» Blog » Złe Korporacje: raz jeszcze
14-10-2011 14:18

Złe Korporacje: raz jeszcze

W działach: Fanboj i Życie, RPG | Odsłony: 308

Tydzień temu Zigzak opublikował swój tekst o Korporacjach. Tak się składa, że w momencie, gdy to robił ja kończyłem własny wpis blogowy na ten sam temat. Instytucje te pojawiają się w większości gier przyszłościowych, pełniąc funkcję podobną, jak Książęta Demonów w Fantasy. Przy czym o ile Książęta Demonów są bytami bajkowymi i jako takie są zmyśleniem, do opracowania którego nie trzeba żadnej wiedzy, tak korporacje są bytami realnymi, co do których wypadałoby wiedzieć, o czym się pisze. Bo to, co zwykle powstaje w grach RPG jest tak śmieszne, że ledwie daje się czytać. Odnoszę często wrażenie, że autorzy nie wiedzą o czym piszą.


Przykładowo: w pewnej genialnej, tylko strasznie skrzywdzonej przez bardzo złych, zazdrosnych ludzi grze pojawia się wizja w której korporacje najpierw zastępują państwa i wprowadzają system totalitarny. Następnie za pomocą genetycznych manipulacji zastępują wszystkich swych pracowników klonami w międzyczasie doprowadzając do społecznej i ekologicznej katastrofy, po czym uciekają z umierającej Ziemi w kosmos. Wszystko to oczywiście w wyniku długotrwałego, cynicznego procesu...


Powiem szczerze: taka wizja budzi we mnie śmiech. W szczególności śmieszy mnie moment, w którym korporacje przejmują rolę państw, zaczynają jeździć po sobie czołgami, a społeczeństwo rozwarstwia się na dwie grupy: Członków Korporacyjnych Zarządów oraz Żyjącą W Slumsach, Głodującą Resztę.


Znaczy się: ja jak najbardziej jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której korporacje doprowadzają do gigantycznej katastrofy ekologiczno-społecznej, w wyniku której destabilizacji uległby globalny system ekonomiczny, a miliardy ludzi pogrążyłyby się w biedzie. Problem polega na tym, że gdzieś w połowie tego procesu korporacje wzięłyby i zbankrutowały, a ich zarządy faktycznie uciekły w kosmos. Tyle, że przed wierzycielami...


1) Co to są korporacje?


Stosując polską nomenklaturę bardziej prawidłowe byłoby użycia słów „spółki”. Zasadniczo definicji jest wiele. Najprostsza będzie chyba „duża firma” w szczególności międzynarodowa, zwykle posiadająca pokaźny majątek i duże zasoby ludzkie. W klasycznym rozumieniu korporacją może być bank, sieć lokali gastronomicznych, firma wydobywcza, sieć supermarketów, albo dowolna inna firma.


Celem istnienia korporacji jest spełnianie życzeń akcjonariuszy, czyli ludzi stojących za całym tym złem. Aby wyjaśnić co to są akcjonariusze należy najpierw wyjaśnić co to są akcje. Otóż: akcje czyli udziały są specjalnym rodzajem dokumentu, który stwierdza, że ich nabywca staje się właścicielem niewielkiego kawałka (np. 0.000000000001%) firmy i jako taki ma prawo do udziału w jej zyskach (co nazywa się „Dywidendą”). Zasadniczo dokumenty te emitowane są przez założycieli firmy po to, żeby na niej lepiej zarobić. Wiadomo: dobrym sposobem robienia kasy jest otwarcie świetnie prosperującego przedsiębiorstwa. Lepszym jego sprzedanie za powiedzmy 10-krotność rocznego dochodu i wyjechanie na prywatną wyspę. Jako, że sprzedanie w całości spółki mającej (powiedzmy) 500 milionów euro rocznego dochodu za 10 krotność tej sumy jest raczej trudne, bo nikt na świecie nie ma takich pieniędzy dzieli się ją na mikrocząstki i sprzedaje się je po 5 euro / sztuka.


Jako, że nikt nie kupuje akcji dla przyjemności życzenia akcjonariuszy (czyli właścicieli) łatwo zgadnąć: goście chcą zarobić, niezależnie czy są funduszem inwestycyjnym, właścicielem pakietu kontrolnego (czyli gościem mającym tak dużo akcji, że jest w stanie wpływać na politykę firmy i np. zwolnić zarząd) czy też drobnym ciułaczem. Tak naprawdę firmą rządzą właśnie akcjonariusze, bowiem zgodnie z prawem są oni właścicielami mikrocząstek, które po złożeniu do kupy dają firmę. Mogą oni więc – dokonując walnego zebrania, w którym głosuje się w zależności od liczby posiadanych akcji – wydawać polecenia zarządowi. Niektórzy, posiadający dużą część udziałów akcjonariusze są na tyle potężni, że mogą zebrać tak zwany Pakiet Kontrolny, czyli większość udziałów firmy. Pozwala im on zwoływać zebrania samych ze sobą i przegłosowywać resztę.


Drugim, głównym elementem korporacji jest Zarząd. Zarząd to po prostu dyrektorzy firmy, którzy podejmują najważniejsze decyzje, pilnując, żeby akcjonariusze byli zadowoleni, firma zarabiała, dywidenda rosła, a udziały zyskiwały na wartości. Goście ci raz, że dostają za to pensje, dwa, że często są posiadaczami dużych ilości akcji firmy, którą tworzą. Jeśli członkowie zarządu nie mają akcji swojej firmy w dużych ilościach zwykle oznacza to, że jej sytuacja jest co najmniej zła jeśli nie tragiczna.


Akcje drogie nie są. Każdy, kto ma na to ochotę może stać się dumnym posiadaczem mikrocząstki wroga ludzkości.


2) Główne narzędzie Szatana: Dział Sprzedaży


Korporacje, jak wiadomo posiadają szereg działów. Dysponują laboratoriami, ochroną, działami produkcyjnymi i projektowymi, knującym zarządem etc. Najważniejszym jednak elementem każdej korporacji jest Dział Sprzedaży. Akcjonariusze firmy, gdyby to tylko było możliwe, najchętniej zamknęliby wszystkie inne działy i pogonili zarząd, a ten jeden zostawili. Powód jest bardzo prosty: o ile na wszystkie inne działy wydaje się pieniądze to Sprzedaż, jako jedyna je zarabia. Sprzedaż odpowiada też za większość problemów związanych z korporacjami, w tym wyścig szczurów oraz kilka innych zjawisk.


