Zeno Clash

Autor: Cubuk

Zeno Clash
Independent Games Festival to zapoczątkowany w 1998 r. coroczny konwent, na którym zbierają się twórcy oryginalnych, nietypowych gier ("Indie"). Te dzieła są oceniane, zdobywają nagrody i wyróżnienia w rozmaitych kategoriach. Zeno Clash również odegrało tam swoją rolę, choć była ona niewielka. Została nominowana w kategorii najlepszej oprawy graficznej w 2009 r. Nagrody nie wygrała, jednak nawet ta wzmianka daje nam do zrozumienia, że mamy do czynienia z grą awangardową.


Wyróżnia się z tłumu


Akcja gry rozgrywa się w świecie zwanym Zenozoiku. Jest to tak niepowtarzalna i niespotykana kraina, że ciężko opisać ją kilkoma słowami. Sami twórcy definiują realia jako "punk fantasy" – nie znalazłem jednak wiele informacji na temat tego gatunku. Osobiście powiedziałbym, że to dziwaczna, surrealistyczna mieszanka epoki kamienia z elementami steampunku. Dlatego napotkamy tutaj typowo prehistoryczne krajobrazy – prowizoryczne domostwa wykonane z kości lub gliny (rzadziej brązu), ubranych w skóry ludzi z maczugami w rękach, a także niezliczoną ilość rozmaitych humanoidalnych stworzeń (słonio lub papugo podobnych), zwierząt o gabarytach dinozaurów oraz prastarych ssaków. Gdy w mieście odwiedzimy bar, poczujemy się, jakbyśmy trafili do knajpy na Tatooine – mnóstwo dziwnych, nietypowych ras. Dzikie ostępy Zenozoiku pokryte są gigantycznymi paprociami i wielkimi, sękatymi drzewami, o kształtach jakby z dziwnego snu. Oprócz tego, w uniwersum funkcjonuje także archaiczna broń palna, odpowiedniki granatów i przenośnych armat. Wystarczy parę razy rozejrzeć się podczas pierwszych kilku minut rozgrywki, by przekonać się, że tytuł ten faktycznie zasłużył na prezentację podczas Independent Games Festival.


Po trupach do celu


A co z pozostałymi aspektami rozgrywki? Gra nie jest zbyt ambitna ani skomplikowana – skupia się wyłącznie na dynamicznych, brutalnych walkach wręcz (czasem z wykorzystaniem broni białej/palnej) ze zróżnicowanymi przeciwnikami. I to właściwie wszystko, co będziemy robić. Rekompensuje to starannie opracowany system prowadzenia walk, dzięki któremu potyczki są efektowne, emocjonujące i trudne. Jego podstawy są proste. Za uderzenia odpowiadają przyciski myszki. Lewy to szybkie, lekkie ciosy, a prawy – mocne uderzenie, od którego nasz oponent aż odskoczy do tyłu i pewnie wypluje kilka zębów. Do tego dochodzi jeszcze średnio skuteczny blok. Jeśli jednak chcemy bić skutecznie i wyjść zwycięsko, nie obejdzie się bez combosów i specjalnych zagrań. W ich repertuar wchodzi między innymi kopanie przeciwników, rzucanie nimi, masakrowanie im twarzy na kolanie, obracanie przeciw nim ich własny impet czy prowokowanie ich, by uderzyli w siebie nawzajem.

Sytuacja robi się jeszcze ciekawsza, gdy w nasze ręce trafia broń – biała lub dystansowa. Daje to nam przewagę nad wrogami, ale i skazuje nas na pewne niedogodności. Po pierwsze, uzbrojeni nie możemy blokować. Po drugie, broń palną trzeba przeładować – trwa to długo i bardzo spowalnia naszego bohatera. Ciekawym urozmaiceniem jest fakt, że oręż często zmienia właściciela – przeciwnicy bardzo łatwo wytrącają nam broń oraz sami jej używają. Musimy zatem tak oceniać sytuację, by użyć strzelby wtedy, gdy wrogowie są w bezpiecznej odległości od nas. Uchroni nas to przed wytrąceniem nam broni, gdyby zdążyli podbiec i nas zaatakować.. To rozwiązanie niesamowicie mi się podoba, gdyż sprawia, że bijatyki w tej produkcji są iście filmowe. W końcu, w mało którym filmie bohater cały czas trzyma swoją broń, czyż nie?

Bardzo pozytywne uczucia wzbudziła we mnie pewna przypadkowa sytuacja, która zaistniała podczas walki (motyw znany z wielu filmów). Często widzimy, jak umięśniony protagonista (najczęściej grany przez kogoś pokroju Stevena Seagala) bije się z bandą zbirów. Padł mocny cios i jeden z przeciwników osunął się na ziemię, wyeliminowany z walki. Bohater rzuca się na drugiego oponenta, przygważdża go do podłogi, zaczyna się z nim szarpać/dusić go. W tym czasie dostaje w łeb od poprzedniego wroga, którego rzekomo unieszkodliwił parę sekund temu! Zeno Clash uraczyło mnie taką akcją, co przemawia za efektownością starć.


