» Blog » Złe filmy vol. 1 - I Was a Teenage Werewolf
31-03-2008 21:50

Złe filmy vol. 1 - I Was a Teenage Werewolf

W działach: Wordpress, Kultura | Odsłony: 3

Złe filmy vol. 1 - I Was a Teenage Werewolf

[tradycyjnie - nowy wpis poświęcony dwóm ośmiobitowym dziełom sztuki, a poniżej - recenzja Złego Filmu o nastoletnik wilkołaku. Fani horrorów i teen movies powinni być usatysfakcjonowani ;). I mała uwaga - prywatna relacja z Pyrkonu już niebawem ;)]

 

(Jak łatwo się domyślić po pierwszej części tytułu wpisu, poniższy tekst otwiera serię recenzjo - impresji o tematyce zapomnianych przez mainstream filmów. W miarę możliwości - z odpowiednią, kojarzącą się z filmem muzyką. Zapraszam do tego i kolejnych wpisów z serii)

 

Zainspirowany przez Tarantinowo - Rodrigezowy projekt Grindhouse rozpocząłem jakiś czas temu poszukiwania mające doprowadzić mnie do źródeł tego, co dzisiaj nazywamy przemysłem filmowym. Wędrówka ta doprowadziła mnie do kilku arcyciekawych produkcji, czy to z dawnego mainstreamu, czy też filmów, które już za życia (czyli w czasach kin samochodowych) były domeną podziemia. Jednym z takich filmów jest bijący rekordy popularności w 1957 roku, praszczur znanego, chętnie eksploatowanego i dzisiaj rodzaju filmów grozy, który można określić mianem teen-horroru - w którym to wszelkie straszliwe wydarzenia rozgrywają się wśród starszej i młodszej młodzieży, w szkołach lub na młodzieżowych imprezach / wypadach za miasto.

 

Film jest banalny z punktu widzenia współczesnego widza - główny bohater, mocno przypominający ikonę pokolenia beatników Jamesa Deana, to młody, przystojny i inteligentny gość, którego problemem jest niedostosowanie społeczne i ogólnie pojęty angst. Jak łatwo się domyślić, to właśnie on jest tytułowym nastoletnim wilkołakiem, wokół którego rozgrywają się wszystkie dziwne wypadki w miasteczku Rockdale. Zanim jednak życie Tony’ego, bo tak na imię ma nasz futrzak, zostanie zdominowane przez problemy z goleniem i wizytami u ortodonty, toczy on zwykłe życie amerykańskiego nastolatka z lat 50 - chadza na imprezy, ma dziewczynę i stara się dostać do collegu. W filmie wyraźnie podkreślono momenty, w których któryś z bohaterów śpiewa piosenkę dla swojej ukochanej albo kiedy tańczy z nią rock’n'rolla. W latach 50 pewnie miało to na celu dostarczenie normalnej rozrywki, teraz intryguje i urzeka zupełnym brakiem powiązania z fabułą filmu.

 

Uroczo wyglądają także urywające się nagle ujęcia kamery, muzyka odtwarzana ze starej gramofonowej płyty czy zabawnie przesadna ekspresja na twarzach atakowanych przez wilkołaka nastolatków. Uwagę przyciągają staromodne techniki filmowe i fabuła, które w dzisiejszych czasach nie przyniosłby nikomu dwóch milionów dolarów w tydzień (a tyle “I was a teenage werewol” zarobił po premierze, będąc kręconym przy maksymalnie niskim budżecie). Chociaż teraz filmy kręcone w ten sposób to przeważnie celowe parodie, wtedy film był traktowany najzupełniej serio - a włączenie do tematyki horroru nastolatków dodatkowo podkręcało atmosferę nowatorskiego podejścia do sztuki filmowej. Mnie urzekł brak piętna postmodernizmu w “I was a Teenage Werewolf” - czułem, że reżyser wkraczał na nieodkryte wtedy ścieżki sztuki, tworząc podwaliny pod działalność swoich licznych naśladowców

 

Oprócz interesującego aspektu kulturowego, film sam w sobie nie jest ani specjalnie straszny, ani zaskakujący. Łatwo przewidzieć, co za chwilę zrobi Tony - wilkołak, policja lub “opiekujący się” bohaterem psycholog. Wilkołacza charakteryzacja zamiast straszyć, raczej śmieszy, podobnie jak policyjny woźny, z przerażeniem opowiadający historie o wilkołakach ze swojego “starego kraju gdzieś w Karpatach” (oczywiście, wszyscy go olewają do czasu, aż wilkołak się nie ujawni). Nie tego rodzaju emocji powinien współczesny miłośnik Złych Filmów szukać w “I was a Teenage Werewolf”. Obcowanie z tym trącącym myszką dziełem dostarcza satysfakcji właśnie ze względu na to, czym był wtedy dla publiczności i jakie skutki jego nakręcenia może podziwiać współczesny widz. Może się nie podobać - ale nie sposób odmówić mu Wielkości.

 

Na koniec dwie ciekawostki kulturalno - muzyczne. Odgrywający postać Tony’ego Wilkołaka Michael Landon był później znanym i bardzo aktywnym aktorem - między innymi grał i współtworzył scenariusz Bonanzy, a jego postać była główną rolą męską w serialu “Domek na prerii”. Warto zobaczyć, jak zaczynał gwiazdor tego formatu. Drugą ciekawostką są muzyczne reperkusje filmu - a wśród nich utwór kapeli psychobilly The Cramps, która nagrała kawałek “I Was a Teenage Werewolf”. Jako klip wykorzystano fragmenty filmu, które na pewno zachęcą Was do zapoznania się z tym “horrorem” ;).

 

 

PS. Jarkowi dziękuję za inspirację ; ) oraz mojemu bratu, za towarzyszenie o 1 w nocy przy oglądaniu powyżej opisanego dzieła.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


senmara
   
Ocena:
0
Film ten ogladał swego czasu Stephen King i , jak sądzę, tu należy upatrywac źródeł inspiracji mistrza do teorii horrorowych.
Wilkołak to świetny sposób na pokazanie z całą bezwzględnością walki człowieka i bestii w nim tkwiącej.
Sam fakt dorastania to rodzenie sie "bestii".
Chyba "Wilkołak w Londynie" nie był tak symboliczny, bo tam bohater był studentem :)

No i fajny wpis, aż chyba sobie odświeżę stare filmy
01-04-2008 13:13
Urko
   
Ocena:
0
"Wilkołaka w Londynie" widziałem gdzieś w kategoriach teen comedy, więc jest to pewnie o wiele mniej poważny film niż "I was a teenage werewolf" ;). Ale też mam zamiar zdobyć go w niedługim czasie i zapoznać się bezlitośnie ;)
01-04-2008 14:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.