» Blog » Złote Maski 2010 - opis gier konkursowych, cz. 3
02-04-2010 15:21

Złote Maski 2010 - opis gier konkursowych, cz. 3

W działach: LARPy, Konwenty | Odsłony: 11

Złote Maski 2010 - opis gier konkursowych, cz. 3
Kolejny dzień – kolejne gry z konkursu „Złote Maski” do podsumowania. Poprzednie odcinki - część pierwsza, część druga.

Tym razem przejdziemy do soboty, która po wyczerpującym piątku miała okazać się już totalnym nemezis, jeśli chodzi o konieczność obskakiwania LARPów. Ale było warto być na każdym z nich!

Footballowa Ruletka – bezjimienny – Poznań/ Mage.pl

FC Rainbow Pcim United po raz kolejny spotyka się ze swoim odwiecznym rywalem – LZS Aurorą Pcim Dolny. Zainteresowanie spotkaniem było ogromne – a stawka nie byle jaka, bo chodzi w końcu o honor, o panowanie w gminie i o niewieście serca. No i nie zapominajmy o postawionej przez burmistrza skrzynce wódki! Niewiele brakowało, a ta gra w ogóle by się nie odbyła. Wczesna pora i niespecjalnie ‘dopasowana pod konwentowiczów’ tematyka zrobiły swoje. W końcu udało się zaciągnąć do zabawy 7 uczestników, co niestety zdecydowanie nie pozwoliło LARPowi osiągnąć swój pełen potencjał. A szkoda, bo całość przygotowana była nad wyraz ciekawie. Rozpoczęło się od konferencji prasowej, w trakcie której prowadzący wcielił się we wścibskiego reportera wypytującego trenerów poszczególnych drużyn. Potem nadeszła pora na wzajemne podkopywanie się, picie wyimaginowanej (jak najbardziej) wódki i próby przekupstwa sędziego. A potem… Wyszliśmy na boisko! Nie był straszny deszcz ni ziąb, MG wyciągnął piłkę i rozpoczęło się wielkie spotkanie. Końcowy wynik nie jest pewny, dość powiedzieć, że spotkanie było zacięte i spotkało się nawet z zainteresowaniem miejscowych kibiców (w postaci kilku pałętających się konwentowiczów).

Wśród graczy widać było ogólne rozbawienie przedstawionym światem, które jednak było męczące na dłuższą metę. Bardzo dobrze odebrali także możliwość pobiegania sobie za piłką, czego w normalnych warunkach konwentowych na pewno by nie doświadczyli. Każdy z nich miał dodatkowo specjalną umiejętność do wykorzystania na boisku (np. bramkarski ‘dudek dance’), które choć pozornie trudne do wdrożenia do samej rozgrywki okazywały się bardzo dobrym pomysłem. Nawet sami uczestnicy zauważyli bardzo dobre przedstawienie atmosfery rozgrywki przez prowadzącego.

Bardzo żałuję, że LARP trwał jedynie 1.5 godziny. Gdyby zebrał większą ilość graczy to z pewnością wyszłoby mu to na lepsze. Wielkie brawa za pomysł (i za to, że też mogłem sobie trochę pokopać piłkę przy okazji) i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócimy do tego pomysłu. Przydałaby się tylko rozsądniejsza organizacja pracy – ciężko byłoby samodzielnie ogarnąć większy mecz. No i więcej wątków – może i życie piłkarza w okręgówce kręci się wokół picia wódy i śpiewania sprośnych piosenek, ale życie gracza LARPowego już z pewnością nie.

Kwaśna Niedziela – Macias, Osaka – Kołobrzeg/ Korporacja Kokon

To dzisiaj założysz garnitur w 10 kolorach, w powietrzu wyczujesz charakterystyczny zapach kwasu, zza kontuaru przywita cię przyjaznym muczeniem plastikowa krowa, a treść zlepi się z formą jak dwa plastry miodu. Masz w końcu zaproszenie do świątyni Mindfields, a dzisiaj jest Kwaśna niedziela. Barwne (może nawet aż za bardzo) postaci, absurdalne sytuacje (golem szukający pleców, które ktoś mu ukradł), straszliwy chaos i krzyki (aczkolwiek z inicjatywy graczy i całkowicie zgodnie z założeniami!) – to cała charakterystyka tej gry. Dodajmy do tego jeszcze bajecznie kolorowe stroje i pstrokate rekwizyty dostarczone przez prowadzących, a mamy kwasu po same uszy. I w tym wszystkim wyglądało jakby w tym chaosie była metoda. Gra nominowana w kategorii najlepszy MG team, przede wszystkim za fantastyczną postawę prowadzących w trakcie samej rozgrywki. Byli wszędzie, byli pomocni, nakierowywali każdego zawsze i sprawnie niczym niemieckie automaty. Ani przez chwilę nie stali z boku, niesamowicie składnie i plastycznie opisywali wydarzenia otaczające graczy (choć biorąc pod uwagę poziom ich absurdu nie było to takie proste) i reagowali na wszystko co się działo. Idealna postawa, zasługująca na pełną pochwałę, niestety brakowało czasem dokładniejszego wyjaśnienia elementów składowych rozgrywki (jak np. kart różnorodnego użytku, których nikt z graczy zdawał się do końca nie rozumieć).

