» Recenzje » Zabójczy miecz

Zabójczy miecz


wersja do druku
Zabójczy miecz
Debiutancka powieść Ann Leckie, Zabójcza sprawiedliwość, zdobyła uznanie krytyków i liczne nagrody literackie z dziedziny fantastyki (w tym Hugo i Nebulę), jednakże pod względem fabularnym stanowiła momentami nużącą mieszankę oklepanych schematów i kilku oryginalnych rozwiązań. Czy drugi tom serii Imperium Radch, Zabójczy miecz, jest równie przereklamowany?

Rozpoczyna się on krótko po wydarzeniach kończących poprzednią powieść. Breq otrzymała nowy okręt, Łaskę Kalr, a także została mianowana dowódcą Floty i wysłana do układu planetarnego Athoek, aby strzegła znajdujących się tam bram przez atakiem sił drugiej części Anaander Mianaai. Dawny serwitor (jedno z wielu ciał) SI okrętu Sprawiedliwość Toren musi sprostać zadaniu i przyjąć na siebie całkowicie nową rolę, w której umiejętność zrozumienia innych ludzi oraz udawania jednego z nich może zadecydować o sukcesie całej misji. Breq musi też przewidzieć kolejne posunięcia Imperialnej tyranki Mianaai, bowiem od momentu ujawnienia prawdy o konflikcie między jej dwoma wcieleniami pewne jest, iż żadna ze stron nie pozostawi sprawcy całego zamieszania w spokoju. Nowomianowana kapitan ma świadomość, iż jedna z Miaanai będzie chciała nią manipulować, a druga zniszczyć. Pojawia się pytanie, która uderzy pierwsza?

Po dramatycznym finale Zabójczej sprawiedliwości, a także początkowych stronach Zabójczego miecza, czytelnik mógł oczekiwać pełnej akcji opowieści, w której zmagania pomiędzy siłami dwóch Anaander Mianaai będą stanowiły oś fabuły. Niestety nic bardziej mylnego, bowiem od momentu gdy Breq wyruszyła do układu Athoek, wątek dotyczący rozłamu świadomości władczyni Imperium Radch zostaje urwany, a jego miejsce zajmuje ukazanie obrazu miejscowego społeczeństwa, a także opis sposobów poprawy sytuacji jego mieszkańców. Breq z mścicielki staje się reformatorką i obrończynią skrzywdzonych, zwalcza wszelką niesprawiedliwość i staje w obronie uciśnionych mniejszości. Aby osiągnąć zamierzone cele manipuluje ludźmi, wymusza posłuch i z niezwykłą łatwością tworzy sobie nowych wrogów – a wszystko to z niezachwianym przekonaniem, iż cel uświęca środki, a jej zadaniem jest zapewnić stabilność i bezpieczeństwo układu, co jest równoznaczne z uszczęśliwieniem (niekiedy nawet na siłę) wszystkich obywateli.

Akcja powieści posuwa się do przodu w ślimaczym tempie, zaś jakiekolwiek intrygi czy spiski (a nawet jeden zamach) toną w powodzi jałowych rozmów, nie wnoszących do fabuły praktycznie nic nowego, a także w prawdziwym morzu opisów. Przedstawienie licznych uszkodzeń stacji kosmicznej oraz warunków bytowych wykluczonych z grona "właściwych" obywateli mieszkańców uszkodzonych sekcji, jak również sceny ukazujące niewolniczą pracę wyzyskiwanych przez plantatorów herbaty pracowników zajmują większą część książki i dominują nad wszystkimi innymi wątkami. Autorka na przykładzie jednego układu starała się pokazać stosunki społeczne i nadużycia w całym Imperium – i to jej się udało w stu procentach. Jednakże trudno się oprzeć wrażeniu, ze gdzieś po drodze Leckie zatraciła poczucie jakichkolwiek proporcji, bowiem fragmenty nasuwające skojarzenia z dramatem społecznym duszą akcję. Momentami można nawet odnieść wrażenie, iż przybliżenie czytelnikowi roli herbaty w wykreowanym uniwersum, a także waga doboru odpowiedniej zastawy, są ważniejsze niż posunięcie historii choćby o krok do przodu. Najgorsze jest zaś to, iż ciąg wydarzeń w przeważającej części jest absolutnie przewidywalny, a tożsamość antagonistów łatwa do odgadnięcia, przez co nawet te momenty gdy coś się dzieje nie ożywiają tekstu i mają niewielki wpływ na zaangażowanie czytelnika.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Najlepsze fragmenty z całej książki pokazują aklimatyzację Breq na nowym okręcie oraz jej pierwsze kroki w roli kapitana . Autorka świetnie ukazała jej niepewność i obawy, czy sztuczna inteligencja w ludzkim ciele może zastąpić statkowi utracone serwitory (będące jego oczami, uszami i kończynami), zaś dla podkomendnych być kompetentnym dowódcą, wzbudzającym szacunek, mobilizującym do wysiłku i scalający wszystkie poszczególne jednostki w dobrze funkcjonujący zespół. Niestety tego typu scen nie jest zbyt wiele, bowiem większa część akcji dzieje się albo na stacji kosmicznej, albo na planecie, z dala od okrętu i jego załogi.

