Zabawki Diabła - Anna Kańtoch

Autor: Tomasz 'Sting' Chmielik

Zabawki Diabła - Anna Kańtoch
Mrok i atmosfera tajemnicy obecne w książce, towarzyszące nam na każdym kroku, są jakby żywcem wzięte z Edgara Allana Poe i złagodzone nieco kobiecą dłonią uzbrojoną w pióro.[/c] Ten cytat, pochodzący z okładki najnowszej książki Anny Kańtoch, to wręcz podręcznikowy przykład, jak można skrzywdzić książkę. Otóż, porównywanie książek do dzieł klasyków gatunków zawsze powoduje u czytelnika eskalację żądań i stawia autorowi wysoką poprzeczkę, której zapewne nie zdoła on pokonać. Jeszcze gorzej jest, gdy porównanie jest chybione – tak jak w przypadku książki Anny Kańtoch, która napisała barwne, renesansowe opowiadania, a nie ciężkie, ociekające deszczem wiktoriańskie opowieści grozy. Wtedy wychodzi już całkowita tragedia.

Zabawki Diabła to drugie po Diable na Wieży dzieło traktujące o przygodach Domenica Jordana – renesansowego detektywa zajmującego się niewyjaśnionymi i nadnaturalnymi zagadkami. We wspomnianym wcześniej Diable... postać ta opierała się całkowicie na stereotypach (czarny ubiór, zamyślona twarz, niezwykła błyskotliwość, zimna dedukcja i brak empatii), a zagadki były często płytkie oraz źle skonstruowane. Dlatego też biorąc do rąk drugą część, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę, że w przypadku części pierwszej nastąpiła z mojej strony eskalacja żądań i książka na ich tle wypadła słabiutko, z drugiej zaś nie chciałem w ten sam sposób wyrobić sobie krzywdzącej opinii o części drugiej. Dlatego też starałem się jak najbardziej odsunąć od siebie porównanie do Edgara Allana Poe i podejść do książki na zasadzie tabula rasa. Nie zawiodłem się.

Zabawki Diabła to zbiór sześciu powiązanych ze sobą opowiadań. Autorka postanowiła skoncentrować się na rozwinięciu historii swojego głównego bohatera (ledwie zarysowanej w Diable na Wieży) i wprowadzeniu wielu wątków osobistych. Zabieg ten wyszedł jej naprawdę doskonale i nareszcie postać Domenica Jordana uzyskała głębię fabularną, której tak bardzo jej dotychczas brakowało. Czytelnik zaczyna rozumieć bohatera, a wraz ze zrozumieniem przychodzi sympatia. Jordan nie jest już tylko kolejną papierową postacią, nic nie wnoszącą swoją obecnością. Powoli, z opowiadania na opowiadanie, staje się on postacią z krwi i kości.

Sam poziom zagadek również zmienił się zdecydowanie na lepsze. W poprzedniej części były one albo oczywiste, albo wyjaśniane przez autorkę na końcu opowiadania jakimiś bzdurnymi tezami, których wyrobiony w kryminałach czytelnik po prostu nie mógł zaakceptować. Teraz zagadki są bardziej spójne, wyważone i – co najważniejsze – poddające się zasadom dedukcji, pomimo swoich czynników nadnaturalnych.

Styl pisania Anny Kańtoch jest jak dla mnie dosyć suchy i hermetyczny. Zapewne jest to spowodowane konwencją, wszak Domenic Jordan jest racjonalnym, pozbawionym większego wglądu w sprawy duszy naukowcem. Dlatego też styl ten nie przeszkadza, dopóki nie zmienia się perspektywa, tzn. świat nie jest przedstawiany oczami innej postaci. Zmianie perspektywy bowiem nie do końca odpowiada zmiana stylu i trzeba się do tego najzwyczajniej w świecie przyzwyczaić. Na pochwałę jednak zasługuje fakt, że styl autorki jest niezwykle poprawny – nie znajdziemy w nim “zdań potworków” lub innych większych błędów. Książka pisana jest czysto i w sposób przystępny dla czytelnika.

Na uwagę zasługuje również użycie w ostatnim opowiadaniu niezwykle emocjonalnego suspensu sytuacyjnego, który zwiastuje nam, czytelnikom, kontynuację przygód Domenica Jordana. Jest on zrobiony wprost w fenomenalny sposób i pokazuje, że Anna Kańtoch ma ogromny potencjał i umiejętności. Dlatego też oczekuję, że kolejna część serii naprawdę mnie zadziwi.

Zabawki Diabła to pozycja dobra. Na jej przykładzie można dobrze zaobserwować ewolucję zarówno autorki jak i jej bohatera. Po słabym Diable na Wieży otrzymujemy w ręce książkę, której brak większości wad swojego poprzednika. Pozycję, która przykuwa uwagę i fascynuje aż do samego, fenomenalnego zakończenia. Jedyne, co musicie zrobić, to zignorować zupełnie chybione porównanie do Edgara Allana Poe, które jest przykładem tego, jak ktoś jedną głupią uwagą może zaszkodzić książce.

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie książki do recenzji.