» Blog » Złe Korporacje: raz jeszcze
14-10-2011 14:18

Złe Korporacje: raz jeszcze

W działach: Fanboj i Życie, RPG | Odsłony: 312

Tydzień temu Zigzak opublikował swój tekst o Korporacjach. Tak się składa, że w momencie, gdy to robił ja kończyłem własny wpis blogowy na ten sam temat. Instytucje te pojawiają się w większości gier przyszłościowych, pełniąc funkcję podobną, jak Książęta Demonów w Fantasy. Przy czym o ile Książęta Demonów są bytami bajkowymi i jako takie są zmyśleniem, do opracowania którego nie trzeba żadnej wiedzy, tak korporacje są bytami realnymi, co do których wypadałoby wiedzieć, o czym się pisze. Bo to, co zwykle powstaje w grach RPG jest tak śmieszne, że ledwie daje się czytać. Odnoszę często wrażenie, że autorzy nie wiedzą o czym piszą.


Przykładowo: w pewnej genialnej, tylko strasznie skrzywdzonej przez bardzo złych, zazdrosnych ludzi grze pojawia się wizja w której korporacje najpierw zastępują państwa i wprowadzają system totalitarny. Następnie za pomocą genetycznych manipulacji zastępują wszystkich swych pracowników klonami w międzyczasie doprowadzając do społecznej i ekologicznej katastrofy, po czym uciekają z umierającej Ziemi w kosmos. Wszystko to oczywiście w wyniku długotrwałego, cynicznego procesu...


Powiem szczerze: taka wizja budzi we mnie śmiech. W szczególności śmieszy mnie moment, w którym korporacje przejmują rolę państw, zaczynają jeździć po sobie czołgami, a społeczeństwo rozwarstwia się na dwie grupy: Członków Korporacyjnych Zarządów oraz Żyjącą W Slumsach, Głodującą Resztę.


Znaczy się: ja jak najbardziej jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której korporacje doprowadzają do gigantycznej katastrofy ekologiczno-społecznej, w wyniku której destabilizacji uległby globalny system ekonomiczny, a miliardy ludzi pogrążyłyby się w biedzie. Problem polega na tym, że gdzieś w połowie tego procesu korporacje wzięłyby i zbankrutowały, a ich zarządy faktycznie uciekły w kosmos. Tyle, że przed wierzycielami...


1) Co to są korporacje?


Stosując polską nomenklaturę bardziej prawidłowe byłoby użycia słów „spółki”. Zasadniczo definicji jest wiele. Najprostsza będzie chyba „duża firma” w szczególności międzynarodowa, zwykle posiadająca pokaźny majątek i duże zasoby ludzkie. W klasycznym rozumieniu korporacją może być bank, sieć lokali gastronomicznych, firma wydobywcza, sieć supermarketów, albo dowolna inna firma.


Celem istnienia korporacji jest spełnianie życzeń akcjonariuszy, czyli ludzi stojących za całym tym złem. Aby wyjaśnić co to są akcjonariusze należy najpierw wyjaśnić co to są akcje. Otóż: akcje czyli udziały są specjalnym rodzajem dokumentu, który stwierdza, że ich nabywca staje się właścicielem niewielkiego kawałka (np. 0.000000000001%) firmy i jako taki ma prawo do udziału w jej zyskach (co nazywa się „Dywidendą”). Zasadniczo dokumenty te emitowane są przez założycieli firmy po to, żeby na niej lepiej zarobić. Wiadomo: dobrym sposobem robienia kasy jest otwarcie świetnie prosperującego przedsiębiorstwa. Lepszym jego sprzedanie za powiedzmy 10-krotność rocznego dochodu i wyjechanie na prywatną wyspę. Jako, że sprzedanie w całości spółki mającej (powiedzmy) 500 milionów euro rocznego dochodu za 10 krotność tej sumy jest raczej trudne, bo nikt na świecie nie ma takich pieniędzy dzieli się ją na mikrocząstki i sprzedaje się je po 5 euro / sztuka.


Jako, że nikt nie kupuje akcji dla przyjemności życzenia akcjonariuszy (czyli właścicieli) łatwo zgadnąć: goście chcą zarobić, niezależnie czy są funduszem inwestycyjnym, właścicielem pakietu kontrolnego (czyli gościem mającym tak dużo akcji, że jest w stanie wpływać na politykę firmy i np. zwolnić zarząd) czy też drobnym ciułaczem. Tak naprawdę firmą rządzą właśnie akcjonariusze, bowiem zgodnie z prawem są oni właścicielami mikrocząstek, które po złożeniu do kupy dają firmę. Mogą oni więc – dokonując walnego zebrania, w którym głosuje się w zależności od liczby posiadanych akcji – wydawać polecenia zarządowi. Niektórzy, posiadający dużą część udziałów akcjonariusze są na tyle potężni, że mogą zebrać tak zwany Pakiet Kontrolny, czyli większość udziałów firmy. Pozwala im on zwoływać zebrania samych ze sobą i przegłosowywać resztę.


