» Blog » Z pamiętnika młodej prokrastynatorki
15-01-2014 11:18

Z pamiętnika młodej prokrastynatorki

W działach: prokrastynacja | Odsłony: 2141

Z pamiętnika młodej prokrastynatorki

nie rób nic -> czuj się winny -> panikuj na myśl o przyszłości -> czuj się bezsilny -> nie rób nic -> ...

 

Życie emocjonalne prokastynatorów idealnie opisuje cykl przedstawiony na załączonym obrazku.

Prokrastynujemy przy użyciu seriali, gier, książek, czasem wręcz zmywania naczyń czy odkurzania - wszystko, byle nie musieć myśleć o przerażających zbliżających się deadline'ach i zaległych zadaniach. Unikanie i odkładanie na później obowiązków zaczyna powodować koszmarne poczucie winy. Z całych sił udajemy, że nic strasznego się nie dzieje, aż do najostatniejszej chwili, kiedy to w panice rzucamy się do zaległych zadań. W najlepszym przypadku wypełniamy je tylko częściowo i byle jak, lecz zwykle w poczuciu bezsilności poddajemy się od razu, aż do następnego przebiegu pętli. 

Po wszystkim, czyli gdy mija termin wykonania zadania, niezależnie od stopnia jego ukończenia odczuwamy ulgę połączoną z ogromnym zdziwieniem ("dlaczego pozwoliłam na to kolejny raz?") i składamy samym sobie solenne obietnice poprawy. Oczywiście tylko po to, by przy następnym ważnym zadaniu powtórzyć dokładnie ten sam schemat.

Wszystko to następuje w efekcie perfekcjonizmu i podświadomego nastawienia "jeśli nie mogę tego zrobić idealnie, to na wszelki wypadek nie będę nawet próbować". Wielkie projekty są zbyt przerażające, by w ogóle się za nie zabierać, odkładamy je na potem, spirala prokrastynacji się nakręca, aż w końcu nawet zupełnie małe rzeczy urastają do rangi niewykonalnych. Popadamy w pętlę totalnego zniechęcenia i niemocy.

Tkwiłam w takiej pętli przez jakieś kilkanaście miesięcy.

Nie polecam.

 

Na początku jest niby normalnie. Człowiek wyprowadza się z domu, zaczyna studia, próbuje być samodzielny, robić sobie obiady, prać pranie and stuff. Wszystko wydaje się działać prawie zupełnie dobrze. Aż okazuje się, że OJEJ, PRACA JEST TRUDNA. Męcząca, nieprzyjemna i w ogóle. Rozpoczyna się unikanie obowiązków posuwające się coraz bardziej do granic absurdu.

Widząc rosnące stosy niepozmywanych naczyń i nierozwiązanych zadań zaczęłam zwyczajnie od poganiania samej siebie: "pracuj, bitch". Szybko jednak stałą odpowiedzią stało się "lol nope", a nad ogarniętością zwyciężało bezmyślne siedzenie i oglądanie Zagubionych. Zawaliłam masę rzeczy, nie zdałam ważnego egzaminu. Zaczął się drugi semestr, a ja popadłam głęboko w hardkorowe prokrastynowanie.

Próbując racjonalizować swoje zachowanie i porażki upierałam się, że NIE MAM CZASU na pracę. Co z tego, że spędzam wiele godzin dziennie na rzeczach absolutnie pozbawionych znaczenia. NIE MAM CZASU na naukę, NIE MAM CZASU na spanie, NIE MAM CZASU na swoje zainteresowania. Jestem bardzo zajęta - siedzeniem i czekaniem, aż już będzie po deadlinie.

Po iluś przebiegach pętli człowiek uświadamia sobie, że jednak ma problem. Że to chyba jednak nie jest normalne, tak sobie leżeć, grać w jakieś PokeMMO i czuć się totalnym śmieciem, który nie jest w stanie wstać i zrobić sobie kanapki. Taaa. Potrafiłam siedzieć całymi godzinami - ba, dniami - starając zapomnieć o tym, że jestem głodna, ponieważ zdobycie pożywienia wydawało mi się zbyt wymagającym questem.

 

Jako prawdziwy nerd zaczęłam oczywiście szukać pomocy w internetach.

I na bogów, czego to nie próbowałam.