Podstawowy cel każdej korporacji to osiągnięcie jak największej sprzedaży. Najłatwiej zrobić to motywując pracowników do jak największego sprzedawania. Robi się to w bardzo prosty sposób: dzieląc się z nimi zyskiem. Pracownicy działu sprzedaży nie mają więc pensji, jak normalni ludzie, tylko prowizje. Tak więc dostają ileśtam procent (zwykle około 10%) od każdej transakcji. Podobnie wynagradzani są też ich szefowie dostający zamiast pensji jakieś 1-2% kasy zarobionej przez swoich ludzi...


W wielu korporacjach jest też drugi dział, odpowiadający za kupowanie. Jego pracownicy działają na podobnej zasadzie. Mają za zadanie zdobywać surowce. Zwykle posługują się tabelą maksymalnej ceny towaru (np.1 tona kartofli klasy A na chipsy = 200 złotych). Jeśli uda im się kupić taniej otrzymują różnicę jako wynagrodzenie (np. Agent kupił 100 ton kartofli klasy A za 180 zeta / tona to zarobi 2 000 złotych).


Obydwa działy zatrudniają masy pracowników, w nich też zarabia się najlepiej. Dobry handlowiec niskiego szczebla, jeśli ma talent może otrzymywać nieraz większe wypłaty od członka zarządu. Problem polega na tym, czy faktycznie ma talent. Dwa, że płaca w dziale sprzedaży jest bardzo zmienna. Wynika z wielu czynników. Managerowie twierdzą zwykle, że głównym elementem od którego wszystko zależy jest nastawienie. Jeśli jest pozytywne, to muszą być efekty... Faktycznie... Weźmy przykład z kartoflami. Wiadomo: po wykopkach łatwo znaleźć wielkie ilości tanich ziemniaków na frytki i zakup stu tysięcy ton od jednego gospodarstwa wielkoobszarowego nie jest trudny. Jednak na przednówku kupienie pojedynczej tony tak, żeby nie była nadgniła graniczy z cudem...


Sprzedaż zawsze działa według zbliżonej logiki: byle dużo, drogi i każdemu. Oczywiście raz uda się sprzedać paczkę chipsów koledze, raz ich cztery tony do supermarketu, a za miesiąc 100 ton złemu dyktatorowi, który chce ich użyć jako pożywki dla wąglika... I tak interes się kręci. Zwykle w dziale sprzedaży panuje selekcja naturalna: przyjmowane są masy ludzi, ci, którzy nie wyrabiają norm po kilku miesiącach trafiają na bruk, średni pracują kilka lat i odchodzą, zostają ci najlepsi, którzy zarabiają naprawdę dużo.


Warto zauważyć jedną rzecz. Otóż: jakiś czas temu zauważyłem pomysł użycia klonów poddanych inżynierii genetycznej jako pracowników korporacyjnych. Nie sądzę, żeby ktokolwiek na to poszedł, a przynajmniej nie w wypadku działu sprzedaży. Ten jest bowiem tak skonstruowany, że firma za nic nie płaci, a jedynie dzieli się zyskami. Od pracowników oczekuje się, że sami kupią sobie odpowiednie kursy, wezmą udział w przeszkoleniu, zdobędą certyfikaty... Hodowanie klonów, ich szkolenie, karmienie, ubieranie, pilnowanie, żeby po drodze nie zdechły... Same koszta! Co więcej: głównym elementem motywującym w dziale sprzedaży jest chciwość... Im lepsze masz efekty, tym większy masz zysk. Klon-niewolnik będący własnością firmy i nie mający nic do zyskania byłby całkowicie odporny na ten system motywacyjny.


Może naukowców opłacałoby się klonować, ale też bym za to głowy nie dał.


3) Jak korporacje piorą mózgi swoim pracownikom?


Zasadniczo korporacje nie piorą mózgów i prać nigdy nie będą. Mają lepsze narzędzie, które nie jest nielegalne ani nawet nieetyczne. Jest nim „Aksamitna Smycz Systemu Kapitalistycznego”, nazywana też czasem „Debt Bondage” lub też „Współczesnym Niewolnictwem”. Z tym ostatnim ma niewiele wspólnego. Na czym to polega?


Jak wspominałem: będąc pracownikiem działu sprzedaży można zarabiać bardzo dobrze, choć niekoniecznie regularnie i zwykle w każdym miesiącu inaczej. Raz zarobi się stówę, raz 10 tysięcy złotych. Różnie to bywa... Jednak mając duże zarobki człowiek może kupić dużo, albo – co jest lepsze – wziąć ogromny kredyt i kupić coś naprawdę wystrzałowego (np. dom). Jako, że dla handlowca z banku lepszym klientem jest handlowiec z np. sieci supermarketów od jakiegoś ciecia, bo może wziąć większy kredyt (banki to też korporacje, a zasada działania działu sprzedaży jest identyczna) bardzo chętnie mu tegoż kredytu udzielą.


Teraz gość już nie zarabia tak dobrze, bo co miesiąc spłaca odsetki. Zaczyna to odczuwać, bo przywykł do wystawniejszego życia. Co więcej: nie może już sobie pozwolić na nieregularne dochody. Co więc robi? Zasuwa mocniej, więc wkrótce ma efekty, rosną mu więc dochody. Tak więc co robi? Bierze kolejny kredyt! W tym momencie nie może zrezygnować z roboty, bo go banki zjedzą. Zasuwa więc jeszcze ciężej... Korporacja się cieszy, bo ma jedwabistego, wydajnego pracownika, który raczej już nie odejdzie. Jako, że gość zasuwa naprawdę mocno, to szybko zarabia więcej i dostaje awans. Ucieszony bierze kolejny kredyt!


4) Jak korporacje wpływają na politykę?


Nie jest tajemnicą, że korporacje wpływają na politykę państw. Zaprzeczać temu to tak, jakby zaprzeczać faktowi, że słońce świeci. Pomijając państwa dzikie i skorumpowane, gdzie aparat kontroli urzędniczej jest słaby zwykle dzieje się to jawnie i w pełni legalnie. Wykorzystywany jest w tym celu mechanizm zwany lobbingiem. Lobbing to zwyczajne reprezentowanie interesu pewnych grup społecznych, celem wprowadzenia korzystnych dla nich regulacji. Zwykle korporacje są w tej dziedzinie skuteczniejsze od małych firm.


Powód tego jest prosty: reprezentują sobą ogromne pieniądze i potężny przemysł. Nie chodzi tu oczywiście o praktyki korupcjogenne, choć i takie się zdarzają (duże, międzynarodowe firmy zwykle mają wystarczające środki, żeby kupić sobie np. jakieś państwo afrykańskie w całości). Chodzi o to, że firmy takie mogą zrobić dobrze także rządzącym, a nawet społeczeństwu. Przykładowo do pana Premiera Polski może przyjść lobbysta zatrudniony przez firmę X i powiedzieć „Polska to piękny kraj, chcemy założyć w nim naszą fabrykę. Stworzy to 10 000 nowych miejsc pracy. Problem w tym, że wy macie pewną, bardzo niewygodną ustawę. Czy nie dałoby się jej znieść?” I tak to się kręci. To jest legalne i działa w obopólnym, dobrze uzasadnionym interesie: firmy, polityka, kraju i jego obywateli...


