» Blog » Z pamiętnika młodej prokrastynatorki
15-01-2014 11:18

Z pamiętnika młodej prokrastynatorki

W działach: prokrastynacja | Odsłony: 2141

Z pamiętnika młodej prokrastynatorki

nie rób nic -> czuj się winny -> panikuj na myśl o przyszłości -> czuj się bezsilny -> nie rób nic -> ...

 

Życie emocjonalne prokastynatorów idealnie opisuje cykl przedstawiony na załączonym obrazku.

Prokrastynujemy przy użyciu seriali, gier, książek, czasem wręcz zmywania naczyń czy odkurzania - wszystko, byle nie musieć myśleć o przerażających zbliżających się deadline'ach i zaległych zadaniach. Unikanie i odkładanie na później obowiązków zaczyna powodować koszmarne poczucie winy. Z całych sił udajemy, że nic strasznego się nie dzieje, aż do najostatniejszej chwili, kiedy to w panice rzucamy się do zaległych zadań. W najlepszym przypadku wypełniamy je tylko częściowo i byle jak, lecz zwykle w poczuciu bezsilności poddajemy się od razu, aż do następnego przebiegu pętli. 

Po wszystkim, czyli gdy mija termin wykonania zadania, niezależnie od stopnia jego ukończenia odczuwamy ulgę połączoną z ogromnym zdziwieniem ("dlaczego pozwoliłam na to kolejny raz?") i składamy samym sobie solenne obietnice poprawy. Oczywiście tylko po to, by przy następnym ważnym zadaniu powtórzyć dokładnie ten sam schemat.

Wszystko to następuje w efekcie perfekcjonizmu i podświadomego nastawienia "jeśli nie mogę tego zrobić idealnie, to na wszelki wypadek nie będę nawet próbować". Wielkie projekty są zbyt przerażające, by w ogóle się za nie zabierać, odkładamy je na potem, spirala prokrastynacji się nakręca, aż w końcu nawet zupełnie małe rzeczy urastają do rangi niewykonalnych. Popadamy w pętlę totalnego zniechęcenia i niemocy.

Tkwiłam w takiej pętli przez jakieś kilkanaście miesięcy.

Nie polecam.

 

Na początku jest niby normalnie. Człowiek wyprowadza się z domu, zaczyna studia, próbuje być samodzielny, robić sobie obiady, prać pranie and stuff. Wszystko wydaje się działać prawie zupełnie dobrze. Aż okazuje się, że OJEJ, PRACA JEST TRUDNA. Męcząca, nieprzyjemna i w ogóle. Rozpoczyna się unikanie obowiązków posuwające się coraz bardziej do granic absurdu.

Widząc rosnące stosy niepozmywanych naczyń i nierozwiązanych zadań zaczęłam zwyczajnie od poganiania samej siebie: "pracuj, bitch". Szybko jednak stałą odpowiedzią stało się "lol nope", a nad ogarniętością zwyciężało bezmyślne siedzenie i oglądanie Zagubionych. Zawaliłam masę rzeczy, nie zdałam ważnego egzaminu. Zaczął się drugi semestr, a ja popadłam głęboko w hardkorowe prokrastynowanie.

Próbując racjonalizować swoje zachowanie i porażki upierałam się, że NIE MAM CZASU na pracę. Co z tego, że spędzam wiele godzin dziennie na rzeczach absolutnie pozbawionych znaczenia. NIE MAM CZASU na naukę, NIE MAM CZASU na spanie, NIE MAM CZASU na swoje zainteresowania. Jestem bardzo zajęta - siedzeniem i czekaniem, aż już będzie po deadlinie.

Po iluś przebiegach pętli człowiek uświadamia sobie, że jednak ma problem. Że to chyba jednak nie jest normalne, tak sobie leżeć, grać w jakieś PokeMMO i czuć się totalnym śmieciem, który nie jest w stanie wstać i zrobić sobie kanapki. Taaa. Potrafiłam siedzieć całymi godzinami - ba, dniami - starając zapomnieć o tym, że jestem głodna, ponieważ zdobycie pożywienia wydawało mi się zbyt wymagającym questem.

 

Jako prawdziwy nerd zaczęłam oczywiście szukać pomocy w internetach.

I na bogów, czego to nie próbowałam.