Próbowałam Getting Things Done. Raczej nie działa. Za dużo wysiłku wkładałam w samo organizowanie sobie pracy. W efekcie po przeżonglowaniu wszystkimi tymi zadaniami z różnych list myślałam "uff, skończone! to teraz pójdę grać w Torchlighta, wszak totalnie mi się należy". Jeśli chodzi o wykonywanie rzeczywistych zadań, efekt jest bardzo słaby. Dodatkową wadą GTD jest ustalanie sobie długoterminowych celów. Dla prokrastynatora nie skutkuje to zwiększoną motywacją do działania, a raczej staje się dodatkową przyczyną stresu i strachu przed porażką.

Próbowałam różnych prostych task-list i kalendarzy. Masz questa, zapisz go sobie w odpowiednim terminie, voila. Faktycznie zaczęłam niemrawo coś tam robić. Niestety jak się okazało po paru tygodniach, głównym efektem istnienia task-listy było to, że szybko uzbierał mi się na niej przytłaczający stos zadań zaległych. Zaczęłam myśleć: "po co mam się starać, jeśli zadania po prostu nigdy się nie kończą? mam się zapracować na śmierć?". Quest pod tytułem "wykonaj wszystkie zadania z listy" stał się zbyt wielki, by w ogóle próbować się za niego zabrać. Stąd już prostą drogą doszłam do nierobienia niczego.

Próbowałam mechanizmów opartych na grywalizacji. Jakiś miesiąc trwała krótka przygoda z DailyChallenge - stroną codziennie wysyłającą użytkownikowi jakiś mały challenge, który ma na celu poprawić jego zdrowie fizyczne i/lub emocjonalne. Rzeczy w stylu "zjedz dziś czerwone warzywo", "kup sobie kwiatek w doniczce", "zrób 15 przysiadów", "opowiedz komuś zabawną historię". Z entuzjazmem zabrałam się za wykonywanie prostych zadań niemających tak naprawdę najmniejszego sensu - tylko po to, by poczuć się choć trochę lepszą i bardziej ogarniętą osobą. "Hej, patrzcie na mnie, zjadłam czerwone warzywo, może jeszcze nie wszystko stracone!". Nie pomogło mi to w nauce. DailyChallenge jest niezły, jeśli chodzi o podrzucanie "pomysłów na lepsze życie", ale nie jeśli chodzi o rozwiązywanie już istniejących problemów.

Przeczytałam dziesiątki artykułów na temat prokrastynacji, automotywowania się, zarządzania kosztami, produktywności. Z każdego z nich starałam się czerpać dobre rady, motywację i siłę, choć większość nie pomogła mi wcale.

Wielokrotnie wypowiadałam prokrastynacji wojnę generalną i wielokrotnie ją przegrywałam. Nie bez powodu moje fejsbukowe zdjęcie profilowe pochodzi z komiksu o dzielnym motylku. Były momenty, kiedy zrobiłabym wszystko, żeby tylko zmotywować się do pracy, nauczyć się, jak być normalnym człowiekiem i przede wszystkim w końcu przestać czuć się jak szmata. Włożyłam w to naprawdę mnóstwo wysiłku.

 

Myśląc o prokrastynacji trzeba zrozumieć, że problemem nie jest w niej słaba silna wola. Chodzi raczej o niewłaściwe ukierunkowanie energii: zamiast wykonywać zadania, człowiek skupia się całkowicie na ich ignorowaniu. Mimo że w ostatecznym rozrachunku jest to nie dość, że oczywiście szkodliwe, to jeszcze o wiele bardziej męczące. 

Unikanie pozmywania naczyń z racjonalnego punktu widzenia nie jest warte wielu dni czucia się jak potwór. Dlatego prokrastynację należy uznać za zaburzenie psychiczne - prowadzi ona wcale nie do radosnego lenistwa, a do ogromnego stresu i niecelowego autowyniszczenia jednostki. I tak jak depresji nie da się przerwać słowami "hej, ale pomyśl, że życie jest piękne i przestań być smutny", tak na prokrastynację nie pomoże nawet najbardziej stanowcze "ogarnij się i po prostu to zrób".

Cytując Hyperbole and a Half:

- If you leave it there, you are a SHAMEFUL, EMBARASSING MENACE.
It usually doesn't work right there.
- Okay. I'm a shameful, embarassing menace.
Sometimes it doesn't work for days.
- Is the shame starting to feel oppresive yet?
-
 Yes.
- ...so why aren't you doing anything?
- ...because I don't want to do anything more than I don't want to hate myself.

