» Bohaterowie Niezależni » Bohaterowie Krain » Lureene Rowanmantle

Lureene Rowanmantle


wersja do druku

Piękna córka starego rodu w służbie Pana Poranka

Redakcja: Marek 'Planetourist' Golonka

Głośne pukanie do drzwi wyrwało młodą kobietę ze snu. Przekręciła się na drugi bok i nakryła głowę poduszką mając nadzieję, że natrętny gość sobie pójdzie. Osobnik za drzwiami nie rezygnował jednak, a dziewczyna wkrótce usłyszała głos.

- Lady Rowanmantle? - tutaj Tolgan. Jestem właścicielem gospody, a Pani prosiła, aby ją obudzić o świcie.
- Dobrze, dobrze – powiedziała zaspanym głosem z łóżka – już się obudziłam, dziękuję. Przygotuj śniadanie, zaraz zejdę.

Po chwili usłyszała kroki oddalające się w korytarzu, a następnie cichnące na schodach. Sama leżała jeszcze przez chwilę po czym usiadła na łóżku i kiedy doszła już do siebie rozejrzała się po pokoju. Nie był duży, zaledwie jedno pomieszczenie z najpotrzebniejszymi sprzętami. Było tu jednak czysto, co świadczyło o wysokim standardzie tej przydrożnej karczmy gdzieś na wschód od Arabel. Zerknęła na okno. Sądząc po pozycji słońca, barman wywiązał się ze swojego obowiązku i obudził ją wcześnie rano. Za wcześnie, powiedziała sobie. Kolejny rzut oka pozwolił określić lady Rowanmantle, że wszystko jest na swoim miejscu: czerwony płaszcz leży na oparciu krzesła, o jedną z nóg stoi oparty buzdygan, a nieco dalej widać lekką kuszę. Pozostałe części stroju były porozrzucane po całym pokoju, a jako taki porządek panował jedynie na toaletce, gdzie stały poukładane różnego rodzaju perfumy oraz złoty naszyjnik. Przynajmniej byłam wczoraj na tyle przytomna aby niczego nie zepsuć.

Kilka minut później wstała i po krótkim orzeźwieniu się w misce z wodą podeszła do lustra. Zobaczyła w nim młodą, najwyżej 18-letnią dziewczynę o arystokratycznych rysach twarzy, głębokich zielonych oczach o intensywnej barwie i bujnej grzywie rudych włosów. Teraz jednak oczy były nieco zamglone po nieprzespanej nocy, a fryzura pozostawała, delikatnie mówiąc, w nieładzie. Lureene. Wyglądasz okropnie - mruknęła do siebie – nigdy więcej nie daj się namówić na świętowanie razem z krasnoludami urodzin jednego z nich. Nawet jeśli będą mówili, że to tylko symboliczny toast. Pokręciła głową, po czym, szepcąc cichą modlitwę do bogini piękności Sune, rozpoczęła poranną toaletę.

Jej myśli powędrowały w tym czasie daleko w przeszłość. Do czasów, kiedy nie budziła się w zapomnianej przez bogów tawernie, ale w pięknej, wyłożonej marmurem oraz wyposażonej w najlepsze meble sypialni. Czasów, kiedy prowadziła życie niemal księżniczki, bo była niemal księżniczką. To było zupełnie inne życie. Odpowiedź na pytanie brzmi: tak, Lureene Rowanmantle była, a właściwie wciąż jest, bogatą szlachcianką z jednego z najstarszych rodów szlacheckich w Cormyrze. Urodziła się w 1355 roku RD. Jako trzecia córka nie miała zbyt dużych praw do dziedziczenia całości majątku, ale posag wystarczyłby jej na długie, dostatnie i przyjemne życie. Nie wspominając nawet o tym, że z jej urodą i wyglądem szybko znalazłaby niejednego adoratora, mimo swojego młodego wieku. Pierwsze lata życia tak właśnie jej mijały, na ciągłych zabawach, przyjemnościach, balach oraz podróżach. Wtedy nie obchodziły jej troski ludzi czy ich problemy. Owszem, była osobą wrażliwą na piękno, ale nie znała świata poza wysokimi murami zamku i złotymi drzwiami karety. Śniła wspaniały sen na jawie, który nigdy nie miał się skończyć...
Lureene skończyła nakładać delikatny makijaż, po czym przeczesała jeszcze włosy, poprawiając finezyjną fryzurę z wplecionym w nią wiankiem z wiosennych kwiatów. Następnie wstała i zaczęła się ubierać. Założyła lekką skórzaną zbroję, którą zawsze nosiła podczas podróży, na plecy narzuciła płaszcz i zapinając przy pasie buzdygan odwróciła się do niewielkiej półeczki pod lustrem. Jej wzrok padł wykonany ze złota symbol przedstawiający wschodzące słońce. Podniosła go i zamyśliła się na chwilę. Ile to już czasu minęło? – zapytała się w myślach – Zaledwie rok, a zdaje się, jakby była to cała wieczność. Znów wróciła do wspomnień o niezwykłej podróży do Marsember.

