla osób z Trójmiasta, jak i spoza niego. Ech, co to za konwent, z którego na noc da się bez problemu wrócić do domu? Mimo to w piątek o 16:30 zapakowaliśmy się do wehikułu i ruszyliśmy, gdyż nasza obecność, co ustaliliśmy z organizatorami, była ze wszech miar pożądana. Przed 18 byliśmy na miejscu gotowi uderzyć na salony.

I wtedy pokazała się kulejąca organizacja. Na miejscu okazało się, że do dwóch alternatywnych terminów naszej prezentacji, czyli o 18 w piątek lub o 21 piątek, dołączył trzeci, i to ten wydrukowany w konwentowym informatorze: godzina 15, w niedzielę. Na dodatek okazało się, że zielony identyfikator Malkava (dla prelegenta) wywędrował z innym konwentowiczem (później zresztą go wyśledziliśmy) wskutek zbieżności ksyw, bo przecież nie nazwisk. Zmusiło to dziewczyny w akredytacji do improwizowania, i nas zresztą też. W końcu ustaliliśmy, że poprowadzimy nasz punkt programu podwójnie – w terminie przewidzianym w konwentowym info i w terminie podanym na stronie internetowej - tak aby nikogo nie zawieść.

Poza tym zgrzytem (gorzej czułbym się, gdybym przyjechał specjalnie na jeden dzień z daleka) nie mogę jednak powiedzieć o organizacji złego słowa. Nie mieliśmy problemów ze znalezieniem sali na nasze potrzeby – oddano nam do dyspozycji pustą Salę Konkursową (w piątek nie było tam przewidzianych żadnych atrakcji). Nie było też żadnych kłopotów z ogłoszeniem i przeprowadzeniem naszego punktu programu.

W oczekiwaniu na ten moment zwiedziliśmy konwent i okolice. Ponieważ znajdowaliśmy się w środku miasta, nie było problemów z zaopatrzeniem się w podstawowe produkty. Zaopatrzyć się można było również i w inne rzeczy – w Games Roomie były stoiska z grami, podręcznikami, a w holu – nawet z ceramiką. Z początku konwent zapowiadał się na wielką klapę, potem jednak zaczęliśmy spotykać coraz więcej fanów fantastyki. Odbyły się prelekcje, chociaż ze względu na dużą aktywność uczestników przypominały one czasem bardziej panele dyskusyjne. Z tego, co wiem, odbyły się tez wszystkie LARPy (nie jestem pewien co do falloutowego), chociaż w żadnym nie miałem okazji wziąć udziału.

Wreszcie nadeszła ta chwila - o dziewiątej rozpoczęła się nasza prezentacja, która trwała przez trzy godziny pełne opowieści, facecji i przypominania sobie ciekawostek ze świata Wolsunga (dla zainteresowanych: www.wolsung.pl). Salę napełniliśmy, zdradziecko przeczekując całą prelekcję BajMica i zapraszając wszystkich wychodzących na naszą. Pozdrowienia dla wszystkich, którzy zdecydowali się zostać i zignorować odbywające się na terenie konwentu ognisko. O północy udaliśmy się do domów, aby wrócić w sobotę, gdy konwent był w pełni, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać, patrząc na liczbę uczestników. Wrażenie psuje jednak fakt, że przez dwie godziny graliśmy w pożyczonego od Alchemika Munchkina w sali prelekcyjnej (staje się to z mojej strony swego rodzaju tradycją na konwentach) i najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało, bo prelekcje się nie odbywały. Za to Games Room, a także sala komputerowa, w której można było pograć w kultowego Quake 2 i Starcrafta, były pełne (sam też skorzystałem). Na korytarzach nie było może gwarnie, ale dała się zauważyć pewna liczba uczestników. Co z tego jednak, skoro z braku programu musieli oni okresowo skryć się i dusić we własnym gronie w salach.

Ostatnim dniem konwentu była niedziela. Przybyliśmy tego dnia dość późno i zdążyliśmy jedynie poprowadzić godzinną prezentację (przy zastraszająco niskiej frekwencji, ale co tam) oraz nie wziąć udziału w LARPie Crystalicum, prowadzonym przez Fenrana, gdyż odbywał się on w tym samym czasie. LARP zresztą podobno bardzo się udał, a ja miałem okazję wziąć w nim udział na Teleporcie. Ale to już inna historia.

Podsumowując: konwent na jakieś cztery z plusem. Poza poszatkowanym jak teczka kapitana Klossa programem, w zasadzie wszystko dopisało. Pozostaje tylko wierzyć, że doświadczenia zdobyte przez organizatorów pozwolą zrobić w sierpniu tego roku dużo lepsze TrójFikcje.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 4 / 6

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.