Zabójca Trolli - recenzja

Autor: Daniel 'karp' Karpiński

Zabójca Trolli - recenzja
Gotrek Gurnisson i Felix Jaeger to najbardziej znana para awanturników, przemierzających trakty i bezdroża Starego Świata. O bohaterach cyklu z zabójcą w tytule, słyszał chyba każdy fan Warhammera, a ich przygody mają tylu wiernych zwolenników, co zagorzałych wrogów.

Wszystko zaczęło się od publikowanych jeszcze w końcówce lat osiemdziesiątych opowiadań Williama Kinga, które w roku 1999 zebrano pod tytułem Zabójca Trolli i wydano pod szyldem Black Library. Główni bohaterowie - rudobrody, twardy jak mury Karak Osiem Szczytów, silny niczym półtora szczuroogra i przystojny jak pomniejszy demon Khorna krasnolud o instynkcie kamikadze oraz jego niby nieudolny, ale wszechstronnie utalentowany człeczy towarzysz - wzbudzili takie zainteresowanie, że rozpoczęta przez Kinga, a kontynuowana przez Nathana Longa, seria po dziś dzień ma się bardzo dobrze. Na chwilę obecną dostępnych jest dwanaście części, a trzynasta wyjdzie spod pióra jeszcze w tym roku. Dziesięć z nich doczekało się przekładu na język polski.

Fabuła cyklu jest niezbyt skomplikowana: oto młody, pochodzący z dobrego domu mieszkaniec Imperium, rozkochany w poezji i pełen szczytnych ideałów, popada w poważne tarapaty, z których wyciąga go krasnoludzki zabójca. Młodzieniec, czując wdzięczność za uratowanie życia - i niemoc po ilości wypitego alkoholu - przyrzeka khazadowi, że będzie mu towarzyszył, uwieczniając jego zmagania w poszukiwaniu godnej śmierci. W ten sposób, związani przysięgą i przeznaczeniem, awanturnicy tułają się po Starym Świecie, pozostawiając za sobą liczne ślady w postaci trucheł wszelakich złych i plugawych istot.

Zabójca Trolli ukazał się w Polsce w 2000 roku nakładem wydawnictwa Copernicus Corporation, a w roku 2003 doczekał się wznowienia. Książkę wydano w broszurowej oprawie, w formacie 11x18cm, dzięki czemu bez problemu mieści się w kieszeni bojówek. Ilustracja na okładce, której autorem jest Geoff Taylor, przedstawia tytułową parę w gotowości bojowej. Gotrek dzierży topór, Felix w jednej ręce miecz, a w drugiej latarnię, zaś z mroku wokół nich wyłaniają się sylwetki rogatych bestii o świecących w ciemności oczach. Jednym zdaniem – ponury świat niebezpiecznych przygód pełną gębą.

Największym minusem polskiej edycji Zabójcy Trolli jest brak dbałości o poprawność językową. Nie chodzi tu nawet o błędy, czy literówki, których w tekście jest wcale niemało, ale o całe zdania, które stają się zrozumiałe tylko dzięki dobrej woli czytelnika. Niefortunne sformułowanie, jak to poniżej, niestety nie jest wyjątkiem: Zobaczył głowy w hełmach tuzina krasnoludów spoglądających poprzez blanki murów. W jednym z opowiadań trafia się też ksiądz, który do Starego Świata ma się nijak. Za taki stan rzeczy można mieć pretensje do osoby odpowiedzialnej za korektę, jednak wobec braku jej wymienienia, podejrzewam, iż po prostu nikogo takiego nie było.

Na treść książki składa się siedem opowiadań, w których Gotrek i Felix zmagają się kolejno z kultystami, szkieletami, goblinami, trollem Chaosu, mutantami, zwierzoludźmi, nekromantą i zmiennokształtnymi. Wynik owych starć jest zawsze taki sam i to dość łatwy do przewidzenia – po walce zostają jedynie różnej wielkości sterty zwłok wrogów, po których chłopaki nie płaczą. No, może czasami Felix.

Przygody głównych bohaterów są ułożone w kolejności chronologicznej, przeplatane krótkim wstępem, pochodzącym ze wspomnień Felixa, datowanych na rok 2505 KI. Najbardziej do gustu przypadło mi opowiadanie Wilczy jeźdźcy, które wcześniej ukazało się w zbiorku Jeźdźcy wilków. Przedstawia ono barwną i pełną niebezpieczeństw podróż przez Księstwa Graniczne, podczas której Felix poznał swoją pierwszą wielką miłość, a Gotrek dorobił się, podkreślającej jego specyficzny urok osobisty, przepaski na oku. Ciekawa sytuacja ma miejsce także w Znamieniu Slaanesza, gdzie uderzony w głowę zabójca traci pamięć, a wraz z nią animusz i chęć do walki.

Największą zaletą Zabójcy Trolli, z perspektywy miłośnika Starego Świata, są pomysły na sesje, których po lekturze tego zbioru opowiadań powinno pozostać przynajmniej kilka. Popadający w szaleństwo nekromanta w pogoni za coraz większą potęgą, poszukiwanie zaginionego artefaktu w pozostałościach wielkiej krasnoludzkiej fortecy, czy obrona niewielkiej osady przed zwierzoludźmi albo goblinami to motywy ograne i wręcz sztampowe, ale stanowiące esencję Warhammera.

Ocenianie powieści, których akcja rozgrywa się w światach gier fabularnych, to zawsze dylemat, w tym przypadku o tyle większy, że mamy do czynienia niemalże z legendą. Zabójca Trolli to morze krwi, flaków i kości, z którego wyłowić można wisielczy humor krasnoluda albo opisy Starego Świata – które brak korekty w polskiej wersji językowej mocno sponiewierał. Książka ta to także kwintesencja Warhammera, która utrwaliła jeden z jego najpopularniejszych archetypów – krasnoludzkiego zabójcę. Przygody Gotreka i Felixa można lubić bądź nie, ale wypada się zapoznać choćby z pierwszym ich tomem.