Banita, szaleniec, morderca, bohater


Warstwa fabularna (niczym w filmach akcji klasy B) stanowi głównie pretekst do szeregu walk, jednak nie można na nią narzekać. Wcielamy się w postać Ghata, który uciekł ze swojego klanu, ścigany przez swoich pobratymców. Jego przewinieniem było zabicie Ojczymatki –stwórcy wszystkich członków plemienia i obiektu kultu oraz miłości wszystkich swych dzieci. Gra opowiada dwie równoległe historie – jedną w czasie teraźniejszym o ucieczce Ghata i niebezpiecznej wędrówce na Koniec Świata. Druga ma miejsce w przeszłości, jeszcze przed śmiercią Ojczymatki. Wydarzenia tej opowieści przybierają formę interaktywnych reminiscencji, które przybliżają nas do sceny zamordowania przez Ghata swojej stwórczyni (stwórcy?). Jednocześnie skraca to rozpiętość czasową między przeszłością a teraźniejszością, w której nasz bohater ucieka przed prześladowcami.. Przed każdym flashbackiem widzimy napis "X dni przed śmiercią Ojczymatki" zabieg bardzo prosty, jednak potrafił trzymać mnie w napięciu i ciekawości by zobaczyć legendarny pojedynek, za który nasz bohater został skazany na banicję. Opowiada to także o okresie przebywania wśród Korwidów – bytów stanowiących wyrzutki Zenozoiku. Utrapieniem tych stworzeń jest posiadanie różnych nawyków, które determinują ich styl życia. Jeden Korwid może lubić zjadać ludzkie oczy, drugi zaś jeść jogurt widelcem. Stanowi to sens całej ich egzystencji. Z tymi groźniejszymi przedstawicielami przyjdzie nam zmierzyć się, zanim staniemy przed obliczem Ojczymatki. Scenariusz, jak i cała gra, mocno nietypowy.


Epoka kamienia pełną gębą


Kolejną (po uniwersum i systemie walki) rzeczą, która mocno rzuca się w oczy, to oldskulowość produkcji. Niestety, w tym wypadku jest to duży minus gry. Lokacje są bardzo ograniczone: przez większość naszej przygody wędrujemy jednym wielkim tunelem, otoczonym z obu stron roślinami, skałami lub niewidzialnymi ścianami. Co kilka kroków napotykamy przeciwników, którzy od niechcenia wybiegają nam na drogę. Przypomina mi to gry komputerowe sprzed prawie dziesięciu lat, w których gracza prowadzono jak po sznurku. I o ile liniowość w najnowszych produkcjach da się zamaskować, to w Zeno Clash rzuca się ona w oczy i irytuje.


Trzask! Łup! Prask!


Muzyka w grze dobrze potęguje klimat surrealistycznego, prehistorycznego świata "punk fantasy". Moje początkowe wrażenia były negatywne, gdyż trąci ona amatorszczyzną. Ogólnie trzyma poziom, ale bez fajerwerków. Niektóre utwory potrafią naprawdę wciągnąć lub zaniepokoić, inne proszą o litościwe wyłączenie głośników. Na szczęście, charakterystyczne dla gry mocno perkusyjne, zapadające w pamięć melodie. Oprawa dźwiękowa jest nieco lepsza – profesjonalnie brzmią efekty ciosów, łamanych broni, mebli a także głosy istot, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć.


O Brzydopięknocie Zenozoiku


Na Independend Games Festival Zeno Clash otrzymało nominację za najlepszą oprawę graficzną. Czy słusznie? Przyznam, że nieco się zawiodłem – lokacje momentami bywają zbyt schematyczne lub puste, a postacie brzydkie (chociaż z moich obserwacji wynika, że Zenozoik nie ma ładnych mieszkańców). Za to niektóre modele potworów i przeciwników wykonano z wyobraźnią, starannością i polotem. Obiektyom, które napotkamy, posiadają odpowiednią, naturalną kolorystykę, dopracowane tekstury oraz gładkie krawędzie. Dodatkowo, w przeciwieństwie do wyglądu otwartych przestrzeni, zamknięte lokacje prezentują się dobrze (szczególnie miasta). Ogólnie grafika trzyma niezły poziom, choć w wielu miejscach przydałoby się jej dodatkowe dopieszczenie.


Chilijczyk potrafi!


Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy warto zagrać w Zeno Clash. Z pewnością nie będzie to czas stracony, ale nie należy mieć wysokich oczekiwań. Chilijskie studio Ace Team stworzyło solidną, pełną akcji bijatykę, jednak twórcom w niektórych miejscach zabrakło lepszego warsztatu. Gra potrafi trzymać w napięciu, jednak ustępuje takim produkcjom jak Kroniki Riddicka, w których nacisk na walkę wręcz również jest spory.Zeno Cash swoje braki nadrabia niezwykle oryginalnym światem i klimatem, okraszając to niezgorszą fabułą i pomysłami. Wrażenie może zepsuć oldskulowość produkcji – maksymalna liniowość, w połączeniu z niewielkimi lokacjami, wypełnionymi powtarzającymi się przeciwnikami. Jednak dwuwątkowość opowiadanej historii oraz liczne tajemnice i sekrety, czekające na rozwiązanie, przykuwają do ekranu nawet tych, którym przejadły się ciągłe walki. Warto poświęcić trochę uwagi temu jakże oryginalnemu tworowi i docenić, że wybija się on z utartych wzorców oraz mainstreamowych standardów w grach komputerowych.


Plusy:


Minusy:





Trailer gry: