Pathfinder Roleplaying Game: Bestiary 4

Mnóstwo mitycznych monstrów

Autor: AdamWaskiewicz

Pathfinder Roleplaying Game: Bestiary 4
Monstra zapełniające stronice erpegowych bestiariuszy pochodzą z rozmaitych źródeł. Legendarne już w niektórych kręgach są historie o tym, skąd wzięły się w dedekach tak klasyczne dziś stworzenia, jak rdzewiacz czy beholder. Jedną z najważniejszych inspiracji dla twórców gier fabularnych pozostają jednak mity i legendy: starsze i młodsze, z bliższych i dalszych stron.

Do erpegowego kanonu weszły przecież stworzenia z mitologii greckiej (gryfy, minotaury czy cyklopy), średniowiecznych legend (jednorożce, mantikory i bazyliszki), haitańskiego (zombie) i bałkańskiego (wampiry) folkloru. Przeglądając podręczniki, nietrudno też znaleźć stworzenia z miejskich legend czy mitologii zupełnie wymyślonych – czy będzie to chupacabra, czy Spring Heeled Jack, czy Wielki Cthulhu.

Właśnie mityczne i legendarne potwory miały być tematem przewodnim pathfinderowego dodatku Bestiary 4, który na sklepowe półki trafił w październiku 2013 roku. Odpowiedzialne za jego publikację wydawnictwo Paizo już wcześniej zdobyło zasłużoną renomę między innymi dzięki znakomicie przyjmowanym bestiariuszom – dość powiedzieć, że w 2013 roku zdobyło ono zarówno złoty, jak i srebrny laur ENnie w kategorii Best Monster / Adversary odpowiednio za NPC Codex i Inner Sea Bestiary. Z uwagą więc śledziłem pojawiające się na stronie wydawcy zapowiedzi kolejnego zbioru potworów, jednak wzbudziły one we mnie mieszane uczucia. Choć Grendel z miejsca pozytywnie nastroił mnie do nadchodzącego podręcznika, a zębowa wróżka momentalnie wywołała uśmiech na mojej twarzy, to fajkolis przywodził na myśl co dziwniejsze monstra z czasów AD&D, będące przypadkowymi zlepkami rozmaitych stworzeń, a kamienny kolos budził niezbyt pozytywne skojarzenia z Transformerami.

Bestiariusze do trzeciej edycji D&D stawały się coraz gorsze w miarę rozwoju (a później wygasania) linii wydawniczej, poważnie zacząłem się więc obawiać, czy i pathfinderowe nie podążą ich śladem. Jak na razie Pathfinder unikał tej tendencji; wszystkie podręczniki  mające w tytule słowo "Bestiary" prezentowały przynajmniej dobry poziom, nawet jeśli niekoniecznie budziły mój entuzjazm. To, i zapowiedzi skoncentrowania się na mitycznych stworzeniach w czwartym już bestiariuszu pozwalały mieć nadzieję, że nie znajdziemy w nim zapychaczy w rodzaju wariantów znanych już potworów, kolejnych zwierząt albo nowych rodzajów ogranych do bólu smoków czy golemów.

Patrząc na grafikę zdobiącą okładkę podręcznika, można było bez obaw liczyć, że te nadzieje zostaną spełnione – Grendel, Wielki Cthulhu i Nosferatu, którzy spoglądają na czytelnika nienawistnymi oczyma, to monstra doskonale znane nie tylko fanom fantastyki, ale także osobom choćby pobieżnie zaznajomionym z kanonem kultury popularnej. Jeśli chodzi o jakość wydania dodatku, to nie odbiega ona od tego, do czego zdążyły nas przyzwyczaić inne pathfinderowe podręczniki – twarda oprawa, solidne szycie, bardzo dobre ilustracje.

Nie kwestie edytorskie decydują jednak w głównej mierze o wartości erpegowych bestiariuszy, a ich merytoryczna zawartość – jak jest z nią w przypadku pathfinderowego Bestiary 4? Niestety, jednym słowem można powiedzieć, że różnie. Gdyby autorzy faktycznie ograniczyli się do stworzeń z legend i mitów, dodatek zdecydowanie zasługiwałby na najwyższe noty. Twórcy podręcznika w znacznej mierze dotrzymali obietnic i przełożyli na systemową mechanikę wiele mitycznych i legendarnych potworów z całego świata i z rozmaitych obszarów kulturowych – od starogreckich wiedźm i tytanów, przez stwory ze skandynawskich i celtyckich podań, po dalekowschodnie monstra czy potworności straszące Majów, Inuitów i mieszkańców Jawy. Do tej części podręcznika trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia – choćby pobieżne zapoznanie się z mitycznymi korzeniami rozmaitych stworzeń z miejsca przynosi pomysły na wykorzystanie ich w przygodach. Dobrze udało się też podkreślić legendarny charakter potworów, rozważnie wykorzystując zasady z podręcznika Mythic Adventures – podczas gdy zwykle niezbyt przychylnym okiem patrzę na wykorzystywanie w pathfinderowych podręcznikach materiałów z dodatków, tutaj wyraźnie widać, że zasady z MA stanowią element opcjonalny: przydatny, gdyby prowadzący chcieli tworzyć scenariusze o legendarnych herosach, lecz spokojnie dający się pominąć w bardziej standardowych przygodach i kampaniach.