Działo się to w Zielone Trawy roku 1372. Wtedy to razem z rodzicami i rodzeństwem wyjechała na południe Leśnego Królestwa, aby obejrzeć bardziej oddalone posiadłości rodu. Podczas pobytu w portowym mieście nieco znudzona ciągłymi rozmowami oraz oficjalnymi przyjęciami Lureene wymknęła się, aby zobaczyć jak na ulicach wygląda to jedno z najbardziej radosnych świąt w roku. Przechadzając się po zatłoczonych placach, mostach i ulicach chłonęła radosną atmosferę festiwalu. Płynąc wraz z kolorowymi korowodami, trafiła na nieco opustoszałą ulicę za wielkim, okazałym budynkiem. Przechodząc tym zaułkiem zobaczyła całą mroczną część miasta, biedaków, żebraków, brud i choroby. Tutaj, zaledwie kilkanaście metrów od roztańczonych tłumów ludzie umierali nie mając pojęcia, że coś takiego jak zabawa czy śmiech w ogóle istnieje. Lureene potykając się o spód swojej sukni wybiegła czym prędzej z tego mrocznego miejsca i gnała przed siebie nie patrząc nawet, dokąd zmierza. Zatrzymała się dopiero, kiedy wpadła na jakiegoś młodego człowieka w miękkich szatach. Chłopak powstrzymał ją, po czym odezwał się przyjaznym, spokojnym głosem: Dokąd tak pędzisz, młoda damo? Spokojnie, już wszystko w porządku. Nieco speszona szlachcianka spojrzała na ubranego w śnieżnobiałe kapłańskie szaty chłopaka, a następnie rozejrzała się po pomieszczeniu i uświadomiła sobie, że jest w jakiejś świątyni. Odgłosy festiwalu wciąż do niej dochodziły z zewnątrz, ale tutaj panował przyjemny spokój.

- Gdzie?.. Gdzie ja jestem? – spytała, kiedy odzyskała zdolność mówienia. – Kim jesteś?
- Odpowiadając na Twoje drugie pytanie, mam na imię Malan i jestem kapłanem Lathandera. – powiedział z uśmiechem - To miejsce natomiast to „Dom Porannej Mgły” jedna z jego najważniejszych świątyń w Cormyrze. Jak brzmi Twoje imię?
- Lureene – odpowiedziała, nieco się rumieniąc – przepraszam, nie wiedziałam, że to święte miejsce, nie chciałam tak tutaj wpadać.
- Nic nie szkodzi. Lepiej powiedz co się stało, że tak tutaj wpadłaś?
- Ja... ja brałam udział w festynie i zabłądziłam... – głos jej się na chwilę załamał – ...i wtedy trafiłam do zaułka za tym budynkiem. Widziałam tych wszystkich umierających ludzi i... i uciekłam. Jak to możliwe, że takie rzeczy dzieją się prawie na progu waszej wspaniałej świątyni? Przecież jesteście tutaj po to, aby pomagać ludziom, prawda? Powiedz mi Malanie – domagała się nieco roztrzęsiona dziewczyna.
- Przejdźmy się, dobrze? – rzekł nieco poważniej Malan, po czym wyprowadził młodą arystokratkę do ogrodu. Spacerowali tam przez wiele minut zanim kapłan znów się odezwał przerywającą coraz bardziej przytłaczającą ciszę.
- Masz rację twierdząc, że nie wygląda to najlepiej. Oczywiście wiemy o tych wszystkich ludziach na zewnątrz – dodał, odpowiadając na nie zadane pytanie Lureene – Niestety nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Każdy, kto przyjdzie do świątyni otrzyma pomoc bez względu na to, kim jest. Mimo to wielu nie chce naszej pomocy, uważając nas za egoistów żądnych władzy i złota. Czasem jest to prawda, ale większość z nas naprawdę chce pomagać ludziom.
- Czemu więc nie pomagacie? Czemu nie wyjdziecie do ludzi? Zamiast wydawać fortunę na upiększanie tego miejsca, ofiarujcie je biednym!
- A czy Ty sprzedajesz swój dom, aby pomóc żebrakowi, moja droga? – odpowiedział spokojnie. – Sądzę, że nie. Nie zaprzeczaj, nie ma w tym nic złego. I tak, wiem, że jesteś szlachcianką, to widać po Twoim stroju i stylu bycia.
- Masz rację – odpowiedziała nieco speszona – jestem Lureene Rowanmantle z Arabel, szlachcianka. Przepraszam, że nie powiedziałam wcześniej.
- Nic się nie stało, naprawdę. Widzisz jednak, tak samo jak osoby twojego stanu nie wydają całej swojej fortuny na pomaganie biednym, tak i my nie możemy pozwolić sobie na wykorzystanie wszystkich środków na leczenie innych. Ważne są też inne rzeczy, czasem ważniejsze jest ocalenie duszy niż ciała. Dlatego właśnie powstała ta świątynia. Jako kapłani Lathandera pielęgnujemy piękno i nauczamy, że może ono być lepszym lekarstwem, niż magia. Wielokrotnie widziałem jak zwykli ludzie przychodzili tutaj i kiedy patrzyli na wnętrza czy przechadzali się po tych ogrodach na ich zatroskanych twarzach pojawiał się uśmiech, na chwilę zapominali o problemach dnia codziennego. Taki widok jest dla nas równie ważny jak wyleczona choroba czy rana. Teraz rozumiesz, Lureene, czemu świątynia tak wygląda?
- Tak Malanie. Teraz rozumiem. – powiedziała cichym głosem – przepraszam za to, co mówiłam wcześniej. Nie miałam pojęcia jak to wszystko wygląda.
- Nic się nie stało. Jesteśmy tutaj po to, aby nauczać – odpowiedział z uśmiechem – a teraz wracaj do zabawy, noc jest jeszcze młoda i niech Pan Poranka nad Tobą czuwa.