Drugi sposób wpływania na politykę jest bardzo prosty. Państwa to świetni klienci. Ktoś musi dostarczyć komputerów i mebli do biur, samochodów, narzędzi pracy, leków do szpitali i tysięcy innych rzeczy... Duże firmy mogą zrobić to lepiej, szybciej, taniej i w większych ilościach. Zwykle też na okrągło zabiegają o nowe zamówienia starając się wcisnąć politykom jak największe zamówienia na jak największe śmieci. Do czego to może prowadzić można było się przekonać kilka lat temu przy okazji tej afery ze szczepionkami na świńską grypę... Oczywiście jest też aspekt pozytywny: dzięki temu w szpitalach są leki, a służba zdrowia ma karetki...


5) Co by się działo, gdyby korporacje zastąpiły państwa i rządy?


O ja piernicze!!! Wszyscy byliby niezadowoleni, oprócz korporacji, bowiem tak 90% z nich zbankrutowałoby gdzieś w połowie tego procesu, a pozostałe 10% z nich robiłoby wszystko, żeby powołać do istnienia chociaż jedno, małe, słabe i brzydkie państewko z rządem...


Powody takiej sytuacji są liczne. Pomijając fakt, że państwa to świetni klienci z nieskończoną ilością pieniędzy (bo zawsze mogą podnieść podatki lub wydrukować nową kasę) przyniosłoby to kupę efektów ubocznych. Tak więc:


- Szlag trafiłby infrastrukturę transportową: Drogi, porty, lotniska: to wszystko jest budowane i utrzymywane z naszych podatków przez państwo. Gdyby państwa nagle zabrakło to całą infrastrukturę trafiłby szlag. W fikcji kwestia dróg jest często pomijana, bo kogo obchodzi jakaś tam trywialna kwestia asfaltu, w chwili, gdy na ziemię leci meteoryt i trzeba ją ratować? Faktycznie infrastruktura transportowa jest zwykle znacznie bardziej istotna niż fabryki, czołgi, samoloty, wojsko i pieniądze. Jeśli nie ma dróg, lotnisk i portów, to znaczy, że w dane miejsce ani nie da się przywieźć towarów, ani też ich wywieźć. Jeśli zaś tego się nie da zrobić, to leżą w magazynach i zamiast przynosić zyski przynoszą straty. Nikt na tym by nie skorzystał... Oczywiście korporacje mogłyby sobie z tym poradzić np. zakładając jakiś Fundusz Napraw Drogowych, ale to już jest odbudowywanie struktur państwowych.


- Szlag trafiłby wymiar sprawiedliwości: I zapanowałoby bezprawie. Miałoby to kilka aspektów. Po pierwsze ludzie zaczęliby się zabijać na ulicach, co prawdopodobnie niewielu by obchodziło. Koniec końców Ochrona poszczególnych firm, gdyby ją powiększyć i dozbroić pewnie dałaby sobie radę z kryminalistami. Ci wyżynaliby się w slumsach, daleko od centrum.


Prawdziwy problem to brak prawa gospodarczego. Rozwaliłoby to trzy, bardzo ważne filary, na których opiera się gospodarka i to jakakolwiek gospodarka. Po pierwsze: kredyty, po drugie instrumenty oszczędnościowe, po trzecie: ubezpieczenia.


Co to kredyt nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Firmy zaciągają je masowo. Praktycznie nie ma takiej, która nie byłaby zadłużona. Dlaczego się tak dzieje? Z tego samego powodu, dla którego robią to zwykli ludzie. Otóż, żeby kupić dom można albo oszczędzać 30 lat, albo wziąć kredyt i spłacać go po kawałku tyle samo czasu. Podobnie jest z firmami: korporacja, żeby kupić, albo zbudować fabrykę może czekać 30 lat i ciułać dolar po dolarze, albo wziąć kredyt i kupić ją, spłacając 30 lat. Jako, że fabryka przynosi zysk szybko okazuje się, że zdolność kredytowa firmy rośnie, więc korporacja zaciąga jeszcze jeden i kupuje drugą fabrykę, która przynosi jeszcze większy zysk, co pozwala wziąć jeszcze większy kredyt i kupić większą, zyskowniejszą fabrykę... Tym sposobem firma się bogaci i akcjonariusze także...


Nad tym, żeby kredyty były spłacane czuwa wymiar sprawiedliwości, czyli państwo. Gdyby go zabrakło każdy by mógł wziąć kredyt i ogłosić, że go nie odda. O ile ze zwykłymi szaraczkami banki pewnie by sobie jakoś dały radę, to z innymi korporacjami już zapewne nie. W efekcie zapewne przestałyby ich udzielać (już teraz wzięcie kredytu korporacyjnego jest trudne, gdyż wbrew pozorom jest to przedsięwzięcie wysokiego ryzyka). W efekcie rozwój gospodarczy spowolniłby w sposób przerażający.


Instrumenty oszczędnościowe typu lokat, funduszy inwestycyjnych etc. także by się zawaliły. Powód jest prosty: stanowią one nic innego, jak odwrócony kredyt, udzielany nie przez bank, a właśnie bankowi. Bez nadzoru państwa bank mógłby wziąć kasę i jej nie oddać. Nikt by mu ich nie powierzył. Tak więc produkt znikłby z rynku.


Po trzecie: diabli by wzięli ubezpieczenia i to byłby prawdziwy ból. Korporacje mają gigantyczne floty pojazdów, typu np. 1 000 Tirów po 300 tysięcy złotych sztuka, ogromne ilości budynków, magazyny i zasoby... Teraz proszę sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy ginie (podobnie, jak to miało kiedyś miejsce w Rosji) transport 10 Tirów z kawą... W dzisiejszym świecie nie jest to nic strasznego. Przychodzi ubezpieczyciel i wypłaca pieniądze. W świecie bez państwa i prawa? Ubezpieczyciel każe korporacji iść w diabły, mimo że ta straciła 3 miliony złotych na samych samochodach. Prowadzenie interesów stałoby się bardzo, ale to bardzo ryzykowne.


