Już jako dziecko, patrząc w oczy ojca, zastanawiałem się nad tym. Myślałem, że to przez śmierć matki, ale nie. To od widoku devirii wycinających w pień twój oddział z dzikim wrzaskiem mrożącym krew w żyłach, od widoku demona rozrywającego twojego towarzysza na pół. Skąd o tym wiem? Sam to przeżyłem. W końcu lata młodości zmarnowałem na Pograniczu.
Chcesz być żołnierzem? Zmysłyś postradał? Wszędzie, tylko nie w Agarii. Wiesz, jakoś tak dobrze ci z oczu patrzy. Dam ci tedy dobrą radę: zawróć póki jeszcze możesz. Prawisz mi tu głupstwa o bohaterskich czynach i chwalebnych zwycięstwach. To Rada Wojenna rozsiewa podobne bzdury by zwabić naiwnych młodzików. Nie zaprzeczaj. Jesteś naiwny. Marzą ci się szarże w lśniącej zbroi na zastępy porażonych twoją mocą wrogów. Znów zaprzeczasz? To widać. Wiedz jednak, że czasy rycerzy przeminęły by nigdy już nie wrócić. Nigdy.
Gdzie moje maniery. Widzę, że jesteś szlachcicem, należy ci zatem wiedzieć z kim rozmawiasz. Nazywam się Agaret de Ragondall. Tak, tak, ten de Ragondall. Ten, który odnosił zwycięstwa na Dzikich Polach, na Brodzie na Grzmiącej Rzece. Nie wstawaj... nie salutuj mi, do cholery. Siadaj z powrotem i nie mów do mnie „pułkowniku” . Nie jestem już w armii.
Skąd pochodzisz? Z Kordu? Typowa kordyjska duma. Myślisz, że uratujesz świat zaciągając się do agaryjskiego wojska. Dziwisz się, że wygaduję o Pograniczu takie rzeczy? Mało kto przeżył tyle, co ja. Nic dziwnego, że jestem zgorzkniały. Ale wierz mi, mówię prawdę. Kiedyś też byłem taki jak ty. Młody, naiwny, myślałem, że samym spojrzeniem powalę orka. Ojciec nie miał serca by powiedzieć mi jak to jest naprawdę.
Skończyłeś szkołę oficerską? Z wyróżnieniem? Wierz mi, gdy widzisz orcze topory wznoszące się nad twoją głową, zapominasz o wszystkim czego cię nauczono. Ja dostałem najlepsze wykształcenie, na jakie stać było mojego ojca, a biedny to on nie był. Sam wiele mnie nauczył. Z wyjątkiem szermierki. Stara rana w nodze tak mu dokuczała, że wynajął najlepszego fechtmistrza jakiego udało mu się znaleźć. Może i jesteś dobry, ale mnie byś nie pokonał. Mimo wszystko doświadczenie zawsze wygra z talentem.
Naprawdę tak mówią? Co prawda zabiłem wielu, ale plotki przesadzają. Nie wstydź się. I patrz mi w oczy, nie lubię jak ktoś rozmawiając ze mną rozgląda się po kątach. Ach, o to ci chodzi. Tak, zabijałem dzieci i kobiety, chociaż wcale się tym nie chlubię. Co tak wytrzeszczasz oczy? Ty też nauczysz się, że życie jest lepsze niż honor.
Oczywiście, że miałem matkę. Nawet Agarowie rodzą się z kobiety. Nie musisz rozumieć. Ale, pytałeś o niewiastę, która wydała mnie na świat. Nie znałem jej. Zmarła przy porodzie. Nie musisz przepraszać. I nie mów, że ci przykro jeśli tak nie jest. Ojciec niezbyt chętnie o niej opowiadał. Wiem tyle, że była piękna i inteligentna. Mój ojciec? Też nie żyje. W zeszłym roku, gdy wróciłem do domu, zastałem świeżą mogiłę. Nie, nie zginął śmiercią naturalną. Został zamordowany, a przeklęty de Lux zagarnął jego majątek. Mnie wypędził. Bywa. Jednak kapryśny los postanowił być dla mnie łaskawy – w pobliskiej wiosce odnalazłem naszego wiernego, starego sługę Otisa, od którego dostałem ukryte w atłasowej sakwie klejnoty rodu de Ragondall. Mała rzecz, a cieszy.
Kiedy poszedłem na wojnę? Jak miałem dwadzieścia lat. Wtedy ojciec dał mi ten rapier. Najlepsza nordyjska stal, nie do złamania. Nie od razu zostałem oficerem. Zgodnie z agaryjską tradycją mozolnie piąłem się po szczeblach hierarchii wojskowej. Szło mi bardzo dobrze. Po kilkunastu miesiącach zdobyłem szlify oficerskie. A potem znowu w górę. Ale po co ja ci to mówię. Widzę że oczy ci rozmarzyły. Nie łudź się. To wcale nie takie łatwe. Wysoka ranga jest udziałem nielicznych. Do tego musisz przeżyć.
Zabiłeś kiedyś człowieka? Albo nieczłowieka, na jedno wychodzi. Jak mogę tak mówić? Ludzie bywają niekiedy gorsi od wszelkich deviria. Zapamiętaj to, bo nie będziesz walczył tylko z tymi ostatnimi. Widziałem naprawdę wiele. Wiele bólu, okrucieństwa, cierpienia i rozpaczy. Co było najgorsze? Nieprzypadkowo wspomniałem o demonach rozrywających ludzi na pół. Widziałem to na własne oczy. Ale stokroć straszniejszy był widok małych dzieci, powieszonych obok swych matek na drzewie, ich twarzy pociemniałych z głodu i nędzy. O nie, to nie orkowie ani elfy zgotowały im ten los. To rozpasane żołdactwo i bezduszni poborcy podatków. Czy wiesz, że gdy ty idziesz na wojnę, gdzieś daleko matka nie ma czego włożyć do ust swych dzieci? Czemu, pytasz? Bo państwo musi kupić muszkiet, który tak dumnie nosisz na ramieniu. W imię czego tak się dzieje? W imię ojczyzny, a tak naprawdę w imię interesów i zachcianek jej władców.
Tutaj masz rację. Nie zawsze tak jest. W końcu bronimy Dominium przed Valdorem. Ale w istocie nic z tego nie ma. Kobiety nadal są gwałcone, dzieci nadal głodne. Wojna w rzeczywistości jest zupełnie inna niż sobie wyobrażasz. Dlatego posłuchaj mojej rady. Zawróć, póki jeszcze możesz.