Kapłan uśmiechnął się po raz ostatni, odwrócił się i zaczął iść wolno w stronę świątyni. Młoda dziewczyna stała przez chwilę niezdecydowana, po czym rzuciła się biegiem za Malanem i kiedy tylko do niego dobiegła wysapała ledwie słyszalnym szeptem – Mogę się do was przyłączyć? - Malan tylko się uśmiechnął, a następnie objął szlachciankę i ruszył wraz z nią do świątyni.

Tak oto Lureene Rowanmantle została akolitką w przybytku Lathandera w Marsember. Nie wróciła wraz z bliskimi do rodzinnego miasta tylko pozostała tutaj wybierając swoją własną drogę życia. Przez kolejne miesiące pobierała nauki na temat dogmatów i zasad Patrona Świtu. Jednocześnie szkolono ją w strzelaniu z kuszy i posługiwaniu się buzdyganem (ulubioną bronią bóstwa) oraz swobodnym noszeniu różnego rodzaju pancerzy. Nie była zbyt silna, więc od początku preferowała lekkie skóry nad ciężkie bojowe zbroje. Jej ulubionym elementem nauki było jednak strzelanie, do którego posiadała wrodzony talent. Pomagała również kapłanom, a także wypełniała swoje własne obowiązki. Początkowo trudno było jej się przystosować do ciężkiej fizycznej pracy, ale wkrótce przyzwyczaiła się i twarde łóżko czy brak snu nie przeszkadzały jej. Wkrótce po odebraniu pierwszych święceń zaczęła towarzyszyć kapłanom udającym się do chorych w różnych częściach miasta. Pomagała ludziom dzięki łasce boga i choć często moce wydawały się zbyt małe, silna wiara pozwala jej dodawać otuchy nawet tym, którzy umierali jej na rękach. Bardzo mocno przeżywała jednak takie wypadki.

Przez prawie rok życie Lureene wyglądało w ten sposób. Mieszkała w świątyni i nie opuszczała praktycznie miasta. Od tamtego pamiętnego dnia nie widziała też swojej rodziny. W końcu jednak w Śródzimie roku 1373 odebrała ostatnie błogosławieństwa i postanowiła wrócić w rodzinne strony. Kilka dekadni później była już gotowa. Na pożegnanie otrzymała od Malana magiczny płaszcz, który miał sprawić, że będzie zdawała się jeszcze piękniejsza (choć wszyscy przyznawali, że młoda dziewczyna ma wręcz olśniewającą urodę).

Wyposażona w nowy ciepły płaszcz, ubrana w lekką skórzaną zbroję, z bronią przy boku i sakwami pełnymi zapasów opuściła Marsember kierując się do domu, do północnego Cormyru. Postanowiła jechać przez Bór Hullack, aby dzięki temu przez pewien czas nacieszyć się urokami dzikiej przyrody...

Kapłanka nieco mocniej ścisnęła święty symbol i, kręcąc głową jakby starała się odgonić dawne myśli, założyła go na szyję. Szybko ubrała się, zebrała swoje rzeczy oraz broń i wyszła na korytarz. Sprawdzając ostatni raz, czy wszystko wzięła z uśmiechem zadowolenia przekręciła klucz w zamku po czym ruszyła do jadalni, już na schodach czując przyjemny zapach świeżego pieczywa i smażonej jajecznicy.