- Szlag trafiłby kontrolę administracyjną: firmy, zwłaszcza duże są dość szczegółowo kontrolowane przez państwo. Nie chodzi tu o sprawdzanie, czy one gdzieś w jakimś tajnym laboratorium nie hodują Frankensteina. Chodzi raczej o sprawdzenie, czy wyniki firm zgadzają się ze stanem faktycznym. Przykładowo: bank musi posiadać rezerwy na to, żeby wypłacić wszystkim swoim klientom przynajmniej część ulokowanych w nim oszczędności (w Polsce do 50 tysięcy), ubezpieczalnia: część ubezpieczeń etc. Każda firma pojawiająca się na giełdzie musi publikować raporty ze swej działalności po to, żeby akcjonariusze wiedzieli, co dzieje się z ich własnością. Każdy z tych obowiązków to cierń w tyłku firmy. Raporty dają konkurencji doskonałą szansę rozeznania się w naszych słabościach, rezerwy to pieniądze, które leżą w banku i są zjadane przez inflacje. Bez nich jednak firmy stanęłyby przed kryzysem zaufania. Ludzie zamiast iść do banku ponownie trzymaliby kasę w skarpetach, a akcje kupowaliby tylko samobójcy, więc firma nie mogłaby zarabiać na sprzedawaniu samej siebie. Szanse zarobku spadłyby na łeb na szuję.


- Szlag trafiłby system wymiany towarowo-pieniężnej: Pieniądze są emitowane przez państwo. Ich wartość zależy od czegoś, czego nie rozumiem. Bez państw pieniądze przestałyby mieć jakąkolwiek wartość. Oczywiście korporacje mogłyby temu przeciwdziałać wprowadzając na rynek walutę zastępczą w postaci np. własnych akcji. Problem w tym, że bez państw, które gwarantują przestrzeganie prawa finansowego akcje stałyby się tylko zadrukowanymi kawałkami papieru, na widok których zarząd tryskałby śmiechem. Pozostałoby więc wrócić do handlu wymiennego lub złotych dublonów...


Oczywiście firmy mogłyby temu przeciwdziałać. W tym celu musiałyby jednak powołać własne, niezawisłe sądownictwo, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Infrastruktury, Komisje Nadzoru Finansowego i parę innych. Czyli mówiąc po ludzku: stworzyć od nowa Rząd. Owszem, może byłby on teraz oligarchią, a nie demokracją, jednak były nadal rządem.


Najbardziej mnie jednak śmieszy taka bardzo prymitywna wizja, w której korporacje obalają państwa i dzielą między siebie poszczególne kawałki planety. Przykładowo: w USA rządzi PepsiCO i tylko tam mają napoje gazowane, w Kanadzie Nestle i tylko tam mają żarcie, we Francji Microsoft i tylko tam mają Windowsa, a w Polsce PZU i tylko tam mają ubezpieczenia. Groteska.


6) Jak korporacje dokonują Zła


Z powyższego obrazu wynika, że korporacje są niewinne, niegroźne i nie mają niecnych planów. Jednak wystarczy włączyć TVN 24 (też należące do korporacji), żeby przekonać się, że tak nie jest i że co chwila z winy naszych kochanych firm międzynarodowych dzieje się coś strasznego. Praktycznie każda korporacja odpowiada za jakieś tam mniejsze lub większe grzeszki.


Prawdopodobnie większość obstawiać będzie, że za największe zbrodnie odpowiada przemysł militarny i palnie bzdurę. Spowodowane jest to popularnym wyobrażeniem o sferze zbrojeniowej. Z jednej strony łatwo sobie go wyobrazić jako źródło zła wszelkiego, gdyż jest tak radośnie oczywisty. Z drugiej strony często jest atakowany przez pacyfistów.


Faktycznie jednak zbrojeniówka, mimo zdawałoby się gigantycznych nakładów i kontraktów to interes – w najlepszym razie – średni. Przykładowo najpopularniejszego na świecie karabinu AK-47 wyprodukowano około 100 milionów sztuk. Około 50 milionów jest ciągle w użyciu. Dla kontrastu: na każdego z 720 milionów mieszkańców Europy przypada 1,4 telefonu komórkowego. Wymieniane są one na nowe statystycznie co 3 lata. Widać już, co jest lepszym biznesem.


Najwięcej krwi na rękach mają prawdopodobnie przemysł medyczny, żywieniowy i wydobywczy. Głównie dlatego, że jak w którejś z tych dziedzin coś pójdzie źle, to będą trupy... Jednak najczęstsze metody tworzenia zła przez korporacje mają inny mechanizm, jak na przykład:


- Pracownik sprzedał komuś coś niepotrzebnego: Albo inne, niż ten ktoś potrzebował... Największy problem z korporacjami polega na tym, że muszą przynosić dochód. Z ich pracownikami natomiast, że chcą dostać jak największą prowizję. Tak więc jednych i drugich najbardziej interesuje, żeby pracownik zachęcił klienta do zakupu możliwie najdroższego produktu wytwarzanego możliwie najmniejszym nakładem środków. Oczywiście na wszelkich szkoleniach mówi się, że należy rozpoznać potrzeby klienta etc. jednak w praktyce chodzi o to samo...


I tym sposobem trafiają się takie kwiatki, jak żołnierze, którzy pojechali na wojnę z ubezpieczeniami nie chroniącymi ich przed następstwami działań wojennych... Albo afera sprzed kilku lat ze szczepionką na świńską grypę, która to szczepionka ostatecznie się w ogóle nie przydała, mimo że wydano na nią grube miliony.


- Firma wyprodukowała, a Pracownik sprzedał coś, czego nie powinien był sprzedawać: Klasyczny przykład. W 1898 roku firma Bayer wprowadziła na rynek cudowny lek na wszystko, a w szczególności kaszel i dolegliwości bólowe. Lek nazywał się Heroina i otworzył długą listę cudownych leków na wszystko, których obecnie nie można legalnie sprzedawać. W chwili jej odkrycia badacze twierdzili, że posiada wiele zalet w stosunku do dotychczasowych substancji: jest mocniejsza od morfiny, posiada jedynie 10% skutków ubocznych kodeiny i nie uzależnia. Jak łatwo zgadnąć: nie przebadali jej wystarczająco dokładnie. Stosowano ją do leczenia astmy, gruźlicy, zapalenia oskrzeli oraz grypy, przeziębień i katarów. Że coś jest nie tak zauważono bardzo szybko, tak więc już w 1913 Bayer wycofał się z produkcji środka, zastępując go kolejnym lekiem na wszystko, który tym razem faktycznie nie uzależniał: aspiryną.


Zanim to jednak nastąpiło firmie udało się wywołać społeczną katastrofę, która w zasadzie gnębi ludzkość do dziś: stworzyć plagę narkomanii. Liczba uzależnionych, w odróżnieniu od wcześniejszych plag narkotykowych szła bowiem w tysiące (wcześniej narkomania była domeną artystów, starców, lekarzy i byłych wojskowych, w większości uzależnionych od leków), pochodzących ze wszystkich warstw społecznych. Co więcej, dzięki poprawie samopoczucia po zażyciu substancji wiele osób zaczęło stosować ją rekreacyjnie.


Na tej zasadzie popełniana jest zapewne większość korporacyjnych zbrodni.


