Dust Tactics: Armia zombie

Wesołe życie zombiaczka

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Dust Tactics: Armia zombie
Jeśli ktoś obudzi mnie o drugiej w nocy i spyta o najbardziej klimatyczną armię Dust Tactics, to bez wahania odpowiem – zombie! Tak, tak, zombie w świecie, w którym w 1947 roku II wojna światowa nadal trwa w najlepsze. Zapraszam do przeglądu armii!

Nic nie dzieje się bez powodu, również zombiaki pojawiły się na polach bitew nie bez przyczyny. W 1947 roku państwa Osi dysponują świetną technologią z laserami oraz rakietami X-7 na czele. Brakuje im jednak jednego zasobu: ludzi. Stąd też niemieccy naukowcy z korpusu Blutkreuz rozpoczęli prace nad uzupełnieniem niedoboru w żołnierzach. Jedną z opcji stały się goryle bojowe, drugą "recykling" poległych wojaków i danie im drugiego życia. Tak powstała przerażająca armia.

Nie da się ukryć, że zombie to wiekowa armia i bynajmniej nie chodzi życie po życiu bohaterów niniejszego tekstu. Większość jednostek miała swoją premierę dłuższy czas temu, zaś ostatnie lata były nad wyraz skromne jeśli chodzi o premiery. Paradoksalnie same modele sprostały próbie czasu i to pomimo tego, że w Duście pojawiło się co najmniej kilka przepięknych figurek.

Zombiaki są dokładnie takie, jakie być powinny: powykrzywiane w grymasach twarze, zapadłe oczy i ściągnięta skóra idą w parze z podziurawionymi mundurami, krwawiącymi ranami oraz odsłoniętym kręgosłupem. Demonicznie prezentuje się Frank von Stein (cóż za piękna gra słów i skojarzeń!), zaś iście hellboy'owym projektem figurki uwodzi Totenmeister. Co tu długo pisać, jest klimat!

Chciałoby się napisać, że na polu bitwy zombie wypadają tak samo jak na kolekcjonerskiej półce. Tutaj  jest jednak… różnie. Na pewno dużym atutem jest podstawowa cecha ożywieńców, czyli uniki piechoty na dwóch rezultatach. W teorii to kolosalny atutu, w praktyce zaś cecha rzeczywiście sprawdza się dobrze, o ile tylko generałowi nie przyjdzie stanąć naprzeciwko miotaczom. To prawdziwe nemesis tej armii, podobnie jak jeszcze jedna kombinacja, o której jednak napiszę później.

Zróbmy szybki przegląd armii dla osób nie mającej dotychczas styczności z nią. Zombiaki dysponują tylko jednym mechem: Heinrichem. Lekka maszyna służy nieocenionym wsparciem przeciwlotniczym oraz przeciwpiechotnym. Ważną role odgrywają nieźle uzbrojeni nieumarli grenadierzy. Ten zespół potrafi skutecznie ostrzelać i wrogich piechocińców i ukąsić panzerfaustami pojazdy. Kolejna ekipa to oddział samobójców uzbrojony w pięć panzerfaustów oraz tyle samo min. No i najbardziej fantazyjna jednostka, czyli słynne mindlessy; tanie lecz bezmyślne zombiaki, które za sprawą pancernych rękawic potrafią zdewastować dowolny pojazd.

Niemalże osobną grupą są dedykowani bohaterowie. Frank von Stein jest wybitnym specjalistą od walki wręcz i uruchamia kapitalny pluton, Totenmeister potrafi wskrzesić poległe mindlessy (czy to już można nazwać życiem po życiu po życiu?) oraz również uruchamia swój pluton. Wolfgang dodaje bezmyślnym zombie punkty życia oraz rękawice, a dość podobnie działa Grenadier X, chociaż ten preferuje piłę tarczową.

Na powyższej bazie można zmontować fantastyczny pluton dowodzony przez Franka. Jego działanie jest proste: za samą akcję ataku wręcz, jednostka broniąca się otrzymuje znacznik "pod ostrzałem" lub "przygniecenia ogniem". Co więcej, sojusznicy zaatakowanego oddziału, którzy widzieli zdarzenie będąc w odległości trzech pól również otrzymują takie znaczniki. Fabularnie nazwano to wzbudzaniem przerażenia co świetnie oddaje sytuację. Ważniejsze jest jednak to, w praktyce pluton działa znakomicie i zapewnia mnóstwo frajdy dowodzącemu, niezależnie od finalnego rezultatu zapasów.

Można też rozważyć zastosowanie plutonu Totenmeister. Co do zasady mindlessy są powolne i nie mogą zajmować celów, a przecież o nie często toczą się rozgrywki. Sytuacja poprawia się, kiedy w ich sąsiedztwie znajduje się właśnie ta bohaterka, zwiększająca zakres ruchu oraz pozwalająca na wykonywanie szarż. Uruchamiając pluton wszystkie małe zombie mogą szarżować niezależnie od położenia swojej "matki", jak również zajmować strategiczne punkty. Na papierze wygląda to fajnie, jednak w mojej opinii nie do końca się sprawdza. Dzięki Wolfgangowi oraz Grenadierowi X można przełamać zakaz zajmowania celów, zaś przy odrobinie wprawy Totenmeister poradzi sobie z obsłużeniem bezmyślnej dziatwy będąc częścią lepszego zespołu dowodzonego przez Franka.