Szybko zbiegła na dół i wkroczyła do wspólnej sali. Podeszła do stojącego za barem Tolgana, podziękowała mu za pobudkę i zamówiła szybkie śniadanie z kubkiem mocnej ziołowej herbaty. Chwilę później z naparem w ręku ruszyła do jednego z wolnych stolików niedaleko paleniska. Idąc tam, usłyszała głośne wiwaty i pozdrowienia od siedzącej przy dużym stole grupki krasnoludów, najwidoczniej wznoszącej toast na cześć dziewczyny. Ciekawe, czym sobie zasłużyłam na taką ich przyjaźń – myślała patrząc na uśmiechnięte twarze brodaczy, z którymi wczoraj świętowała – choć z drugiej strony chyba jednak nie chcę wiedzieć – dodała w myślach i usiadła przy własnych stoliku.

Karczmarz przyniósł wkrótce talerz jajecznicy oraz koszyk pełen świeżych, pachnących bułek. Lureene podziękowała mu uśmiechem, po czym zabrała się do jedzenia i rozmyślań nad tym, jak daleka droga pozostała jeszcze do Arabel. Potok jej myśli przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili do środka wszedł mężczyzna w skórzanej zbroi i zielonym płaszczu, zapewne myśliwy lub tropiciel. Na plecach miał łuk a przy boku długi miecz. Podszedł do baru i zamówił mocne piwo. To niemożliwe – pomyślała kapłanka o mało co nie upuszczając widelca – przecież powiedział, że jedzie południową drogą do Suzail. Może jednak zmienił zdanie i postanowił pojechać tędy. Wątpliwości dziewczyny rozwiał jednak sam nieznajomy, odwracając się w jej kierunku i ukazując młodzieńcze, gładko ogolone oblicze. Przesadzasz Lureene, przecież nie każdy łowca musi być od razu nim – zganiła się w myślach, odwzajemniając uśmiech młodzieńca i wracając do jedzenia. W wyobraźni wróciła jednak to wydarzeń, które rozegrały się zaledwie kilka dni temu...

Lureene po opuszczeniu Marsember i przeprawieniu się przez wschodnie ziemie Leśnego Królestwa minęła Grzmiące Wierchy na zachód Przesmyku Grzmotu i w końcu wjechała na znajome ziemie północnego Cormyru. Następnie wjechała do Boru Hullack - starej puszczy, która pamiętała jeszcze czasy elfów. Las był mroczny i gdzieniegdzie wciąż widoczne były resztki brudnego śniegu, ale widać było też budzące się życie w postaci kwiatów, pierwszych liści na drzewach czy radośnie śpiewających ptaków. Kapłanka delektowała się uczuciem spokoju i harmonii zwalniając konia, aby choćby chwilę dłużej zostać w tym lesie. Piękno natury było dla niej równie cenne, co piękno wytworów ludzkich rąk.

Wtem coś spłoszyło ptaki, które z głośnym piskiem wzbiły się w powietrze. Lureene zatrzymała się, niepewna, kładąc rękę na wiszącej przy siodle kuszy i starając się usłyszeć lub zobaczyć to, co spłoszyło zwierzęta. Po chwili do jej uszu dotarły odgłosy walki w lesie. Niewiele myśląc dziewczyna zeskoczyła z konia, przywiązała go do najbliższego drzewa i kurczowo ściskając w rękach kuszę ruszała w stronę odgłosów. W miarę jak się zbliżała szczęk oręża stawał się coraz wyraźniejszy - podobnie jak przekleństwa i jęki bólu. Jest ich co najmniej kilku – powiedziała w myślach, kiedy dźwięki stały się wyraźniejsze. Wkrótce mogła zobaczyć między drzewami migające postacie. Kiedy podeszła bliżej i objęła wzrokiem całą scenę, aż jęknęła ze grozy. Na niewielkiej, pokrytej śniegiem polance zobaczyła samotnego mężczyznę ubranego w strój tropiciela, który przy pomocy zdobionego sztyletu i lekko połyskującego długiego miecza starał się odgonić napastników. Sądząc po dwóch ciałach leżących na ziemi całkiem nieźle mu szło. Wrogów pozostało jeszcze czterech. Trzech ubranych w ciężkie płytowe zbroje i ciemne płaszcze atakowało człowieka przy pomocy długich mieczy i kryło się za dużymi tarczami z wizerunkiem smoka na tle słońca. Starali się zajść samotnego wojownika od tyłu, aby wykorzystać swoją przewagę. Sposób ich poruszania zdradzał doskonałe wyszkolenie. Najgroźniejszy był jednakże czwarty z nich, ubrany w ciężkie czarne szaty oraz ciepły futrzany płaszcz człowiek gestykulował w powietrzu jednocześnie mrucząc jakieś niezrozumiałe słowa w tajemnym języku magii. Czarodziej, cudownie – powiedziała do siebie Lureene, po czym wymierzyła z kuszy w pierś maga. Celowała przez chwilę i nacisnęła spust w momencie kiedy inkantacja osiągnęła apogeum. Chwilę później słowa urwały się z głuchym bulgotem, a mężczyzna w szatach osunął się na ziemię ściskając wystający mu z piersi bełt. Pozostali wojownicy stali przez chwilę oszołomieni, ale jeden z nich zauważył ukrytą w lesie kapłankę i wraz ze swoim kompanem ruszył w jej kierunku. Trzeci został, aby związać walką tropiciela. Lureene widząc biegnących w jej stronę wrogów chwyciła ręką swój święty symbol i błyskawicznie wypowiedziała słowa jednej ze znanych sobie modlitw. Przymknęła oczy wyciągając rękę, a w stronę mężczyzn popłynęła fala dźwięku o wysokiej częstotliwości, raniąc ich i otumaniając. Kapłanka dziękując bogu wyciągnęła buzdygan i ruszała w ich stronę. W tym czasie człowiek w zieleni powalił swojego wroga i, przymierzając się, cisnął sztyletem w jednego z powoli dochodzących do siebie wojowników. Celny rzut zabił go na miejscu. Niedługo później drugi padł od ciosu zadanego buzdyganem kapłanki, a ocalony człowiek spojrzał na Lureene i zaczął mówić: - Kim je... – po czym padł na ziemię nieprzytomny z powodu ran i zmęczenia.