Drugim, głównym elementem korporacji jest Zarząd. Zarząd to po prostu dyrektorzy firmy, którzy podejmują najważniejsze decyzje, pilnując, żeby akcjonariusze byli zadowoleni, firma zarabiała, dywidenda rosła, a udziały zyskiwały na wartości. Goście ci raz, że dostają za to pensje, dwa, że często są posiadaczami dużych ilości akcji firmy, którą tworzą. Jeśli członkowie zarządu nie mają akcji swojej firmy w dużych ilościach zwykle oznacza to, że jej sytuacja jest co najmniej zła jeśli nie tragiczna.


Akcje drogie nie są. Każdy, kto ma na to ochotę może stać się dumnym posiadaczem mikrocząstki wroga ludzkości.


2) Główne narzędzie Szatana: Dział Sprzedaży


Korporacje, jak wiadomo posiadają szereg działów. Dysponują laboratoriami, ochroną, działami produkcyjnymi i projektowymi, knującym zarządem etc. Najważniejszym jednak elementem każdej korporacji jest Dział Sprzedaży. Akcjonariusze firmy, gdyby to tylko było możliwe, najchętniej zamknęliby wszystkie inne działy i pogonili zarząd, a ten jeden zostawili. Powód jest bardzo prosty: o ile na wszystkie inne działy wydaje się pieniądze to Sprzedaż, jako jedyna je zarabia. Sprzedaż odpowiada też za większość problemów związanych z korporacjami, w tym wyścig szczurów oraz kilka innych zjawisk.


Podstawowy cel każdej korporacji to osiągnięcie jak największej sprzedaży. Najłatwiej zrobić to motywując pracowników do jak największego sprzedawania. Robi się to w bardzo prosty sposób: dzieląc się z nimi zyskiem. Pracownicy działu sprzedaży nie mają więc pensji, jak normalni ludzie, tylko prowizje. Tak więc dostają ileśtam procent (zwykle około 10%) od każdej transakcji. Podobnie wynagradzani są też ich szefowie dostający zamiast pensji jakieś 1-2% kasy zarobionej przez swoich ludzi...


W wielu korporacjach jest też drugi dział, odpowiadający za kupowanie. Jego pracownicy działają na podobnej zasadzie. Mają za zadanie zdobywać surowce. Zwykle posługują się tabelą maksymalnej ceny towaru (np.1 tona kartofli klasy A na chipsy = 200 złotych). Jeśli uda im się kupić taniej otrzymują różnicę jako wynagrodzenie (np. Agent kupił 100 ton kartofli klasy A za 180 zeta / tona to zarobi 2 000 złotych).


Obydwa działy zatrudniają masy pracowników, w nich też zarabia się najlepiej. Dobry handlowiec niskiego szczebla, jeśli ma talent może otrzymywać nieraz większe wypłaty od członka zarządu. Problem polega na tym, czy faktycznie ma talent. Dwa, że płaca w dziale sprzedaży jest bardzo zmienna. Wynika z wielu czynników. Managerowie twierdzą zwykle, że głównym elementem od którego wszystko zależy jest nastawienie. Jeśli jest pozytywne, to muszą być efekty... Faktycznie... Weźmy przykład z kartoflami. Wiadomo: po wykopkach łatwo znaleźć wielkie ilości tanich ziemniaków na frytki i zakup stu tysięcy ton od jednego gospodarstwa wielkoobszarowego nie jest trudny. Jednak na przednówku kupienie pojedynczej tony tak, żeby nie była nadgniła graniczy z cudem...


Sprzedaż zawsze działa według zbliżonej logiki: byle dużo, drogi i każdemu. Oczywiście raz uda się sprzedać paczkę chipsów koledze, raz ich cztery tony do supermarketu, a za miesiąc 100 ton złemu dyktatorowi, który chce ich użyć jako pożywki dla wąglika... I tak interes się kręci. Zwykle w dziale sprzedaży panuje selekcja naturalna: przyjmowane są masy ludzi, ci, którzy nie wyrabiają norm po kilku miesiącach trafiają na bruk, średni pracują kilka lat i odchodzą, zostają ci najlepsi, którzy zarabiają naprawdę dużo.


Warto zauważyć jedną rzecz. Otóż: jakiś czas temu zauważyłem pomysł użycia klonów poddanych inżynierii genetycznej jako pracowników korporacyjnych. Nie sądzę, żeby ktokolwiek na to poszedł, a przynajmniej nie w wypadku działu sprzedaży. Ten jest bowiem tak skonstruowany, że firma za nic nie płaci, a jedynie dzieli się zyskami. Od pracowników oczekuje się, że sami kupią sobie odpowiednie kursy, wezmą udział w przeszkoleniu, zdobędą certyfikaty... Hodowanie klonów, ich szkolenie, karmienie, ubieranie, pilnowanie, żeby po drodze nie zdechły... Same koszta! Co więcej: głównym elementem motywującym w dziale sprzedaży jest chciwość... Im lepsze masz efekty, tym większy masz zysk. Klon-niewolnik będący własnością firmy i nie mający nic do zyskania byłby całkowicie odporny na ten system motywacyjny.


Może naukowców opłacałoby się klonować, ale też bym za to głowy nie dał.


3) Jak korporacje piorą mózgi swoim pracownikom?


