27-01-2013 01:35
Zjava, dzień 1
W działach: konwenty | Odsłony: 13
Pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę to bardzo fajna organizacja, na luzie, ale i na odpowiednim poziomie jeśli chodzi o ogarnianie wszystkiego, czy też pomoc. Rzadko niestety jeżdżę na konwenty, więc nie mam porównania jak to jest "gdzie indziej", tym niemniej bardzo mi się podobało.
Ponieważ na Zjavę przyjechałem z córką, siłą rzeczy większość czasu spędziliśmy w Games Roomie. Udało mi się wynegocjować możliwość pójścia na trzy prelekcje, z których pierwsza przez większość czasu nie bardzo do mnie przemawiała, a potem zrobiła się bardzo fajna (z tekstami o szpitalu dla emerytowanych, psychicznie chorych wilkołaków). Druga będąca spotkaniem z autorami autorek, którzy nie lubią słowa "autorka" zgromadziła zaledwie 8 osób, a szkoda, bo była bardzo przyjemna.
Dla trzeciej trzeba poświęcić osobny akapit.
"Panel dyskusyjny" dotyczący damskiej grupy na FB, zamkniętej dla facetów, był chyba w zamierzeniu autopromocją jednej z osób działających w tej inicjatywie, troszkę na zasadzie "byłam dyskryminowana, jestem dyskryminowana, będę dyskryminowana", a przynajmniej można było odnieść takie wrażenie... Wysiedziałem lekko ponad 2 godziny, niewiele usłyszałem mądrych rzeczy. W zasadzie najbardziej w pamięci utkwiło mi to, że poglądy głoszone przez gospodynie dyskusji zostały najcelniej wypunktowane nie przez facetów, ale dwie dziewczyny, a także to, że temperatura dyskusji opadła, oraz nagle wśród spierających się zagościły spokój & kultura, kiedy salę opuściła jedna z głównych dyskutantek...
To było samo zło. Na szczęście negatywne emocje szybko zniknęły kiedy córka sklepałą mnie w Hoop i kilka innych gier. Potem zajęła pierwsze miejsce o konkursie dotyczącym MLP (My Little Pony - na wypadek gdyby jakiś no life nie wiedział !) i w ogóle twierdziła że zabawa jest niesamowita.
Ponieważ na Zjavę przyjechałem z córką, siłą rzeczy większość czasu spędziliśmy w Games Roomie. Udało mi się wynegocjować możliwość pójścia na trzy prelekcje, z których pierwsza przez większość czasu nie bardzo do mnie przemawiała, a potem zrobiła się bardzo fajna (z tekstami o szpitalu dla emerytowanych, psychicznie chorych wilkołaków). Druga będąca spotkaniem z autorami autorek, którzy nie lubią słowa "autorka" zgromadziła zaledwie 8 osób, a szkoda, bo była bardzo przyjemna.
Dla trzeciej trzeba poświęcić osobny akapit.
"Panel dyskusyjny" dotyczący damskiej grupy na FB, zamkniętej dla facetów, był chyba w zamierzeniu autopromocją jednej z osób działających w tej inicjatywie, troszkę na zasadzie "byłam dyskryminowana, jestem dyskryminowana, będę dyskryminowana", a przynajmniej można było odnieść takie wrażenie... Wysiedziałem lekko ponad 2 godziny, niewiele usłyszałem mądrych rzeczy. W zasadzie najbardziej w pamięci utkwiło mi to, że poglądy głoszone przez gospodynie dyskusji zostały najcelniej wypunktowane nie przez facetów, ale dwie dziewczyny, a także to, że temperatura dyskusji opadła, oraz nagle wśród spierających się zagościły spokój & kultura, kiedy salę opuściła jedna z głównych dyskutantek...
To było samo zło. Na szczęście negatywne emocje szybko zniknęły kiedy córka sklepałą mnie w Hoop i kilka innych gier. Potem zajęła pierwsze miejsce o konkursie dotyczącym MLP (My Little Pony - na wypadek gdyby jakiś no life nie wiedział !) i w ogóle twierdziła że zabawa jest niesamowita.