- Firma była sprytna: Druga metoda to sprytne działanie, polegające na tym, że firma zauważyła gdzieś jakąś okazję i bezkompromisowo ją wykorzystuje. Przykłady można mnożyć, najbardziej jaskrawym może być np. tak zwane „piractwo genetyczne”.


Piractwo Genetyczne” to wynalazek prosto z USA. Na czym on polega? Otóż pewna firma, której nazwy nie pamiętam wyprodukowała sobie silnie zmutowaną roślinkę (to była chyba soja albo kukurydza) odporną na wszystko. Kod genetyczny opatentowała, żeby konkurencja nie zaczęła uprawy gdzieś na boku tej odmiany. Farmerzy kupili nasionka, zasiali, urosło... Przyleciały pszczółki, zaniosły pyłek na sąsiednie pola. Uprawiający je rolnicy zebrali ziarno i umieścili w silosach, przechowali i wysiali. Po kilku latach zmutowana soja, czy tam kukurydza rosła w całym USA i Kanadzie niezależnie od tego, czy ją tam ktoś chciał, czy nie chciał...


Korporacja się zorientowała co się dzieje oraz, że jej własność intelektualna wyrasta na polach ludzi, którzy za nią nie płacili ani centa i wysłała swych siepaczy, znaczy się prawników na wieś, by rolników ścigali, straszyli pozwami i odbierali od nich kasę...


- Pracownik kupił coś od kogoś, od kogo nie powinien, bo było tanio: Wbrew pozorom to ogromne źródło wszelkich możliwych problemów na dużą skalę. Wiecie co to jest Sushi Wymieranie? Albo Wojny Konsolowe? Już odpowiadam: obecnie około 16 tysiącom gatunków grozi wymarcie. Spora część z tego to zwierzęta do niedawna pospolite, jak tuńczyki, węgorze czy dorsze, których problem polega na tym, że są smaczne i przez to masowo zjadane. Oczywiście, by je chronić nałożono specjalne prawa. Problem polega na tym, że nie wszystkie państwa je respektują. Firma może więc kupić rybę w kraju, gdzie jest tania, bo łapana metodami niszczącymi łowisko w gigantycznych ilościach, albo w państwie gdzie jest druga, bo łowiona metodami ekologicznymi... Na co się decyduje? Łatwo chyba zgadnąć.


Wojny Konsolowe mają podobną genezę. Otóż: jest taki pierwiastek, który nazywa się Tantal. Używa się go do produkcji nowoczesnej elektroniki. Wydobywany jest tylko w niektórych krajach, a jego największe pokłady są w Kongo, gdzie od lat trwa wojna domowa, ale kupić można go najtaniej. Więc rozmaite firmy kupują, finansując tym samym różnych lokalnych watażków i bandytów.


- Firma kupiła coś co nie powinna II: Na ten przykład akcje innej firmy, która tydzień później ogłosiła upadłość zostawiając nabywcę z pakietem nic niewartych papierków, tak jak to miało miejsce w okresie tzw. Bańki Dotcomowej. Jako, że tym sposobem zostały zmarnowane grube miliony, jeśli nie miliardy dolarów teraz korporacja ma poważną dziurę w budżecie w efekcie sama bankrutuje. Teraz problem mają też jej akcjonariusze, często inne przedsiębiorstwa. Jako, że duże firmy potrafią zatrudniać po 100-200 tysięcy osób, które teraz trafią na bruk Rząd musi im pomagać.


Jeśli coś takiego zrobił bank, to przepadają oszczędności wszystkich, którzy w nim oszczędzali (bo bank nie ma z czego oddać) i rząd musi pomagać mu bardziej aktywnie. Inaczej parę milionów ludzi straci dorobek swego życia. Tak więc podatki zamiast na drogi i szkoły idą na jakąś firmę, której zarząd dumny z siebie może wypłacić sobie sporą premię.


- Firma lub Pracownik chcieli oszczędzić: Na czymś. Więc pracownik poleciał np. do Chin i zamiast wynająć pracowników podpisał umowę z kierownikiem obozu koncentracyjnego na dostawy jeansów. Ewentualnie wydał mniej pieniędzy na zabezpieczenia wydobycia, niż wymagały tego procedury. Możliwa jest też trzecia droga: firma lobbowała (lub korumpowała) rząd, żeby znieść jakiś niewygodny dla niej, bo kosztowny przepis.


Dzięki temu ostatniemu firmie udało się np. uzyskać zgodę na budowę kopalni odkrywkowej tuż obok jeziora. Wody gruntowe podciekły, w efekcie czego raz, że jezioro wyschło, dwa, że kopalnia odkrywkowa została zalana, trzy, że doszło do reakcji chemicznej ze skałami głębinowymi i mamy teraz zbiornik kwasu siarkowego długi i szeroki na 300 metrów i głęboki na 50.


Miało być 2 000 miejsc pracy i źródło bogactwa dla całego regionu, jest poważny problem.


- Miał miejsce straszny wypadek i Firma ma problem: Na ten przykład na Morzu Północnym zatonął tankowiec. To niczyja wina, statkom zdarza się tonąć. Jednak w wyniku katastrofy do morza przedostały się miliony ton ropy. Wszystko w regionie lepi się od czarnej mazi.


Oczywiście zdarzają się też takie akcje, jak korupcja, szpiegostwo przemysłowe czy też zwykła działalność kryminalna. Tu nie ma co kryć. Jednak celem korporacji jest głównie dokonywanie korzystnego interesu, w miarę możliwości bez ryzyka, a działalność sensu stricte kryminalna zawsze się z nim wiąże. To normalny biznes, a nie mafia. Co więcej należy wziąć poprawkę na skalę operacji. Naprawdę duże firmy np. Nestle, Sony, Microsoft operują gigantycznymi sumami. Ich roczny obrót porównywalny jest z budżetami takich państw, jak Polska. Jak łatwo więc zgadnąć firma kupując dajmy na to tantal od krwawego watażki w Kongo jest w stanie zapewnić mu finansowanie na ładnych parę lat wojny domowej... I właśnie skala jest głównym problemem polityki korporacyjnej.

Komentarze


38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Eva, co ty w amwayu, avonie czy oriflejmie pracowalas? :D
15-10-2011 12:03
Eva
   
Ocena:
0
Nie, nie i nie. I niekupowanie kosmetyków jest proste, korporacja była spożywcza - to jest wyzwanie :P Poza tym, nie pracowałam w niej, pracowałam w firmie, której opracowanie tych materiałów zlecono.
15-10-2011 13:19
Hajdamaka v.666
   
Ocena:
0
Unilever? :P
15-10-2011 14:00
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Aha, bo to hurraoptymistyczne podejscie takie amwayowe wlasnie. Jak nie unilever to cocoacola (wiem ze blad, celowo) :)
15-10-2011 14:07
Hajdamaka v.666
   
Ocena:
+3
Hurraoptymistyczne podejscie jest chyba wszedzie gdzie mamy do czynienia z akwizycja.
Swego czasu probowalem sil w akwizycji Cyfry+ oraz Telewizni "n". Poranne zebrania przypominaly sekte lub plemie na wojennej sciezce, ewentualie rewolucyjny miting. "UDA NAM SIE! JESTEM ZAJEBISTYYYYYYYY! TAAAAAAAAAAAAAAAK! SPRZEDAAAAAAAAAAMYYYYY!".