Dziewczyna bez zastanowienia podbiegła do niego, przyklękła w czerwonym od krwi śniegu i chwytając święty symbol Lathandera zaczęła kolejną modlitwę. Wkrótce poczuła, jak przepływa przez nią lecznicza energia, jej dłonie lśnią błękitnym blaskiem a rany mężczyzny zasklepiają się pod jej dotykiem. Kiedy boska moc uleciała z kapłanki, większość ran człowieka była wyleczona a on sam oddychał znacznie swobodniej. Młoda szlachcianka uśmiechnęła się błogo, czując satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Następnie przyjrzała się uważniej meżczyźnie. Miał około czterdziestu lat, na ogorzałej twarzy widać było zmarszczki troski oraz zaciętości. Kilkudniowy zarost świadczył o tym, że był on od dłuższego czasu w podróży. Nosił doskonale wykonaną skórzaną zbroję, na której lśniły delikatne runy. Najbardziej uwagę dziewczyny przyciągnęła jednak przypięta do poły płaszcza po zewnętrznej stronie spinka w kształcie harfy i półksiężyca. Więc jesteś Harfiarzem, przyjacielu... – pomyślała, ale zanim zdążyła dokończyć myśl mężczyzna otworzył oczy i szybkim ruchem złapał ją za rękę, jednocześnie wyciągając kolejny sztylet i przykładając go jej do gardła. Wysyczał:

- Kim jesteś i co tutaj robić dziewczyno ? – jego głos był głęboki i nie znoszący sprzeciwu.
- Puść mnie, to boli – krzyknęła kapłanka odruchowo starając się zabrać rękę – Nic ci nie zrobię, przed chwilą uratowałam cię przed tymi ludźmi i uleczyłam twoje rany.

Mężczyzna rozejrzał się, schował sztylet i rozluźnił chwyt na ręce kapłanki tak, że ta bez problemu mogła się wyrwać. Wstał ciężko, po czym podszedł i zabrał z ciała jednego z ludzi swoją broń i chowając ją odwrócił się do swojej wybawicielki.

- Przepraszam cię za moją reakcję – zaczął – ale od dawna jestem w podróży i nauczyłem się nie ufać ludziom. Nazywam się Garrick, jestem tropicielem i jadę do Suzail w pewnej bardzo ważnej misji.
- Dla Harfiarzy?... – wypaliła bez namysłu młoda panna Rowanmantle.

Garrick spojrzał na nią przenikliwie, po czym uśmiechnął się patrząc na swój płaszcz.

- Ech – westchnął – tak więc wiesz kim jestem, a ja nawet nie znam twojego imienia. Jednak odpowiadając na pytanie tak, należę do Grających i właśnie dla nich wykonuję zadanie. Ci tutaj natomiast – powiedział wykonując ręką zamaszysty gest – to Zhentarimowie, którzy starają się mnie powstrzymać odkąd dekadzień temu opuściłem Cienistą Dolinę.
- Wybacz, nie chciałam cię zdenerwować – odpowiedziała ciszej kapłanka – Nazywam się Lureene Rowanmantle. Jestem kapłanką Lathandera i wracam właśnie do domu. Usłyszałam krzyki i chciałam sprawdzić co...
- Już dobrze, dobrze – odparł Garrick podchodząc do dziewczyny i obejmując ją uspakajająco. – Dziękuję ci za uratowanie życia i przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. W porządku?
- Tak. Już w porządku – odpowiedziała kapłanka, ukradkiem wycierając łzy i wysuwając się z objęć tropiciela.
- Cieszę się. Mogę coś dla ciebie zrobić?
Kapłanka stała przez chwilę, walcząc z myślami. W końcu podjęła decyzję i wypaliła. – Powiedz jak można wstąpić do twojej organizacji.
- Co takiego? – zająknął się zaskoczony tropiciel.
- No wiesz, jak zostać jednym z Harfiarzy. Słyszałam o was wiele dobrego podczas pobytu w świątyni. Możesz mi pomóc?
- Dobrze – powiedział człowiek – jestem ci to winien za uratowanie życia, a wyglądasz na dobrą osobę. Pamiętaj tylko, że droga jest jeszcze daleka.