Zasadniczo korporacje nie piorą mózgów i prać nigdy nie będą. Mają lepsze narzędzie, które nie jest nielegalne ani nawet nieetyczne. Jest nim „Aksamitna Smycz Systemu Kapitalistycznego”, nazywana też czasem „Debt Bondage” lub też „Współczesnym Niewolnictwem”. Z tym ostatnim ma niewiele wspólnego. Na czym to polega?


Jak wspominałem: będąc pracownikiem działu sprzedaży można zarabiać bardzo dobrze, choć niekoniecznie regularnie i zwykle w każdym miesiącu inaczej. Raz zarobi się stówę, raz 10 tysięcy złotych. Różnie to bywa... Jednak mając duże zarobki człowiek może kupić dużo, albo – co jest lepsze – wziąć ogromny kredyt i kupić coś naprawdę wystrzałowego (np. dom). Jako, że dla handlowca z banku lepszym klientem jest handlowiec z np. sieci supermarketów od jakiegoś ciecia, bo może wziąć większy kredyt (banki to też korporacje, a zasada działania działu sprzedaży jest identyczna) bardzo chętnie mu tegoż kredytu udzielą.


Teraz gość już nie zarabia tak dobrze, bo co miesiąc spłaca odsetki. Zaczyna to odczuwać, bo przywykł do wystawniejszego życia. Co więcej: nie może już sobie pozwolić na nieregularne dochody. Co więc robi? Zasuwa mocniej, więc wkrótce ma efekty, rosną mu więc dochody. Tak więc co robi? Bierze kolejny kredyt! W tym momencie nie może zrezygnować z roboty, bo go banki zjedzą. Zasuwa więc jeszcze ciężej... Korporacja się cieszy, bo ma jedwabistego, wydajnego pracownika, który raczej już nie odejdzie. Jako, że gość zasuwa naprawdę mocno, to szybko zarabia więcej i dostaje awans. Ucieszony bierze kolejny kredyt!


4) Jak korporacje wpływają na politykę?


Nie jest tajemnicą, że korporacje wpływają na politykę państw. Zaprzeczać temu to tak, jakby zaprzeczać faktowi, że słońce świeci. Pomijając państwa dzikie i skorumpowane, gdzie aparat kontroli urzędniczej jest słaby zwykle dzieje się to jawnie i w pełni legalnie. Wykorzystywany jest w tym celu mechanizm zwany lobbingiem. Lobbing to zwyczajne reprezentowanie interesu pewnych grup społecznych, celem wprowadzenia korzystnych dla nich regulacji. Zwykle korporacje są w tej dziedzinie skuteczniejsze od małych firm.


Powód tego jest prosty: reprezentują sobą ogromne pieniądze i potężny przemysł. Nie chodzi tu oczywiście o praktyki korupcjogenne, choć i takie się zdarzają (duże, międzynarodowe firmy zwykle mają wystarczające środki, żeby kupić sobie np. jakieś państwo afrykańskie w całości). Chodzi o to, że firmy takie mogą zrobić dobrze także rządzącym, a nawet społeczeństwu. Przykładowo do pana Premiera Polski może przyjść lobbysta zatrudniony przez firmę X i powiedzieć „Polska to piękny kraj, chcemy założyć w nim naszą fabrykę. Stworzy to 10 000 nowych miejsc pracy. Problem w tym, że wy macie pewną, bardzo niewygodną ustawę. Czy nie dałoby się jej znieść?” I tak to się kręci. To jest legalne i działa w obopólnym, dobrze uzasadnionym interesie: firmy, polityka, kraju i jego obywateli...


Drugi sposób wpływania na politykę jest bardzo prosty. Państwa to świetni klienci. Ktoś musi dostarczyć komputerów i mebli do biur, samochodów, narzędzi pracy, leków do szpitali i tysięcy innych rzeczy... Duże firmy mogą zrobić to lepiej, szybciej, taniej i w większych ilościach. Zwykle też na okrągło zabiegają o nowe zamówienia starając się wcisnąć politykom jak największe zamówienia na jak największe śmieci. Do czego to może prowadzić można było się przekonać kilka lat temu przy okazji tej afery ze szczepionkami na świńską grypę... Oczywiście jest też aspekt pozytywny: dzięki temu w szpitalach są leki, a służba zdrowia ma karetki...


5) Co by się działo, gdyby korporacje zastąpiły państwa i rządy?


O ja piernicze!!! Wszyscy byliby niezadowoleni, oprócz korporacji, bowiem tak 90% z nich zbankrutowałoby gdzieś w połowie tego procesu, a pozostałe 10% z nich robiłoby wszystko, żeby powołać do istnienia chociaż jedno, małe, słabe i brzydkie państewko z rządem...


Powody takiej sytuacji są liczne. Pomijając fakt, że państwa to świetni klienci z nieskończoną ilością pieniędzy (bo zawsze mogą podnieść podatki lub wydrukować nową kasę) przyniosłoby to kupę efektów ubocznych. Tak więc:


- Szlag trafiłby infrastrukturę transportową: Drogi, porty, lotniska: to wszystko jest budowane i utrzymywane z naszych podatków przez państwo. Gdyby państwa nagle zabrakło to całą infrastrukturę trafiłby szlag. W fikcji kwestia dróg jest często pomijana, bo kogo obchodzi jakaś tam trywialna kwestia asfaltu, w chwili, gdy na ziemię leci meteoryt i trzeba ją ratować? Faktycznie infrastruktura transportowa jest zwykle znacznie bardziej istotna niż fabryki, czołgi, samoloty, wojsko i pieniądze. Jeśli nie ma dróg, lotnisk i portów, to znaczy, że w dane miejsce ani nie da się przywieźć towarów, ani też ich wywieźć. Jeśli zaś tego się nie da zrobić, to leżą w magazynach i zamiast przynosić zyski przynoszą straty. Nikt na tym by nie skorzystał... Oczywiście korporacje mogłyby sobie z tym poradzić np. zakładając jakiś Fundusz Napraw Drogowych, ale to już jest odbudowywanie struktur państwowych.