Próbowałam Getting Things Done. Raczej nie działa. Za dużo wysiłku wkładałam w samo organizowanie sobie pracy. W efekcie po przeżonglowaniu wszystkimi tymi zadaniami z różnych list myślałam "uff, skończone! to teraz pójdę grać w Torchlighta, wszak totalnie mi się należy". Jeśli chodzi o wykonywanie rzeczywistych zadań, efekt jest bardzo słaby. Dodatkową wadą GTD jest ustalanie sobie długoterminowych celów. Dla prokrastynatora nie skutkuje to zwiększoną motywacją do działania, a raczej staje się dodatkową przyczyną stresu i strachu przed porażką.

Próbowałam różnych prostych task-list i kalendarzy. Masz questa, zapisz go sobie w odpowiednim terminie, voila. Faktycznie zaczęłam niemrawo coś tam robić. Niestety jak się okazało po paru tygodniach, głównym efektem istnienia task-listy było to, że szybko uzbierał mi się na niej przytłaczający stos zadań zaległych. Zaczęłam myśleć: "po co mam się starać, jeśli zadania po prostu nigdy się nie kończą? mam się zapracować na śmierć?". Quest pod tytułem "wykonaj wszystkie zadania z listy" stał się zbyt wielki, by w ogóle próbować się za niego zabrać. Stąd już prostą drogą doszłam do nierobienia niczego.

Próbowałam mechanizmów opartych na grywalizacji. Jakiś miesiąc trwała krótka przygoda z DailyChallenge - stroną codziennie wysyłającą użytkownikowi jakiś mały challenge, który ma na celu poprawić jego zdrowie fizyczne i/lub emocjonalne. Rzeczy w stylu "zjedz dziś czerwone warzywo", "kup sobie kwiatek w doniczce", "zrób 15 przysiadów", "opowiedz komuś zabawną historię". Z entuzjazmem zabrałam się za wykonywanie prostych zadań niemających tak naprawdę najmniejszego sensu - tylko po to, by poczuć się choć trochę lepszą i bardziej ogarniętą osobą. "Hej, patrzcie na mnie, zjadłam czerwone warzywo, może jeszcze nie wszystko stracone!". Nie pomogło mi to w nauce. DailyChallenge jest niezły, jeśli chodzi o podrzucanie "pomysłów na lepsze życie", ale nie jeśli chodzi o rozwiązywanie już istniejących problemów.

Przeczytałam dziesiątki artykułów na temat prokrastynacji, automotywowania się, zarządzania kosztami, produktywności. Z każdego z nich starałam się czerpać dobre rady, motywację i siłę, choć większość nie pomogła mi wcale.

Wielokrotnie wypowiadałam prokrastynacji wojnę generalną i wielokrotnie ją przegrywałam. Nie bez powodu moje fejsbukowe zdjęcie profilowe pochodzi z komiksu o dzielnym motylku. Były momenty, kiedy zrobiłabym wszystko, żeby tylko zmotywować się do pracy, nauczyć się, jak być normalnym człowiekiem i przede wszystkim w końcu przestać czuć się jak szmata. Włożyłam w to naprawdę mnóstwo wysiłku.

 

Myśląc o prokrastynacji trzeba zrozumieć, że problemem nie jest w niej słaba silna wola. Chodzi raczej o niewłaściwe ukierunkowanie energii: zamiast wykonywać zadania, człowiek skupia się całkowicie na ich ignorowaniu. Mimo że w ostatecznym rozrachunku jest to nie dość, że oczywiście szkodliwe, to jeszcze o wiele bardziej męczące. 

Unikanie pozmywania naczyń z racjonalnego punktu widzenia nie jest warte wielu dni czucia się jak potwór. Dlatego prokrastynację należy uznać za zaburzenie psychiczne - prowadzi ona wcale nie do radosnego lenistwa, a do ogromnego stresu i niecelowego autowyniszczenia jednostki. I tak jak depresji nie da się przerwać słowami "hej, ale pomyśl, że życie jest piękne i przestań być smutny", tak na prokrastynację nie pomoże nawet najbardziej stanowcze "ogarnij się i po prostu to zrób".

Cytując Hyperbole and a Half:

- If you leave it there, you are a SHAMEFUL, EMBARASSING MENACE.
It usually doesn't work right there.
- Okay. I'm a shameful, embarassing menace.
Sometimes it doesn't work for days.
- Is the shame starting to feel oppresive yet?
-
 Yes.
- ...so why aren't you doing anything?
- ...because I don't want to do anything more than I don't want to hate myself.