Następnie podszedł do swojego plecaka leżącego na skraju polany i wyciągnął z niego kawałek pergaminu, po czym szybkim ruchem napisał na nim kilka słów. Podał kapłance mówiąc:

- Daj to niziołkowi w Arabel, nazywa się Joser Minstrelwish i jest handlarzem, a także naszym agentem w mieście. Powiedz, że chcesz być Harfiarką i masz poparcie Garricka z Amnu. Zapamiętasz?
Dziewczyna pokiwała jedynie głową, biorąc papier.
- Dobrze, zatem powodzenia i do zobaczenia – odparł tropiciel, zbierając swoje rzeczy – jeszcze raz dziękuję - rzucił, znikając w lesie na południu.

Wciąż zszokowana Lureene zabrała swoją kuszę i wróciła na szlak po swojego wierzchowca. Zastanawiała się przez chwilę co ma robić, ale w końcu popędziła konia stwierdzając, że skoro i tak jedzie do Miasta Karawan to nic nie stoi na przeszkodzie, aby odwiedziła niziołka.Właściwie będzie miała dużo czasu...

Kapłanka wróciła do rzeczywistości, gdzie wciąż siedziała za stołem, ku radości krasnoludów, bezmyślnie gapiąc się w zimną jajecznicę. Odłożyła widelec, wstała i kładąc na stoliku kilka sztuk srebra zaczęła zbierać się do wyjścia. W tym momencie do karczmy wpadł zadyszany młody chłopak. Stanął na środku i kiedy tylko doszedł do siebie zaczął krzyczeć: Dobrzy ludzie, pomóżcie, zaraza w naszej wiosce! Nasz kapłan nie żyje a zanim dotrze pomoc z Arabel wszyscy umrzemy. Błagam, zlitujcie się. Lureene wpatrywała się przez chwilę w chłopaka, rozważając coś w myślach. Zaledwie dwa oddechy później zacisnęła w ręku monety, a na jej twarzy natomiast pojawił się krzywy, zadziorny uśmiech.

- Którędy do Twojej wioski, chłopcze? – krzyknęła z pewnością w głosie, a kiedy ten odwrócił się do niej, uśmiechnęła się jeszcze raz – ponoć szukasz pomocy, a tak się składa, że jestem kapłanką i sądzę, że mogę się do czegoś przydać.
Chłopak patrzył na nią jak urzeczony, nie mogąc powiedzieć słowa. Zdołał jedynie sztywno przytaknąć.
- Uznam to za zgodę. Tolganie, siodłaj mojego konia i jeszcze jednego dla tego młodzieńca – oznajmiła, rzucając barmanowi monetę i przy wtórze krasnoludzkich wiwatów ruszyła do wyjście z tawerny. Za nią wlókł się wciąż zszokowany młody człowiek.

Wykorzystanie na sesjach

Lureene Rowanmantle to bohaterka na początku swojej kariery poszukiwaczki przygód. Wciąż nie potrafi odpowiedź sobie na pytanie, co tak naprawdę chce robić w swoim życiu. To oraz brak wiedzy o prawdziwym świecie sprawia, że dziewczyna może doświadczyć wielu przygód, na które wcale nie była gotowa. Poniżej prezentujemy kilka przykładowych pomysłów.

  • Gracze trafiają do ogarniętej przez chorobę wioski, do której wcześniej udała się Lureene. Na miejscu okazuje się jednak, że uzdrowiciele przysłani z Arabel nie dają sobie rady z leczeniem choroby. Młoda kapłanka ma natomiast pewien niestandardowy pomysł, do jego realizacji potrzebuje jednak grupy poszukiwaczy przygód.
  • Po przybyciu do Arabel Lureene zaczyna realizować swój plan dołączenia do organizacji Harfiarzy. Jeśli gracze należą do tej grupy mogą zostać poproszeni o obserwowanie i ocenę przydatności panny Rowanmantle dla sprawy Grających.
  • Bohaterowie zostają wynajęci przez jednego ze starszych rodu Rowanmantle, który pragnie przywrócić młodą latorośl na łono rodziny i skończyć z jej fanaberiami. Gracze mają o to zadbać. Jeśli będzie trzeba, mogą sięgnąć po niestandardowe metody.
  • Poszukiwacze przygód zostają wynajęci przez skupioną na Smoczym Wybrzeżu grupę heretyków, którzy wierzą w rychły powrót Amaunatora – starego boga słońca, zastąpionego przez Lathandera. Doszli oni do wniosku, że posiadanie w swych szeregach tak aktywnej młodej kapłanki może być dobrym sposobem na przekonanie do siebie w większej grupy wiernych.