- Szlag trafiłby wymiar sprawiedliwości: I zapanowałoby bezprawie. Miałoby to kilka aspektów. Po pierwsze ludzie zaczęliby się zabijać na ulicach, co prawdopodobnie niewielu by obchodziło. Koniec końców Ochrona poszczególnych firm, gdyby ją powiększyć i dozbroić pewnie dałaby sobie radę z kryminalistami. Ci wyżynaliby się w slumsach, daleko od centrum.


Prawdziwy problem to brak prawa gospodarczego. Rozwaliłoby to trzy, bardzo ważne filary, na których opiera się gospodarka i to jakakolwiek gospodarka. Po pierwsze: kredyty, po drugie instrumenty oszczędnościowe, po trzecie: ubezpieczenia.


Co to kredyt nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Firmy zaciągają je masowo. Praktycznie nie ma takiej, która nie byłaby zadłużona. Dlaczego się tak dzieje? Z tego samego powodu, dla którego robią to zwykli ludzie. Otóż, żeby kupić dom można albo oszczędzać 30 lat, albo wziąć kredyt i spłacać go po kawałku tyle samo czasu. Podobnie jest z firmami: korporacja, żeby kupić, albo zbudować fabrykę może czekać 30 lat i ciułać dolar po dolarze, albo wziąć kredyt i kupić ją, spłacając 30 lat. Jako, że fabryka przynosi zysk szybko okazuje się, że zdolność kredytowa firmy rośnie, więc korporacja zaciąga jeszcze jeden i kupuje drugą fabrykę, która przynosi jeszcze większy zysk, co pozwala wziąć jeszcze większy kredyt i kupić większą, zyskowniejszą fabrykę... Tym sposobem firma się bogaci i akcjonariusze także...


Nad tym, żeby kredyty były spłacane czuwa wymiar sprawiedliwości, czyli państwo. Gdyby go zabrakło każdy by mógł wziąć kredyt i ogłosić, że go nie odda. O ile ze zwykłymi szaraczkami banki pewnie by sobie jakoś dały radę, to z innymi korporacjami już zapewne nie. W efekcie zapewne przestałyby ich udzielać (już teraz wzięcie kredytu korporacyjnego jest trudne, gdyż wbrew pozorom jest to przedsięwzięcie wysokiego ryzyka). W efekcie rozwój gospodarczy spowolniłby w sposób przerażający.


Instrumenty oszczędnościowe typu lokat, funduszy inwestycyjnych etc. także by się zawaliły. Powód jest prosty: stanowią one nic innego, jak odwrócony kredyt, udzielany nie przez bank, a właśnie bankowi. Bez nadzoru państwa bank mógłby wziąć kasę i jej nie oddać. Nikt by mu ich nie powierzył. Tak więc produkt znikłby z rynku.


Po trzecie: diabli by wzięli ubezpieczenia i to byłby prawdziwy ból. Korporacje mają gigantyczne floty pojazdów, typu np. 1 000 Tirów po 300 tysięcy złotych sztuka, ogromne ilości budynków, magazyny i zasoby... Teraz proszę sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy ginie (podobnie, jak to miało kiedyś miejsce w Rosji) transport 10 Tirów z kawą... W dzisiejszym świecie nie jest to nic strasznego. Przychodzi ubezpieczyciel i wypłaca pieniądze. W świecie bez państwa i prawa? Ubezpieczyciel każe korporacji iść w diabły, mimo że ta straciła 3 miliony złotych na samych samochodach. Prowadzenie interesów stałoby się bardzo, ale to bardzo ryzykowne.


- Szlag trafiłby kontrolę administracyjną: firmy, zwłaszcza duże są dość szczegółowo kontrolowane przez państwo. Nie chodzi tu o sprawdzanie, czy one gdzieś w jakimś tajnym laboratorium nie hodują Frankensteina. Chodzi raczej o sprawdzenie, czy wyniki firm zgadzają się ze stanem faktycznym. Przykładowo: bank musi posiadać rezerwy na to, żeby wypłacić wszystkim swoim klientom przynajmniej część ulokowanych w nim oszczędności (w Polsce do 50 tysięcy), ubezpieczalnia: część ubezpieczeń etc. Każda firma pojawiająca się na giełdzie musi publikować raporty ze swej działalności po to, żeby akcjonariusze wiedzieli, co dzieje się z ich własnością. Każdy z tych obowiązków to cierń w tyłku firmy. Raporty dają konkurencji doskonałą szansę rozeznania się w naszych słabościach, rezerwy to pieniądze, które leżą w banku i są zjadane przez inflacje. Bez nich jednak firmy stanęłyby przed kryzysem zaufania. Ludzie zamiast iść do banku ponownie trzymaliby kasę w skarpetach, a akcje kupowaliby tylko samobójcy, więc firma nie mogłaby zarabiać na sprzedawaniu samej siebie. Szanse zarobku spadłyby na łeb na szuję.


