» Artykuły » Felietony » Żmudna sztuka światotwórstwa

Żmudna sztuka światotwórstwa


wersja do druku

Czas na wycieczkę po światach wyobrażonych

Redakcja: Daga 'Tiszka' Brzozowska, Balint 'balint' Lengyel

Żmudna sztuka światotwórstwa
Obcując z jakimkolwiek tekstem kultury spod znaku fantastyki, nieodłącznie wybieramy się na wycieczkę do innego świata. Czasem różnią się od naszego bardziej, a czasem są prawie identyczne. W jednych poczujemy się jak w domu, z drugich – szybko uciekniemy. Żeby jednak zaistniały – jeśli w ogóle możemy mówić o tym, że "istnieją” – ktoś musiał je sobie wyobrazić.

Bywalcom portalu zajmującego się fantastyką nie trzeba wyjaśniać, że J. R. R. Tolkien, tworząc Ardę, nie wybrał się najpierw na ten kontynent, aby zobaczyć, jak wygląda, zebrać informacje o jego mieszkańcach, a dopiero potem go opisał. Podobnie George Lucas nie wsiadł w wybudowany w garażu statek kosmiczny i nie poleciał porozmawiać z mieszkańcami Odległej Galaktyki o ich problemie z politykami z nieco zbyt dużym totalitarnym skrzywieniem. Jakkolwiek bawić nas może wyobrażenie twórcy jednego z największych space operowych franczyz XXI wieku w samorobnej rakiecie zbudowanej z kartonów, raczej na pewno nikt nas nie przekona, że taka wycieczka miała miejsce. Wiemy, że i Arda, i Odległa Galaktyka to miejsca wyobrażone – a zatem powołane do istnienia przez człowieka. Jednego albo kilku – Tolkien latami pracował sam nad Ardą, a Lucas w pewnym momencie pozwolił innym artystom rozwijać to, co sam zaledwie zarysował – i wciąż pozwala. Arda i Galatyka to miejsca zbudowane w wyobraźni i jej siłą wyposażone w te wszystkie szczegóły, które sprawiają, że jesteśmy w stanie uwierzyć, że są możliwe.

Trudna rzecz, ta wiara w subkreację światów wyobrażonych

Nie trzeba również przekonywać, że fani fantastyki należą do widowni raczej trudnej – czepiać się potrafimy każdej dostrzeżonej luki, niekonsekwencji czy nie dość uzasadnionego rozwiązania fabularnego. A już do szału doprowadzają nas wewnętrzne sprzeczności mechaniki działania takich krain wyobrażonych. Jeśli na pustynnej planecie pojawiają się ogromne, przemierzające je robako-podobne istoty, chcemy wiedzieć, że są tam po coś, że nie stanowią jedynie wypełniaczy tła. Co więc sprawia, że jednym autorom wierzymy, a innym niekoniecznie? Na siłę przekonywania świata wyobrażonego składa się wiele czynników (jak zawsze), przede wszystkim jednak musi on być wewnętrznie spójny, bezwzględnie działać według ram, w jakich został umieszczony. A zmieniane elementy nie mogą, wbrew pozorom, zbyt mocno różnić się od znanych nam prawideł, jeśli jako czytelnicy mamy empatyzować bądź utożsamiać się z bohaterami.

Dla powodzenia takiego projektu niezbędna jest również jego kompletność, co w przypadku, gdy tworzy go jedna osoba, raczej nie jest możliwe. Chociaż wielu kusi, aby opisać swoje krainy z najdrobniejszymi szczegółami, nie jest to do końca zdrowym impulsem i prędzej czy później przychodzi opamiętanie. Chociaż znajdziemy spokojnie w historii literatury kilkoro autorów, którym hamulce nie zadziałały, jak Lyman Frank Baum, twórca przebogatego Oz. Większość kojarzy go wyłącznie z Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz (1900), tymczasem to jeden z pierwszych projektów rozbudowywanych przez większą część artystycznej aktywności ich autora – wychodzący przy tym poza same powieści, przez co stał się światem transmedialnym. Czarnoksiężnik… już w pierwszym wydaniu łączył tekst prozatorski z obrazami, będącymi nie ilustracjami, a integralną częścią opowieści. Na podstawie tej samej książki Baum napisał scenariusz musicalu, który okazał się jednym z najpopularniejszym w swoim czasie. Nie wspominając już o publikowanych w gazetach komiksowych paskach czy nawet filmie (1910). Hamulców to ten autor zdecydowanie nie posiadał, co nam wyszło na dobre (dla niego zresztą też, ale to temat na inny tekst).