Gracze chwalili głównie pomysł na ‘jazdę’, jaką zafundowali im prowadzący jak również nietuzinkowe postaci. Niestety poziom chaosu przekroczył możliwości niektórych z uczestników, którzy zagubili się zarówno w swoich postaciach jak i w tym, co działo się dookoła. Zdarzały się nawet przypadki, w których gracz w ogóle nie potrafił wczuć się w swoją rolę. Tym, którym się jednak udało zwracali uwagę na różnorodność bohaterów oraz mocno rozbudowaną siatkę zależności występującą między nimi. Z mojej perspektywy w samej grze niektórych z nich widać było bardzo duży poziom utożsamiania się z postaciami – wiele naprawdę świetnie przeprowadzonych dialogów zdarzyło mi się podsłyszeć gdzieś z kąta.

Prowadzący chcieli mieć na LARPie dużo chaosu i mnóstwo absurdów. Tak dużo, żeby gracze aż nie wiedzieli, co mają robić. Trzeba przyznać, że udało się to im w pełni. Szkoda tylko, że spowodowało to zagubienie części graczy nie przygotowanych na aż takie stężenie kwasu. Na pewno w przyszłości przydałoby się zrobić coś, co wyeliminowałoby konieczność przybierania postawy ‘podpieracza ściany’ przez niektórych uczestników. Bo w takich sytuacjach nawet najlepsza organizacja pracy MG nie pomoże. Wszyscy gracze po LARPie na podsumowanie wątków fabularnych co i rusz wybuchali śmiechem. Ciężko o bardziej wymierny wyznacznik ich zadowolenia. A o to przecież w tym wszystkim chodzi.

Czy Leci z Nami Pilot? - Eldor, Rybak, Tvoro

HMS „Nielot Kiwi” to najnędzniejsza krypa, jaka kiedykolwiek podróżowała po przestworzach. Cóż więc na jego pokładzie robią tak zacne persony? Inkwizytorzy, szaleni naukowcy czy działaczki Podziemnej Partii Kobiet. I gdzie podział się ten przystojny germański pilot?! Pierwsze, co rzuca się w oczy to ogrom przedstawionego, autorskiego i kipiącego steampunkiem świata. Nie pozwalały nam o nim zapomnieć porozwieszane na pokładzie sterowca plakaty, rozdawane specjalnie spreparowane gazety, klimatyczne gadżety porozstawiane po sali czy wprowadzenie fabularne dokonane przez samych MG. Kluczową rzeczą dla tego LARPa okazało się obsadzenie jednego z NPCów przez samego prowadzącego. Owszem, zapewniło to dramatyczne wejście i naprawdę świetny strój i wczucie w postać. Niestety doprowadziło to także do tego, że cała fabuła kręciła się niejako wokół niego. Doszło nawet do sytuacji, gdy jeden z graczy zabił rzeczonego bohatera niezależnego, który później w nie do końca logiczny sposób powrócił do życia, bo był po prostu potrzebny dla przebiegu fabuły. To wszystko powodowało także słabą dostępność MGów podczas rozgrywki.

Gracze nie pozostali niewzruszeni wobec przygotowań prowadzących. Widać było, że przygotowaną przez nich gazetkę z chęcią wertowaliby nawet gdyby nie była ona elementem gry. Zwrócili jednak uwagę na słabe powiązania między konkretnymi postaciami oraz fakt, że często gra działa się gdzieś na uboczu, poza oczami pozostałych uczestników. Doszło nawet do sytuacji, kiedy to wszyscy prowadzący na raz opuścili salę, w której toczył się LARP. Do tego ode mnie dodać mogę jeszcze fakt, iż o tym, co naprawdę dzieje się na sterowcu (pilot zginął i nikt nie potrafił pilotować okrętu) wiedziała tylko dwójka graczy, która niespecjalnie chciała się dzielić tą informacją z innymi. Warte uwagi są kreacje graczy, którzy poczuli steampunka pełną gębą i samym aktorstwem starali się nadrabiać dziury w scenariuszu.