 

Wracając do mojej dramatycznej historii. Metaprokrastynacja polegająca na szukaniu magicznego lekarstwa w dłuższej perspektywie niczego nie zmieniła. Mimo że jakimś nieludzkim waleczno-panicznym zrywem udało mi się pozaliczać egzaminy w drugim semestrze, de facto moja ogarniętość i psychika nadal była w rozsypce. W wakacje nie udało mi się załatwić bardzo wielu spraw, którymi chciałam się zająć. Nie miałam czasu.

W trzecim semestrze przeprowadziłam się i zaczęłam kinda nowe lepsze życie. Weekendowe wyjazdy, niespanie po nocach i nieodpowiedzialność skutecznie doprowadziły mnie jednak do tego, co zwykle: przerażonego wpatrywania się w deadline'y niczym w światła zbliżającej się ciężarówki.

Nadchodzi sesja zimowa. Nie zamierzam kolejny raz czekać, aż zostanie ze mnie mokry nieszczęśliwy placek. Moje życie jest w miarę stabilne, otrzymuję wiele wsparcia. Najwyższy czas skorzystać z doświadczeń i ogarnąć się naprawdę. Tak, tak - wypowiadam kolejną wojnę, ale tym razem nie rzucam do rozpaczliwego starcia wszystkich sił naraz. Walczę ze swoją klątwą powoli i metodycznie.

Póki co pomaga mi w tym Habit RPG. Projekt łączy w sobie najlepsze cechy task-list i grywalizacji i mimo że zdecydowanie brakuje mu paru istotnych funkcjonalności, nie sposób odmówić tym istniejącym skuteczności. Po tygodniu korzystania jestem niezwykle zadowolona. Wiele zmian w moim zachowaniu zaszło praktycznie z dnia na dzień. Planuję swoje działania, działam, żyję aktywnie i zaczynam się wręcz zastanawiać - "czy tak czują się normalni ludzie?". Jest dobrze. ; )

Choć po tak krótkim czasie trudno powiedzieć wiele, spróbuję określić, na czym według mnie polega magia. Habit RPG działa jako źródło funu, dobrego samopoczucia i motywacji przede wszystkim ze względu na to, że zlicza każdy codzienny akt zwycięstwa nad samym sobą. Może projekt typu "napisać magisterkę" wydaje się wielki i przerażający, ale działania w stylu "wpisanie czegoś do kalendarza", "odkurzenie pokoju" albo "30 minut nauki" wyglądają zupełnie niewinnie, za to nagromadzone w postaci expa i złota wydawanego na nagrody dają poczucie, że zrobiliśmy jednak coś rzeczywistego. Nic tak nie poprawia nastroju jak poczucie, że powoli, małymi krokami, ale jednak, wyzwalamy się z otchłani totalnej niemocy. 

Jestem obecnie na etapie wielkiego zadowolenia z siebie i jednocześnie zmęczenia zadaniami, które nagle zaczęłam rzeczywiście wykonywać. Staram się przede wszystkim nie popaść z powrotem w złe nawyki, pamiętając jednak przy tym, że nawet jednorazowe danie sobie na luz nie jest jeszcze całkowitym pogrążeniem się. Tak naprawdę najstraszniejszym złym nawykiem jest doprowadzanie się do paniki i rozpaczy nad własną niemocą. Dużo wysiłku jeszcze przede mną, ale jak na razie wygrywam.

 

Na koniec krótki wniosek i garść porad dla nieszczęśników podobnych mi sprzed pół roku. 

Podstawą walki z prokrastynacją nie jest "doing stuff". Najważniejsze, by wydostać się z pętli samozniszczenia, to znaczy: poczuć się dobrze. Przeciętny człowiek na ogół jest w stanie wykonywać swoje obowiązki w rozsądnych terminach. Celem więc nie tyle jest samo wykonywanie obowiązków, co odzyskanie zdrowia psychicznego. Ogarnięte działania są tylko środkiem do tego celu.