O naszym odbiorze świata wyobrażonego decyduje to, w jakim miejscu znajdzie się on na trzech wymiarach – wyobrażenia, dopracowania oraz spójności. Od tego, jak dobrze zostaną dopracowane te elementy, będzie zależało czy uznamy świat wyobrażony za, no cóż, wyobrażony, czy jedynie za kolejną iterację znanej nam z codziennego życia rzeczywistości. Pomyślcie, co różni taką Tolkienowską Ardę od choćby Chicago z Akt Dresdena Jima Butchera czy Torunia z serii o Dorze Wilk Anety Jadowskiej pod kątem właśnie światotwórstwa. Zwłaszcza w kontekście dopracowania jego elementów – geografii, ekologii, historii, religii, filozofii, struktur społecznych. Jeśli nie są one wystarczająco rozwinięte, nie będziemy mieli po prostu do czynienia z przykładem subkreacji. Przyszedł czas, abyśmy się tym trzem wymiarom przyjrzeli ciut bliżej.

Czarnoksiężnik z Krainy Oz (1939, reż. V. Fleming)

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Wyobraźnia, dopracowanie i wewnętrzna spójność

Dla wygody o światach wyobrażonych możemy myśleć jak o złożonej z kół zębatych maszynie – wszystkie elementy muszą się ze sobą schodzić i obracając się, napędzać następne. Dlatego takim wyzwaniem jest przypilnowanie każdego punktu, w którym świat wyobrażony będzie różnił się od naszego – jakie prawa, zależności, elementy jego szeroko rozumianej ekologii zostały zmienione. Czy wchodzą ze sobą w logiczne interakcje, zachowując ciągi przyczynowo-skutkowe w ustalonych przez twórców ramach? Żebyśmy nie marudzili – muszą. Tylko wtedy taki świat nas do siebie przekona, sprawi, że uwierzymy twórcom, że tak, takie miejsca są możliwe i potraktujemy je "na poważnie”. A tym, co wytrącić nas może z "zatopienia się w historię” (immersji), powinien być obwieszczający pobudkę budzik, przypominający nam, że tak jakby mieliśmy pójść spać, a nie zauważalne sprzeczności świata przedstawionego.

O tym, jak wiele elementów autorzy stworzą sami, a co zapożyczą z naszej rzeczywistości, decydują: z jednej strony umiejętności pisarzy, czas na zrealizowanie takiego projektu, z drugiej – granice wyznaczające to, co jest im potrzebne do napisania dzieła. Nie każdy jest w końcu lingwistą, posiadającym aparat pojęciowy i widzę, aby stworzyć sztuczny język (Tolkienowski elficki). Czy wyczuloną na różnice kulturowe antropolożką, zdolną do opisania skomplikowanej kultury wyspiarskiej społeczności (Ziemiomorze Le Guin). Dlatego wielu twórców ogranicza się do wprowadzenia nie całych systemów lingwistycznych, a kilku nazw własnych charakterystycznych tylko dla tego świata, zachodzących w nim zjawisk czy procesów społecznych. Jeśli spojrzymy jednak na większość opowieści osadzonych w wykreowanych rzeczywistościach, na pewno rzucą nam się w oczy zmiany wprowadzane w sferze kultury, ściśle powiązanej z historią oraz geopolityką świata przedstawionego. Pomyślcie chociażby o Zakonie Jedi. Dlaczego się pojawia? Jakie zmiany wprowadza w świecie przedstawionym? Jakie rytuały budują relacje pomiędzy jego członkami i resztą społeczności Galaktyki? Gdzie sytuują się w relacji do politycznych ciał rządzących tym światem? Nowa nadzieja, która miała premierę w 1977 roku, rozpoczęła tak naprawdę proces powstawania, kreowania oraz rozwijania nie tylko Zakonu Jedi, ale wielu obecnych w Galaktyce planet oraz ras, z których każda przecież wypracowała własną kulturę.

