Zaksięgowani

Pocałunek Białego Chłopca

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Zaksięgowani
Biały Chłopiec sunie po ogromnej płaszczyźnie. Kuca, przytrzymując deskorolkę dłonią. Drugą rękę zaciska na nadgarstku Zosi, klęczącej tuż za nim, wtulonej w biały garnitur. Powietrze przesycone jest zapachem naftaliny.
A dookoła cuda.
Pod seledynowym niebem wiszą ciężkie chmury, utkane z tulipanów we wszystkich kolorach, nawet takich, o których istnieniu nie miała pojęcia. Co chwilę z tych cudownych kolosów odrywa się pojedynczy płatek i powoli opada w ciepłym powietrzu. Jeden taki maleńki szybowiec, żółty i śliczny, ląduje na ramieniu dziewczynki. Zosia uważa, żeby nie spaść z deskorolki, wczepia się w Białego Chłopca i ze śmiechem podnosi płatek.
W oddali majaczy coś wielkiego niczym blok mieszkalny. Zbliżają się szybko, a wiatr rozwiewa włosy Zosi, tworząc z nich długą, jasną smugę. Kiedy są już blisko, Zosia dostrzega, że to jednak nie blok. Przed nimi, w wielgachnym bujanym fotelu, siedzi ogromna mrówka, pokryta różowym futerkiem. Nosi okulary o grubych szkłach, a w odnóżach trzyma niezliczone ilości drutów, którymi tka wszystko, co znajduje się dokoła. Ze stalowych igieł spływają tysiące grubych nici, wnikających w gładką podłogę, która wygląda jak trawa przykryta szybą, w drzewa i cicho szemrzący strumyk. Nad strumykiem pasą się niebiesko-żółte zebry.
Kilkaset nici łączy się z cienkimi gałązkami drzewa rosnącego nieopodal strumyka. Po jego grubym pniu biegają małe puchate kotki, ganiające się z radosnym miauczeniem. Korona drzewa zrobiona jest z makaronu, a wszystko polane zostało truskawkowym sosem z olbrzymimi kawałkami białych bananów. Promienie słońca odbijają się z blaskiem od gęstej i słodkiej mazi. To jej ulubiona potrawa. Zosia jest urzeczona.
Nagle, na włochatych, cienkich jak patyki nogach wychodzi zza drzewa niemodny telefon, aby minąć ich bez słowa i w zamyśleniu skierować się w stronę pomarańczowego słońca, wiszącego wysoko nad horyzontem. Zatrzymują się. Telefon nagle dzwoni, jedna z włochatych nóg podnosi słuchawkę z własnej głowy, rozmawia z kimś cicho i odwraca się do dziewczynki. Ciemna czwórka i ósemka na cyferblacie spoglądają z zaciekawieniem, po chwili Telefon pyta uprzejmym głosem:
- Zosia?
Potwierdza skinieniem głowy.
- To do ciebie, Zosiu - mówi Telefon, podając nogą słuchawkę.

***


Zosia podnosi słuchawkę, a z głośnika dobiega klekoczący śmiech.
- Ale numer - zaśmiewa się ktoś do rozpuku. - Normalnie nie wierzę. Zosia tutaj? Ależ cudownie!
- Halo? Kim pan jest?
- Jaki pan? Jaki pan?! No, już ja ci dam pana! Kierownica jestem. Stara Kierownica! Witamy w Świecie Naftaliny! Powiedz proszę Białemu Chłopcu, że wszyscy tu bardzo się cieszymy z twojego przyjazdu. Zapraszamy częściej! No musisz przecież zobaczyć wszystkie atrakcje, a wierz mi, jest ich wiele! Niestety, muszę już kończyć. Sama rozumiesz, Zosiu, obowiązki. Obowiązki! Do zobaczenia zatem, jestem dobrej myśli!
Telefon z szerokim uśmiechem odbiera słuchawkę i odwiesza ją sobie na głowę, po czym bez słowa znika za szerokim pniem. Jedna z niebiesko-żółtych zebr podchodzi do nich, kładzie głowę na kolanach Zosi.
- Pięknie tu, prawda, Zosiu? - pyta Biały Chłopiec.
Głaszcząc zebrę po grzywie, dziewczynka otwiera usta w wyrazie niemego zachwytu, żaden dźwięk nie wydobywa się z jej gardła. Nie potrafi nazwać tego, co widzi. Wie tylko jedno: bardzo, bardzo chciałaby tu zostać. Nawet bez mamusi.
Biały Chłopiec kuca przed nią i pyta:
- Czy chciałabyś odwiedzać to miejsce częściej?
Zosia kiwa głową – tak, oczywiście, chciałaby!
- Chyba będziesz mogła, ale pod jednym warunkiem.
Zosia unosi wzrok, zaciekawiona patrzy w czarne oczy Chłopca. Ten pochyla się i szepcze jej na ucho.
- Mam pocałować takie bzydkie, brudne coś? — pyta, zaskoczona tak niską ceną. — Takie coś, co lezy na ziemi?
Biały Chłopiec kiwa głową.
- Tak, Zosiu, właśnie to masz zrobić. Wtedy będę mógł zabierać cię tu częściej. Może nawet bardzo często. Ale teraz czas na nas, Zosiu. Następnym razem pokażę ci więcej.
Kiedy sunąc w stronę pokoju Zosi, znikają za horyzontem, Telefon ociera pot z cyferblatu, drzewo zrzuca z siebie makaron, a ogromna mrówka odkłada druty i wygina gębę w straszliwym grymasie.