  • Spróbuj porzucić perfekcjonizm na rzecz myślenia, że "dostatecznie dobrze" to lepiej niż "wcale". 
  • Wszystko, co możesz zrobić natychmiast - odpowiedź na maila, kontakt z kimś, wyszukanie informacji, przemieszczenie rzeczy z miejsca na miejsce - rób natychmiast. Unikaj gromadzenia się dziesiątek małych zadań, o które potem trzeba będzie się martwić. Walcz z nawykiem odkładania wszystkiego na później.
  • Staraj się odrywać od stałych zajęć, które powodują tylko niepokój i poczucie winy, a żadnych pozytywnych uczuć (u mnie było to wielogodzinne scrollowanie internetów, granie i pozbawione sensu niespanie) na rzecz czegokolwiek, co jest jednocześnie miłe i rozwijające (np. czytanie, pisanie, rozmowa, spacer, sport) albo jakiegokolwiek prostego zadania (np. przygotowanie posiłku, wyjście do sklepu, sprzątanie). Jeśli już musisz unikać realnej pracy, rób to z pozytywnymi myślami, zajmując się dosłownie czymkolwiek, co uważasz za sensowne. Jeśli wykonując jakąś czynność czujesz niepokój - przerwij ją, rozejrzyj się wokół i zajmij czymś bardziej właściwym.
  • Obniżaj koszty pracy, podwyższaj koszty marnowania czasu. Zmieniaj otoczenie na nierozpraszające i sprzyjające produktywności. Jeśli masz taką możliwość - pracuj poza domem. Jeśli pracujesz przy komputerze, stwórz sobie oddzielne konto użytkownika do pracy, a na koncie głównym ustaw długie i skomplikowane hasło.
  • Nie stawiaj sobie wielkich przerażających celów, staraj się myśleć z dnia na dzień. Jeśli masz duży projekt do wykonania w konkretnym terminie, odpowiednio wcześniej ustal, że każdego dnia poświęcisz mu np. pół godziny. W ten sposób zamiast myśleć o całym wielkim zadaniu będziesz mógł się skupić na niewielkim queście "pół godziny dzisiaj".
  • Nie dokładaj sobie stresu i dodatkowych zadań. Staraj się myśleć tylko o sprawach najważniejszych, te mniej ważne spokojnie odkładaj na później albo na nigdy. Mierz siły na zamiary i planuj tylko zadania, które naprawdę zamierzasz wykonać w najbliższych dniach. Po co umieszczać na liście zadań "remont", za który i tak zabierzesz się najwcześniej za pół roku? Nie musisz nagle naprawić całego swojego życia. (Ta i powyższa rada są sprzeczne z filozofią GTD.)
  • Nie dawaj sobie możliwości decydowania, czym się zająć tu-i-teraz. Planuj, co będziesz robić w jakich godzinach następnego dnia - może to być nawet ogólny zapis "11-12 produktywność, 12-13 odpoczynek". Kontroluj czas poświęcany w ciągu dnia na poszczególne czynności. Spróbuj użyć rozszerzeń do przeglądarki kontrolujących czas spędzany na stronach typu FB czy reddit.
  • Nie karaj się za złe zachowanie (nie popadaj w poczucie winy), ale nagradzaj za dobre. Staraj się zauważać każde podjęte przez siebie pozytywne działanie - notuj je, gratuluj sobie w myślach albo jedz czekoladę w nagrodę.

Powodzenia.

 

PS Następna notka w całości dotyczyć będzie Habit RPG - kiedy się już z tą stroną lepiej zapoznam, postaram się przeanalizować jej działanie. Stay tuned.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

mr_mond
   
Ocena:
+3

Super, że znalazłaś coś, co Ci pomaga :). Mnie Habit RPG nie porwało, ale z reakcji zaobserwowanych na fejsie – jestem w mniejszości, czyli ogólnie to dobra rzecz. Ogromnie trafne wydają mi się za to Twoje rady na końcu notki i za nie głównie daję polecajkę (poza tym za szczegółowe opisanie problemu). Spróbuję część z nich zastosować.

15-01-2014 11:29
Squid
   
Ocena:
+1

Rady brzmią dobrze! Z tekstów w temacie ostatnio trafiłem na to:

http://waitbutwhy.com/2013/11/how-to-beat-procrastination.html

Też brzmiało nieźle.

EDIT: na plus: przynajmniej obejrzałaś Lostów :).