Twórcy mogą ingerować również w ekosystemy swoich światów, wprowadzając do nich nowe istoty, np. Entów (Władca pierścieni) albo czerwie (Diuna), przedstawiając je albo jako kolejną, choć niecodzienną w swoim wyglądzie, inteligentną rasę, albo jako przedstawicieli specyficznej dla tych miejsc fauny. W wizualnych tekstach kultury to również ta warstwa, w której artyści mogą poszaleć, aby nas uwieść. Dobrym przykładem takiego wykorzystania możliwości, jakie przed twórcami otwiera grafika, jest Avatar (2009) Jamesa Camerona. Trzeba bowiem przyznać, że Pandora jest przepiękną planetą z bujnym, atrakcyjnym, egzotycznym ekosystemem. O tym, jak wiele pracy włożono w jej zaprojektowanie, świadczy choćby oficjalny przewodnik po tym świecie, Pandorapedia. Dzięki niej możemy nie tylko odświeżyć zapamiętane z filmu informacje na temat Pandory, ale również dokładniej ją poznać.

Diuna (2021, reż. D.Villeneuve)

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Niezależnie jednak od stopnia wprowadzanych zmian, pewne rzeczy muszą pozostać takie same – przyczynowość, oparta o dychotomię dobra i zła moralność, a przede wszystkim psychologiczny oraz emocjonalny realizm. Bez tego immersji nie będzie, a nasza wycieczka do tych światów spali na panewce.

Jak już wspominałam, choćby jednak naszych autorów dopadła pomroczność jasna i porwali się na dopracowanie swoich wyobrażonych światów w najmniejszych szczegółach – z góry skazani są na porażkę. Odtworzenie tak złożonych relacji, jakie rządzą całym światem, w połączeniu z koniecznością wyjścia poza znane sobie schematy, jest w zasadzie niemożliwe. Ale też, umówmy się, projekty literackie, filmowe, growe czy serialowe nie muszą takie być. Wystarczy, że będą posiadały dostateczną liczbę informacji, abyśmy znaleźli wśród nich te najważniejsze dla zrozumienia historii i dynamiki tego świata. Spójrzmy w tym miejscu ponownie na Diunę: Fremeni są kulturą dopracowaną, wiemy, w jaki sposób funkcjonują ludzie pustyni, a to, co cenią jest dla nas logiczne, ponieważ największą wartość ma dla nich to, czego mają najmniej – woda. Tutaj wszystkie koła zębate się ze sobą łączą, a przedstawiane przez autora wyjaśnienia kolejnych elementów nas przekonują, ponieważ rządzą się tą samą logiką, co znane nam z naszej codzienności kultury. Czy projekt Herberta odpowiada na absolutnie wszystkie pytania, jakie moglibyśmy sobie zadać, czytając tę powieść? Nie – nie dowiemy się na przykład, jakimi ściegami zszywają bukłaki na wodę, ponieważ nie jest to informacja niezbędna dla zrozumienia powieści ani też do budowania w naszych umysłach obrazu tejże kultury i do tego, aby uwierzyć, że taka społeczność mogłaby wyewoluować na surowej, pustynnej planecie.