Od tej pory unikam jak ognia wszelkiej pracy zwiazanej z akwizycja i mam mase wspolczucia dla wloczacych sie po klatkach akwizytorow.
15-10-2011 14:24
Bestyj
   
Ocena:
+4
Generalnie tekst genialny. Doskonale prostuje te bzdurne wypociny niektórych autorów odnośnie dominujących roli korporacji w przyszłości, ich władzy nad światem.

Generalnie mam kilka uwag tylko:

Brakuje mi w tym tekście zobrazowania pozycji niektórych korporacji względem tworów państwowych, a jest to moim zdaniem bardzo ciekawe. A wygląda to tak: przyjeżdża sobie szef korporacji X do kraju Y. Kraj Y z ty szefem korporacji rozmawia jak z równym sobie. Równym sobie, bo korporacja X ma roczne przychody (czyi kasę, którą przeznaczy na całą swoją działalność) na poziomie budżetu tego państwa. Tak, korporacje dysponują taką kasą, jak niektóre państwa na świecie. I to wcle nie najmniejsze.

Mam też małą uwagę odnośnie twojego tłumaczenia, co to jest kredyt. Kredytu nie zaciąga się, żeby go spłacać 30 lat, tylko żeby wybudować nową fabrykę, zwiększyć swoje moce produkcyjne, dochody i móc go spłacić w ciągu lat np 15.

Akcje są prawem własności części firmy. emituje się je głównie, żeby w zamian za obietnice wzrostu ich wartości i ew. dywidendy zebrać kapitał potrzebny na inwestycje - albo np drogie badania, abo np nową fabrykę. Są alternatywą dla kredytów w pewnym sensie. W USA jest teraz taka moda, żeby najważniejszym osobom w firmie płacić akcjami - ich praca przekłada sie na wzrost ich wartości a więc na ich majątek.

Nie napisałeś jeszcze o śmierci korporacji - korporacja, jak każdy człowiek może umrzeć. nazywa się to bankructwem. Korporacja umiera analogicznie jak człowiek z braku powietrza. Dusi się. powietrzem korporacji są pieniądze.

Korporacje nie mogą istnieć bez państwa, bez tworu państwowego, gdyż to właśnie on gwarantuje, że pieniądze mają jakąś wartość. Ponadto istnieje problem tzw "trzeciej strony". Gdyby państwa nie istniały dwie korporacje nie mogły by się ze sobą dogadać, np w sprawie wymiany - tona ziemniaków za tonę soli do chipsów. Tylko groźba kary ze strony jakiegoś zewnętrznego tworu powstrzymuje jedna i drugą przed oszustwem, zerwaniem w którymś momencie umowy.

Jasne, niewykluczone, że niektóre korporacje będą mieć w przyszłości własne armie, które będą toczyć ze sobą wojny, ale nie będzie to na terenie cywilizowanych państw, w których mają swoje siedziby. Jasne, będą mogły się wyrzynać o złoże X na terenie afrykańskiego państewka, w którym od 20 lat trwa wojna domowa i nie ma stabilnej władzy, ale nie w Europie. Dlatego, że w Europie ( W Ameryce Północnej i w pewnych regionach Azji ) są najważniejsze zasoby z punktu widzenia korporacji - klienci z pieniędzmi.

Zawsze mnie śmieszyły pomysły z klonowaniem pracowników, hodowaniem ich w probówkach itp. To proste. Pracownik jest dla korporacji problemem. Jest na pewno kosztem, a tylko być może przychodem w postaci wykonanej przez niego pracy ( jeśli okaże się że ta praca a jakąś wartość). Przyszłość to ograniczanie kosztów - przenoszenie produkcji z Europy, USA do regionów gdzie praca jest tania jak barszcz i nie ma związków zawodowych (Azja, być może w najbliższej przyszłości Afryka) co obserwujemy dzisiaj, a następnie Automatyzacja i Robotyzacja produkcji. Roboty pracują non stop, nie marudą, nie strajkują, a w fabryce musi pracować tylko jeden inżynier równoważny powiedzmy dzisiejszemu kierownikowi, który wie gdzie robocikowi wlać olej i ew. jak go wymienić, kiedy się zużyje.
15-10-2011 15:42
~ShadowOfDeath

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Klon-niewolnik będący własnością firmy i nie mający nic do zyskania byłby całkowicie odporny na ten system motywacyjny."

Czy ja wiem? Jeśli korp patrzy tylko na zyski - a otworzenie linii produkcyjnej klonów miałby być dla nich inwestycją - to klony mają chyba cholernie poteżną motywację do pracy - jak nie wyrobią normy to cała inwestycja zostanie skasowana - a oni razem z nią, null, finito, kaput. Kula w łeb. To dosyć silna motywacja.

Oczywiście jest też to ryzyko że część klonów zda sobie sprawę z tego faktu, złoży elementy do kupy, rozwali Ochronę Laboratoriów i po drodze ku wolności urządzi sobie killing spree po korpie.

Jak to mawiają Jem-Haddar: "Vicotry is life". I sprawdza się ono dla obu w/w przykładów.
15-10-2011 20:13
~ShadowOfDeath

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Oczywiście firmy mogłyby temu przeciwdziałać. W tym celu musiałyby jednak powołać własne, niezawisłe sądownictwo, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Infrastruktury, Komisje Nadzoru Finansowego i parę innych. Czyli mówiąc po ludzku: stworzyć od nowa Rząd. Owszem, może byłby on teraz oligarchią, a nie demokracją, jednak były nadal rządem."