- Szlag trafiłby system wymiany towarowo-pieniężnej: Pieniądze są emitowane przez państwo. Ich wartość zależy od czegoś, czego nie rozumiem. Bez państw pieniądze przestałyby mieć jakąkolwiek wartość. Oczywiście korporacje mogłyby temu przeciwdziałać wprowadzając na rynek walutę zastępczą w postaci np. własnych akcji. Problem w tym, że bez państw, które gwarantują przestrzeganie prawa finansowego akcje stałyby się tylko zadrukowanymi kawałkami papieru, na widok których zarząd tryskałby śmiechem. Pozostałoby więc wrócić do handlu wymiennego lub złotych dublonów...


Oczywiście firmy mogłyby temu przeciwdziałać. W tym celu musiałyby jednak powołać własne, niezawisłe sądownictwo, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Infrastruktury, Komisje Nadzoru Finansowego i parę innych. Czyli mówiąc po ludzku: stworzyć od nowa Rząd. Owszem, może byłby on teraz oligarchią, a nie demokracją, jednak były nadal rządem.


Najbardziej mnie jednak śmieszy taka bardzo prymitywna wizja, w której korporacje obalają państwa i dzielą między siebie poszczególne kawałki planety. Przykładowo: w USA rządzi PepsiCO i tylko tam mają napoje gazowane, w Kanadzie Nestle i tylko tam mają żarcie, we Francji Microsoft i tylko tam mają Windowsa, a w Polsce PZU i tylko tam mają ubezpieczenia. Groteska.


6) Jak korporacje dokonują Zła


Z powyższego obrazu wynika, że korporacje są niewinne, niegroźne i nie mają niecnych planów. Jednak wystarczy włączyć TVN 24 (też należące do korporacji), żeby przekonać się, że tak nie jest i że co chwila z winy naszych kochanych firm międzynarodowych dzieje się coś strasznego. Praktycznie każda korporacja odpowiada za jakieś tam mniejsze lub większe grzeszki.


Prawdopodobnie większość obstawiać będzie, że za największe zbrodnie odpowiada przemysł militarny i palnie bzdurę. Spowodowane jest to popularnym wyobrażeniem o sferze zbrojeniowej. Z jednej strony łatwo sobie go wyobrazić jako źródło zła wszelkiego, gdyż jest tak radośnie oczywisty. Z drugiej strony często jest atakowany przez pacyfistów.


Faktycznie jednak zbrojeniówka, mimo zdawałoby się gigantycznych nakładów i kontraktów to interes – w najlepszym razie – średni. Przykładowo najpopularniejszego na świecie karabinu AK-47 wyprodukowano około 100 milionów sztuk. Około 50 milionów jest ciągle w użyciu. Dla kontrastu: na każdego z 720 milionów mieszkańców Europy przypada 1,4 telefonu komórkowego. Wymieniane są one na nowe statystycznie co 3 lata. Widać już, co jest lepszym biznesem.


Najwięcej krwi na rękach mają prawdopodobnie przemysł medyczny, żywieniowy i wydobywczy. Głównie dlatego, że jak w którejś z tych dziedzin coś pójdzie źle, to będą trupy... Jednak najczęstsze metody tworzenia zła przez korporacje mają inny mechanizm, jak na przykład:


- Pracownik sprzedał komuś coś niepotrzebnego: Albo inne, niż ten ktoś potrzebował... Największy problem z korporacjami polega na tym, że muszą przynosić dochód. Z ich pracownikami natomiast, że chcą dostać jak największą prowizję. Tak więc jednych i drugich najbardziej interesuje, żeby pracownik zachęcił klienta do zakupu możliwie najdroższego produktu wytwarzanego możliwie najmniejszym nakładem środków. Oczywiście na wszelkich szkoleniach mówi się, że należy rozpoznać potrzeby klienta etc. jednak w praktyce chodzi o to samo...


I tym sposobem trafiają się takie kwiatki, jak żołnierze, którzy pojechali na wojnę z ubezpieczeniami nie chroniącymi ich przed następstwami działań wojennych... Albo afera sprzed kilku lat ze szczepionką na świńską grypę, która to szczepionka ostatecznie się w ogóle nie przydała, mimo że wydano na nią grube miliony.


- Firma wyprodukowała, a Pracownik sprzedał coś, czego nie powinien był sprzedawać: Klasyczny przykład. W 1898 roku firma Bayer wprowadziła na rynek cudowny lek na wszystko, a w szczególności kaszel i dolegliwości bólowe. Lek nazywał się Heroina i otworzył długą listę cudownych leków na wszystko, których obecnie nie można legalnie sprzedawać. W chwili jej odkrycia badacze twierdzili, że posiada wiele zalet w stosunku do dotychczasowych substancji: jest mocniejsza od morfiny, posiada jedynie 10% skutków ubocznych kodeiny i nie uzależnia. Jak łatwo zgadnąć: nie przebadali jej wystarczająco dokładnie. Stosowano ją do leczenia astmy, gruźlicy, zapalenia oskrzeli oraz grypy, przeziębień i katarów. Że coś jest nie tak zauważono bardzo szybko, tak więc już w 1913 Bayer wycofał się z produkcji środka, zastępując go kolejnym lekiem na wszystko, który tym razem faktycznie nie uzależniał: aspiryną.