15-01-2014 11:58
nerv0
   
Ocena:
0

Sam coraz częściej zerkam w stronę Habit RPG w nadziei, że i mnie pomoże się trochę ogarnąć, bo moja sytuacja zaczyna wyglądać niebezpiecznie podobnie do twojej Senthe. Na razie udało mi się z tego trochę wyrwać, dzięki ćwiczeniom z tabletem, ale nie wiem czy dam radę utrzymać założone tempo przynajmniej dwóch prac w tygodniu. ;P

15-01-2014 11:58
Senthe
   
Ocena:
+1

@Squid

Jej, świetny tekst zalinkowałeś. Dzięki. : )

@nerv0

Nie skupiaj się na efektach typu "tyle a tyle prac tygodniowo", skupiaj się na tym, jaki jesteś zajebisty, że w ogóle coś robisz. Efekty zrobią się same w międzyczasie. ; )

15-01-2014 12:03
oddtail
   
Ocena:
+3

Mam kupę problemów z prokrastynacją, więc przy co drugim zdaniu tej notki myślałem sobie "no właśnie" i wewnętrznie aż mnie skręcało.

Choć co do tego, że prokrastynacja jest zaburzeniem psychicznym się absolutnie nie zgadzam.

Niemniej trzymam kciuki, bo wiem że z prokrastynacji wyjść jest bardzo ciężko. Mnie zwykle się nie udaje. No i dobrze, że masz na to jakąś metodę, która dla Ciebie działa =) każdy, z tego co widziałem, ma swoje własne ;)

EDIT: wiem, że nie dla każdego to się sprawdza, ale mnie w walce z prokrastynacją trochę pomaga planowanie (mimo, że planowanie + prokrastynacja to często bardzo złe combo). Pod warunkiem, że jest to planowanie bardzo, bardzo konkretne. I czasowo, i jeśli chodzi o to co jest do zrobienia. Żadnych ogólnych, kompletnych i dalekosiężnych planów. Tylko coś, co jest robione cyklicznie i jasno określone. I daje natychmiastowy feedback.

Nie jest to rozwiązanie wymarzone, bo planów często i tak w 100% nie realizuję, ale i tak nieco poprawia sytuację =)

15-01-2014 12:04
Senthe
   
Ocena:
+2

@oddtail

Choć co do tego, że prokrastynacja jest zaburzeniem psychicznym się absolutnie nie zgadzam.

Psychologiem nie jestem, ale jak dla mnie stwierdzenie, że "patologiczna skłonność do niszczenia sobie samemu życia i doprowadzania się do rozpaczy jest zaburzeniem psychicznym" wygląda na pretty obvious.

15-01-2014 12:09
WekT
   
Ocena:
0

dzięki za wpis, też walczę z prokrastynacją i zżera mnie ilość rzeczy do zrobienia które czekają na uzupełnienie już miesiące i lata.

15-01-2014 12:10
oddtail
   
Ocena:
+5

@Senthe: pewnie to kwestia semantyki. Ja uważam prokrastynację za normalną cechę ludzką - jedni mają większą do niej skłonność, inni mniejszą, ale nie mogę postrzegać jako patologii czegoś, co jest wpisane w to, jak działa ludzki mózg. Oczywiście - jeśli skłonność do prokrastynacji jest ekstremalna, to bardzo możliwe że wiąże się to z zaburzeniem psychicznym.

Ale po pierwsze, z taką konkluzją lepiej się wstrzymać, aż ma się takowego zaburzenia diagnozę (bo nie każda cecha, nawet autodestruktywna, od razu implikuje zaburzenia psychiczne), a po drugie mówienie, że prokrastynacja jest zaburzeniem psychicznym jest dla mnie mniej więcej analogiczne z powiedzeniem, że strach jest zaburzeniem psychicznym. Strach może WYNIKAĆ z jakiegoś zaburzenia (z fobii chociażby), ale sam w sobie jest po prostu czymś, co jest. Można być bardziej albo mniej strachliwym, albo można być bardziej albo mniej prokrastynatorem. Ale strach (i prokrastynacja) jest w najgorszym razie objawem, na pewno nie jest chorobą sam(a) w sobie.

EDIT: Wikipedia definiuje prokrastynację jako praktykę odkładania zadań na później, więc wedle tego rozumienia prokrastynacja sama w sobie nie jest zaburzeniem.

