Zabójca demonów - recenzja

Autor: Daniel 'karp' Karpiński

Zabójca demonów - recenzja
Trzeci tom przygód nieustraszonego i szalonego Gotreka oraz spamiętywacza jego dokonań – Felixa - zabiera czytelników tam, gdzie żaden szanujący się obywatel Starego Świata nigdy nie chciałby trafić. Jednak, uwzględniając dość nietypową profesję dążącego do samozagłady krasnoluda, nikogo nie powinno to dziwić. Zabójca demonów pełen jest barwnych postaci, magii, cudownych wynalazków i oczywiście jeszcze okrutniejszych niż do tej pory potworów, z którymi tytułowy bohater musi się zmierzyć. Biorąc pod uwagę fakt, iż jest to trzeci z kilkunastu tomów przygód Gotreka i Felixa, szanse wszelakich bestii już od początku nie przedstawiają się kolorowo, ale po kolei.

Książkę wydano w małym formacie, do którego sympatycy serii z pewnością zdążyli się już przyzwyczaić. Objętością nie odbiega ona od pozostałych tomów, liczy około trzystu stron, a na okładce, której autorem jest Groff Taylor, ponownie możemy podziwiać głównych bohaterów. Zabójca ma nastroszony grzebień pomarańczowych włosów, długą brodę, tatuaże, kolczyki oraz pokryty runami topór, a jego towarzysz nieco rozczochraną fryzurę i niezniszczalny, czerwony płaszcz z suddenlandzkiej wełny. Mimo że Gotrekowi znikła przepaska z oka, a Felix, nie wiedzieć czemu, trzyma miecz w lewej ręce, to wszyscy wiedzą z kim mają do czynienia. W tle zaś - jakżeby inaczej – demon straszniejszy niż popołudniowa herbatka u Drachenfelsa. Jednak, choć ilustracja z pewnością oddaje tak nastrój, jak i po części treść książki, tym razem zdecydowanie nie przypadła mi do gustu.

Akcja Zabójcy demonów rozpoczyna się bezpośrednio po opisanych w poprzednim tomie wydarzeniach, które miały miejsce w Nuln. Od samego początku czytelnik doskonale orientuje się, kto będzie głównym przeciwnikiem - tytuł i okładka wskazują na to dobitnie. Tym bardziej zastanawia fakt, dlaczego na pierwszej stronie wydawca zamieścił fragment z końca książki, w którym dochodzi do konfrontacji z Krwiopijcem. Mało tego, fragment ów rozwiewa wiele wątpliwości dotyczących samej wyprawy, wokół której rozgrywają się wszystkie wydarzenia.

O czym zatem opowiada Zabójca demonów? Aby nie psuć czytelnikowi tej recenzji zabawy, zdradzę niewiele więcej niż wydawca na tyle okładki. Gotrek i Felix wraz ze sporą grupą krasnoludów wyruszają do starej twierdzy Karag Dum, która znajduje się na ziemiach pochłoniętych dwieście lat wcześniej przez Pustkowia Chaosu. Celem szalonej wyprawy jest ratunek ocalałych khazadów oraz oczywiście ich skarbów, w tym legendarnego Młota Ognistobrodego.

W trzecim tomie przygód Gurnissona i Jeagera pojawia się kilka postaci, które na dłużej zagoszczą w tej sadze, w tym znani już skaveni Thanquol i Lurk, nowy obiekt westchnień Felixa - Ulrica Magdova, oraz inni zabójcy: Snorri Gryzonos i Malkai Makaisson. O ile Snorri jest głupszą i bardziej zwariowaną wersją Gotreka, o tyle Malakai to inteligentny i bardzo zdolny inżynier, który zmysłem technicznym wyprzedza inne krasnoludy o całe dekady. Makaisson ma jednak małą wadę, mówi tak niewyraźnie, że nie rozumieją go w pełni nawet inne krasnoludy. Gdy przeczytałem pierwszą wypowiedź tego bohatera, obawiałem się, że tym razem tłumacz przeszedł samego siebie. Na szczęście okazało się, iż to tylko specyficzny sposób wypowiedzi jednej z postaci, przypominający nieco policjanta z Allo, Allo!.

Obawiam się, że fanom Starego Świata, których drażniły opisane w poprzednim tomie cuda techniki, takie jak choćby czołgi parowe, Zabójca demonów może nie przypaść do gustu. Tym razem krasnoludy dysponują dostępem do urządzeń o wiele bardziej zaawansowanych technologicznie, na czele z zeppelinem wyposażonym w wieżyczki działowe, bomby i żyrokoptery. Podróż w latającym statku jest wbrew obawom Felixa dość bezpieczna i bardzo szybka.

Zabójca demonów, choć podzielony na rozdziały, przedstawia jedną zwartą opowieść, która kończy się zapowiedzią kolejnych zmagań Gotreka i spółki.

Co ciekawego znajdzie w tej powieści erpegowiec? Pobieżny opis Middenheim oraz całkiem obszerny Pustkowi Chaosu, który może być pomocnym narzędziem dla Mistrza Gry, zamierzającego prowadzić w tym rejonie. Po przedstawionym w Zabójcy trolli Karak Osiem Szczytów, tutaj wraz z bohaterami eksplorujemy oblegane, ale ciągle zamieszkałe Karag Dum. A wszystko to podane na półmisku pierwszoedycyjnego Starego Świata.

Niestety fabuła Zabójcy demonów - nawet bez podpowiedzi wydawcy – jest bardzo przewidywalna i niezbyt porywająca. Gotrek i jego kompan także tym razem ubrudzą się krwią i flakami swoich wrogów po samą szyję, kto ma przeżyć przeżyje, a kto ma zginać – zginie, i nie zmieni tego ani dobroduszny Varek, ani piękna Ulrica, ani gwoździe wbite w głowę Snorriego Gryzonosa. Zabójca demonów to sympatyczne czytadło do pociągu, czy tramwaju, do czytania na szybko, bez zbędnego wgłębiania się w treść, czy smakowania warsztatu autora, którą to czynność i tak skutecznie utrudnia brak korekty. Choć czasu spędzonego na lekturze nie uważam za stracony, to po miesiącu w głowie zostaje jedynie zeppelin i wybryki językowe jego twórcy (a może tłumacza?), a to za mało, aby miło wspominać książkę.