 

Wracając do mojej dramatycznej historii. Metaprokrastynacja polegająca na szukaniu magicznego lekarstwa w dłuższej perspektywie niczego nie zmieniła. Mimo że jakimś nieludzkim waleczno-panicznym zrywem udało mi się pozaliczać egzaminy w drugim semestrze, de facto moja ogarniętość i psychika nadal była w rozsypce. W wakacje nie udało mi się załatwić bardzo wielu spraw, którymi chciałam się zająć. Nie miałam czasu.

W trzecim semestrze przeprowadziłam się i zaczęłam kinda nowe lepsze życie. Weekendowe wyjazdy, niespanie po nocach i nieodpowiedzialność skutecznie doprowadziły mnie jednak do tego, co zwykle: przerażonego wpatrywania się w deadline'y niczym w światła zbliżającej się ciężarówki.

Nadchodzi sesja zimowa. Nie zamierzam kolejny raz czekać, aż zostanie ze mnie mokry nieszczęśliwy placek. Moje życie jest w miarę stabilne, otrzymuję wiele wsparcia. Najwyższy czas skorzystać z doświadczeń i ogarnąć się naprawdę. Tak, tak - wypowiadam kolejną wojnę, ale tym razem nie rzucam do rozpaczliwego starcia wszystkich sił naraz. Walczę ze swoją klątwą powoli i metodycznie.

Póki co pomaga mi w tym Habit RPG. Projekt łączy w sobie najlepsze cechy task-list i grywalizacji i mimo że zdecydowanie brakuje mu paru istotnych funkcjonalności, nie sposób odmówić tym istniejącym skuteczności. Po tygodniu korzystania jestem niezwykle zadowolona. Wiele zmian w moim zachowaniu zaszło praktycznie z dnia na dzień. Planuję swoje działania, działam, żyję aktywnie i zaczynam się wręcz zastanawiać - "czy tak czują się normalni ludzie?". Jest dobrze. ; )

Choć po tak krótkim czasie trudno powiedzieć wiele, spróbuję określić, na czym według mnie polega magia. Habit RPG działa jako źródło funu, dobrego samopoczucia i motywacji przede wszystkim ze względu na to, że zlicza każdy codzienny akt zwycięstwa nad samym sobą. Może projekt typu "napisać magisterkę" wydaje się wielki i przerażający, ale działania w stylu "wpisanie czegoś do kalendarza", "odkurzenie pokoju" albo "30 minut nauki" wyglądają zupełnie niewinnie, za to nagromadzone w postaci expa i złota wydawanego na nagrody dają poczucie, że zrobiliśmy jednak coś rzeczywistego. Nic tak nie poprawia nastroju jak poczucie, że powoli, małymi krokami, ale jednak, wyzwalamy się z otchłani totalnej niemocy. 

Jestem obecnie na etapie wielkiego zadowolenia z siebie i jednocześnie zmęczenia zadaniami, które nagle zaczęłam rzeczywiście wykonywać. Staram się przede wszystkim nie popaść z powrotem w złe nawyki, pamiętając jednak przy tym, że nawet jednorazowe danie sobie na luz nie jest jeszcze całkowitym pogrążeniem się. Tak naprawdę najstraszniejszym złym nawykiem jest doprowadzanie się do paniki i rozpaczy nad własną niemocą. Dużo wysiłku jeszcze przede mną, ale jak na razie wygrywam.

 

Na koniec krótki wniosek i garść porad dla nieszczęśników podobnych mi sprzed pół roku. 

Podstawą walki z prokrastynacją nie jest "doing stuff". Najważniejsze, by wydostać się z pętli samozniszczenia, to znaczy: poczuć się dobrze. Przeciętny człowiek na ogół jest w stanie wykonywać swoje obowiązki w rozsądnych terminach. Celem więc nie tyle jest samo wykonywanie obowiązków, co odzyskanie zdrowia psychicznego. Ogarnięte działania są tylko środkiem do tego celu.

  • Spróbuj porzucić perfekcjonizm na rzecz myślenia, że "dostatecznie dobrze" to lepiej niż "wcale". 
  • Wszystko, co możesz zrobić natychmiast - odpowiedź na maila, kontakt z kimś, wyszukanie informacji, przemieszczenie rzeczy z miejsca na miejsce - rób natychmiast. Unikaj gromadzenia się dziesiątek małych zadań, o które potem trzeba będzie się martwić. Walcz z nawykiem odkładania wszystkiego na później.
  • Staraj się odrywać od stałych zajęć, które powodują tylko niepokój i poczucie winy, a żadnych pozytywnych uczuć (u mnie było to wielogodzinne scrollowanie internetów, granie i pozbawione sensu niespanie) na rzecz czegokolwiek, co jest jednocześnie miłe i rozwijające (np. czytanie, pisanie, rozmowa, spacer, sport) albo jakiegokolwiek prostego zadania (np. przygotowanie posiłku, wyjście do sklepu, sprzątanie). Jeśli już musisz unikać realnej pracy, rób to z pozytywnymi myślami, zajmując się dosłownie czymkolwiek, co uważasz za sensowne. Jeśli wykonując jakąś czynność czujesz niepokój - przerwij ją, rozejrzyj się wokół i zajmij czymś bardziej właściwym.
  • Obniżaj koszty pracy, podwyższaj koszty marnowania czasu. Zmieniaj otoczenie na nierozpraszające i sprzyjające produktywności. Jeśli masz taką możliwość - pracuj poza domem. Jeśli pracujesz przy komputerze, stwórz sobie oddzielne konto użytkownika do pracy, a na koncie głównym ustaw długie i skomplikowane hasło.
  • Nie stawiaj sobie wielkich przerażających celów, staraj się myśleć z dnia na dzień. Jeśli masz duży projekt do wykonania w konkretnym terminie, odpowiednio wcześniej ustal, że każdego dnia poświęcisz mu np. pół godziny. W ten sposób zamiast myśleć o całym wielkim zadaniu będziesz mógł się skupić na niewielkim queście "pół godziny dzisiaj".
  • Nie dokładaj sobie stresu i dodatkowych zadań. Staraj się myśleć tylko o sprawach najważniejszych, te mniej ważne spokojnie odkładaj na później albo na nigdy. Mierz siły na zamiary i planuj tylko zadania, które naprawdę zamierzasz wykonać w najbliższych dniach. Po co umieszczać na liście zadań "remont", za który i tak zabierzesz się najwcześniej za pół roku? Nie musisz nagle naprawić całego swojego życia. (Ta i powyższa rada są sprzeczne z filozofią GTD.)
  • Nie dawaj sobie możliwości decydowania, czym się zająć tu-i-teraz. Planuj, co będziesz robić w jakich godzinach następnego dnia - może to być nawet ogólny zapis "11-12 produktywność, 12-13 odpoczynek". Kontroluj czas poświęcany w ciągu dnia na poszczególne czynności. Spróbuj użyć rozszerzeń do przeglądarki kontrolujących czas spędzany na stronach typu FB czy reddit.
  • Nie karaj się za złe zachowanie (nie popadaj w poczucie winy), ale nagradzaj za dobre. Staraj się zauważać każde podjęte przez siebie pozytywne działanie - notuj je, gratuluj sobie w myślach albo jedz czekoladę w nagrodę.

Powodzenia.

 

PS Następna notka w całości dotyczyć będzie Habit RPG - kiedy się już z tą stroną lepiej zapoznam, postaram się przeanalizować jej działanie. Stay tuned.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

banracy
   
Ocena:
0

Nie ma po co, był precedens na polterze i za wypowiadanie się na blogu, którego autor tego nie chce można co najwyżej bana załapać. I to nawet jeśli masz podstawy twierdzić, że ktoś ci komentarze kasuje złośliwie, żeby uciąć dyskusję. 

16-01-2014 20:35
Senthe
   
Ocena:
+2

@Scath

Następne komentarze skasowane. Dla Ciebie to pewnie kwadrans pisania, dla mnie jedno kliknięcie. Also nie mam czasu na takie szczeniackie zabawy, bo się uczę. Daj sobie spokój.

16-01-2014 21:28
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Hmmm... Nieładnie... Kila osób z podobnym problemem i.. dyskusja nie mająca znamion dyskusji. Bo składająca się wyłącznie z komentarzy osób potwierdzających opinię autorki artykuły, którą uznano (jak mniemam w demokratyczny sposób) za jedynie właściwą?
A podobno osoby cierpiące na podobne schorzenia czy tez borykające sie z podobnymi problemami obdarzone są pewną dozą empatii wobec współuczestników niedoli.
16-01-2014 22:11
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Empatia wobec innych to tylko legenda. Zwłaszcza jeżeli ci inni mają inne zdanie.
16-01-2014 22:14
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dokładnie. I jedyny komentarz jaki w tej sytuacji przychodzi mi do głowy zamyka się w jednym słowie: HIPOKRYZJA. Wielka szkoda.
16-01-2014 22:19
Kamulec
   
Ocena:
+3

Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.

16-01-2014 22:27
Senthe
   
Ocena:
0

@tyldy

xD

Niezłe synchro.

16-01-2014 22:29
31137

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.

Slogany są głębokie tylko do momentu, gdy ktoś nie zacznie doszukiwać się w nich sensu... 

17-01-2014 10:12
Anioł Gniewu
   
Ocena:
+3

Hmmmmmmmmmmm..... Czy to jakaś nowomoda z obnoszeniem się ze schorzeniami, zaburzeniami, dewiacjami i szeroko pojętą kondycją zdrowotną? Ja rozumiem że problem, że impuls, że prywatny blog itp. ale na miłość Shalyi (opiekunki chorych) czy aby na pewno portal miłośników fantastyki jest adekwatnym miejscem?

Proszę, zamieszczajcie jakieś merytoryczne wpisy o fantastyce, grach, filmach bo odczuwam - zapewne nie jestem w tym odosobniony - przesyt tematyką fobii, lęków, zachowań kompulsywnych i usankcjonowanego medycznie niechlujstwa. 

Wielu zaglądających tu stale userów jest osobami niepełnosprawnymi albo cierpi na jakieś schorzenia a mimo to zachowuje się dyskretnie nie epatując swoją chorobą. Naprawdę chcemy czytać w kolejnych odsłonach blogowych o tym że ktoś jest niezrównoważony, kulawy albo cierpi na priapizm?

17-01-2014 12:37
oddtail
   
Ocena:
+2

@Anioł Gniewu: merytoryczne wpisy się też na Polterze pojawiają. Nie rozumiem, dlaczego podzielenie się interesującą dla danej osoby kwestią jest problemem.

No i na merytoryczne wpisy ludzie wydają się znacznie mniej reagować. Przynajmniej mam takie wrażenie na swoim blogu - niby może to przez to, że piszę głupoty, ale moje notki ściśle o RPG nie spotykają się z bardzo silnym odzewem ;). Na razie najpopularniejszą notką na moim blogu było bodajże głośne zastanawianie się nad przydatnością Wikipedii. Temat niespecjalnie zahaczający o fantastykę, RPG, gry czy filmy.

17-01-2014 12:43
Anioł Gniewu
   
Ocena:
+1

Niby racja. Ale trochę to dziwne. Znak czasów?

17-01-2014 12:46
Siman
   
Ocena:
+3

Bardzo fajnie, że o tym napisałaś. :) 

Jako że żyję na co dzień z osobą z depresją, a sam też chodziłem swego czasu i do psychiatry, i na terapię (z rozmaitymi problemami, ale "przewlekła" prokrastynacja była wśród nich), mogę trochę napisać o problemie choroby.

Zasadniczy problem z zaburzeniami psychicznymi jest taki, że wiele (może większość) z nich nie różni się na pierwszy rzut oka od przejściowych problemów psychicznych zdrowych ludzi. Depresja jest tu świetnym przykładem: tak naprawdę stany depresyjne może mieć każdy zdrowy człowiek, to normalna (w znaczeniu: powszechna, nie: właściwa) reakcja psychiki na rozmaite sytuacje życiowe. Praktycznie każdy z nas, zwłaszcza jeśli jest osobą wrażliwą, coś takiego w swoim życiu przeżywał. Problemem jest jedynie skala: zazwyczaj jeśli czujemy się depresyjnie przez dłużej niż dwa tygodnie bez przerwy i nie widzimy szans na poprawę (albo jeśli przyczyna minęła, a dalej czujemy się źle) to może to być objaw jakichś bardziej przewlekłych problemów i powinniśmy skonsultować się z lekarzem.

