Zaginione miasta

Planszówka czy karcianka? - A czy to ważne?

Autor: Maciek 'starlift' Dzierżek

Zaginione miasta
Zaginione miasta to gra karciana, w Polsce wydana przez wydawnictwo Galakta. Na zachodzie funkcjonuje pod tytułem Lost Cities. Stworzona została, o czym dowiadujemy się z instrukcji, przez Rainera Knizie – doktora matematyki i twórcę wielu popularnych gier.

Gra w podstawowej wersji przewidziana jest jedynie dla dwóch graczy, nie nadaje się więc na spotkania towarzyskie w większym gronie tak, jak np. Drakon, również wydany przez Galaktę. Wydawnictwo zapowiada jednak rychłe udostępnienie reguł umożliwiających grę w cztery osoby, do czego jednak konieczne będą dwa kompletne egzemplarze gry.

Zaginione miasta tylko udają grę planszową. Do gry bowiem dołączona jest duża, rozkładana plansza, wykonana bardzo solidnie z grubego i ładnie oklejonego kartonu. Plansza służy do układania na niej kart trasy ekspedycji, ale grać można by równie dobrze bez niej, ponieważ jest tylko miłym ozdobnikiem.

Wspomniane wyżej trasy ekspedycji to już właściwa gra. Gracze eksplorują pięć różnych krain (oznaczonych kolorowymi polami na planszy) i starają się zdobyć jak najwięcej punktów. Zasady są bardzo proste, a niezwykle czytelna instrukcja bardzo skutecznie je objaśnia – nie ma żadnych wątpliwości co do reguł. Gracze w następujących po sobie turach układają i dobierają karty tak, by ostatecznie zebrać jak najwięcej punktów. Każda karta oznaczona jest kolorem i numerem (oprócz kart zakładów - wszystkie są unikalne), wyższe numerki można kłaść tylko na niższych i należy pamiętać o zgodności kolorów. Dodatkowo karty zakładów mnożą nasz wynik. Jest też pułapka – to koszt startowy każdej z rozpoczętych przez gracza ekspedycji. Można skończyć z wynikiem ujemnym. Każdy z graczy układa swoje trasy ekspedycji, co nie znaczy, że między oponentami nie ma interakcji. Niepotrzebne i odrzucone karty zawsze może wykorzystać przeciwnik, a malejący wciąż stos kart z których się je dobiera zmusza do przemyślanych działań.

Reguły gry są niezwykle proste, lecz mimo to gra stwarza ogromne możliwości. Jest w niej element losowy (początkowe rozdanie kart i ich dobieranie), ale głównym jej atutem jest możliwość kombinowania i obmyślania taktyki. Każda rozgrywka jest inna i gwarantuje, że liczenie punktów jest zawsze emocjonujące.

Gra wydana jest wzorowo. Nie można jej nic zarzucić. Poczynając od mocnego pudełka, poprzez kolorową, wydrukowaną na kredzie instrukcję i plastikowe pudełeczko na karty do estetycznej i grubej planszy. Wszystko zdaje się być trwałe i wytrzymałe. Same karty (60 sztuk) są znacznie większe niż te, które możemy spotkać w taliach tradycyjnych czy CCG (kolekcjonerskie gry karciane). Ilustracje na kartach są stworzone z pięciu dużych obrazów, które pocięto na mniejsze kawałeczki, a każdy z nich umieszczono na jednej z kart. Tworzy to przyjemne wrażenie spójności. Obrazki są stonowane i przyjemne dla oka – reprezentują krainy przypisane kolorom; są utrzymane w pięciu barwach.

Sama rozgrywka jest bardzo emocjonująca, a pojedyncza partia (na jedną grę składają się trzy mniejsze) trwa, tak jak napisano na pudełku, od 20 do 40 minut. Nauka gry przebiega bardzo szybko – wystarczy jedna tura, by móc mierzyć się z innym graczem, a kilka rozegranych partii pozwala wypracować sobie własną taktykę.

Gra świetnie sprawdza się w praktyce – nie nudzi się zbyt szybko, a graczy ciągnie do niej chęć zrewanżowania się i miłego spędzenia kilku chwil, choć to oczywiście zależy od tego, z kim przyjdzie nam grać. Osobom, z którymi miałem przyjemność rywalizować Zaginione miasta bardzo się spodobały i myślę, że poleciłby tę grę równie gorąco jak ja. Jeżeli szukacie emocjonującej i niegłupiej planszówki/karcianki dla dwóch osób, to Zaginione miasta są dla Was.

Zaginione Miasta