» Opowiadania » Zapach malin

Zapach malin

Nie lubił, gdy tak na niego patrzyła. Czuł się jakby skupiał się na nim cały świat. Jakby wszystkie jej zmysły łapczywie wychwytywały każdy jego ruch, każdy skurcz mięśnia... każdą myśl. To było dla niego nie do zniesienia. Za każdym razem starał się ja zignorować. Bał się, że jeśli odwzajemni spojrzenie to coś się stanie. W gruncie rzeczy nie wiedział, co. Ale bał się tego. Zazwyczaj zagadywał do Mariki, anorektycznej brunetki z zielonymi oczami, w której jak doszedł do wniosku, "diety zabrały dziewczęca twarz, nie oszczędzając bioder i piersi". Nie mniej Marika zawsze potrafiła odwrócić jego uwagę od niej. Wystarczyło bąknąć: "Jak minął weekend?" Aby z lekko pomalowanych ust, popłynął wartki potok słów, obejmujący cały przebieg ostatnich siedemdziesięciu dwóch godzin, z uwzględnieniem pogody i tego, że sąsiadka nie ma za grosz gustu. Ale teraz i ona i on byli jedynymi stojącymi pasażerami, nie licząc gościa, który za chwilę wysiadał.

Przedział był o dziwo czysty. Nawet podłoga nie napawała obrzydzeniem jak to przeważnie bywało na tej trasie. Zielono- kremowe ściany ozdobione sztuką uliczną o wątpliwej wartości idealnie komponowały się z podłogą. Całość sprawiała, że poczuł się sennie. Może nawet zająłby miejsce po tym wysiadającym gościu. Mógłby się zdrzemnąć. Miał jeszcze kilka przystanków przed sobą. Ale teraz cała senność znikła. A najgorsze, że nie wiedział dlaczego ona tak się mu tak przygląda. Dzieliło ich jakieś sześć metrów. Rozpoznał ją od razu, gdy wsiadła. Najpierw stała do niego plecami, ale gdy ruszyli odwróciła się. Zanim jeszcze go spostrzegła obrócił głowę do okna. I tak stał już od dłuższej chwili w nienaturalnej pozie obserwując przesuwające się w półmroku filary tunelu. Nogi zaczynały mu drętwieć a wykręcony kark już od chwili intensywnie bolał. Nie wiedział, czy to jego paranoja czy faktycznie ona ciągle się na niego patrzy. Bał się sprawdzić. To nie był ten wyraźny, zimny strach, który wyrywa z płuc okrzyk. To był raczej ten irracjonalny. Ten, który nie pozwala okazać uczuć. Ten paraliżujący i wstydliwy. I nagle, wręcz nieświadomie, ciało - jakby zmęczone - samo zdecydowało, że wróci do normalnej postawy. Zanim się zorientował - stał już przodem do niej. Przez moment chciał się odwrócić i uciec, przejść do innego przedziału, ale ten strach, który nie pozwalał mu na nią spojrzeć teraz kazał mu patrzeć prosto w jej oczy. Kiwnęła głowa. Tak, od niechcenia. Tak, jakby ten jego, niepasujacy do statyki pasażerów ruch sprawił, że dopiero co go zobaczyła. Ze zdziwieniem stwierdził, że czuje zawód. Czuł się zawiedziony, bo ona poświęciła mu tylko tyle uwagi, ile poświęca się komuś z jednego roku; komuś, z kim się nigdy nie rozmawiało i kogo się źle kojarzy. Więc dlaczego zawsze była tak w niego wpatrzona? A może nie była? Zawsze siadał pod oknem; może to w okno się patrzyła. Myśli leciały mu przez głowę jakby w mentalnym przeciągu. Stał tam jak wryty, a ona patrzyła się na niego. I wtedy uśmiechnęła się i opuściwszy głowę pokręciła nią. Potem zrobiła krok w jego kierunku.

