» Książki i komiksy » Forgotten Realms » Swordmage

Swordmage


wersja do druku

Kowboje znad Morza Księżycowego

Redakcja: Olga Wieczorek

Swordmage
Powieściowa linia Zapomnianych Krain przez długie lata swojego istnienia rzadko wychodziła poza ramy awanturniczego, heroicznego fantasy charakterystycznego dla świata wykreowanego przez Eda Greenwooda. Od czasu do czasu zdarzają się jednak literackie eksperymenty i zabawy formą.

Jednym z jaskrawszych przykładów tego zjawiska jest trylogia Blades of the Moonsea Richarda Bakera, która trafiła na półki sklepowe pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Każda z jej części czerpała inspiracje z innej odmiany literatury przygodowej. I tak pierwsza odsłona pod względem klimatu i konstrukcji fabuły przywodziła na myśl klasyczne opowieści o samotnych rewolwerowcach z Dzikiego Zachodu, a druga odwoływała się do historii o piratach spod znaku płaszcza i szpady. Była to też jedna z serii, które miały stanowić wprowadzenie do czwartej edycji Zapomnianych Krain i oswoić fanów settingu z odmienionym obliczem ich ulubionego uniwersum.

Wszystkie powyższe elementy sprawiają, że nawet dzisiaj, ponad dziesięć lat od premiery, warto przyjrzeć się bliżej Ostrzom Morza Księżycowego, by sprawdzić na ile dzieło Richarda Bakera zniosło próbę czasu i czy wciąż może zainteresować fanów książkowego oblicza najstarszej gry fabularnej. W niniejszej recenzji zajmiemy się pierwszą częścią trylogii zatytułowaną Swordmage.

Historia opowiedziana w Czarowniku miecza rozpoczyna się w momencie, kiedy Geran Hulmaster, wyszkolony przez elfy poszukiwacz przygód o dość unikatowych umiejętnościach i mrocznej przeszłości przybywa wraz ze swoim niziołczym kompanem Hamilem do Hulburga, niewielkiego portowego miasta leżącego na północnym wybrzeżu Morza Księżycowego i stanowiącego wrota do dzikich równin Tharu. Początkowo ich wizyta ma na celu złożenie hołdu zamordowanemu w tajemniczych okolicznościach przyjacielowi Gerana, ale okazuje się to być jedynie wstępem do całego splotu wydarzeń, który postawi bohaterów w samym sercu wielowątkowej intrygi i zmusi ich do stanięcia w obronie mieszkańców miasteczka przed nadciągającą ze wszystkich stron ciemnością.

Fabuła, choć niespecjalnie oryginalna i początkowo prowadzona dość leniwie, może się spodobać, szczególnie kiedy po kilku pierwszych rozdziałach akcja nabiera tempa. Kolejne wątki wprowadzane są umiejętnie, niektóre zwroty akcji potrafią zaskoczyć, a finał jest odpowiednio satysfakcjonujący. Największą siłą powieści jest jednak klimat – Hulburg to miasto jakby żywcem wyjęte z westernu (choć zamiast bezkresnych prerii otaczają je zmrożone pustkowia, a rolę bandytów pełnią plemiona szarych orków), Geran może nie nosi rewolwerów, ale i tak idealnie wpasowuje się w archetyp tajemniczego wędrowca o szorstkim charakterze, który w głębi serca wie kiedy postąpić słusznie. W pewnym momencie otrzymujemy nawet swego rodzaju wariację na temat pojedynku w samo południe. Na szczęście nie znajdziemy tu natomiast taniego moralizowania czy powierzchownych komentarzy społecznych będących plagą wielu późniejszych książek osadzonych w Zapomnianych Krainach.

Pozytywnie wypadają także bohaterowie. Co prawda nie ma tu może zapadających w pamięć, ponadczasowych kreacji, ale większość postaci, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych dobrze wpisuje się w przyjętą konwencję. Geran początkowo wydaje się dość antypatyczny i jednowymiarowy, ale z czasem zaczyna wzbudzać sympatię, w czym wydatnie pomagają przywoływane od czasu do czasu epizody z jego przeszłości. Hamil to dobry przyjaciel pełniący jednocześnie rolę swoistego głosu rozsądku, a Kara (mieszkająca w Hulburgu kuzynka Gerana) reprezentuje interesującą wariację na temat twardej mieszkanki dzikiego pogranicza. Przy tej ostatniej postaci warto zresztą zatrzymać się na dłużej, ponieważ autor przedstawił ją jako swego rodzaju odbicie głównego bohatera – osobę o zbliżonych cechach charakteru, ale ukształtowaną przez zupełnie inne wybory życiowe. W moim odczuciu ciekawy zabieg narracyjny. Gorzej niestety wypadają czarne charaktery, które spełniają swoją rolę w opowieści, ale nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Szczególnie rozczarowuje finałowy przeciwnik, który zbyt mocno przypomina stereotypowego bossa czekającego na poszukiwaczy przygód na końcu podziemnego labiryntu. Na szczęście nie wpływa to w znaczący sposób na odbiór całości.