15-01-2014 12:21
nerv0
   
Ocena:
+2

@nerv0

Nie skupiaj się na efektach typu "tyle a tyle prac tygodniowo", skupiaj się na tym, jaki jesteś zajebisty, że w ogóle coś robisz. Efekty zrobią się same w międzyczasie. ; )

Nie jestem pewien, czy to działa. Znaczy, jak już mi się uda coś zrobić, to jestem strasznie z tego dumny i w ogóle teraz wystarczy to tylko powtórzyć i już można być władcą świata. ;) Ale po kilku godzinach euforia mija i już się człowiekowi wszystkiego odechciewa... :P

15-01-2014 12:21
Senthe
   
Ocena:
0

@oddtail

Ta sama Wikipedia dalej stwierdza, iż prokrastynacja niedawno została uznana za zaburzenie psychiczne. ; )

Nie znam się na tym temacie i pewnie masz rację, że to kwestia semantyki. Zależało mi jedynie, by podkreślić, że prokrastynacja nie jest zależna od czyjejkolwiek silnej woli, a decyzji o prokrastynowaniu nigdy nie podejmujemy w pełni świadomie i racjonalnie. Są ludzie, którzy chcą się po prostu lenić, ale nikt nie chce niszczyć swojego życia i czuć się przez to koszmarnie.

@nerv0

Wiem, co masz na myśli. Nie mogę Ci chyba doradzić niczego poza "czynność powtarzać do skutku".

15-01-2014 12:29
oddtail
   
Ocena:
+1

@Senthe: czy możesz wskazać cytat? Bo mam przed oczami artykuł nt. prokrastynacji i jest tam (w kilku miejsach) napisane, że prokrastynacja może być symptomem zaburzenia psychicznego. Nie ma, o ile widzę, ani słowa o tym, że została za takowe uznana sama w sobie.

I dla upewnienia - mówimy o anglojęzycznej Wikipedii, tak?

I jeszcze jedno - jeśli uważasz, że Twoja prokrastynacja może wynikać z jakichś problemów z psychiką, czy nie myślałaś o pójściu z tym do psychiatry albo chociaż do terapeuty? Jeśli postrzegasz swój problem jako powiązany z chorobą, to warto co najmniej tę możliwość potwierdzić (albo obalić), a jeśli rzeczywiście masz rację, to leczyć. Albo przynajmniej mieć zdiagnozowane źródło problemu.

15-01-2014 12:32
Senthe
   
Ocena:
+1

Przyszła mi do głowy jeszcze jedna światła rada: zamiast planować czas zakończenia czynności (i podświadomie postanawiać, że zaczniemy ją wykonywać, gdy już będzie za późno), ustalać sobie czas jej rozpoczęcia.

EDIT:

@oddtail

Mówię o polskiej Wikipedii. Wiem, so lame, ale to dlatego, że naprawdę nie zagłębiałam się w ogóle w temat "prokrastynacja a psychologia". Do psychologa może i bym się wybrała jakiś czas temu, gdyby nie to, że to zbyt skomplikowane i w ogóle ; P. Teraz nie jest mi to już specjalnie potrzebne.

Jeśli pojawi się ktoś kompetentny, by się na ten temat wypowiedzieć, to można oczywiście sprecyzować, czy prokrastynacja jest chorobą/zaburzeniem/problemem/whatever psychicznym, ale tak naprawdę nie wydaje mi się istotne z praktycznego punktu widzenia.

15-01-2014 12:34
oddtail
   
Ocena:
0

@Senthe: z mojego doświadczenia, dobrze mieć też jakąś drugą osobę, która nas pilnuje i nam pomaga się zorganizować. Prokrastynacja wynika z problemów z priorytetyzowaniem (tak to się pisze?) zadań, a dużo łatwiej zaplanować cudze działania niż własne, bo się jest o wiele bardziej obiektywnym.

Próbowałaś prosić kogoś, by co jakiś czas do Ciebie zaglądał i pomagał Ci urządzić sobie plan pracy? To jest bardzo stresujące (bo człowiek ma wrażenie, że pokazuje się od złej strony drugiej osobie), ale w moim doświadczeniu BARDZO przy pewnych rzeczach pomaga.