Zanim to jednak nastąpiło firmie udało się wywołać społeczną katastrofę, która w zasadzie gnębi ludzkość do dziś: stworzyć plagę narkomanii. Liczba uzależnionych, w odróżnieniu od wcześniejszych plag narkotykowych szła bowiem w tysiące (wcześniej narkomania była domeną artystów, starców, lekarzy i byłych wojskowych, w większości uzależnionych od leków), pochodzących ze wszystkich warstw społecznych. Co więcej, dzięki poprawie samopoczucia po zażyciu substancji wiele osób zaczęło stosować ją rekreacyjnie.


Na tej zasadzie popełniana jest zapewne większość korporacyjnych zbrodni.


- Firma była sprytna: Druga metoda to sprytne działanie, polegające na tym, że firma zauważyła gdzieś jakąś okazję i bezkompromisowo ją wykorzystuje. Przykłady można mnożyć, najbardziej jaskrawym może być np. tak zwane „piractwo genetyczne”.


Piractwo Genetyczne” to wynalazek prosto z USA. Na czym on polega? Otóż pewna firma, której nazwy nie pamiętam wyprodukowała sobie silnie zmutowaną roślinkę (to była chyba soja albo kukurydza) odporną na wszystko. Kod genetyczny opatentowała, żeby konkurencja nie zaczęła uprawy gdzieś na boku tej odmiany. Farmerzy kupili nasionka, zasiali, urosło... Przyleciały pszczółki, zaniosły pyłek na sąsiednie pola. Uprawiający je rolnicy zebrali ziarno i umieścili w silosach, przechowali i wysiali. Po kilku latach zmutowana soja, czy tam kukurydza rosła w całym USA i Kanadzie niezależnie od tego, czy ją tam ktoś chciał, czy nie chciał...


Korporacja się zorientowała co się dzieje oraz, że jej własność intelektualna wyrasta na polach ludzi, którzy za nią nie płacili ani centa i wysłała swych siepaczy, znaczy się prawników na wieś, by rolników ścigali, straszyli pozwami i odbierali od nich kasę...


- Pracownik kupił coś od kogoś, od kogo nie powinien, bo było tanio: Wbrew pozorom to ogromne źródło wszelkich możliwych problemów na dużą skalę. Wiecie co to jest Sushi Wymieranie? Albo Wojny Konsolowe? Już odpowiadam: obecnie około 16 tysiącom gatunków grozi wymarcie. Spora część z tego to zwierzęta do niedawna pospolite, jak tuńczyki, węgorze czy dorsze, których problem polega na tym, że są smaczne i przez to masowo zjadane. Oczywiście, by je chronić nałożono specjalne prawa. Problem polega na tym, że nie wszystkie państwa je respektują. Firma może więc kupić rybę w kraju, gdzie jest tania, bo łapana metodami niszczącymi łowisko w gigantycznych ilościach, albo w państwie gdzie jest druga, bo łowiona metodami ekologicznymi... Na co się decyduje? Łatwo chyba zgadnąć.


Wojny Konsolowe mają podobną genezę. Otóż: jest taki pierwiastek, który nazywa się Tantal. Używa się go do produkcji nowoczesnej elektroniki. Wydobywany jest tylko w niektórych krajach, a jego największe pokłady są w Kongo, gdzie od lat trwa wojna domowa, ale kupić można go najtaniej. Więc rozmaite firmy kupują, finansując tym samym różnych lokalnych watażków i bandytów.


- Firma kupiła coś co nie powinna II: Na ten przykład akcje innej firmy, która tydzień później ogłosiła upadłość zostawiając nabywcę z pakietem nic niewartych papierków, tak jak to miało miejsce w okresie tzw. Bańki Dotcomowej. Jako, że tym sposobem zostały zmarnowane grube miliony, jeśli nie miliardy dolarów teraz korporacja ma poważną dziurę w budżecie w efekcie sama bankrutuje. Teraz problem mają też jej akcjonariusze, często inne przedsiębiorstwa. Jako, że duże firmy potrafią zatrudniać po 100-200 tysięcy osób, które teraz trafią na bruk Rząd musi im pomagać.


Jeśli coś takiego zrobił bank, to przepadają oszczędności wszystkich, którzy w nim oszczędzali (bo bank nie ma z czego oddać) i rząd musi pomagać mu bardziej aktywnie. Inaczej parę milionów ludzi straci dorobek swego życia. Tak więc podatki zamiast na drogi i szkoły idą na jakąś firmę, której zarząd dumny z siebie może wypłacić sobie sporą premię.


- Firma lub Pracownik chcieli oszczędzić: Na czymś. Więc pracownik poleciał np. do Chin i zamiast wynająć pracowników podpisał umowę z kierownikiem obozu koncentracyjnego na dostawy jeansów. Ewentualnie wydał mniej pieniędzy na zabezpieczenia wydobycia, niż wymagały tego procedury. Możliwa jest też trzecia droga: firma lobbowała (lub korumpowała) rząd, żeby znieść jakiś niewygodny dla niej, bo kosztowny przepis.


