» Artykuły » Felietony » Ząb czasu

Ząb czasu


wersja do druku

Książki też się starzeją

Redakcja: 27383

Ząb czasu
Ze wznowieniami dzieł uznawanych za klasyczne zawsze jest problem. Traktować taką książkę jako kolejną zwykłą powieść? Oceniać? Recenzować, wreszcie? Jeżeli już, to czepiać się, gdy coś się nie podoba, pisać, że słaby warsztat, płytcy bohaterowie, a w ogóle to fabuła jakaś taka nieciekawa… ale dodając, że mimo wszystko, mimo że gniot, że ciągnie się niemiłosiernie, a co pięć stron zapadało się w krótką drzemkę, jest to lektura obowiązkowa, bo uhonorowana, przełomowa, bo zdobyła taką, a taką nagrodę? Jak w liceum, na lekcji języka polskiego: "Tak, pani profesor, Nad Niemnem baaardzo mi się podobało", mimo iż na samo wspomnienie tej książki zbiera się człowiekowi na ziewanie…

A może, jak to ma miejsce w przypadku kolejnych wydań Władcy pierścieni, milczeć taktownie, kupować edycje kolekcjonerskie, czytać, zachwycać się po raz n-ty Śródziemiem, ale, broń Boże, nie recenzować?

Możliwości jest kilka. Ostatnio sam zmuszony byłem do wysilenia swoich szarych komórek (wszystkich trzech) i znalezienia wyjścia z koziego rogu, do którego sam się zapędziłem, podejmując się zrecenzowania najnowszego wydania powieści braci Strugackich Poniedziałek zaczyna się w sobotę. Jako, że zazwyczaj obracam się w kręgach anglosaskiej SF, pomyślałem, że będzie to świetna okazja nadrobienia "wschodnich" zaległości. Książeczka cieniutka, zachwalana, a i nie będzie już wstyd, że żadnych Strugackich się wcześniej nie czytało. Nie przewidziałem jednak tego, że jest to powieść tak mocno zakorzeniona w kontekście społeczno-kulturowym z tamtych lat.

Napisana w latach sześćdziesiątych opowieść o młodym informatyku, Saszy Priwałowie, który przypadkiem trafia do Instytutu Badań Czarów i Magii, to satyra na radzieckich naukowców i realia ich pracy. I tutaj zaczynają się schody. W latach sześćdziesiątych moi rodzice dopiero raczkowali, a w 1989 miałem trzy latka. Nie znam więc, nie mogę pamiętać tamtych realiów, ich specyfiki. Od razu przypomina mi się Jakub Ćwiek i jego opowiadanie Smutni, traktujące o amerykańskich hipisach. Maciek Parowski swego czasu zarzucał autorowi, że niepotrzebnie bierze się za rozliczanie pokolenia Dzieci Kwiatów, że to nie jego czasy, nie jego kultura. Masz pod nosem, mówił Parowski, w historii swojego kraju chociażby wydarzenia z kopalni Wujek. Pisz o nich, o tym, co znasz. Ćwiek odpowiedział na to, że dla niego równie odległa, co hipisi, jest kopalnia Wujek. Bo jest za młody. Owszem, każdy z nas słyszał o tym nie raz, może nawet zna ludzi, którzy to pamiętają, ale są to, jak to ujął Ćwiek: "Historia i emocje z drugiej ręki…".

Trudno więc mi, dwudziestoparolatkowi, widzieć w Poniedziałek zaczyna się w sobotę coś poza raczej przeciętną, lekko zwariowaną powieścią. Postać Wybiegałły wzorowana była na Trofimie Łysence? A kto to taki? Satyra na radzieckie instytuty naukowe? A czym różniły się one od współczesnych? Oczywiście, można się domyślać, ale nie zmienia to faktu, że ze względu na silne konotacje fabularno-społeczno-polityczne, powieść ta jest dziełem hermetycznym, młodoczytelnikoodpornym.

O książce Wybrańcy bogów Rafała A. Ziemkiewicza ktoś kiedyś napisał, że gdyby ukazała się wcześniej, w latach osiemdziesiątych, odniosła by wielki sukces i weszła by do kanonu literatury, że była ona po prostu spóźniona. Podobnie, zupełnie inaczej współczesny czytelnik odbierze inną książkę Strugackich – Przenicowany świat, kiedyś w umiejętny sposób, obchodząc mechanizmy cenzury, obnażającą ówczesną rzeczywistość, dzisiaj nie robiącą już takiego samego wrażenia. Niektóre pozycje się starzeją, a ząb czasu nie jest dla nich łaskawy. Dzisiaj można wyśmiewać się z Łukjanienki, który w Labiryncie odbić pisał o wielkich plikach, które miały aż… 2,5 MB, tymczasem za kilkadziesiąt (kilkanaście?) lat podobna sytuacja będzie miała miejsce w przypadku Accelerando Charlesa Strossa.

Ale tak to już jest z książkami, które nie są "ponadczasowe", które bardzo silnie zakorzeniają się w danej rzeczywistości, przypisane są konkretnym wydarzeniom. Po latach, gdy pryska czar związany z tymi konotacjami, pozostaje tylko naga kość opowieści. A te częstokroć same w sobie nie są już specjalnie interesujące.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Żmudna sztuka światotwórstwa
Czas na wycieczkę po światach wyobrażonych
Władca Pierścieni LCG - Czarni Jeźdźcy
Na przełaj przez pieczarki
- recenzja
Wybrańcy bogów - Rafał A. Ziemkiewicz
Rewolucjoniści wszystkich planet, łączcie się!
- recenzja

Komentarze


Malkav
    No cóż
Ocena:
0
No cóż, są rzeczy, które się nie starzeją, a są takie, które wypadają z obiegu szybko.
Jakis czas temu sięgnąłem po "Całą prawdę o planecie Ksi" - wymiękłem po 20 stronach. Pomysły techniczne były dziwacznie uwięzione w rzeczywistości w głupi sposob wykrzywiając logikę społeczeństwa.
Z drugiej strony nie zestarzeli się "Pierwsi ludzie na księżycu". Choć wizja jest w dzisiejszych czasach mocno abstrakcyjna, to ujęte tam problemy, takie jak imperializm, są w pewien sposób nadal aktualne.
11-09-2009 12:59
Mandos
    @Malkav
Ocena:
0
No nie wiem, mi jakoś "Cała prawda o planecie Ksi" weszło bez problemu ;). Mógłbyś podać jakiś przykład?
11-09-2009 21:19
~charleene

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Jako osoba, której ostatni rok pod kątem czytelniczym zszedł na odkrywaniu, wielbieniu i chłonięciu Strugackich, osoba, dodajmy, która chwilę temu weszła w dumny wiek lat dwudziestu jeden i historią najnowszą, realiami życia nie tylko w Rosji lat sześćdziesiątych a nawet w Polsce lat osiemdziesiątych interesująca się mniej więcej tak samo jak rzadkimi okazami insektów w rejonie doliny Konga (czyli nie interesująca się nimi praktycznie wcale), śmiem twierdzić, że ABS się nie zestarzeli ani trochę. Przestali trafiać w jedne punkty, zaczęli w inne, tak się zwykle dzieje z dobrymi autorami.
A piszę to nie tyle po to by bronić moich ulubieńców (i jedną z ulubionych książek; "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" uwielbiam) przed kalumniami, bo skoro sami się swoją prozą nie obronili to kimże jestem by twierdzić, że zrobię to lepiej od nich, a po to by odnieść się do myśli przewodniej tego tekściku i zaznaczyć, nawiązując do podtytułu, że zależy jakie książki. I zależy również od podejścia, myślę. Nabożność i świadomość klasycznej otoczki psują - tak sądzę - odbiór - chociażby dlatego, że człowiek szuka w powieści tego, co było w niej wtedy gdy stawała się legendą i klasykiem miast szukać w niej przyjemności i sensu, który trafiałby do niego a nie mógł trafiać do czytelników x lat wstecz.
No. Łojezu, jakież długie zdania wielokrotnie złożone wyprodukowałam...
12-09-2009 01:34
Malkav
    @mandos
Ocena:
0
Kurka, wiesz, co, jakoś nie pomnę już, ale miało to związek ze stosunkiem hibernacji do rozwoju społeczeństwa. Ogólnie, jak pomyślałem, że bohater ma lecieć ileś tam lat na planetę, na której w tym czasie zmieni się 5 razy rząd, wybiorą 10 miss planety i ogólnie dojrzeje jedno pokolenie, to sobie odpuściłem.
Mam nadzieję, że nic nie knocę, ale jakoś ta hibernacja nie dawała mi spokoju.
13-09-2009 20:29
Gata
   
Ocena:
0
Akurat "Poniedziałek..." jest moim zdaniem ponadczasowy. Głowę daję, że dziś też istnieją utajnione instytuty naukowe, pracujące nad nowymi, supernowoczesnymi pomysłami. Stosunki międzyludzkie też daleko nie odeszły - kto nie ma w pracy osobników, którzy zamiast pracować podlizują się szefom i w ten sposób robią karierę? Mówię o takich ludziach, że im włosy w uszach rosną... :))
14-09-2009 10:12
~Pawel

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
....hmm, no rzeczywiście dla dzisiejszego czytelnika książki Strugackich mogą wydawać się niezrozumiałe i archaiczne.
I co z tego? Ten sposób można skrytykować każdą pozycje wydaną kilkadziesiąt lat temu.
W tym te z kręgu anglosaskiego.
A przecież to chyba nie o to tu chodzi. Najważniejsze aby książka trafiała do czytelnia, aby jej lektura dostarczała nam przyjemnych doznań.
Mnie i jak widzę nie jestem w tym odosobniony lektura książek ABS sprawia frajdę.
Dlatego zawsze pozostaną dla mnie oni klasykami SF
14-09-2009 16:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.