- ...I talent, powiadam! - powiedziała pierwsza wróżka, stojąca nad kołyską królewicza. Dziecię zagaworzyło rozkosznie. - Aby i pisać pięknie, i malować, i śpiewać umiał!
- Bogactwo! - dorzuciła druga, bo nie chciała być gorsza. - Na dobry początek, żeby mógł sobie kupić atrament, farby i fortepian!
Trzecia wróżka przewróciła oczami. Potem spojrzała porozumiewawczo na wilka, który leżał u jej stóp. Wilk wywiesił jęzor na cała długość i machał nim jak chorągiewką.
- Coś ty taki zdechły? - zapytała trzecia wróżka, szturchając go w bok czubkiem martensa.
- Odwal się - mruknął wilk niechętnie. - Całą noc z Costnerem tańczyłem. A poza tym nie cierpię pałaców.
Trzecia wróżka też ich nie lubiła, bo zawsze ślizgała się na marmurowych posadzkach. O ile, rzecz jasna, w ogóle do takiego pałacu weszła, bo w dziewięciu przypadkach na dziesięć nie docierała nawet do głównej bramy. Strażnik w budce przy fosie lustrował ją od stóp do głów, krzywił się i mówił, że żebrakom i wędrownym artystom wstęp wzbroniony.
W dziewięciu przypadkach na dziesięć wróżka oddychała z ulgą, odwracała się na pięcie i maszerowała ku najbliższej normalnej knajpie, przy okazji wrzucając do fosy zaproszenie na chrzest królewskiego dziecięcia.
Niestety, zawsze pozostawał ten jeden przypadek, kiedy strażnik w budce przy fosie wrzeszczał radośnie:
- Witamy!!! - zanim jeszcze zdążyła się przedstawić, po czym łapał za telefon, dzwonił do przełożonych i podniecony raportował, że tak, właśnie przyszła trzecia wróżka i natychmiast, ale to natychmiast trzeba spuścić most!
Wróżka generalnie była kobietą nieśmiałą, szczególnie kiedy otaczała ją cała armia pokojówek, majordomusów, lokai, ochmistrzów i innych oficjeli, o królach i królowych nie wspominając. Po trzech czy czterech chrztach, podczas których poślizgnęła się na schodach, oblała winem najlepszą wyjściową bluzkę, udławiła się ością i oliwką a potem pomyliła zaklęcia, postanowiła zabierać ze sobą wilka. Wilk, któremu odbijało się już Czerwonymi Kapturkami i Piotrusiami, po babciach cierpiał na niewydolność wątroby, zaś po każdej interwencji myśliwego płacił horrendalne rachunki u chirurgów plastyków, o płucach szwankujących po każdym zdmuchiwaniu domków tych idiotek, świnek, nie wspominając, z ochotą przystał na nieśmiałą propozycję robienia za eskortę. Po cichu liczył, iż na resztkach z królewskich kuchni podreperuje trochę nadwątlony przewód pokarmowy.
Tym razem chrzest był jeszcze bardziej wystawny, niż to się w tych kręgach przyjęło. Zaproszenie przyszło nie dość, że pocztą, to jeszcze potwierdzono je telefonicznie i przez Internet. Zapewne dlatego, że listonosze donieśli już królom, iż chatka wróżki miała interesujący zwyczaj uciekania przed doręczycielami po całym lesie.
Wróżka wypastowała martensy i wyczesała wilka zgrzebłem pożyczonym od Pegaza, chociaż wilk wył wniebogłosy i próbował schować się do mysiej nory. Na miejscu poślizgnęła się tylko trzy razy, dyskretnie wypluła pestkę od czereśni prosto na talerz królowej matki i wybuchnęła śmiechem na widok dwóch pozostałych wróżek.
Obraziły się, oczywiście.
Dotarły wreszcie do pokoju dziecięcego, gdzie zostawiono je sam na sam z królewskim niemowlęciem. Trzecia wróżka usiadła od razu na stołku, jak najdalej od kołyski, ponieważ z założenia nie cierpiała dzieci, a wszelkich następców tronu podwójnie. Jej dwie koleżanki po fachu rzuciły się ku kołysce i zaczęły wydawać z siebie dźwięki, w ich mniemaniu wyrażające bezbrzeżny zachwyt. Trzeciej wróżce kojarzyły się raczej z klekotem stada bocianów.
- A właściwie co ty tutaj robisz? - zapytał wilk. - Nigdy się nie zorientowałem, bo zawsze, kiedy tylko wypowiadałaś pierwsze słowa, wpadała straż i wyrzucała nas na zbity łeb. Nie mogłabyś dyskretnie przyciągnąć tutaj tej owczej skóry, która leży przed kominkiem? Mam zamiar się w niej wytarzać. Część moich pcheł chce jechać na wakacje.
