Zmierzch - Stephenie Meyer

Czyli horror przesycony dziewczęcą delikatnością

Autor: Michał 'Grabarz' Sołtysiak

Zmierzch - Stephenie Meyer
Najgorzej recenzuje się hity wydawnicze. Zazwyczaj są to już tak rozreklamowane książki, że każde słowo krytyki uderza rzesze fanów, dla których choć nie czytali, na pewno jest to dobra pozycja. W końcu zarezerwowano do niej prawa do sfilmowania, a dodatkowo ukazała się w kilkuset tysiącach egzemplarzy i prawa do wydania wykupiono w 24 krajach. Tak właśnie jest ze Zmierzchem, czyli prawdziwym "romansem z wampirem". Ta książka już na starcie otoczona jest sławą. Fanowskie filmy na YouTube, wydane i planowane kontynuacje, fankluby - wszystko to czyni z niej "kolejne arcydzieło pisarskie". Jak jest rzeczywiście, dużo można dyskutować. Nie przyśpieszajmy jednak faktów.

Ksiązka nie wygląda jakoś cudownie i zachęcająco na półce. Oryginalna okładka ma swój nastrój, ale w zalewie lepiej przemyślanych przemknie niezauważona. Czarne tło, jabłko w bladych dłoniach doskonale jednak pasują do jej treści. Jest w niej wiele powściągliwości i delikatności. Oczywiście mamy też żółciutki napis u dołu "romans z wampirem * światowy bestseller". Już wiemy co powinniśmy myśleć. Był Wywiad z wampirem, teraz mamy romans. Nie liczę na "rozwód z wampirem". Wracając do książki, to akurat jest to rzeczywiście bardziej romans niż horror.

Fabuła Zmierzchu, koncentruje się na rodzącej się miłość pomiędzy młodą siedemnastoletnią Bellą Swan, a Edwardem Cullenem – prawie stuletnim wampirem. Ona pochodzi z wielkiego miasta, a tylko na skutek zawirowań rodzinnych musi się przenieść do małego miasteczka Forks w deszczowym stanie Waszyngton. On należy do starej rodziny dobrych wampirów, które odmawiają spożywania ludzkiej krwi i polują tylko na zwierzęta. Ona jest delikatna, a on zagubiony. Oczywiście świat wampirów i ludzkie uprzedzenia nie ułatwiają im życia, czasem nawet mu zagrażając. Nie to jest jednak głównym elementem fabuły. To jest stuprocentowy romans. Nie ma grozy, jest piękne uczucie. Jedynymi elementami z horroru są tu wampiry i Indianie. Bo oczywiście są Indianie, choć w dalekim tle. Ma to się zmienić w kolejnym tomie.
Czas na elementy pożyczone. Melancholijny Edward oczywiście przypomina Anioła z Buffy, wampirzy baseball przypomina quidicha z Pottera, a miłość dwojga bohaterów jest z typowej młodzieżowej komedii romantycznej. Generalnie większość elementów już było. Pani Meyer zrobiła melanż z murowanych bestsellerowych elementów: zagubiona, nie najpiękniejsza dziewczyna, rzec można wzorcowa "zwykła dziewczyna", spotyka superprzystojnego chłopaka z tajemnicą, który odrzuca inną piękność i zakochuje się w naszej Belli, a ona w nim; potem zjawia się straszny potwór, on ją ratuje i mamy happy end.

Ciężko mi oceniać dojrzewanie Belli i jej wrażliwość. Główna bohaterka budzi sympatie i dodatkowo nie ma w jej kreacji modnej obecnie sarkastycznej złośliwości. Nie ma ironii, jest dojrzewanie uczuć. Edward jako zakochany wampir jest dość stereotypowy i tutaj akurat brak wyrazistości. Nie wystarcza, że to wampir. Wszelkie inne postacie są na dalszym planie i tak naprawdę nie wybijają się z tła. Zły wampir jest sztampowy, ale biorąc pod uwagę, że to bardziej romans, spodziewałem się tego. Krwista postać wroga odebrałaby pole naszym "zakochanym".

Przyznam się, że zaczynając czytać tą książkę liczyłem na "kingowską atmosferę", wielowymiarową i przekonująco rzeczywistą. Miałem nadzieję że Stephenie Mayer pokaże autentycznie wyglądającą szkołę średnią z rodzącą się prawdziwa miłością i pokażę, co by było gdyby w młodzieńcze uczucia wplątać wampiry. Są wspomnienia o Carrie, ale nie ma tej wspaniałej realności fabuły, jak to się zdarza u Kinga. Być może jednak taka atmosfera byłaby zbyt "dojrzała", a tutaj głównym elementem fabuły jest Wielka Miłość, bez zwątpień, praktyczności i rozsądku. Z drugiej za to strony, odnalazłem tu masę delikatności, co wprawdzie odbiera atmosferę horroru, ale tworzy dobre tło dla rozwoju uczuć bohaterów. Nie ma tu typowego dla horroru rozlewu krwi, potworności i nieludzkich scen. Jest malarskość, motyle i "blask gwiazd nad głowami kochanków", czy jak to sam Szekspir pisał..

Zmierzch nie spodoba się miłośnikom horroru i grozy. To romans, nie horror. Ja go polecam za to wszystkim dziewczynom i kobietom. Pewnie znajdą w nim to wszystko czego nie zauważyłem i być może docenią. Nie męczyłem się przy czytaniu. Czasem wprawdzie, brakowało mi wyrazistości, ale to debiut pisarski Stephenie Meyer, więc być może będzie lepiej w następnych jej książkach. Trudno mi także oceniać jakość Zmierzchu, jako romansu. Znam tylko klasykę. Napiszę więc, że mnie autorka przekonała, iż Bella i Edward się zakochali. Dlatego dam czwórkę, za kolejną sprawną pozycję, dzięki którym kiedyś może zrozumiem, co te kobiety widzą w wampirach.