Sytuacji nie poprawia sposób kreacji bohaterów, bowiem wielu z nich to chodzące schematy i kalki (przykładem mogą być pazerni plantatorzy, nie mający w sobie ni krzty oryginalności), kilkoro z nich pojawia się bardzo rzadko (w tym Seivarden która w tym tomie nie odgrywa praktycznie żadnej roli), zaś duża część członków załogi jest absolutnie anonimowa (bezpłciowość postaci, brak opisów wyglądu i posługiwanie się numerami zamiast imion całkowicie wyzbywa ich cech indywidualnych). Po przeczytaniu książki w pamięci czytelnika pozostają naprawdę nieliczne postacie, co nie świadczy zbyt dobrze o tej pozycji, biorąc pod uwagę fakt, iż przez jej karty przewija się ich cała masa.  

Trudno cokolwiek dobrego powiedzieć także o Breq, bowiem poza wspomnianymi wcześniej zmaganiami z rolą dowódcy, które są naprawdę interesujące i świetnie uzasadnione psychologicznie, przez dużą część powieści protagonistka zachowuje się całkowicie niezrozumiale. Jej zaangażowanie w poprawę losu niesprawiedliwie traktowanych jednostek wydaje się chwilami nieuzasadnione (biorąc pod uwagę, iż liczne racjonalne przesłanki przemawiały za bardziej ostrożnym i wyważonym postępowaniem), zaś wzmianki o odczuwanym wciąż gniewie i innych uczuciach kłębiących się w bohaterce idą w sprzeczności z jej bezosobowym zachowaniem w poprzednim tomie i niezrozumieniem wielu ludzkich zachowań czy motywacji. Trudno się oprzeć wrażeniu, iż Leckie na siłę starała się uczłowieczyć Breq, co nie do końca jej się udało. Pani kapitan o wiele lepiej wypadła w roli sztucznej inteligencji analizującej ludzi i starającej się ich zrozumieć, a także odpowiednio dostosować do nich swoje postępowanie, niż jako reformatorka i dobra Samarytanka. Jej zachowanie w Zabójczym mieczu jest zdecydowanie mniej przekonujące i budzi mniejsze zainteresowanie czytelnika.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Zabójcza sprawiedliwość była mocno przereklamowana, jednakże oferowała na tyle interesującą historię, by skłonić odbiorcę do dalszej lektury mimo licznych słabszych, dość nużących fragmentów. Trzeba przyznać, iż tom drugi serii miał olbrzymi potencjał, który został przez Ann Leckie całkowicie zmarnowany. Zabójczy miecz jest przewidywalny, przegadany i w przeważającej części zwyczajnie nudny, a nieliczne lepsze fragmenty w żadnym stopniu nie wynagradzają wysiłku włożonego w przebrnięcie przez resztę książki. Pozostaje mieć nadzieję, iż zamknięcie trylogii Imperium Radch będzie mniej rozczarowujące.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Zabójczy miecz
Cykl: Imperium Radch
Tom: 2
Autor: Ann Leckie
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawca: Muza
Data wydania: 17 sierpnia 2016
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka



Czytaj również

Zabójczy miecz
Wiele hałasu o nic
- recenzja
Zabójcza sprawiedliwość
Kosmicznie przereklamowana space opera
- recenzja
Zabójcza sprawiedliwość
Space opera inna niż wszystkie?
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.