» Blog » Znowu się pociąłem
14-09-2014 20:10

Znowu się pociąłem

Odsłony: 976

[Uwaga, wszystko poniżej jest TRIGGER WARNING]

Nawet nie wiem od czego zacząć. Znaczy, chyba wiem co było moim triggerem tym razem...

Kubo, chciałem Ciebie bardzo przeprosić. Choć nie zgadzam się z Tobą w wielu kwestiach (i uważam, że mogłeś roznice między nami wyjaśnić przy używaniu innego języka niż „człowieku jaki seksizm”, który nie jest językiem sprzyjającym wyjaśnianiu sporów), to nigdy nie było moim celem sprawienie, byś poczuł się źle. Przepraszam.

Ośmielam się jednak z Tobą nie zgodzić. Dzietność w Polsce wynosi jakieś 1,3 i jest jedną z najniższych na świecie. Młode kobiety świadomie nie posiadają dzieci, podążając za karierą. Te same kobiety jednak mimo pracowitości i poświęceń nie trafiają do zarządów spółek. Skoro tyle kobiet nie ma dzieci, biologiczne wyjaśnianie tego fenomenu nie jest logiczne, musisz się zgodzić.

Mały Danie, Ciebie także chciałbym przeprosić. Zasłużyłeś na znacznie lepszy tekst, a otrzymałeś... cóż, sam widzisz co otrzymałeś.

Nawiązując do tytułu notki, chyba wiem czemu się wczoraj pociąłem. Uważam, że napisałem naprawdę koszmarną recenzję Równego Komiksu. Wkurzyłem nią wielu ludzi i można nawet powiedzieć, że niejako „ukradłem” komiks wysłany mi przez Poltera. To czyni ze mnie rodzaj „złodzieja”. Boję się także tego, że ludzie z komiksowego Poltera szczerze mnie nienawidzą.

[Wiem jak to brzmi, ale jestem ciężko chory (o czym poniżej) i w świetle mojej choroby przysługuje mi taka a nie inna interpretacja]

Kiedy pierwszy raz zacząłem się ciąć? To było... w zimie 2012/2013. To... bardzo skomplikowane.

W kwietniu 2012 moja matka straciła pracę. Byłem wtedy studentem informatyki na Uniwersytecie Łódzkim. Po miesiącu okazało się, że informatyka mnie wcale nie interesuje, a po kolejnym zacząłem płakać po powrocie do domu, tak bardzo nienawidziłem przedmiotu moich studiów. Wylali mnie, co szybko okazało się dla mnie błogosławieństwem. Mogłem zacząć nowe studia, tym razem na Uniwersytecie Wrocławskim – moją ukochaną, wyczekiwaną biologię.

Niestety, jak napisałem wyżej, moja matka straciła pracę. Kiedy mi powiedzieli, że ich „nie stać” na studia we Wrocławiu, przepłakałem cały maj (oczywiście, do tej pory moi „kochający” rodzice nie są tego świadomi). Postanowiłem złożyć papiery na Kolegium Karkonoskie – nie ukrywam, że moją jedyną motywacją do rozpoczęcia tych studiów było przyniesienie mojej „ubogiej” matce stypendium socjalnego.

Studia rozpocząłem w październiku, a raczej rozpocząłbym. Moja matka odzyskała starą pracę i otrzymała spadek po dziadku – dostatecznie dużo pieniędzy, by mojej starszej siostrze kupić mieszkanie na własność. Poszło na to aż 70 tysięcy złotych. W tym samym czasie moi rodzice byli „zbyt ubodzy”, by mi opłacić edukację na światowym poziomie we Wrocławiu.

Początkowo sądziłem, że Natalia zarobiła dużo pieniędzy pracując w UK i rodzice zaledwie dołożyli jej 10 lub 20 tysięcy. To dalej byłoby 10-20 tysięcy, których nie mieli na moją edukację (i dostatecznie dobry powód, by nie pójść na KK), ale o tym, że było to aż 70 tysięcy dowiedziałem się w zimie.

Wkrótce po tej rewelacji zacząłem się ciąć – początkowo scyzorykiem, który na urodziny kupił mi mój kochany stryjek, potem przerzuciłem się na noże. To bardzo smutne, ale każde kolejne ostrze było większe i większe...

Samookaleczenie to naprawdę uzależniająca dolegliwość, wiecie? Najpierw tniesz się, bo masz bardzo poważny problem, ale im dłużej to robisz, tym słabszy psychicznie jesteś. Z czasem zaczynasz się ciąć więcej i więcej, tylko po to, by jakoś dać sobie radę z życiem. Gdy moje samookaleczanie osiągnęło swój szczyt, ciąłem się co tydzień, coraz słabszy i słabszy. To jak sprzężenie zwrotne dodatnie.