Poczuł coś... Coś, czego się spodziewał mniej niż jej obojętności. Gdy kręciła głową jej kruczo-czarne włosy zawirowały w powietrzu przysłaniając uśmiech na naturalnie szkarłatnych ustach. To było jak obrazek na wystawie. Patrzył na nią i czuł się jakby obserwował najpiękniejszy w życiu wschód słońca. W jednej chwili uświadomił sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, nie odwzajemnił jej powitania. Po drugie, nigdy tak naprawdę się jej nie przyjrzał. Gdyby chwilę temu ktoś go zapytał, jakiego koloru są jej oczy, jakiego jest wzrostu, czy jak się ubiera, to okazałoby się, że nie wie nic na jej temat. A teraz szła w jego kierunku. Poruszała się lekko i zgrabnie mimo bujającego się wagonu metra. Ubrana była w czarną obcisłą bluzkę, którą przykrywała krótka kurtka bundeswery. Przez ramie wisiała jej ciemnosiwa torba. Na nogach miała wysokie, sięgające pod kolana glany. Zgrabne nogi okryte czarnymi lakami od góry zakrywała spódniczka w czarno- zieloną kratkę. Przez tę chwilę, gdy zbliżała się do niego, próbował nadrobić zaległości w znajomości jej fizjonomi i jednocześnie zachować stoicki spokój, co przychodziło mu z trudem. Jej luźna kurtka w nieznaczny sposób pozwalała ocenić jej figurę. On jednak od razu dostrzegł, że ma smukłe biodra lekko i delikatnie zarysowaną talię. Jej bujne piersi przyciskał delikatnie pasek torby. Stanęła naprzeciw niego. Wciąż miała na ustach ten intrygujący i naturalny uśmiech. Spojrzała mu prosto w oczy. Jej brązowe źrenice ozdobione na powiece lekką czarną kreską kredki, wpatrywały się w niego tak głęboko, że poczuł chłód na plecach. Luźne pasemko ej włosów opadło jej na twarz.

-Chyba mnie nie kojarzysz- powiedziała- jesteśmy na jednym roku.- Jej głos jeszcze przez chwile brzmiał w jego uszach. Dopiero teraz jego myśli zaczęły biec po bardziej składnym torze.
-Nie...- zaczął się tłumaczyć- Tylko się zdziwiłem, że ty mnie poznałaś.

W przedziale robiło się coraz bardziej pusto w miarę jak wagony metra mijały kolejne stacje. Gdy skład dotarł do ostatniej, dyżurny pogasił światła i poszedł do domu. Ale jeszcze długo po tym jak do niego dotarł, oni stali na schodach rozmawiając. W końcu ona poszła. Na peronie nie został nikt oprócz niego. Stał tam w świetle migającej od czasu do czasu jarzeniówki pod plakatem Big Maca. To, co przeżywał było zbyt skomplikowane nawet dla niego. Gdy w końcu postanowił wrócić do domu, okazało się, że ostatni pociąg odjechał dziesięć minut wcześniej. Poszedł więc na piechotę przypominając sobie przebieg całej z nią rozmowy. Wtedy uświadomił sobie coś jeszcze. Gdy ona była obok czuł wokół coś dziwnego. Coś, czego nigdy jeszcze nie czuł i nie umiał nazwać. Ale wiedział jedno - coś, co teraz wywołało uśmiech na jego twarzy. Gdy był z nią, powietrze pachniało malinami...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Qball
   
Ocena:
0
Ehh? Nie, zdecydowanie nie w moim guście.

Opowiadanie jest proste, mało wciągające i jakieś takie... szukam słowa... rozmemłane. Nie ma w nim nic co mogłoby wzbudzić w czytelniku fascynację historią. Nie znajduję w nim również niczego co przyciągałoby uwagę. Jedzie sobie koleś tramwajem czy czymś tam i patrzy na niego laska jakaś. I to wszystko. Zdecydowanie zbyt wielka forma jak na tak ubogą treść. Przekaz nie trafił do odbiorcy z siłą z jaką powinien, żeby go zainteresować.
14-02-2008 21:42
teaver
   
Ocena:
0
Mnie się tam podoba. :) Czuć maliny... chyba mnie czeka wyprawa do tej dużej zamrażary w pobliskim supermarkecie, gdzie na samym spodzie powinny zostac z pudełko mrożonych owoców podejrzanej proweniencji i zbyt wyraźnym smaku. Mniam...
14-02-2008 23:04
Streider
   
Ocena:
0
Malinami czuć chyba tylko w ostatnim zdaniu.

Może nie jest to komplement, ale to tytuł z całego opowiadania najbardziej mi się podoba. Zdecydowanie za mało treści.
15-02-2008 20:26
~Pinki:)

Użytkownik niezarejestrowany
    It's...
Ocena:
0
Cytując jedna z moich ulubionych gwiazd i ikon naszego wieku, kobiete która doszła do swojej obecnej pozycji ciężką praca i niesamowita wręcz ambicją, Panie i Panowie mówie tutaj oczywiscie o ulubienicy mas, PARIS HILTON (Yeaah). Powiem tylko.... That's Hot:))
04-03-2008 17:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.