Ale nawet stany depresyjne trwające dłużej niż miesiąc-dwa mogą dotknąć zdrowych ludzi - depresja to dosyć naturalna i spodziewana reakcja np. na śmierć bliskiej osoby, nawet jeśli zazwyczaj nie nazywa się jej w ten sposób. Tak naprawdę depresja przewlekła nie różni się od tych stanów, o których napisałem wyżej "prawie" niczym. Niczym, poza skalą, nasileniem i czasem trwania. To bardzo mylące dla laika: łatwo zauważyć czym się różni ktoś, kto pociąga nosem i lekko się przeziębił od kogoś, kogo rozłożyła wysoka gorączka. Osoba z depresją nie posiada pozornie żadnych innych objawów niż ktoś, kto ma po prostu gorszy okres w życiu. Tym bardziej, że chory zazwyczaj rzadko wspomina np. o myślach samobójczych.

Każdemu się zdarza, że jesienną porą nie ma ochoty wyjść z łóżka, nie ma ochoty zmierzyć się z problemami, może nawet nie ma ochoty żyć, najchętniej schowałby się pod kołdrą i nie wychodził do wiosny. Osoba z depresją ma tak samo. Tylko, że dużo, dużo bardziej.

Ale przecież depresja też bywa cięższa i łagodniejsza. Czym się różni łagodna depresja od złego nastroju przez dłuższy czas? A czym się różni bycie ostrym imprezowiczem od bycia alkoholikiem? Bycie żywym, nadaktywnym dzieckiem od bycia dzieckiem z ADHD? Różnice są nieznaczne, czasami niemożliwe do zauważenia przez chorego i otoczenie bez pomocy specjalisty. Stąd łatwo o bagatelizację: nie ma choroby, wszyscy to mają, więc ci nieliczni, którzy cierpią bardziej, są tylko bardziej zaniedbani (albo jeszcze lepiej: po prostu są pierdołami).

Nie jestem psychiatrą, nie wiem, czy prokrastynacja jest chorobą. Może jest tylko objawem/skutkiem ubocznym depresji. Istnieją zresztą i inne pokrewne zaburzenia (np. wyuczona bezradność). Na pewno błędne jest zakładanie, że "ja miałem tak samo i jestem zdrowy, więc ty też jesteś". Błędem jest też oczywiście autodiagnoza.

Nie chcę być złośliwy, Senthe, ale wyobraź sobie, że cierpisz, dajmy na to, na przewlekły i uporczywy ból kolana. I co z tym robisz? Po wielu miesiącach cierpień stwierdzasz: wypowiadam generalną wojnę bólowi kolana? I próbujesz wszystkiego: ziółek, leków bez recepty, akupunktury, homeopatii i co ci tylko internet wypluje? No jak to wygląda? Zaburzenia psychiczne są tym samym co problemy ze zdrowiem: trzeba je konsultować z lekarzem.

Nie zrozum mnie źle: skoro dobrze się czujesz i twoja metoda działa, to super, kibicuję ci szczerze, że dzięki temu zwalczysz swój problem. Ale jeśli kiedyś, nawet za parę lat, miałabyś jakieś nawroty i powtórkę z rozrywki, naprawdę, nie bój się, idź do psychiatry. Nawet jeśli miałby ci powiedzieć "jest pani zdrowa, ogarnij się pani i idź do domu". To jest lekarz jak każdy inny.

Po drugie: idź do terapeuty. Z terapeutami jest już ciężej, bo w Polsce łatwo zostać terapeutą i można trafić na hochsztaplerstwo, ale mam w tym trochę doświadczenia, w razie czego służę pomocą, chętnie podpowiem, jak znaleźć dobrego specjalistę. Ja sam też swego czasu próbowałem różnych systemów planowania, poradników, mądrych książek, nic mi to nie dało na dłuższą metę. Prawda jest taka, że jeśli problem ciągle powraca i czujesz, że cię przerasta, to takie rzeczy nie są przydatne, ponieważ problemem nie jest zła organizacja czy brak odpowiedniego nastawienia, ale głęboko siedzące w nas niewłaściwe mechanizmy, często nieuświadomione. Bez pomocy specjalisty ciężko je zrozumieć, a co dopiero sobie z nimi poradzić.

Żeby nie było: nie twierdzę, że nie się tego zrobić samemu. Pewnie w większości przypadków można. Wydaje mi się, a coś na ten temat wiem, że jest w to po prostu znacznie, znacznie trudniejsze.

17-01-2014 13:12
Kamulec
   
Ocena:
0

Przypadek?