Drugim elementem, który w moich oczach także zasługuje na pochwałę, jest spore grono monstrów znanych doskonale wielbicielom twórczości Howarda Philipsa Lovecrafta, jego przyjaciół i epigonów. Wcześniejsze tomy Bestiary zawierały opisy księżycowych bestii, ogarów z Tindalos czy mieszkańców Leng. Tutaj dołączyły do nich między innymi potworne grzyby z Yuggoth, skrzydlate dzieci nocy, starsze istoty i gwiezdny pomiot Cthulhu, jak i sam Wielki Przedwieczny, któremu służą (a obok niego także Hastur i Bokrug).

Skoro jednak o Cthulhu mowa, trudno nie dostrzec tu dwóch kwestii, które trudno potraktować jako zalety recenzowanego podręcznika. Pierwszą z nich jest fakt, że stosunkowo wiele opisanych w nim potworów to przedruki z innych pathfinderowych suplementów – większość lovecraftowskich monstrów, jakie tu znajdziemy, pojawiła się w przygodzie Wake of the Watcher, a wszystkie nowe rasy zaczerpnięte zostały z Advanced Race Guide. Przypuszczam, że również sporo z pozostałych stworzeń nie pierwszy raz opuściło drukarnie Paizo. Co, oczywiście, nie musi być postrzegane jako minus – po pierwsze MG niekoniecznie musi mieć dostęp do całej linii wydawniczej, po drugie zaś zebranie tych wszystkich monstrów w jednym tomie z pewnością ułatwi wykorzystanie ich na sesjach.

Poważniejszym minusem jest dla mnie fakt, iż stosunkowo dużo z opisanych w Bestiary 4 potworów ma epicką Skalę Wyzwania. Biorąc pod uwagę zasady awansu pathfinderowych postaci powyżej dwudziestego poziomu, stworzenia z SW zbliżającym się do 30 to już kompletna abstrakcja – rozumiem, że władcy demonów i Wielcy Przedwieczni nawet dla legendarnych bohaterów stanowić będą śmiertelne wyzwanie, ale mimo wszystko trudno mi nie odnieść wrażenia, że konstruowanie tak potężnych przeciwników to już wyłącznie sztuka dla sztuki, realne szanse na ich wykorzystanie w grze są właściwie zerowe.

Nawet pomimo tych uwag mógłbym ocenić recenzowany podręcznik jako bardzo dobry. Niestety jednak znaczną jego część stanowią opisy potworów i istot, które trudno mi potraktować inaczej niż jako zapychacze, mające nabić bestiariuszowi odpowiednią objętość. Nowe rodzaje smoków, dinozaurów, zwierząt czy golemów można mnożyć w nieskończoność, nieświadomie przekraczając już granice absurdu i śmieszności – dodo jako chowaniec, pchła wielkości konia czy golem ze złomu z pewnością nie zagoszczą na moich sesjach. Trudno mi także podejść pozytywnie do tworzenia kolejnych wariacji znanych już monstrów – kamienne, żelazne czy cielesne golemy powiększone do kolosalnych rozmiarów (i z odpowiednio podbitą Skalą Wyzwania) zmuszają do zastanowienia, czy wydawcy z braku lepszych pomysłów nie zaczną analogicznie przeskalowywać innych, znanych już, konstruktów.

Nim jednak przekonamy się o tym przy okazji premiery Bestiary 5, czwarty tom pathfinderowego bestiarium pozostaje pozycją, która na pewno może wzbogacić szeregi przeciwników do wykorzystania przez Mistrzów Gry w nowych przygodach. Z pewnością jednak nie traktowałbym tej pozycji jako obowiązkowej. Choć, póki co, jej zawartość nie została jeszcze włączona w skład systemowego Reference Document, to wydaje się to być jedynie kwestią czasu. Ponadto odnoszę wrażenie, że nawet jeśli miałoby to nastąpić niezbyt prędko, to i tak wydanie równowartości bez mała czterdziestu dolarów na ten bestiariusz mogę polecić tylko najbardziej zagorzałym fanom systemu. Mimo że w żadnym razie nie oceniałbym tego podręcznika jako zły, a niektóre z opisanych w im stworzeń zdecydowanie zasługują na pochwałę, to w trakcie lektury trudno było mi pozbyć się wrażenia, że twórcom z Paizo zaczynają wyczerpywać się pomysły na nowe potwory, i że muszą oni uciekać się do swego rodzaju "kreatywnej księgowości", by zapełnić kolejne strony bestiariusza. Czas pokaże, czy to tylko chwilowa zadyszka, czy bardziej trwała tendencja – na szczęście jednak sukces NPC Codex pokazuje, że nawet gdy formuła standardowego bestiariusza już się wyczerpie, zawsze są inne sposoby na stworzenie ciekawych i oryginalnych przeciwników dla postaci graczy.

 

Dziękujemy sklepowi Rebel.pl za udostępnienie podręcznika do recenzji.