Przez następne pół roku byłem w tak koszmarnym stanie, że nie byłem w stanie opuścić własnego domu. Rodzice chyba się zorientowali, że coś jest nie tak, bo przyprowadzili mi do domu psychiatrę, doktor K.

Doktor K. to stara babcia, podobno ma aż 50 lat doświadczenia zawodowego i niejedno już widziała. Pamiętam do dziś tą jej wizytę. Wpadła do mojego pokoju bez żadnej mojej wiedzy tudzież zgody, zastała mnie w samej pidżamie, a kiedy nie dałem jej miejsca by usiadła (wiem, że byłem mało gościnny, ale to ona wepchała mi się do pokoju bez żadnego zezwolenia!) oparła się o drzwi i skrzyżowała ręce na piersiach – dosyć ważny symbol, który uniemożliwia skuteczną komunikację. Porozmawialiśmy może z 10, 20 minut, pokłóciliśmy się i na tym się skończyło. Pamiętam, że wyszła bardzo wpieniona.

[Ogólnie, odkąd jestem chory, stałem się bardzo kłótliwy. Nie licząc kłótni z Kubą pokłóciłem się jeszcze przynajmniej jeden raz z jakimś gościem od blogaska o rpg na G+, choć jestem pewien, że takich kłótni było znaaaacznie więcej. Mam wrażenie, że kiedyś było inaczej...]

Rodzice... chyba chcieli mi jakoś wynagrodzić to, jak mnie okłamali i wmanupilowali w „studia” w JG, bo pozwolili mu studiować biologię molekularną w Kleve, na nowoczesnym i międzynarodowym uniwersytecie Hochschule Rhein-Waal w Niemczech.

Do Niemiec pojechałem... i wróciłem po miesiącu. Po drodze kupiłem sobie nóż i znowu zacząłem się nim ciąć – średnio raz na tydzień (od tamtego noża mam największe blizny). Dalej też się bałem ludzi, więc wyjście na zajęcia było prawdziwym wyzwaniem. Brałem leki, ale doktor K. przypisała mi antydepresanty, a jak się później okazało, moim problemem była schizofrenia – needless to say, leki mi nie pomagały.

Bezpośrednio z Niemiec trafiłem do zakładu psychiatrycznego, gdzie mnie leczono przy pomocy Zolafrenu i Rispoleptu (pierwszy lek na schizofrenię, drugi na agresję). Po miesiącu wyszedłem ze szpitala, trafiając pod „opiekę” doktor K. i moich rodziców.

Oczywiscie, rodzice dalej nie mają dla mnie 70 tysięcy złotych – ba, nawet nie mają pieniędzy na studia we Wrocławiu – znowu mnie zmusili do studiów w Jeleniej Górze, tym razem na „zaocznym zarządzaniu”.

Gdyby to był tylko ich pomysł, od razu bym go odrzucił. Niestety, autorstwo tego pomysłu należy do doktor K. , która stwierdziła, że mam „problemy społeczne” i powinienem studiować zaocznie.

Strasznie mnie to „zaoczne zarządzanie” wkurza, wiecie? Nie będę miał po tym pracy (i jestem w 100 % pewien, że wyląduję na bezrobociu), nie uczyni mnie to szczęśliwym ani nie zdobędę tam wiedzy naukowej o otaczającej mnie rzeczywistości. Z trzech rzeczy, które studia powinny zapewniać, nie otrzymam ani jednej – widocznie moja rodzina naprawdę lubi marnować mój czas i życie.

Ja tylko... ja tylko chciałem pójść na studia. Prawdziwe, porządne studia, nie jakąś parodię w JG tylko po to, by moja starsza siostra otrzymała mieszkanie na własność na zaoszczędzone pieniądze. Gdyby moi rodzice mnie tak nie okłamali, nigdy nie zacząłbym się ciąć...

PS. Zanim "ktoś" (Grzesiuuuu, I choose you! :-) ) napisze, że "miałem swoją szansę" - moja siostra spędziła we Wrocławiu dwa lata zanim ją wysłali na studia do JG - mnie wysłali po jednym roku. Nie ukrywam, że był to kontekst, na bazie którego opierałem swoją decyzję odnośnie miejsca i kierunku studiów. Wielka szkoda, że moi rodzice "zmienili zasady gry" w jej trakcie. 

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Headbanger
KFC
   
Ocena:
+1

Zapamiętamy, przy okazji jakiegoś drastycznego scenariusza albo opowiadania na książkowym lub recenzji filmu gore.
 

15-09-2014 20:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.