Wreszcie ostatni wymiar, chyba najważniejszy, to wewnętrzna spójność. Nic nas chyba bardziej nie irytuje w trakcie obcowania z tekstem kultury, jak jej brak. Jeśli zgodnie z prawami rządzącymi danym światem czegoś robić nie wolno – to nie powinno się to nigdy, przenigdy wydarzyć w narracji. A to nie jest wcale takie proste do osiągnięcia, wymaga bowiem olbrzymiej kontroli nad całą swoją pracą. Dokładnego połączenia wprowadzonych i zmienionych elementów tak na etapie pierwszych szkiców, jak i później, przy poprawkach – a te potrafią być o wiele trudniejsze. Trzeba zatem dopilnować, aby w tekście nie pozostało coś, czego zgodnie z zamysłem i wyłożonymi prawidłami nie powinno tam być. Jednocześnie, jak w przypadku poprzedniego wymiaru, autorzy mogą z niezwykłą pieczołowitością pilnować relacji poszczególnych, wprowadzonych przez siebie elementów, ale nigdy nie ogarną całości. Choćby dlatego, że nie dysponują wszystkimi danymi dotyczącymi swojego projektu (ten świat nie jest w końcu kompletny!), co nieodłącznie prowadzić będzie do drobnych niekonsekwencji oraz luk informacyjnych. W przypadku Gwiezdnych wojen jeden z kanonicznych fabularnych elementów tej franczyzy dla wielu odbiorczyń stanowi ogromną, wewnętrzną sprzeczność – chodzi o śmierć Padmé Amidali. W świecie, w którym możliwe jest uratowanie kogoś poparzonego w takim stopniu, że zgodnie z naszą medyczną wiedzą nie miał prawa przeżyć, trudno uwierzyć, że ktokolwiek może umrzeć ze względu na "złamane serce”. Co ciekawe – nie stanowi to problemu dla wszystkich odbiorców i czytelników te franczyzy.

Padmé Amidala, bohaterka Gwiezdnych Wojen

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

To gdzie jedziemy?

Mamy zatem trzy najważniejsze wymiary, na których opisać możemy odnajdywane w tekstach kultury światy. Zależnie od tego, w którym miejscu na nich się znajdą, będziemy mogli mówić o świecie wyobrażonym bądź nie. Wiele zależeć będzie od tego, jak wiele pracy w ich skonstruowanie oraz przedstawienie włożą autorzy. Jak wiele elementów wewnętrznej ekologii zostało odpowiednio skonstruowane oraz zmienione w porównaniu do świata spoza fikcji. Czy będą posiadać dostateczną liczbę informacji, abyśmy jako czytelnicy nie natrafiali wciąż na zbyt duże białe plamy. Czy, wreszcie, będą spójne. Stworzenie świata wyobrażonego to wbrew pozorom nie lada wyczyn – satysfakcjonujący dla odbiorców, owszem, ale dla samych twórców niekoniecznie łatwy. I chociaż nikt nie musi nas przekonywać, że powstanie tych wspaniałych projektów nie poprzedzały wycieczki krajoznawcze czy rozmowy z mieszkańcami dalekich planet bądź wysp. Trudno nam jednak nie podziwiać efektów ich ciężkiej, wspaniały pracy. Mamy w końcu doskonałe przykłady takich projektów w literaturze oraz innych mediach, porywających, pięknych przejawów umiejętności oraz bogactwa wyobraźni – przywołaną Diunę, Gwiezdne wojny, Władcę pierścieni, Ziemiomorze i wiele, wiele innych.

Poprzeczka na dzień dzisiejszy została zawieszona dość wysoko. Powołanie do istnienia fantastycznych, pozornie niemożliwych krain i planet, w jakich mogą toczyć się przygody kolejnych postaci jednak wciąż kusi, być może karmiąc w nas tego narcystycznego małego gnoma, który chce spróbować popisać się swoimi umiejętnościami. Podjąć wyzwanie i stworzyć światy, w jakich na śmiałków czyhają niesamowite niebezpieczeństwa, ale również niewyobrażalne wręcz przygody. Kiedy o tym myślimy, aż trudno nie cieszyć się na myśl, co czeka na nas w kolejnej książce, filmie, serialu czy grze.

 

Bibliografia

Wolf, M. J. P. (2013). Building Imaginary Worlds. The Theory and History of Subcreation. Routledge.