To jest dokładnie to o czym piszesz autorze na początku opowiadając się za argumentacją kontra - w większości dzieł SF, cyberpunkowych itd. nie mamy do czynienia z obaleniem rządów przez korporacje - tylko właśnie z oligarchizacją władzy. Ze zmianą modelu zarządzania i ze zmianą ośrodka kierowniczego tym modelem zarządzania przewodzącym - to jest zwykle chyba to co ty autorze wymieniasz jako "korporacje obalają rządy" - wydaje mi się że zachodzi tu pewne nieporozumienie semantyczne wynikające z winy osób, które koncepcję "korporacji obalających rządy" wymyśliły, umieszczały w swoich filmach, książkach, grach. Chodziło im o oligarchizację - ale jak sam piszesz - nie znali się na rzeczy - i wyszedł taki babok XD

Niemniej jednak nie zmienia to faktu że tacy np. paleoliberałowie (jak Janusz Podpis-Brakknie) czy libertarianie są zwolennikami zlikwidowania państwa, ponieważ uważają, że wszystkie jego funkcje lepiej będą spełniać prywaciarze (w domyśle: korpy - bo tylko one będą miały na to środki). Możliwe że takie akcentowanie przez nich sprawy też ma wpływ na ten powszechny dysonans poznawczy - chodzi o oligarchizacje, ale ludzie zapamiętują tylko ten slogan "obalić państwa" i potem go powielają jako memes kulturowy. Ale wciąż chodzi o oligarchizację. Chyba...
15-10-2011 20:28
Headbanger
   
Ocena:
0
@ShadowOfDeath

To o czym piszesz pojawia się w społeczeństwie Caldari z EVE online. Tak, państwo Caldari składa się z wielu korpów powiązanych kulturowo (język, toższamość narodowa itd.), jednak sam taki twór nie ma racji bytu i korpy tworzą taki trybunał gdzie pilnuje się by żadna z nich nie dostała za bardzo po dupie od innej i wszystkie stały razem przeciwko wspólnemu wrogowi (w tym przypadku Republiką Gallente).

Wiesz na czym polega problem? To korpy tylko z nazwy. Jak zatrudniasz się w korpie to on zapewnia ci wszystko. Dom, pracę, rozrywkę, opiekę medyczną. Oczywiście nie ma problemu by korzystać z produktów konkurencji. Jest to nawet wspierane, bo żaden korp nie jest idealny we wszystkim, a większość ma jakiś swój segment rynku - Expert Housing produkuje domy, Caldari Navy zajmuje się produkcją floty i tworzy coś na wzór wojska, Sukuuvestaa handluje nieruchomościami, Science & Trade Institute bada i sprzedaje technologię, oraz prowadzi szkolenia - jasne, każda z nich zajmuje się po trochu wszystkim Sukuuvestaa też produkuje statki kosmiczne, a Expert Housing broń jednak nigdy w takiej jakości i na taką skalę by zadowolić mogła sama siebie. Do tego przepływ gotówki z korpa Caldari do innego korpa Caldari jest cenniejszy niż do Ammarów, Minmatarów czy najgorzej Gallente (choć Quafe jest wyjątkiem). Poza tym outsorcing jest bardzo popularny, często jeden korp zleca jakąś funkcję innemu za kasę by skupić swoje siły na bardziej priorytetowych projektach np. Spacelane Patrol zajmuje się całą ochroną w partnerskiej CBD zajmującej się handlem i dystrybucją (wszystko "głównie").

Wracając, wstępując do korpa wchodzisz w całą jego państwową infrastrukturę, wspieraną przez inne korpy w tych miejscach gdzie matczyny nie daje rady. Dla przykładu pracujesz w Sukuuvescie jako bankier, jednak ubezpieczasz się w Wiyrkomi, masz kablówke Nugoeihuvi, a leczysz się u Kaalakiota. Każdemu to gra. Ewentualnie czasem mogą dawać jakieś bony na swoje produkty, czy lepsze oferty, ale jak zależy ci na jakości to się nie zastanawiasz nie?

Dodatkowo sporo działa tutaj mentalność samych Caldari, gdzie nacjonalizm jest bardzo mocny - praca i poprawa Korpa (a za tym i państwa) jest ich podstawową cnotą. Dlatego nie ma Caldari bezkorpowego. Prędzej cię zabiją niż zwolnią - to dyshonor, zarówno dla ciebie jak i korpa. Gdzie każdy ma obowiązek pracować na lepsze jutro dla wszystkich.

Tutaj ciągle problemem jest waluta. W EVE jest jedna jednostka monetarna (ISK), co do której zgadzają się wszystkie imperia, zaś kapitalizm i rynek jest wyjątkowo otwarty. Więc problem jest rozwiązany.

Taki przykład futurystycznych korporacji. Dość odbiegają od naszych standardów - one tak naprawdę są państwami w jednym nadpaństwie. Poziom kontroli przypomina Unię Europejską (trybunał) i państwa członkowskie (Korporacje), i firmy (działy korporacyjne). Dość daleko to odchodzi od standardów dzisiejszych, ale hej? Jak mogło by to działać inaczej?
15-10-2011 22:31
Albiorix
   
Ocena:
+3
Korporacja mająca kolonie w kosmosie musi być lokalnie, w strukturze władzy podobna do państwa. W takiej kolonii ludzie rodzą się, żyją i umierają, więc cokolwiek by tam nie rządziło - czy się nazywa korporacja, sekta czy klub golfowy - musi lokalnie robić to co państwo - zapewniać bezpieczeństwo, infrastrukturę, policję, sądy, wojsko. I to jest relacja władza - obywatel (lub obco "krajowiec") a nie pracodawca - pracownik, bo człowiek może się w kolonii urodzić albo przyjechać gościnne i choć nie jest pracownikiem, władza kolonii musi się do niego jakoś ustosunkować. Wyrzucanie ludzi w próżnię raczej na dłuższą metę nie pomoże działowi public relations.

Tak samo w prawdziwym świecie musiało być z koloniami należącymi do Kampanii Wschodnio-Indyjskiej.

Tak samo mają kościoły i inne formy organizacji - masz terytorium, musisz działać jak państwo w jakimś stopniu - np Watykan.

-------------

Co do Eve - kapitalizm jest otwarty a waluta jest jedna dla pilotów kapsułowych, którzy są de facto bogami tego świata. Są nieśmiertelni, latają kilometrowymi statkami o sile ognia większej niż arsenał atomowy przeciętnej planety i operują sumami za które można by kupić miliony niewolników albo wszystkie paliwa rozszczepialne planety analogicznej do Ziemi. Gospodarka jest dużo mniej wolna dla zwykłych ludzi, którzy jak uciułają w ciągu życia 100 tys ISKów to są już klasą średnią :)
Ogólnie, na temat życia i praw zwykłych ludzie ciężko wnioskować tu z gry.
16-10-2011 02:59
Headbanger
   
Ocena:
0
Czytałem opowiadania i inne takie (zresztą ciągle fluff czytam), capsuleerzy są potężni i w ogóle, ale nie tylko oni mają dostęp do technologii klonowania. Praktycznie wszyscy magnaci (np. Sansha Kuvakei), gwiazdy, a nawet elitarni najemnicy (patrz Dust 541) się w to bawią. Do tego jest spora ilość nielegalnych placówek, nie trzymających standardów jakości, dostępnych dla szarego człowieka (ale to już jest bardzo niebezpieczna zabawa, raz nie zapłacisz i twoje ciało może stać się klonem dla kogoś innego). Do tego firmy badają coraz tańsze i efektywniejsze metody klonowania, oraz działania tej maszynki do skanowania mózgu by rozszerzyć to na tyle ludzi ile się da.