EDIT:

Co do praktycznego znaczenia, czy prokrastynacja jest zaburzeniem czy nie, to się nie zgodzę. To ma OGROMNE praktyczne znaczenie. Bo różnica między cechą osobniczą a chorobą lezy w tym, jak to traktować i jak można sobie z tym poradzić. Człowiek mający fatalną kondycję fizyczną będzie kombinował, jak ją poprawić, jak ją obejść, jak ułożyć sobie dookoła niej życie. Człowiek z wadą serca powinien szukać pomocy medycznej, bo samo planowanie diety czy ćwiczeń nie sprawi, że serce magicznie stanie się zdrowe.

Tak samo z prokrastynacją. Jeśli traktujemy ją jako problem w nas "wrośnięty", to szukamy sposobów, jak sobie z nią poradzić. Jeśli jako problem wypływający z innego problemu, to samo go rozwiązanie nie usunie leżącej pod spodem przyczyny, która może zaszkodzić nam i na inne sposoby. Ekstremalna prokrastynacja może wynikać chociażby z ADHD czy depresji, a nieleczona depresja to coś, co człowieka może srodze ugryźć w dupę.

A polskiej Wikipedii radzę w takich sytuacjach nie ufać. Serio. Anglojęzyczne artykuły czasem przyłapywałem na błędach, ale z rzadka. Polskojęzycznym przydarzają się takie bzdury, że ręce opadają.

15-01-2014 12:37
Senthe
   
Ocena:
0

@oddtail

Jestem w stanie sobie wyobrazić, że mogłoby to być pomocne, ale nigdy mi się nie udało tego pomysłu zrealizować. Próbowałam prosić parę osób, by mnie pilnowały, ale po pierwsze nie chciało im się w to przesadnie angażować, a po drugie z natury bardzo źle znoszę próby kontrolowania moich działań przez innych ludzi.

15-01-2014 12:41
oddtail
   
Ocena:
+2

@Senthe:

1) Poproś Poltera o pomoc ;). Pisz na blogu jak sobie radzisz, w najgorszym razie nic to nie da, w najlepszym będziesz miała pomoc i feedback ;)

2) Przecie nie chodzi o to, by Cię ktoś kontrolował, tylko żeby Ci pomógł. To nie jest dokładnie to samo =)

15-01-2014 13:02
etcposzukiwacz
   
Ocena:
+1

Za niewielką stawkę będę poganiał do pracy (lub innego zajęcia) każdego kto tego potrzebuje. Firma "Bicz nadzorcy" także Twoją szansą!

15-01-2014 13:10
Kamulec
   
Ocena:
0

jedz czekoladę w nagrodę.

Amerykanie już dawno przekonali się do tej metody.

15-01-2014 13:12
oddtail
   
Ocena:
0

@Kamulec: Amerykanie chyba troszeczkę ZA bardzo się przekonali do tej metody, sądząc po wizualnych przesłankach ;)

15-01-2014 13:14
Repek
   
Ocena:
0

Świetny wpis, bardzo prawdziwy. I dozo w Habit RPG. :)

Pozdrawiam

15-01-2014 14:04
31137

Użytkownik niezarejestrowany
    Mnie trochę przeraża to narzędzie...
Ocena:
0

...bo jak rozumiem zakłada, że skuteczne będzie jedynie potraktowanie życia jak fikcji. 

Getting Things Done nie przemówił do mnie takoż, koncepcja planowania dekadami naprzód rzeczywiście nie jest dobrą motywacją gdy mamy nawał roboty na miejscu. Natomiast całkiem warto moim przeczytać "Człowieka w Poszukiwaniu Sensu" Victora Frankla, nie poda na tacy procedur wyjścia jak Amerykanie ale może skłoni do głębszych przemyśleń? 

Przykłady (utrzymanie mieszkania) trochę do mnie nie przemawiają, Z perspektywy czasu nie wydaje mi się, żeby źródłem problemu było nieposprzątane mieszkanie czy przekładanie na później czynności, które trzeba zrobić  - większym problemem jest "czucie się jak szmata" z tego czy innego powodu. Jeśli w jakikolwiek sposób to poczucie jest związane z eskapizmem typu granie w RPG, to takie "narzędzie" może się jeszcze odbić większą czkawką, gdy przyjdzie kolejne "olśnienie" ("co ja w ogóle robię?") po którym nastąpi jeszcze większy dół. Obym się mylił oczywiście.

 

15-01-2014 15:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.