 

Ilustracja wprowadzenia to zdjęcie Hobbiton austorstwa Toma Halla na licencji CC.BY.2.0 Uznanie autorstwa.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Czy muzyka może być fantastyczna?
Złam zasady i uszereguj muzykę po swojemu
Porozmawiajmy o fan fiction. Część 3
Po co właściwie ludzie piszą fiki? Pytanie o motywacje
Diuna
Historia, która się nie zestarzała
- recenzja
Riddick
Riddick Niepokonany
- recenzja
Władca Pierścieni LCG - Czarni Jeźdźcy
Na przełaj przez pieczarki
- recenzja

Komentarze


konsultantkapl
    Fikcja a realny świat
Ocena:
+2

Często nie wiadomo gdzie zaczyna się i gdzie kończy fikcja, uwielbiam to w książkach :)

25-03-2021 14:45
earl
   
Ocena:
+2

Obcując z jakimkolwiek tekstem kultury spod znaku fantastyki, nieodłącznie wybieramy się na wycieczkę do innego świata.

Jest również wiele utworów fantastycznych dziejących się w naszym świecie, ale ubarwionych dodatkowymi elementami nierzeczywistymi. Przykładem chociażby seria Naomi Novik o smoku Temereirze, seria Anne Rice o wampirach czy też powieści Grahama Mastertona i Stephene'a Kinga.

25-03-2021 15:20
Exar
   
Ocena:
+3
Naprawdę świetny tekst.

"O naszym odbiorze świata wyobrażonego decyduje to, w jakim miejscu znajdzie się on na trzech wymiarach – wyobrażenia, dopracowania oraz spójności"

Dodałbym tutaj jeszcze jeden punkt, bynajmniej nie obiektywny, mianowicie "magię". Patrząc na samego siebie (upraszczam, nie bijcie):
Lubię świat Warhammera - czyli coś ala średniowieczna Europa z elfami. Ale nie lubię za bardzo Wolsunga - czyli średniowiecznej Europy z elfami i maszynami parowymi. Ale lubię Iron Kingdoms, czyli elfy, maszyny parowe i nie w Europie.

Czym się różnią trzy opisy światów, że niektóre są ok, a inne nie są?

A co do Padme: właśnie dlatego, że umarła "na złamane serce" czyni tę śmierć w moim odczuciu przekonującą.
25-03-2021 18:54
Tiszka
   
Ocena:
+1

@Earl - no skoro mamy już smoki osadzone w wojnach napoleońskich, to to nie jest raczej nasz świat, a alternatywna rzeczywistość :P 

28-03-2021 22:29
earl
   
Ocena:
+1

Jest jednak zasadnicza różnica między tworzeniem świata całkowicie nowego a wprowadzaniem do naszej rzeczywistości elementów fantastycznych.

29-03-2021 00:56
Tiszka
   
Ocena:
+2

O tym mówię - to nie jest "nasz świat", a rzeczywistość alternatywna. Realia podobne do nam znanych (a nie jak u Pratchetta - zrobione od nowa), ale nie "nasze". 

29-03-2021 10:43
aninreh
   
Ocena:
+1

@Exar dziękuję!

Generalnie wszystkie światy są będą "dobre" tak długo, jak będą się nam podobały. Badacze światotwórstwa sprawdzają po prostu, jak dużą pracę musiał wykonać autor i jak dobrze mu to wyszło. Są powieści (czasem takie, które bardzo pokochaliśmy), w których świat przedstawiony się nie trzyma kupy, ale za to ma całkiem nieźle opracowaną kwestię kultury czy duchowości. Wydaje mi się - a mogę się mylić - że najważniejszym czynnikiem będzie prawdopodobieństwo zaistnienia tego świata, ono wyjdzie trochę jako wypadkowa tych trzech wymiarów.

 

@Earl @Tiszka

Urban fantasy nie są brane pod uwagę w przypadku światów wobrażonych, ponieważ zmieniają naszą rzeczywistość, a nie budują ją na nowo. Innymi słowy - robią remont zamiast postawić nowy zamek :D Co nie zmienia faktu, że są alternatywne w stosunku do znanej nam, pozapowieściowej rzeczywistości i czasem taki autor/autorka muszą się nieźle nagimnastykować, aby wszystkie klocki odpowiednio poukładać.

06-04-2021 18:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.