Dzięki temu ostatniemu firmie udało się np. uzyskać zgodę na budowę kopalni odkrywkowej tuż obok jeziora. Wody gruntowe podciekły, w efekcie czego raz, że jezioro wyschło, dwa, że kopalnia odkrywkowa została zalana, trzy, że doszło do reakcji chemicznej ze skałami głębinowymi i mamy teraz zbiornik kwasu siarkowego długi i szeroki na 300 metrów i głęboki na 50.


Miało być 2 000 miejsc pracy i źródło bogactwa dla całego regionu, jest poważny problem.


- Miał miejsce straszny wypadek i Firma ma problem: Na ten przykład na Morzu Północnym zatonął tankowiec. To niczyja wina, statkom zdarza się tonąć. Jednak w wyniku katastrofy do morza przedostały się miliony ton ropy. Wszystko w regionie lepi się od czarnej mazi.


Oczywiście zdarzają się też takie akcje, jak korupcja, szpiegostwo przemysłowe czy też zwykła działalność kryminalna. Tu nie ma co kryć. Jednak celem korporacji jest głównie dokonywanie korzystnego interesu, w miarę możliwości bez ryzyka, a działalność sensu stricte kryminalna zawsze się z nim wiąże. To normalny biznes, a nie mafia. Co więcej należy wziąć poprawkę na skalę operacji. Naprawdę duże firmy np. Nestle, Sony, Microsoft operują gigantycznymi sumami. Ich roczny obrót porównywalny jest z budżetami takich państw, jak Polska. Jak łatwo więc zgadnąć firma kupując dajmy na to tantal od krwawego watażki w Kongo jest w stanie zapewnić mu finansowanie na ładnych parę lat wojny domowej... I właśnie skala jest głównym problemem polityki korporacyjnej.

Komentarze


Hajdamaka v.666
   
Ocena:
+4
Brawo, wlasnie opisales idealnie na czym polega -punk w cyberpunku ;) Chociaz podejrzewam, ze cel notki byl calkowicie inny ;]
14-10-2011 14:36
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo dobre - dodałbym do tego jeszcze wpis Rukasu pod wątkiem Kreta69 http://forum.polter.pl/korporacja-czym-jest-i-jak-nia-grac-vt64979 (sam wątek zresztą też)
i mamy już pełny obraz na potrzeby RPGów.
Wystarczy go tylko zaimplementować do WTSa Kreta69 http://forum.polter.pl/wts-30-wts-ii-gen-1-nquot-salonowy-cyberpunk-korporacyjnynquot-vt64982.html
i mamy całkiem ciekawy setting :)
14-10-2011 14:48
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Zigzak: jeszcze upolujcie Squirrel i wypytajcie ją dokładnie na czym polega Przestępczość Białych Kołnierzyków.
14-10-2011 15:15
kbender
   
Ocena:
0
Ja miałem ochotę napisać notkę "co to znaczy być korpem". Bo romantyczny obraz płynący z RPG jest absolutnie mylący(bo 'fun' w dużej korporacji zatrudniający 200 000 pracowników ma mniej niż promil z nich...). Jeśli ktoś chce grać pracownikiem korporacji na poważnie, oznacza to nie tylko wyzwanie dla niego ale także dla MG...
14-10-2011 15:55
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Fun jest - w dzialach sprzedaży :)
14-10-2011 16:17
Gruszczy
   
Ocena:
+1
Zajebista notka, tylko pod każdym przykładem "zła" korporacji przydałby się pomysł na przygodę do CP2020 albo Interface Zero.
14-10-2011 16:54
kbender
   
Ocena:
0
W dziale sprzedaży nie jest fun, tylko cel sprzedażowy. Niestety, nigdzie nie jest różowo.
14-10-2011 17:42
zegarmistrz
   
Ocena:
+2
Brawo, wlasnie opisales idealnie na czym polega -punk w cyberpunku ;) Chociaz podejrzewam, ze cel notki byl calkowicie inny ;]

Cel był taki, że zauważyłem iż w każdym settingu przyszłościowym, jaki spotkałem Korporacje przejęły funkcję jakichś Bogów Chaosu: niematerialnych, dziwnych bytów z armiami minionów, zachowujących się tak, jakby ich nadrzędnym celem było zniszczenie planety i ucieczka na następną celem powtórzenia operacji. Odniosłem wrażenie, że autorzy trochę nie rozumieją o czym piszą.

Chciałem to trochę naprostować, żeby przynajmniej czytelnicy wiedzieli o czym mowa.
14-10-2011 17:50
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kbender - w moim jest :) bo robienie sprrzedaży to zabawa na całego. Szukanie klientow, pertraktacje, emocje podpisanego deala - niezapomniane przeżycia każdego dnia :)
Gruszczy, masz parę pomysłów pod moim wpisem,o którym wspominał zegarmistrz (jeeeju, ale falę wywołał ten wpis :) )
http://konwenty.polter.pl/zigzak,b log.html?12610
poza tym, każde zdanie i każdy akapit u zegarmistrza to pomysł na przygodę!
14-10-2011 17:57
~Kret

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Swietny tekst - dzieki. Pozdrawiam.
14-10-2011 19:04
Albiorix
   
Ocena:
+2
Spółki giełdowe nie wypuszczają akcji po to żeby ich właściciele wyjechali na prywatną wyspę, tylko po to, żeby inwestować.

