Potyczka na 600 punktów rozegrana w systemie Bolt Action. Oddział Wehrmachtu dowodzony przez ‘Seviego’ walczył z moim plutonem fizylierów Ludowego Wojska Polskiego. Wiosna 1945 roku, gdzieś w okolicach Kołobrzegu, celem bitwy było zajęcie dwóch punktów wokół kluczowego rozwidlenia dróg wiodących do miasta.
604 punkty
(z braku innej możliwości stworzony na zasadach Armii Sowieckiej)
601 punktów
Uderzenie Berlingowców skupiło się przy północnej flance. Fizylierzy w większości uzbrojeni byli w pistolety maszynowe, dlatego musieli błyskawicznie skrócić dystans do przeciwnika. Niektórzy przemieszczali się na grzbiecie działa samobieżnego i oni pierwsi zajęli pozycje przy opuszczonym domostwie. Transportująca ich "suczka" stanęła na skraju zagajnika, obawiając się pancerzownic. Od południa niewielka drużyna obchodziła teren, zataczając szeroki łuk. Środkiem przekradały się sekcje CKM i rusznicy przeciwpancernej.
Z naprzeciwka w kierunku gospodarstwa maszerowały trzy drużyny grenadierów Wehrmachtu. Część okopała się przy kamiennym ogrodzeniu okalającym działkę, szczególnie niebezpieczny był ustawiony tam karabin maszynowy. Obok przyczaili się piechurzy z panzerschreckiem, oczekując na polskie tanki. Na południu, klucząc wśród zarośli, szedł trzeci, ostatni oddział. Cały pluton był wspomagany przez haubicę i ciężki moździerz, ustawione w oddali.
Pierwsze wystrzały padły na południu - biegnących w kierunku żywopłotu polskich rekrutów powitały serie ze sturmgewehrów. Pociski brutalnie przeorały cel, jednak nie zatrzymały go. Ku zaskoczeniu Niemców, trzech ocalałych przeprowadziło straceńczą szarżę, w wyniku której oba oddziały praktycznie wycięły się wzajemnie w pień.
Do decydujących starć doszło jednak w pobliżu gospodarstwa. Zza domostwa szturmem poszła pierwsza grupa fizylierów, torując sobie szlak ostrzałem z pepeszek. Ich drogę zastąpiły dwie drużyny grenadierów. Spomiędzy snopów siana nadciągnęli kolejni Berlingowcy. Wybucha zacięta wymiana ognia.
Nieprzerwany ogień MG 42 szachował nacierających od strony drogi. Polski podporucznik ruszył wzdłuż płotu, by odciągnąć grad kul z podwładnych. Trafiony kilkukrotnie, zginął, jednak tym godnym epoki romantyzmu posunięciem ocalił parę innych istnień. Wykorzystując zamieszanie, pod osłoną kamiennego ogrodzenia w kierunku wroga przemknęła ostatnia z polskich drużyn. Chwilę później udało im się zdobyć gniazdo karabinu maszynowego i zabić Niemców z panzerschreckiem.
W centrum pola walki działo się niewiele. Pamiętający czasy pierwszej wojny światowej CKM Maxim robił więcej hałasu niż szkód, zaś pozbawieni innych celów piechurzy z rusznicą usiłowali upolować Niemców kryjących się za stalową tarczą haubicy. Równie nieskuteczna była artyleria Wehrmachtu – potencjalne cele ciągle się przemieszczały, przez co haubica i moździerz nie umiały się wstrzelić, zadając minimalne straty.
Bój wokół gospodarstwa zaowocował wieloma ofiarami po obu stronach. Atakująca na szpicy drużyna fizylierów została rozbita niemal doszczętnie, ale jej miejsce szybko zajęła druga, nacierająca wzdłuż linii zarośli. Pomimo strat Berlingowcy zachowali zimną krew i napierali dalej, podczas gdy cześć przygwożdżonych ostrzałem Niemców padła panicznie na glebę. Polacy bezwzględnie wykorzystali chaos w szeregach przeciwnika, ostrzeliwując go bez wytchnienia.
Sytuacja Niemców była co raz bardziej rozpaczliwa. Zostali odepchnięci z terenu zagrody, garstka zdolnych do walki próbowała strzelać z zarośli na zachodzie. Artylerzyści kontynuowali kanonadę, ale bez większych efektów. Dodatkowo, w desperackiej wymianie ognia zginął dowodzący grenadierami lejtnant.
Dopiero na koniec dali o sobie znać pancerniacy - po wielu próbach załoga SU-76 trafiła centralnie wrogą haubicę. Zniszczenie działa zakończyło walkę, strzały ucichły, a nieliczni ocalali Niemcy uciekali w kierunku Kołobrzegu. Znienawidzony okupant poniósł niemałe straty, dodatkowo Polacy kontrolowali oba strategiczne punkty wokół skrzyżowania. Potyczka kończy się nich pełnym zwycięstwem.