Żmija - Andrzej Sapkowski
Gdy moi znajomi dowiedzieli się, że zabieram się do czytania Żmii, najnowszej powieści Andrzeja Sapkowskiego, gorączkowo odradzali mi lekturę. Twierdzili, że w ten sposób stracę szacunek do autora tak dobrych cykli, jak Trylogia husycka czy Saga Wiedźmińska. I chociaż szacunku nie straciłem, to pomimo zainteresowania literaturą wojenną nieco się zawiodłem.
Większa część akcji powieści toczy się podczas wojny radziecko-afgańskiej, a rozpoczyna się mocnym akcentem – atakiem zdrajców z afgańskiej armii DRA na rosyjską bazę. Wtedy też poznajemy głównego bohatera, syna polskich emigrantów Pawła Lewarta. Podczas walki zostaje on ranny, przez co trafia do szpitala, gdzie dowiaduje się, że jest oskarżony o zabójstwo porucznika, którego rzekomo dokonał podczas ostatniej bitwy. W wyniku tych wydarzeń zostaje przydzielony do posterunku "Sołowiej", w pobliżu którego spotyka tytułową żmiję. Złotą żmiję, która nie powinna istnieć.
Stanowi ona jedyny element fantastyczny w tej krótkiej książce i, szczerze mówiąc, jest jej najsłabszym ogniwem. Do momentu spotkania mamy do czynienia z powieścią realistyczną, co świetnie ukazuje znajomość ówczesnych rzeczywistości przez autora. Sapkowski świetnie przedstawił codzienne życie zwykłych żołnierzy – alkohol, narkotyki czy wojskowy żargon, a także sarkazm i ironiczne żarty. Niektóre z nich niezmiernie mnie rozbawiły. Wojna została odarta z całej epickości i patosu. Radzieccy żołdacy upijają się, ćpają i przeklinają, myśląc jedynie o jak najszybszym powrocie do domów. Żmija ukazuje również wpływ uczestnictwa w konflikcie zbrojnym na psychikę człowieka. Mimo to początek książki może być drogą przez mękę dla czytelnika nie znającego języka rosyjskiego oraz podstawowych terminów wojskowych, gdyż treść powieści jest nimi przesycona. Co prawda na końcu lektury znajduje się słowniczek, jednak korzystanie z niego jest bardzo niewygodne.
W tym miejscu dochodzimy do jednego z najbardziej drażliwych aspektów książki – wydania. Za prawie 34 złote otrzymujemy naprawdę kiepsko przygotowaną publikację. Poczynając od kiczowatej okładki, na którą upchnięto zbyt wiele elementów, przez fatalny, niemalże przezroczysty papier i zbyt mały dolny margines, po umieszczenie wspomnianego słowniczka na końcu książki, wszystko niemalże krzyczy: "jestem fatalną książką, zostaw mnie!". A tak nie jest, gdyż Żmija ma kilka zalet. Niewątpliwe należą do nich kreacje bohaterów, jak zwykle u Sapkowskiego bardzo intrygujące. Niestety, z powodu objętości powieści, która początkowo miała być jedynie opowiadaniem, wszystkie postacie oraz relacje między nimi są ledwo zarysowane. A szkoda, bo sylwetka chociażby pracownika naukowego Stanisławskiego zdaje się być niezmiernie ciekawą. Ponadto autor dzięki swojemu doskonałemu warsztatowi literackiemu serwuje czytelnikowi świetne opisy, zarówno otoczenia, jak i czynności – ponownie na pochwałę zasługują sceny walk.
Niestety, pomimo świetnej warstwy językowej, mamy do czynienia z niezbyt interesującą historią. Całość raczej nadawałaby się do zbioru opowiadań, gdzie prawdopodobnie nie raziłyby tak jej wady. Objętość dzieła jest wyjątkowo skromna, przez co najbardziej interesujące elementy zdają się być zbyt mało wyeksploatowane. Wątek Żmii, wprowadzony jakby na siłę, z braku pomysłu, psuje potencjał świetnej opowieści wojennej. Wizje zsyłane przez nią na odurzonego Lewarta łamią w brutalny sposób spójność powieści, a zakończenie jest wręcz zaskakująco słabe.
Przypuszczalnie Żmija nie zostałaby przez nikogo zauważona, gdyby jej autorem nie był Andrzej Sapkowski. Pisarz swoimi poprzednimi dziełami postawił sobie wysoko poprzeczkę i niestety nie sprostał moim oczekiwaniom. Mimo to książkę warto przeczytać ze względu na pieczołowite odwzorowania realiów wojny i kilka scen z życia żołnierskiego.