Lureene Rowanmantle SW 3
Kobieta człowiek kapłan Lathandera 3
CD średni humanoid (człowiek)
Init
+1; Zmysły Nasłuchiwanie +3, Spostrzegawczość +3
Języki chondathski, elfi, wspólny

KP 14, dotykowy 11, nieprzygotowany 13
PW 16 (3 KW)
Wytrw +4, Ref +2, Wola +6

Szybkość 9 m (6 pól)
Wręcz +3 (1k8, mistrzowski ciężki buzdygan) lub
Na dystans +5 (1k10/19-20, mistrzowska ciężka kusza)
Bazowy atak +2, Zwarcie +2
Akcje specjalne odpędzanie nieumarłych (3. poziom, 6/dzień, 2k6+6 KW nieumarłych), potężniejsze odpędzanie
Przygotowane czary kapłana (PC 3):
2. poziom: eksplozja dźwięków (ST 15), słabsze przywrócenie energii żywiowej*, uspokojenie emocji (ST 15)
1. poziom: błogosławieństwo, sanktuarium, rozumienie języków, zauroczenie osoby (ST 14)*
0. poziom: naprawa, odporność, stworzenie wody, światło
*Czar domenowy. Domeny: odnowa (1/dzień odzyskuje 1k8+3 pw po ich spadku poniżej 0), słońce (1/dzień potężniejsze odpędzanie)

Atrybuty S 10, Zr 12, Bd 12, Int 12, Rzt 16, Cha 17 (15 bez płaszcza)
Atuty skupienie na broni (ciężka kusza), wprowadzona Lathandera (Przewodnik gracza po Faerunie), żelazna wola
Umiejętności Czarostwo +7, Dyplomacja +9, Koncentracja +7, Wiedza (religia) +7
Posiadane przedmioty przedmioty użytkowe oraz Promyk Piękna (płaszcz charyzmy +2), mistrzowska ćwiekowana skórznia, mistrzowski ciężki buzdygan, mistrzowska lekka kusza, 20 bełtów, 100 sz
 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Starzec młody nie tylko duchem
Forgotten Realms: Demoniczna nekropolia
Grobowce łupieżców i rozbójników
Wyboiste początki nowych kampanii
Szkolne błędy weteranów
Forgotten Realms Campaign Guide
Ostatni prawdziwy Opis Świata
- recenzja
Forgotten Realms: Alamard
Osada piratów, duchów i awanturników
Zagubiona narracja o historii
Zapomniane aspekty Zapomnianych Krain

Komentarze


Kamulec
   
Ocena:
0
Rozpiska miała pewnie być bardziej dogodna, ale moim zdaniem nie stosowanie klasycznego rozmieszczenia wartości powoduje trudność ze znalezieniem poszczególnych informacji, więc jest złym pomysłem.

Tekst ciągły w formie długaśnego opwiadania, więc nie przeczytałem.
01-12-2011 00:49
Radnon
   
Ocena:
0
Dzięki za komentarz. Zdaję sobie sprawę, że jest to dość długi tekst, ale mimo to zachęcam do zapoznania się w wolniejszej chwili.

O typach rozpisek rozmawialiśmy już chyba przy innej okazji. Osobiście uważam, że "nowy" sposób (jak zabawnie by to nie brzmiało w kontekście schematu, który wyszedł z użytku 3 lata temu) rozpisywania statystyk jest bardziej czytelny od "klasycznego". Przy czym zdaję sobie też sprawę jak dużą wagę odgrywają w tym wypadku prywatne preferencje (i siła przyzwyczajenia).
01-12-2011 09:36
Kamulec
   
Ocena:
0
Zobaczę, ale raczej zachęta na mnie nie wpłynie, nie lubię opisów-opowiadań.

___

Wtedy chodziło o modyfikowanie mechaniki w rozpiskach, nie o formę zapisu.

Nie przeczę, że poszczególne rodzaje rozpisek mogą być bardziej lub mniej dogodne. Sądzę jednak, że każdy woli trochę inną i dlatego dobrze opublikować w wersji oficjalnej, wszystkim znanej, a tym samem w miare przystępnej dla każdego w odbiorze. W razie potrzeby można układ rozpiski przerobić sobie samemu.
01-12-2011 12:02
MiszczPodziemi
   
Ocena:
0
Po pierwsze - staty zapisane są w sposób do jakiego przyzwyczaiło mnie Paizo i jest to dla mnie bardzo czytelne. Po drugie same statystyki są ok choć jest to point buy 32. Niestety do standardowej kampanii z pb 25 postać jest ciut zbyt mocna. Co do opisu fluffu - za długi, nie czytałem ;p
02-12-2011 13:30
Kamulec
   
Ocena:
0
Haczyk: Paizo wydaje Pathfindera, a statystyki są do 3.5.