17-01-2014 14:54
blublu
   
Ocena:
+1

potwierdzam to co napisał Siman - czasem warto pójść do specjalisty, nawet jeśli problem wydaje się błahy. Ze swojego doświadczenia mogę potwierdzić, że dbanie o "higienę psychiczną" jest równie ważne jak o fizyczną tyle, że o tej pierwszej wiemy dużo mniej i często jest to dla nas dużo, dużo trudniejsze... ale warto się przełamać i odłożyć kasę na wizytę u psychiatry / psychologa.

mam nadzieję, że nie powtórzę się pisząc tu (nie jestem w stanie przebrnąć przez wszystkie komcie...) że skuteczną metodą jest maksymalne zagospodarowanie sobie czasu czynnościami, od których nie będzie ucieczki... może brzmi to ekstremalnie ale chodzi o to: nie masz kondycji a chciałbyś być fit? zapisz się na treningi personalne - owszem jest to drogie ale nie będziesz mieć wyboru - musisz chodzić żeby nie stracić kasy, chcesz być lepiej wykształcony - jest tryliard kursów - można w nich przebierać, chcesz mieć porządek w domu? zapraszaj ludzi do siebie - siłą rzeczy będziesz starać się mieć ogarnięte mieszkanie, itd, itp... u mnie  to działa, nie w 100%, nie zawsze ale to najskuteczniejsze co wykombinowałam a również próbowałam wielu, wielu metod. 

anyway życzę powodzenia!

 

17-01-2014 16:10
Senthe
   
Ocena:
+4

@all

Chyba zostałam źle zrozumiana.

Notka nie miała być przejawem ekshibicjonizmu emocjonalnego, wołaniem o pomoc ani zaproszeniem do terapii grupowej bądź wtrącania się w moje życie osobiste. Jej cel był czysto informacyjny. Zauważyłam, że wiele osób wokół mnie zmaga się z prokrastynacją i na różne sposoby oddziałuje ona na ich życie. Równocześnie "prokrastynacja" bywa mylnie rozumiana jako rodzaj "lenistwa", którym nie jest.

Nie napisałam więc tej notki, by dzielić się ze światem swoimi problemami albo wzbudzać współczucie. Jeśli podkreślam w niej, że prokrastynacja jest wredna i nieprzyjemna, to ze względu na pamięć o ludziach, którzy muszą się z nią mierzyć. Jeśli używam w niej przykładów ze swojego życia, to nie dlatego, by wzbudzać sensację wokół swojej biednej chorej osoby i prowokować do pseudopsychologicznych analiz mojej osobowości, ale po prostu dlatego, że wydały mi się odpowiednią, "z życia wziętą" ilustracją do opisu problemu. Jeśli piszę o problemie, który mnie dotyczy, to nie dlatego, że oczekuję litości i porad, ale dlatego, że problem taki jest mi łatwo przeanalizować, opisać, a może nawet pomóc komuś sobie z nim poradzić.

@Siman i blublu

Dziękuję wam za troskę i komentarze. Jestem pewna, że były podyktowane życzliwością. Ale jak wyżej. Naprawdę nie chcę być niemiła, ale sądzę, że zważywszy na to, że o moim życiu i osobowości wnioskujecie prawie wyłącznie na podstawie kilku przykładów, które celowo dobrałam z najbardziej nieprzyjemnych chwil, nie na wiele mi się zdadzą komentarze napisane nawet z najlepszymi chęciami. Na podstawie trochę większej ilości danych, niż Wy posiadacie, stwierdzam, że dam sobie radę z osądzeniem, jak radzić sobie ze swoim życiem.

Zgadzam się oczywiście, że osoby, które potrzebują specjalistycznej pomocy, powinny się po nią udać; znam ludzi, którzy korzystają z porad psychologa i im to pomaga; myślę, że na pewnym etapie bardzo pomogłoby to również mi. Tak więc na pewno porada jest bardzo dobra - chciałabym tylko zaznaczyć, że raczej nie powinna być kierowana do mnie.