„Czy Leci z Nami Pilot” to dobry scenariusz, który niestety rozsypał się kompletnie na szczegółach. Brakowało trochę wątku przewodniego, większej ilości zależności między postaciami oraz ‘ogarniania’ sytuacji przez prowadzących. Miny tych ostatnich po tym, jak jedna z graczek podkradła przedmiot, którego podkraść nie powinna nie wyglądały specjalnie tęgo. Mimo zagubienia udało się jednak jakoś naprawić sytuację, dobrze byłoby jednak na przyszłość przygotować się jakoś na takie nieprzewidziane sytuacje. Gratulacje za dobrze i konsekwentnie skonstruowany parowy świat, następnym razem przydałoby się jednak w nim trochę więcej miejsca dla samych graczy.

Pogodna 44 – Ervill, Zvir – Wrocław/ Wielosfer

Przez rzekę widzę oddziały czerwonych, sukinsyny czekają pewnie, aż się wykrwawimy. Wokół nas same gruzy, na Pogodnej stoi już tylko nasza kamienica. LARP zdobył Złotą Maskę za Scenariusz.

W myśl regulaminu konkursu nie oceniałem tego LARPa, niewiele więc mogę o nim powiedzieć. Wywarł on jednak wystarczająco mocne wrażenie na pozostałych sędziach aby zwyciężyć w kategorii najlepszy scenariusz. Pokrótce głównymi jego atutami był element edukacyjny oraz niesamowite stawianie na emocje.

Tyle na dziś, w kolejnej notce opis ostatnich gier konkursowych. Do przeczytania.

Na zdjęciu Ziemowit "Zvir" Żwirblinski wraz ze statuetką za najlepszy scenariusz.

Komentarze


Fingrin
   
Ocena:
0
Ciekawe te scenariusze.

Czy nie obawialiście się że pora wystawienia LARPa miała decydujący wpływ na jego ocenę? W jaki sposób były wyznaczane godziny rozegrania LARPów? Czy było to losowane?
02-04-2010 15:45
Alfar
   
Ocena:
0
Nie - LARPy odbywały się poza jednym - dokładnie wtedy kiedy MG zgłaszali chęć rozgrywania jej. Starałam się spełnić większość wymagań w tej kwestii.
02-04-2010 15:51
~ERVILL

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Fin, myślę że w naszym wypadku nie miała. Nie mieliśmy, z rożnych względów, takich warunków jakie sobie założyliśmy podczas tworzenia larpa (późno i mało światła). A jednak... wygraliśmy.
02-04-2010 15:59
~ozzanna

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
te karty w Kwaśnej niedzieli to moja wina, a nie MGich... po prostu wtargnęłam spóźniona i wyprosiłam możliwość gry, a kieszenie miałam pełne gadżetów, w tym kart. W gadżetach i kartach o nic nie chodziło, kłamałam jak najęta o ich magicznym działaniu, a MGowie dopasowywali je do tresci scenariusza na bieżąco, tzn. jesli jakis mój gadżet pasował do problemu jakiejs postaci lub do intrygi, to jesli gracz wymyślił, żeby się zgłosić do MG z gadżetem i dało się go dostosować, to zyskiwał on moc magiczną. Czyli chłopaki stawili czoła mojej menażerii i pleceniu głupot innym graczom, więc nie minus za niezroumiałe karty, tylko plus za nadawanie im znaczeń jeśli tylko było to możliwe :)
02-04-2010 16:40
Ziolo
    @ ozzanna
Ocena:
0
Nie no, to że chłopaki naprawdę świetnie ogarniali to chyba dość wyraźnie napisałem. Błędem (a więc rzeczą zdecydowanie na minus) było to, że nagle wprowadzili te rekwizyty (które okazały się mieć całkiem istotne znaczenie) nie opisując wszystkim uczestnikom dokładnie o co chodzi. I to nie jest tylko moje zdanie - tak usłyszałem od samych graczy. :)
02-04-2010 17:52
inatheblue
   
Ocena:
0
Z doświadczenia wiem, że w LARPach najlepszym wyjściem jest obsadzenie MG wyłącznie w roli MG, czyli "niewidzialnych" lataczy lub odpowiedników giermka.
W mniejszych grach można się bez tego obyć, ale już od 20 osób w górę "latacz" jest niezbędny.
02-04-2010 19:56
~Eldor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Oj, Zioło, ta pani na Nielocie, co mnie podtruła, to mię jeszcze nie wykończyła! Jak ktoś czezł, to na dobre. Ale thx za opis, teraz to przynajmniej wiemy, co do poprawy za rok. :D
02-04-2010 23:53

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.