Wróżka wstała, podeszła do skóry, chwyciła ją za róg i pociągnęła po posadzce.
- Eee tam... - powiedział rozczarowany wilk. - Myślałem, że użyjesz telekinezy...
- Nie chce mi się - odparła wróżka. - Tarzaj się.
Wilk zaczął się tarzać, machając w powietrzu wszystkimi czterema łapami i piszcząc z radości jak niepoważny szczeniak. Dwie wróżki zamilkły na moment, zbulwersowane. Dziecko zagaworzyło radośnie i plunęło smoczkiem prosto w oko stojącej najbliżej.
- O żesz by cię... - syknęła opluta, łamiąc w palcach różdżkę. Zreflektowała się szybko, widząc drwiące spojrzenie koleżanki.
- Hej! - krzyknęła trzecia wróżka. - To moja partia! Wy macie być słodkie i dobroduszne! No już, bo doniosę królowi!
- Wredna suka - mruknęły równocześnie pozostałe i jak na komendę pochyliły się nad kołyską.
- Jeszcze się nie zorientowałeś? - powiedziała wróżka do wilka, który przestał się tarzać i z ciekawością nastawił uszu.
- Nie - odparł beztrosko, przewracając się na brzuch. - Jak mi dobrze... Nie gryzie mnie przynajmniej dwadzieścia tysięcy pcheł...
- Jestem tą wróżką, która życzy dziecku czegoś dla równowagi.
- Na przykład?
- Rozumu!
- I to nazywasz równowagą? - Wilk ukrył w łapach roześmiany pysk.
- Gwoli ścisłości rozumu życzyłam tylko raz.
- I jak to się skończyło?
- Nie wiem, to inna bajka.
Dwie wróżki skończyły gaworzyć nad kołyską.
- Teraz ty - wysyczała jedna przez zaciśnięte zęby. Trzecia wróżka wstała, wytarła ręce w spodnie i zbliżyła się do kołyski. Zajrzała do niej nawet nie ukrywając lekkiego obrzydzenia. Dziecko spojrzało na nią z równym niesmakiem.
- Ja chcę popatrzeć - stwierdził wilk i odbił się potężnie, zamierzając skoczyć ku kołysce. Niestety, tylne łapy zaplątały mu się w owczą skórę i zamiast skoku wyszedł mu lot koszący. Wyrżnął bokiem w ścianę, aż zadzwoniło, a dwadzieścia tysięcy pcheł, czując, że ktoś chce je zostawić na lodzie, a raczej na owczej skórze, w te pędy ruszyło do domu.
- Głupie bydlę - powiedziała wróżka z politowaniem, kiedy wilk, skomląc cichutko, pozbierał się i wetknął pysk do kołyski. Dziecko na jego widok zagulgotało radośnie i wyciągnęło rączki.
Spojrzeli na siebie nad becikiem. Wilk wywalił jęzor w radosnym uśmiechu. Wróżka położyła ręce na główce następcy tronu.
- Jako podarek na chrzciny, dziecko, daję ci zdolność odróżniania dobra od zła i prawdy od kłamstwa - szepnęła.
- A ja ci życzę, żebyś nie bał się wilków - dodał wilk, którego królewicz ciągnął za ucho. Trzecia wróżka wyprostowała się, popatrzyła na dwie wściekłe koleżanki i postanowiła wyjść stąd jak najszybciej, zanim któraś z nich zacznie się drzeć i wezwie straże, które pomogą jej w opuszczeniu zamku, być może z krótszym lub dłuższym przymusowym postojem w lochach. Nikt nie lubił wróżek dających następcom tronu takie dary. Na korytarzu wypatrzyła schody dla służby i ruszyła ku nim. Niestety, wilk nie wyrobił na zakręcie i wpadł jej pod nogi.
Kiedy kilka minut później pozbierali się z najniższego podestu i kiedy przestali już jęczeć oraz oskarżać się nawzajem o ślepotę, wilk powiedział:
- Ja już się nie dziwię, dlaczego oni nie wpuszczają cię na chrzciny. Teraz się dopiero popisałaś! Odróżniać dobro od zła! Prawdę od kłamstwa! Co z niego za królewicz wyrośnie?
- Życie to nie je bajka - skwitowała wróżka, masując obolałe siedzenie. - Najwyżej będzie pasać gęsi.
Wilk nie odpowiedział, zajęty wylizywaniem ran. Wróżka wstała i jęcząc podeszła do drzwi kuchennych, aby wymknąć się po angielsku.
Niestety, nie udało jej się. Zapomniała, że zamek należał do szkockich nacjonalistów. Ale to zupełnie inna bajka...
16.I.98/6.X.001/15.XI.004 Poznań-Dublin-Warszawa