@Anioł Gniewu

Chcesz czy nie, ale blogosfera Poltera pełni funkcję również społecznościową. Jej głównym zadaniem (wbrew pozorom) nie jest dostarczanie userom treści o tej samej tematyce, co w pozostałej części portalu, tylko napisanych trochę luźniej. Blogi to blogi. Jeszcze raz: BLOGI TO BLOGI. Nie wiem, jak napisać prościej. ; )

17-01-2014 19:28
Anioł Gniewu
   
Ocena:
+3

Prosty mięśniak ze mnie ale zrozumiałem ta wyrafinowana , zawoalowana aluzje - BLOGI to BLOGI.. Kumam! :)

Ja tez mam zreszta problemy zdrowotne które moga dotyczyć większej grupy forumowiczów. Otóż prawy biceps mam większy o 3 cm od lewego. Sądzicie ze to jakaś deformacja? Warto o Tym porozmawiać ze specjalista? Czekam na komentarze! ;)

17-01-2014 19:47
Z Enterprise
   
Ocena:
+3

Porozmawiac zawsze warto. Najlepiej ze specjalistą. Mógłbym ci podać też sposób praktyczny, żebyś więcej pakował lewym przez jakiś czas aż się wyrówna, ale nie jestem doktorem nauk wychowania fizycznego, a więc nie mam kompetencji by ocenić swoje kompetencje w tej dziedzinie.

17-01-2014 20:50
Siman
    @Senthe
Ocena:
+4

Naprawdę nie chcę być niemiła, ale sądzę, że zważywszy na to, że o moim życiu i osobowości wnioskujecie prawie wyłącznie na podstawie kilku przykładów, które celowo dobrałam z najbardziej nieprzyjemnych chwil, nie na wiele mi się zdadzą komentarze napisane nawet z najlepszymi chęciami.

Po pierwsze: jak mówię, jeśli twoja metoda działa i będzie działać, to super. Dlatego napisałem: w razie, gdyby problem powrócił.

Po drugie: nie wnioskuję ani o życiu, ani osobowości, bo do tego o czym piszę w zupełności wystarczają podstawowe informacje, które podałaś: miałaś przewlekły problem i nie zgłosiłaś się do specjalisty. Niestety, wbrew obiegowej opinii, mamy takie społeczeństwo, że z byle przeziębieniem biegnie się do lekarza, a do psychologa dopiero, jak już jest się pod ścianą. A psychiatra to już w ogóle, przecież to jest gość od wariatów i niedoszłych samobójców. Nie mówię, że jestem dużo lepszy, sam też zwlekałem swego czasu jak tylko mogłem, dopóki problemy nie zaczęły mnie przytłaczać. Nie mówię też, żeby zganić, wiem że to nie jest powszechne myślenie i często nie wynika ze złej woli tylko z niewiedzy lub niezrozumienia tematu, właśnie dlatego o nim piszę.

Do psychiatry czy psychologa nie powinno chodzić się w ostateczności, tylko tak jak do jakiegokolwiek innego specjalisty: gdy problem zacznie uprzykrzać życie. Taka wizyta nie oznacza oczywiście, że zaraz potem zacznie się łykać psychotropy garściami albo rozpocznie wieloletnią terapię. Czasem warto pójść nawet po to, żeby usłyszeć: "wszystko jest w porządku, proszę się nie przejmować". Tak jak z normalnym lekarzem czy innym specjalistą.

Jest to w sumie porada ogólna, kieruję ją do ciebie, bo ty napisałaś o problemach i pokazałaś, że nie należy ich bagatelizować, ale pominęłaś bardzo ważny punkt w tym niebagatelizowaniu. Nie musi się też odnosić do twojej obecnej sytuacji, ani nawet tego konkretnego problemu. Każdy człowiek, a zwłaszcza ten wrażliwy i inteligentny, może się mierzyć  z różnymi przeciwnościami psychiki na różnych etapach życia.

18-01-2014 00:27
etcposzukiwacz
   
Ocena:
+1

A ja polecam wszystkim swój genialny i uniwersalny oraz zawsze aktualny regulamin komentowania:

http://polter.pl/Empatia-i-inne-podstawowe-zasady-komentowania-b17435

Stosujcie się do tego a świat będzie dobry i piękny, a piszący notatki szczęśliwi.

18-01-2014 14:03
31137

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Otóż prawy biceps mam większy o 3 cm od lewego. Sądzicie ze to jakaś deformacja? Warto o Tym porozmawiać ze specjalista? Czekam na komentarze! ;)

Jej jak to dobrze, że o tym napisałeś! ;) 

Ja też mam ten problem, wyszedł po trzecim cyklu metanabolu i winstrolu (udało się tańszą kupić) w osłonie supli oczywiście. 

Ja teraz planuję coś takiego:


1-28 deca
1-28 oma
1-8 meta
15-21 meta
29-38 prolongatum co 5 dni szot
39-48 wino z propem 

Mam nadzieję, że pomoże.

19-01-2014 17:25

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.