Brama Wody - Elaine Cunningham

Nie to, co poprzednio.

Autor: Marcin 'Verghityax' Pawłowski

Po nadzwyczaj długich oczekiwaniach ISA wreszcie uraczyła nas drugim tomem trylogii Doradcy i Królowie. Podobnie jak w Ogarze Magów akcja nadal rozgrywa się w Halruai, postacie również są te same, lecz poza tym niewiele zostało z klimatu panującego w poprzedniej części, a taki spadek formy to zdecydowanie coś, czego nie spodziewałbym się po najlepszej pisarce ze świata Zapomnianych Krain.

Po wydarzeniach jakie miały miejsce na Bagnach Akhlaura, Matteo nadal piastuje stanowisko doradcy królowej Beatrix, zaś Tzigone zostaje uczennicą czarodzieja Basela Indoloura i dąży do odnalezienia swej rzekomo zamordowanej matki. Kiva, która zbiegła ze swego więzienia w świątyni Azutha, nadal nie ustaje w wysiłkach by wywrzeć zemstę na całej Halruai. Andris po odkryciu swego elfiego dziedzictwa porzuca wszystko co niegdyś było dla niego ważne, aby odnaleźć swoje korzenie, zaś przebiegły Procopio Septus ostrzy sobie zęby na tron króla Zalathorma. Tak w skrócie telegraficznym przedstawia się początek Bramy Wody.

Przez pierwszą połowę książki jest dosyć ciekawie, miejscami pojawia się nawet kilka przezabawnych, nieco rubasznych żarcików. Do tego postacie Procopio Septusa oraz króla Zalathorma wyraźnie nabierają barw, przez co stają się oni jednymi z najciekawszych bohaterów powieści. Niestety, odbyło się to najwyraźniej kosztem innych. Autorka niezbyt udolnie stara się pokazać, że Kiva popada w coraz to większe szaleństwo - w efekcie postać ta traci głębię i staje się nijakim, szablonowym czarnym charakterem. Do tego wszystkiego w Bramie Wody pojawia się legendarny nekromanta Akhlaur. Na nim również się sromotnie zawiodłem, gdyż jego osobowość jest płytka niczym kałuża. A co do Matteo i Tzigone, to raczej bez zmian.

Kolejny mankament jest łatwo zauważalny w ostatnich kilkudziesięciu stronicach powieści. Wygląda to tak, jakby autorka przez większość książki nazbyt się rozpisywała, aż tu nagle zorientowała się, że zostało jej tylko około sześćdziesięciu stron i na siłę starała się zmieścić w nich całą resztę zaplanowanej fabuły. Jakie są tego efekty, łatwo się domyślić. Akcja biegnie zbyt szybko, wytraca po drodze cały klimat i zostawia po sobie spory niesmak. Jedynie ciekawe zakończenie częściowo ratuje sytuację, co i tak nie zmienia faktu, iż wszystko mogło wypaść znacznie lepiej.

Tłumacz poradził sobie ze swym zadaniem całkiem nieźle, podobnie jak korekta, dzięki czemu mogłem się chociaż cieszyć brakiem literówek. W porównaniu z Ogarem Magów okładka stoi nieco wyżej pod względem poziomu technicznego (nie ma śladów po angielskim tytule, jak miało to miejsce w przypadku Ogara...), jednak, jak na mój gust, jest też znacznie brzydsza. Wpierw miałem zamiar ocenić Bramę Wody na 4, jednak podniosłem ocenę do 5 za Procopia i Zalathorma, jednocześnie licząc na to, iż w ostatniej części trylogii Elaine Cunningham się zrehabilituje. A przy okazji żywię nadzieję, że ISA nie każe nam na ową trzecią część czekać tyle, ile czekaliśmy na Bramę Wody, gdyż sięgając po tę powieść zdążyłem już zapomnieć większość z tego, co wydarzyło się w Ogarze Magów.

Ocena: 5/10

Tytuł: Brama Wody (The Floodgate)
Autorzy: Elaine Cunningham
Tłumaczenie: Michał Studniarek
Korekta: Ewa Polańska
Wydawca: ISA
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 320
ISBN: 83-88916-92-0
Cena: 26,90 zł

Brama Wody