W przeciwieństwie do zegarmistrza myślę, że przeniesienie kompetencji między firmami, kościołami, rządami jest jak najbardziej możliwe i normalne.
14-10-2011 19:49
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Poprawka: po to by uzyskały fundusze na inwestycje. Ktore rowniez mogą zostac użyte do fundowania wysp. :P
14-10-2011 19:51
Headbanger
   
Ocena:
0
to jest dobre! Takie teksty najbardziej lubię. Zarówno w podręcznikach, jak i artykułach.
14-10-2011 22:28
Eva
   
Ocena:
+2
Dobry tekst. Z tym, że korporacje piorą mózgi. Albo próbują. Miałam nieszczęście mieć do czynienia z wewnętrznymi materiałami dla pracowników jednej i Chryste Panie, czułam się jakbym czytała Rok 1984, tylko że gorzej, bo naprawdę.
15-10-2011 10:15
zegarmistrz
   
Ocena:
+7
Eva: Bądź pozytywnie nastawiona. Pozytywne nastawienie to klucz do sukcesu. Nasz najlepszy pracownik był pozytywnie nastawiony, chodził po wodzie i sprzedał wiele produktów ratując wielu ludzi przed śmiercią, egzorcyzmując demony i nawracając. Raz, by nawrócić negatywnie nastawionego wskrzesił kotka. Potem jednak coś się popsuło, stracił pozytywne nastawienie i kotek umarł.

To streszczenie dzieła, które dali nam na szkoleniu. Coś w tym guście mialaś?
15-10-2011 10:21
Hajdamaka v.666
   
Ocena:
0
Na Shellu nosza kamizelki "300% targetu!", a na drzwiach do socjalnego wisi plakat "Czy podejmiesz wyzwanie aktywnej sprzedazy? TAK!"... i niech ktos mi jeszcze cos powie o stachanowce ;]
15-10-2011 10:30
Albiorix
   
Ocena:
0
To dlatego, że korporacje zatrudniają psychologów. Psychologowie w innym środowisku robiliby to samo, ale tam ludzie chronią się przed tym po prostu ich nie słuchając.
15-10-2011 10:40
Aure_Canis
    @indoktrynacja
Ocena:
0
Pracowałem parę lat temu przez parę miesięcy w KFC i widziałem sporo osób nawiedzonych, ale nie wynikało to bezpośrednio z inicjatywy firmy. Kiedy towarzyszka współpracowniczka mnie przydybała przy chłodni i zaczęła gadkę szmatkę, przy której ujawniłem, że praca mnie nie zadowala (płaca to co innego), miałem okazję wysłuchać trwającego minutę monologu o tym, że powinienem myśleć, by pracować jak najlepiej, przysłużyć się dobru firmy, współpracowników, klientów, być wdzięcznym za możliwość zarobku itp. Jakbyśmy gadali nie o kurczakach w panierce, tylko o krwiodawstwie.

Ale takie postawy na wzór przodowników pracy z powieści z lat 50-tych wynikały raczej z nastawienia samych jednostek (jej pierwsza poważna praca, w planach rozwój zawodowy, ważny punkt życia, źródło znajomości), niż najmującego. Firma po prostu pouczała, by myć ręce i nie kąpać się w oleju. Po tych miesiącach nigdy nie czułem, że uczestniczyłem w czymś niemoralnym, choć takie były me obawy wykształcone na medialnej papce.
15-10-2011 10:50
Eva
   
Ocena:
+4
Zegarmistrz: nie, to było raczej "nasza firma jest wspaniała. Jesteśmy dumni z naszej firmy bo jest wspaniała. Nasza wspaniała firma sprzedaje czterdzieści procent wszystkich produktów w naszym segmencie rynku. Nasza wspaniała firma, z której jesteśmy dumni bo jest wspaniała, jest wspanialsza od innych firm z naszego segmentu rynku, bo żadna inna firma nie sprzedaje czterdziestu procent wszystkich produktów z naszego segmentu rynku, więc żadna nie jest tak wspaniała jak nasza wspaniała firma, z której jesteśmy dumni bo jest wspaniała."
Dopiero na koniec (w okolicach osiemdziesiątego slajdu prezentacji) pojawiły się treści rekreacyjne, pod radosnym hasłem "po godzinach", mniej więcej w tym stylu:
Co roku nasza wspaniała firma organizuje mistrzostwa w piłkarzyki. W tym roku w firmowych mistrzostwach w piłkarzyki wzięło udział o 200% więcej pracowników naszej wspaniałej firmy niż w zeszłym roku.
Potem przez jakieś trzy miesiące nie kupowałam nic, co ta korporacja wyprodukowała. A to naprawdę nie było łatwe.
15-10-2011 11:17
Headbanger
   
Ocena:
0
Póki co pracuję w budżetówce, więc nie mam takich doświadczeń jak wy :P
15-10-2011 11:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.