Większa część akcji powieści toczy się podczas wojny radziecko-afgańskiej, a rozpoczyna się mocnym akcentem – atakiem zdrajców z afgańskiej armii DRA na rosyjską bazę. Wtedy też poznajemy głównego bohatera, syna polskich emigrantów Pawła Lewarta. Podczas walki zostaje on ranny, przez co trafia do szpitala, gdzie dowiaduje się, że jest oskarżony o zabójstwo porucznika, którego rzekomo dokonał podczas ostatniej bitwy. W wyniku tych wydarzeń zostaje przydzielony do posterunku "Sołowiej", w pobliżu którego spotyka tytułową żmiję. Złotą żmiję, która nie powinna istnieć.
Stanowi ona jedyny element fantastyczny w tej krótkiej książce i, szczerze mówiąc, jest jej najsłabszym ogniwem. Do momentu spotkania mamy do czynienia z powieścią realistyczną, co świetnie ukazuje znajomość ówczesnych rzeczywistości przez autora. Sapkowski świetnie przedstawił codzienne życie zwykłych żołnierzy – alkohol, narkotyki czy wojskowy żargon, a także sarkazm i ironiczne żarty. Niektóre z nich niezmiernie mnie rozbawiły. Wojna została odarta z całej epickości i patosu. Radzieccy żołdacy upijają się, ćpają i przeklinają, myśląc jedynie o jak najszybszym powrocie do domów. Żmija ukazuje również wpływ uczestnictwa w konflikcie zbrojnym na psychikę człowieka. Mimo to początek książki może być drogą przez mękę dla czytelnika nie znającego języka rosyjskiego oraz podstawowych terminów wojskowych, gdyż treść powieści jest nimi przesycona. Co prawda na końcu lektury znajduje się słowniczek, jednak korzystanie z niego jest bardzo niewygodne.
W tym miejscu dochodzimy do jednego z najbardziej drażliwych aspektów książki – wydania. Za prawie 34 złote otrzymujemy naprawdę kiepsko przygotowaną publikację. Poczynając od kiczowatej okładki, na którą upchnięto zbyt wiele elementów, przez fatalny, niemalże przezroczysty papier i zbyt mały dolny margines, po umieszczenie wspomnianego słowniczka na końcu książki, wszystko niemalże krzyczy: "jestem fatalną książką, zostaw mnie!". A tak nie jest, gdyż Żmija ma kilka zalet. Niewątpliwe należą do nich kreacje bohaterów, jak zwykle u Sapkowskiego bardzo intrygujące. Niestety, z powodu objętości powieści, która początkowo miała być jedynie opowiadaniem, wszystkie postacie oraz relacje między nimi są ledwo zarysowane. A szkoda, bo sylwetka chociażby pracownika naukowego Stanisławskiego zdaje się być niezmiernie ciekawą. Ponadto autor dzięki swojemu doskonałemu warsztatowi literackiemu serwuje czytelnikowi świetne opisy, zarówno otoczenia, jak i czynności – ponownie na pochwałę zasługują sceny walk.
Niestety, pomimo świetnej warstwy językowej, mamy do czynienia z niezbyt interesującą historią. Całość raczej nadawałaby się do zbioru opowiadań, gdzie prawdopodobnie nie raziłyby tak jej wady. Objętość dzieła jest wyjątkowo skromna, przez co najbardziej interesujące elementy zdają się być zbyt mało wyeksploatowane. Wątek Żmii, wprowadzony jakby na siłę, z braku pomysłu, psuje potencjał świetnej opowieści wojennej. Wizje zsyłane przez nią na odurzonego Lewarta łamią w brutalny sposób spójność powieści, a zakończenie jest wręcz zaskakująco słabe.
Przypuszczalnie Żmija nie zostałaby przez nikogo zauważona, gdyby jej autorem nie był Andrzej Sapkowski. Pisarz swoimi poprzednimi dziełami postawił sobie wysoko poprzeczkę i niestety nie sprostał moim oczekiwaniom. Mimo to książkę warto przeczytać ze względu na pieczołowite odwzorowania realiów wojny i kilka scen z życia żołnierskiego.
Mają na liście życzeń: 10
Mają w kolekcji: 29
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 29
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
Tytuł: Żmija
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 15 października 2009
Liczba stron: 250
Oprawa: miękka
Format: 125 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-75-78-021-5
Cena: 33,50 zł
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 15 października 2009
Liczba stron: 250
Oprawa: miękka
Format: 125 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-75-78-021-5
Cena: 33,50 zł
Tagi:
Andrzej Sapkowski | Żmija