To co odróżnia capsuleerów od reszty to fakt kosztownego i niebezpiecznego treningu układu nerwowego, by pokonać syndrom odrzucenia przy pilotowaniu statku za pomocą myśli. Jest to do tego trudne, że mało kto zostaje pilotem - to nie współgra z rosnącym zapotrzebowaniem na podróże kosmiczne. Z tego powodu capsuleerzy jako jedyni mają refundowane klony (ale tylko te najgorsze) i cieszą się dużymi przywilejami w społeczeństwie (żaden korp nie mówi im tak wprost co mają robić, ale prosi). Jednak w momencie, kiedy naukowcy pokonają syndrom odrzucenia ich wpływ polityczny i ekonomiczny znacznie się zmniejszy - dlatego większość w bardzo chciwy sposób chce naciłać najwięcej jak się da zanim to nastąpi. (tak autorzy tłumaczą scamfesty w grze ;P)
16-10-2011 10:48
Dagome
    złe korporacje
Ocena:
+2
Dobrym przykładem działań złej korporacji jest Shell w Nigerii.
16-10-2011 13:41
Hajdamaka v.666
   
Ocena:
0
Oraz co Shell robi na Armi Krajowej 20 w Piasecznie :P
17-10-2011 10:21
~Legion

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Znaczy się: ja jak najbardziej jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której korporacje doprowadzają do gigantycznej katastrofy ekologiczno-społecznej, w wyniku której destabilizacji uległby globalny system ekonomiczny, a miliardy ludzi pogrążyłyby się w biedzie. Problem polega na tym, że gdzieś w połowie tego procesu korporacje wzięłyby i zbankrutowały, a ich zarządy faktycznie uciekły w kosmos. Tyle, że przed wierzycielami...

Zakładasz, że jedno nagłe wydarzenie, które zmieni świat. A co jeśli korporacja stopniowo wprowadza pewną destabilizację stosując efekt tzw. powolnego podgrzewania żaby w garnku? Taka sytuacja może się pojawić nawet w wyniku chaotycznego działania firm, niekoniecznie by "zdobyć władzę nad światem". Poza tym nie doceniasz chyba siły propagandy, już nawet w naszych obecnych czasach. Kto dysponuje mediami, ten ma prawdziwą władzę. Dodatkowo przyjąc można założenie, że korporacją wcale nie będzie zależało na oficjalnym obaleniu rządów, a będą utrzymywać marionetki lub żyrandole na stołkach politycznych, korporacja obli władzę kiedy osiągnie taką dominację, że nic jej nie powstrzyma. Ablo na odwrót, to obecna władza ma swoje korporacje. Wcale nie takie sci-fi, biorąc pod uwage choćby istnienie grupy Bilderberga - elitarnego klubu najbogatszych ludzi świata. W końcu po coś się spytkają w tajemnicy? Załóżmy teraz, że razem współpracują gospodarczo... Kto ich powstrzyma? Zadłużone USA? Pytanie u kogo jest zadłużone ;) Nawet strata długu byłaby niestraszna, gdyby dla przykładu bank inwestował w złoto i kamienie szlachetne i nagle nastąpił światowy krach. Kto ma pieniądze ma władze.


I tak to się kręci. To jest legalne i działa w obopólnym, dobrze uzasadnionym interesie: firmy, polityka, kraju i jego obywateli...

Dobra obywateli? A to Ci dopiero. Głównym celem korporacji jest zarabiać, a te potężna które mają swoich reprezentantów w rządzie nie boją się wypuścić na rynek produktu, który niekoniecznie został przebadany. Przykład największej korporacji świata, Monsanto: hormon wzrostu, aspartam, Roundup. Wiele osób pracujących w FDA (Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków) wydawało decyzje w sprawie tych produktów, później znajdując zatrudnienie w Monsanto. Przykład Dagome także jest dobrze znany, Shell w Nigerii robi co chce, dlaczego nikt z tym nic nie robi? W końcu żyjemy w XXI wieku, wyższy szczebel ewolucji kulturalno-mentalnej itp.
17-10-2011 22:58
zegarmistrz
   
Ocena:
+1
Zakładasz, że jedno nagłe wydarzenie, które zmieni świat. A co jeśli korporacja stopniowo wprowadza pewną destabilizację stosując efekt tzw. powolnego podgrzewania żaby w garnku?

Efekt byłby bardzo prosty: w miarę pogarszania się sytuacji gospodarczej korporacje stopniowo by upadały.

Poza tym nie doceniasz chyba siły propagandy, już nawet w naszych obecnych czasach. Kto dysponuje mediami, ten ma prawdziwą władzę.

Jako dziennikarz, a więc pracownik mediów podzielę się z Tobą smutną prawdą: Jesteśmy przereklamowani.

Dobra obywateli? A to Ci dopiero. Głównym celem korporacji jest zarabiać, a te potężna które mają swoich reprezentantów w rządzie nie boją się wypuścić na rynek produktu.

Omawiane przez Ciebie sytuacje są działaniem nielegalnym. Twoje rozumowanie, w świetle fragmentu mojej wypowiedzi do którego pijesz stanowi logiczny lapsus.

PS. Jako dziennikarz dodam jeszcze, że CHCIELIBYŚMY być choć w 1/10 tak często korumpowani, jak ludzie o tym myślą.
17-10-2011 23:26
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

Hmm... a mi się tekst podobał umiarkowanie. Tzn. w sumie jest niezły, ale polemizowałbym z tym, że korporacje w rzeczywistym świecie nie chciałyby upadku państw, żeby przejąć po nich schedę. Odnosząc się do rpg, to dobrym przykładem są chyba stosunkowo dobrze znane Kroniki Mutantów, w których korporacje stworzyły właśnie własne wymiary sprawiedliwości, administrację i wszystko to, o czym piszesz Zegarmistrzu.
Fakt, można dyskutować, że same przeistoczyły się w państwa, ale w systemie (czy settingu, jak kto woli) nadal nazywa się je korporacjami. I tak widzę właśnie przejęcie władzy przez korporację - sama staje się państwem. Zamiast policji ma swoje różnej maści jednostki, zamiast urzędów - departament administracji, zamiast rządu - zarząd, zamiast klasy robotniczej - korpoludków niższego szczebla, zamiast arystokracji - akcjonariuszy, itd. Co nie zmienia faktu, że wszystko jest podporządkowane jednemu celowi - maksymalizacji zysków korporacji.

26-01-2017 16:55
Exar
   
Ocena:
0

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.