Bastard King of Thraxford Castle

Upiorny dzień świstaka

Autor: AdamWaskiewicz

Bastard King of Thraxford Castle
Popularność ruchu OSR bezustannie owocuje kolejnymi wariacjami staroszkolnych systemów – na łamach Poltergeista przybliżaliśmy przynajmniej niektóre z nich, a jako że i po polsku są dostępne staroszkolne gry fabularne, można spodziewać się, że popularność – i użyteczność – przeznaczonych do nich materiałów będzie jedynie rosnąć.

Jednym z wydawnictw tworzących oeserowe materiały jest brytyjska firma Leyline Press, naszym czytelnikom znana z gry Shadow of Mogg, która niedawno opublikowała zestaw broszur pod wspólnym tytułem Albion Tales – z czasem przekonamy się, czy seria będzie rozbudowywana. Nominalnie nie są one przeznaczone do żadnego konkretnego spośród staroszkolnych systemów, ale biorąc pod uwagę ich mechaniczną lekkość i wysoki stopień kompatybilności, z łatwością można wykorzystywać te materiały w dowolnej spośród gier nurtu OSR.

Pierwszym suplementem z cyklu jest przygoda Bastard King of Thraxford Castle. W wersji elektronicznej liczy siedem stron (łącznie z okładką), niestety różnych rozmiarów, co ujemnie wpływa na komfort lektury – wynika to z tego, że w wersji papierowej jest to broszura wydrukowana dwustronnie na jednej kartce i przeznaczona do złożenia, w efekcie niektóre elementy mają pionowy układ jednego fragmentu takiej broszury, a inne – horyzontalny, gdy zajmują dwa.

Zgodnie z opisem opublikowanym na stronie wydawcy, Bastard King... jest przygodą inspirowaną średniowieczną historią Brytanii, starymi horrorami z wytwórni Hammer oraz leciwymi dedekowymi przygodami (wspominany The Lichway, do którego odwołuje się opis modułu, ukazał się w magazynie White Dwarf jesienią 1978 roku).

We mnie jednak lektura tego scenariusza budziła skojarzenia przede wszystkim z moim ulubionym settingiem z czasów drugiej edycji AD&D, jakim jest Ravenloft (który powrócił też w najnowszej odsłonie D&D), przedstawia on bowiem wioskę u stóp wiekowego zamczyska, której mieszkańcy nie mogą jej opuścić, objęci klątwą, której ofiarą – i źródłem – jest władca tej upiornej domeny.

Upiornej, bowiem wszyscy, którzy w niej umrą, powstają o świcie jako nieumarli, w potwornej parodii dotychczasowego życia, po wieczność kontynuując swą egzystencję, a nawet gdyby całkowicie zniszczyć ich fizyczne powłoki, odrodzą się jako bezcielesne widma. Co gorsza, wieśniacy nawet nie zdają sobie sprawy, że coś jest z nimi nie tak, i tylko przybysze z zewnątrz, tacy jak postacie graczy, mogą zmienić status quo – przynajmniej dopóki żyją.

Broszura przynosi opis zamku i wioski leżącej u jego stóp oraz informacje o mieszkańcach wszystkich przybliżonych lokacji. Dostajemy solidną mieszankę groteski, obrzydliwej makabry i przyzwoitego – nawet jeśli niełatwego – śledztwa. I tu od razu trzeba postawić najpoważniejszy zarzut – wbrew opisowi podawanemu przez wydawcę nie jest to bowiem przygoda w klasycznym rozumieniu tego pojęcia. Nie dostajemy ani żadnych wydarzeń, ani jasno postawionego celu, ani nawet BN-ów czy frakcji, których dążenia napędzałyby fabułę, tylko opis lokacji, z których MG samodzielnie będzie musiał złożyć scenariusz.

Tak przynajmniej mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, lektura podsuwa bowiem dość oczywisty rozwój wyjściowej sytuacji i wręcz naturalny cel, który postacie będą chciały zrealizować – samodzielnie, lub przy wsparciu sojuszników, których też da się znaleźć w zamku i jego okolicach. Należy bowiem oczekiwać, że bohaterowie (lub, co gorsza, tylko niektórzy spośród nich) padną ofiarami klątwy wiążącej ich w wiosce, i siłą rzeczy będą poszukiwać sposobu na wydostanie się z niej. A dróg do tego, co przyjąłem z pozytywnym zaskoczeniem, jest kilka, od prostych i ewidentnych (choć niekoniecznie dostępnych wszystkim grupom poszukiwaczy przygód), po skomplikowane, ale mające też bardziej dalekosiężne skutki. Domyślam się, że w założeniu autora postacie graczy mają eksplorować wioskę i zamek, mozolnie łączyć ze sobą tropy i poszlaki, każdego dnia obserwując, jak pokonani wczoraj wrogowie wracają do nie-życia, by w końcu znaleźć sposób na wyrwanie się z tego błędnego koła i powrót do (przynajmniej względnej) normalności. Patent doskonale znany, niejednokrotnie sprawdzony (choćby w przygodzie An Amarnthine Desire ze zbioru Nameless Horrors do Zewu Cthulhu), szkoda tylko, że nie jest to powiedziane wprost.

Trzeba też mieć świadomość, że taki model rozgrywki nie wszystkim graczom musi przypaść do gustu, a błąkanie się po omacku bez choćby poszlak, gdzie szukać wyjścia, może być źródłem nieustającej frustracji. Dostajemy bowiem połączenie tunelu grozy z escape roomem, tyle, że bez limitu czasowego i podpowiedzi – mieszanka niecodzienna i na pewno dość ciężkostrawna, ale mimo wszystko mogąca dać graczom sporo satysfakcji.

Spore zastrzeżenia budzą we mnie deklaracje oparcia modułu na brytyjskiej historii – oczywiście nie znam jej zbyt dogłębnie, ale bez bardziej jednoznacznie wskazanych nawiązań czy odniesień sprawiają one wrażenie jedynie niczym nie popartego pustosłowia. Nie wpływa to w żadnym stopniu na komfort lektury ani tym bardziej grywalność, musi jednak znaleźć swoje odzwierciedlenie w końcowej ocenie.

A ta w znacznej mierze zależeć będzie po pierwsze od nastawienia, z jakim odbiorca sięgnie po tę pozycję, po drugie zaś – od indywidualnych preferencji grających. Osoby szukające wartkiej akcji, wciągającej fabuły czy wyrazistych konfliktów nic takiego nie znajdą, natomiast te, które lubią żmudne, mozolne śledztwa bez oczywistych tropów (przynajmniej na starcie) i cenią sobie satysfakcję wynikającą z pokonania trudnego wyzwania dzięki wytrwałości, cierpliwości i drobiazgowemu łączeniu okruchów z trudem zdobywanych informacji, mogą przekonać się, że zamek Thraxford przetestuje ich możliwości do maksimum.

Przy nieco innej prezentacji treści i – przede wszystkim – bardziej adekwatnym przedstawieniu, czym faktycznie jest, Bastard King of Thraxford Castle dostałby ode mnie ocenę dobrą. W obecnej formie otrzymuje notę nieco tylko powyżej przeciętnej, ale mimo wszystko sądzę, że fani staroszkolnych systemów i tak mogą rozważyć sięgnięcie po tę przygodę.

 

Dziękujemy wydawnictwu Leyline Press za udostępnienie podręcznika do recenzji.