Mówiąc o mankamentach powieści trzeba też wspomnieć o elemencie, który dla bardziej ortodoksyjnych fanów settingu może być największą wadą Czarownika miecza. Chodzi mianowicie o wyjątkowo minimalistyczne wykorzystywanie charakterystycznych elementów scenerii kampanii. Pojawią się tu co prawda dobrze znane nazwy geograficzne czy pewne postacie, ale tak naprawdę historia mogłaby bez żadnej straty zostać przeniesiona do jakichkolwiek innych realiów, gdzie istnieją cywilizowane społeczności położone na skraju dziczy. Mi osobiście takie rozwiązanie nie przeszkadzało zbyt mocno, ale jest to rzecz, o której warto pamiętać przed sięgnięciem po pierwszy tom Ostrzy Morza Księżycowego.

Przed ostatecznym podsumowaniem kilka słów warto jeszcze poświęcić walorom Czarownika Miecza z perspektywy fana papierowych gier fabularnych. W świetle poprzedniego akapitu widać wyraźnie, że jako fabularyzowany opis jednego z regionów odmienionego Faerunu książka sprawdza się w najlepszym razie marnie. Dużo lepiej wypada natomiast jako prezentacja mechanicznych konceptów wprowadzonych w czwartej edycji Dungeons & Dragons (i często kontynuowanych w D&D 5E) takich jak nowe klasy postaci (na czele z tytułowym czarownikiem będącym wariacją na temat doskonale znanego elfiego pieśniarza klingi) czy odmienione wizerunki klasycznych ras w rodzaju tieflingów. Sama opowieść także może stanowić dla Mistrza Podziemi źródło inspiracji, a Hulburg to właściwie gotowa baza wypadowa dla poszukiwaczy przygód.

Oceniając Swordmage trzeba powiedzieć, że powieść Richarda Bakera zadziwiająco wdzięcznie zniosła próbę czasu i nawet dziś jej lektura sprawia sporą przyjemność, a może nawet większą kiedy nie patrzy się na nią przez pryzmat internetowych wojenek dzielących społeczność fanów D&D pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Ciekawa konwencja, wciągająca i sprawnie poprowadzona fabuła oraz dobrze zarysowani bohaterowie tworzą opowieść, którą warto poznać. Jest to też pozycja atrakcyjna z punktu widzenia graczy Dungeons & Dragons, którzy odnajdą tu sporo materiałów wartych wykorzystania na sesjach.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Wszystkie to sprawia, że nie pozostaje mi nic innego jak polecić Czarownika miecza i wystawić mu wysoką ocenę widoczną w stopce poniżej. Zdecydowanie warto zapoznać się z faerunskim westernem, tym bardziej, że jego wersja elektroniczna (zarówno w formie ebooka, jak i anglojęzycznego audiobooka) wciąż jest bardzo łatwo dostępna.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Swordmage
Cykl: Blades of the Moonsea
Tom: 1
Autor: Richard Baker
Wydawca: Wizards of the Coast
Miejsce wydania: USA
Data wydania: 6 maja 2008
Liczba stron: 340
Oprawa: twarda
Format: 24x16 cm
Seria wydawnicza: Forgotten Realms
ISBN-13: 978-0786950225
ISBN-10: 0786950226
Cena: 24,95 USD



Czytaj również

Forgotten Realms Campaign Guide
Ostatni prawdziwy Opis Świata
- recenzja
The Feast of the Moon
Sceny słusznie usunięte
- recenzja
Dungeons & Dragons: Mindbreaker
Nie ma to jak w domu
- recenzja
Ed Greenwood Presents: Elminster’s Forgotten Realms
Z Elminsterem po Krainach
- recenzja
Dragon, Dungeon i listy mailingowe
Klasyczne podręczniki do FR w piątej edycji - cz. IV
Dungeons & Dragons: Infernal Tides
Piekło we Wrotach Baldura
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.