Edycja: moje zdanie niezmienne - większość osób nie korzysta z takich rozpisek - ale nie będę nabijał komentarzy.
02-12-2011 14:43
Radnon
    W kwestii oficjalności
Ocena:
0
Zaprezentowany tutaj schemat statystyk jest oficjalny (nawet bardziej niż "klasyczny", bo późniejszy) i został stworzony przez Wizardów na potrzeby edycji 3.5. Pierwszy raz pojawił się chyba w "Przewodniku Mistrza Podziemi 2" i był wykorzystywany konsekwentnie do zamknięcia linii wydawniczej. U nas jest mniej znany, ale pojawił się w dwóch przygodach wydanych przez ISA.

Natomiast obecnie z jego lekko zmodyfikowanej wersji rzeczywiście korzysta Paizo.
02-12-2011 15:08
MiszczPodziemi
   
Ocena:
0
Paizo ma swojej ofercie także 3 Adventure Paths, kilkanaście pełnych przygód i kilkadziesiąt w Dungeonach do 3.5. Wszędzie zapisują staty tak samo.
02-12-2011 15:09
Radnon
   
Ocena:
+1
@ MiszczPodziemi
Samych Adventure Paths jest więcej, choć na łamach Dungeona wyszły rzeczywiście trzy (a jedna została potem przedrukowana jako podręcznik).

Trudno mi powiedzieć czy postać jest zbyt mocna, może trochę, ale z drugiej strony jest raczej mało prawdopodobne aby statystyczni gracze mieli z nią walczyć.

@ Kamulec (Edycja)
Zapewne większość osób korzysta na swoich sesjach z autorskich sposobów rozpisywania bohaterów (bo IMHO żaden z wizardowskich zbyt wygodny to nie jest). Oczywiście jeśli otrzymamy od czytelników wyraźny feedback z życzeniem powrotu do klasycznego modelu to nie widzę przeszkód. Na razie jednak pozostajemy przy modelu gdzie to autor danego artykułu podejmuje decyzje jak chce rozpisywać zawarte w nim postacie.
02-12-2011 17:52
MiszczPodziemi
   
Ocena:
+1
Zapewne masz rację, liczyłem tylko te przy których jestem pewien, że są do 3.5. Nie chodzi jednak o ilość a o fakt, że Paizo nie tylko Pathfinderem stoi ;-)
02-12-2011 18:03
Kamulec
   
Ocena:
0
Statystyczna postać gracza to długobroda drowka, a zarazem licz barbarzyńca paladyn o imieniu Robin Kapturnik.

"Oczywiście jeśli otrzymamy od czytelników wyraźny feedback z życzeniem powrotu do klasycznego modelu to nie widzę przeszkód. Na razie jednak pozostajemy przy modelu gdzie to autor danego artykułu podejmuje decyzje jak chce rozpisywać zawarte w nim postacie."

W tym wypadku napisał to niejaki Radnon, rzekomo mas… szef działu.
02-12-2011 18:15
Planetourist
   
Ocena:
+1
Prawdę mówiąc, statystyki popełniłem ja, więc już tłumaczę:

Po pierwsze, faktycznie to autor decyduje, jak rozpisze postaci i wydaje mi się, że ma to sens - przecież wszystkie możliwe sposoby opisaliśmy kiedyś na stronie. Co najwyżej możemy linkować pod każdą pracą w tym formacie do tłumaczącego ją artykułu. Po drugie, nie kierowałem się konkretnym point buy - po prostu dałem Lureene statsy, które moim zdaniem pasowały do jej stworzonego przez Radnona opisu. Wydaje mi się, że ich nijak nie zoptymalizowane (kapłanowi INT się w walce nie przydaje) rozłożenie równoważy to, że są wysokie.
02-12-2011 20:43
Kamulec
   
Ocena:
0
Atrybuty są pod względem mechaniki niezłe. Kapłan potrzebuje INT, bo mu bazowo 2 PU, i zawsze musi brać koncentrację.

"przecież wszystkie możliwe sposoby opisaliśmy kiedyś na stronie"
Nie chodzi o zrozumienie tekstu, lecz o nawyki. Każdy prowadzący zna Księgę Potworów, wiec oparty na niej model rozpisywania pozwala w miarę szybko znaleźć co potrzebuje. Moim zdaniem ważna jest wartość średnia poszukiwania, a nie optymalna.
02-12-2011 23:07

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.