W teorii wszystko wygląda fajnie: trudne do zabicia zombiaki brną przez pole bitwy, niszcząc po drodze sprzęt pancerny i rozdając ciosy na lewo i prawo. Praktyka jest jednak dużo bardziej skomplikowana i armia wymaga obudowania bardzo ważnym elementem: moździerzem. Wystawienie się na ostrzał wrogiej artylerii jest pierwszym krokiem do porażki bowiem ta broń jest w stanie zdziesiątkować hordy nieumarłych. Co więcej, jeden moździerz może okazać się kapryśny, warto więc mieć dwa.

Warto od razu wyjaśnić taktykę grania z użyciem osłony postawioną przez sojuszniczą artylerię. Kluczowe jest powolne podchodzenie do linii oponenta, będąc jednocześnie skrytym w dymie. Krok po kroczku horda przemieszcza się zwartą grupą, by w odpowiednim momencie, m.in. dzięki wpływowi Totenmeister wykonać "katapultę" na szeregi wroga. Celem jest natychmiastowe zalanie wroga masą jednostek i odebranie szans na wystrzelanie swoich, pojedynczych oddziałów.. Jest ten zamysł powiedzie się, wówczas ilość szybko zamieni się w jakość.

Pewnym wyzwaniem jest również zagwarantowanie ochrony przeciwpiechotnej. Armia zombie ma problem z takimi jednostkami. Grenadierzy zapewniają rozsądną liczbę kostek, jednakże punktowo są drodzy. Za 1 punkt więcej można obecnie wystawić dwie jednostki piechoty, które zwyczajnie zasypią ten zespół gradem kul. Można próbować ratować się blutkreuzowymi laserowymi grenadierami, tutaj z kolei ilość kostek będzie wyraźnie mniejsza. Pewnym pomysłem jest najemny zespół Justyny, kosztujący 5 punktów. Moim marzeniem jest jednak nowa jednostka do tej frakcji, która wzmocniłaby siłę jej karabinów maszynowych. Może gniazdo z ckm-em?

Zwodnicza jest również taniość małych zombie: za 5 punktów łatwo wskazać jednostki dużo bardziej efektywne, zwłaszcza że – podkreślę z całą mocą – nawet dwa rezultaty na unikach nie zapobiegną eliminacji składu w obliczu huraganowego ognia rywali. Tak, wiem, marudzę, ale jednostka powinna być tańsza o jeden punkcik. A już prawdziwą pomyłką są zombie samobójcy. Niby 5 panzerfaustów, niby 5 min, ale drożyzna i jednorazowość użycia. No nie. Temu zespołowi mówię decydowanie nie, co potwierdziła wielokrotna praktyka.

Czy można uzupełniać zombiaki? Wspomniano o moździerzach, laserowych grenadierach oraz zespole Justyny. Można eksperymentować z kolejnych Heinrichem lub Gregorem – oba modele zapewniają cenne wsparcie przeciwko piechocie oraz wszelkim lataczom. Przydatna bywa również Angela, najlepsza snajperka w grze, która ma realne szanse wyeliminować niechcianych piechocińców.  Albo taniutka, ale bardzo wydajna Natalia. Tym nie niemniej, jak to w Duście – ale i chyba w każdym bitewniaku bywa – należy grać i eksperymentować.

Trzeba jednak pamiętać o dwóch broniach, które dziesiątkują tą armię: pierwszą są oczywiście miotacze, drugą zaś jednostki walczące wręcz, posiadające zdolność "first strike" i rozdające "stunned". Mowa tutaj oczywiście o amerykańskich psach. Dwa takie modele potrafią zjeść wszystkie mindlessy i nawet się przy tym nie spocą, co zmusza do jakiegoś niebywałego ogniskowania ognia na dwóch teoretycznie błahych modelach.

Najważniejsze, tradycyjne już w przypadku artykułów o Duście pytanie: czy ta armia nadaje się jeszcze do grania? Czy wziąłbym je na prestiżowy, poważny turniej? Planując walkę o nieco wyższe pozycje to jednak niekoniecznie. Nieumarli zwyczajne nie nadążają nad nowymi jednostkami i nie wynika to tylko z faktu, że powłóczą nogami. Są zbyt drodzy, zwłaszcza stosunek ceny do kostek jest negatywny, zaś ulepszone uniki to iluzoryczne zabezpieczenie w chwili obecnej. Przydałyby jakieś jedna, dwie jednostki – nie mówię o bohaterach – które tchnęłyby życie w skostniałe stawy.

Jeśli mowa o fanowskim graniu to na pewno tak. Wszystkie armie spod znaku Blutkreuz, czy to laserowcy, goryle lub zombie zapewniają mnóstwo bardzo klimatycznej zabawy. Fun factor odgrywa tutaj niebagatelną rolę, a w trakcie rywalizacji przed oczyma przewijają się rozmaite, drugoklasowe filmy o nazistowskich eksperymentach. I szaleni dowódcy. Jednym z nich jestem ja!