» Recenzje » Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #3: Skarb Irokezów. My nigdy nie śpimy

Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #3: Skarb Irokezów. My nigdy nie śpimy


wersja do druku

Dwa oblicza westernu

Redakcja: Kuba Jankowski

Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #3: Skarb Irokezów. My nigdy nie śpimy
W każdym tomie cyklu Z archiwum Jerzego Wróblewskiego grupa pasjonatów twórczości bydgoskiego rysownika prezentuje w formie albumowej zapomniane serie jego komiksowych pasków prasowych. Jeszcze dwa lata temu te rysunkowe opowieści były niemal niedostępne dla szerszego grona odbiorców, o ile nie kolekcjonowali oni kolejnych roczników Dziennika Wieczornego lub nie mieli w mieście nad Brdą znajomych, którzy z codziennej popołudniówki namiętnie wycinali paski autorstwa klasyka polskiego komiksu. W czasie tegorocznej edycji Festiwalu Komiksowa Warszawa, ku uciesze zagorzałych miłośników twórczości Jerzego Wróblewskiego, ukazał się trzeci zeszyt serii.

Umiłowany Dziki Zachód

Na pierwszy i drugi "archiwalny” album złożyły się w kolejności chronologicznej dwa westerny Tom Texas (1961), Rycerze prerii (1965), fantastycznonaukowa opowieść Nie z tej ziemi (1965) oraz sensacyjno–szpiegowska historia James Hart (1971). Szeroki zakres gatunkowy i merytoryczny wcale nie powinien dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Jerzy Wróblewski powszechnie uchodził za twórcę, który nie bał się najtrudniejszych nawet tematów i potrafił odnaleźć się w każdej konwencji, a historyjki o charakterze humorystycznym i rozrywkowym tworzył równie sprawnie, co komiksy przesiąknięte socjalistycznym dydaktyzmem i narodową propagandą. Z powodzeniem ilustrował opowieści spod znaku płaszcza i szpady, mroczne historie kryminalne i sensacyjne, obrazkowe adaptacje poczytnych książek czy opowieści mieszczące się w nurcie szeroko pojętej fantastyki. Ale nade wszystko umiłował western.

Trzeci tomik Z archiwum Jerzego Wróblewskiego wypełniają właśnie dwie klasyczne opowieści rodem z Dzikiego Zachodu: Skarb Irokezów na podstawie prozatorskiego tekstu Andrzeja Białoszyckiego i My nigdy nie śpimy do opartego na faktach scenariusza Andrzeja Janickiego. Obie historie, mimo że ukazują całkowicie odmienne wizje kowbojskiego świata, charakteryzują się dynamiczną fabułą, wyraziście nakreślonymi postaciami i realistyczną kreską, do której Jerzy Wróblewski przyzwyczaił miłośników przygód Kapitana Żbika. Ta druga historia nigdy nie została przez rysownika dokończona, bo prace nad ilustrowaniem scenariusza przerwała gwałtownie jego przedwczesna śmierć. Jerzy Wróblewski zmarł 10 sierpnia 1991 roku pozostawiając na biurku niedokończoną planszę swojego ostatniego komiksu.

Romantyczny western

Komiks Skarb Irokezów drukowany był na łamach Dziennika Wieczornego w formie pięćdziesięciu dwóch trzy- lub czterokadrowych pasków między 14 sierpnia a 1 listopada 1976 roku. Scenariusz jednego z redaktorów bydgoskiej popołudniówki, w formie i treści wyraźnie nawiązujący do westernowych historii filmowych z lat 60. ubiegłego stulecia, ze szczególnym naciskiem na Złoto MacKenny J. Lee Thompsona, to w zasadzie niedługie opowiadanie, opatrzone przez Jerzego Wróblewskiego ilustracjami pozbawionymi komiksowych dymków. Samotny kowboj Baxter podczas jednej ze swoich konnych wypraw po bezdrożach amerykańskiej prerii jest świadkiem znęcania się przez bandę oprychów nad starym Indianinem. Rewolwerowiec szybko rozprawia się ze złoczyńcami, ale nie udaje mu się ocalić życia ostatniego wodza plemienia Irokezów, Chytrego Lisa. Tuż przed udaniem się do Krainy Wiecznych Łowów czerwonoskóry przywódca zdradza szlachetnemu kowbojowi tajemnicę dotyczącą miejsca ukrycia legendarnego skarbu, a wraz z wydaniem ostatniego tchnienia powierza mu misję odnalezienia plemiennego bogactwa i przekazania go cierpiącym niedostatek, głód i ubóstwo Irokezom. Zadanie jest o tyle skomplikowane, że na tropie indiańskich skarbów są bezwzględni bandyci, zdolni zrobić dosłownie wszystko, aby tylko wejść w posiadanie plemiennych bogactw.

Mający drobne doświadczenia na komiksowym gruncie Andrzej Białoszycki (dzięki wcześniejszej współpracy z Jerzym Wróblewskim przy serii Leworęki, która w Dzienniku Wieczornym ukazywała się między grudniem 1973 a majem 1974), zadbał o nieodzowne w historiach westernowych dramatyczne wolty fabularne oraz odpowiednio wyważone stopniowanie napięcia. A chociaż specyfika prasowego paska tworzonego na potrzeby codziennej gazety i niewielka przestrzeń w komiksowych kadrach nie pozwalały rysownikowi zaprezentować jego możliwości i talentu w pełnej okazałości, to kolejne krótkie odsłony historii, mimo graficznej umowności i skrótowego przerysowania, składają się na bezpardonowy festiwal konnych pościgów, knajpianych bijatyk i krwawych strzelanin. W 1990 roku wydawnictwo Hulak, Chudziński i synowie planowało przygotowanie przedruk kompletnej historii w drugim – po Leworękim – tomie, jednak album zatytułowany Powrót Baxtera nigdy się nie ukazał.

Brudny spaghetti-western

Składająca się na drugą część albumu opowieść My nigdy nie śpimy nigdy wcześniej nie była publikowana drukiem. Obrazkowy western powstawał na początku lat 90. ubiegłego wieku na potrzeby mającego stanowić dodatek do jednej z bydgoskich gazet komiksowego periodyku, który ostatecznie nie ujrzał światła dziennego. Komiks ten diametralnie różni się od romantycznie pojmowanej wizji Dzikiego Zachodu, której hołdował przez całe swoje artystyczne życie Jerzy Wróblewski, a forsowanej choćby w otwierającym album Skarbie Irokezów. Odprasowane koszule, dopasowane kamizelki i okazałe kapelusze ustępują tutaj miejsca długim brudnym płaszczom, wytartym jeansom i zarośniętym twarzom znanym z kinowych spaghetti–westernów sygnowanych nazwiskiem Sergio Leone.

Skrypt Andrzeja Janickiego oparty został na autentycznym epizodzie z dziejów Stanów Zjednoczonych drugiej połowy lat 60. XIX wieku. Wkrótce po zakończeniu Wojny Secesyjnej okres rozkwitu przeżywała Narodowa Agencja Detektywistyczna pod kierownictwem pochodzącego z Glasgow amerykańskiego detektywa i wywiadowcy Allana Pinkertona. Parający się tropieniem groźnych przestępców poszukiwanych listami gończymi członkowie grupy promowali swoją działalność znakiem szeroko otwartego oka z podpisem We Never Sleep. Licząca jedynie dwanaście stron opowieść zawiera właściwie tylko wątek wprowadzenia jednego z agentów grupy Pinkertona do bandy braci Reno w celu rozpracowania jej struktur i aresztowania przywódców. Historia, mimo że w zasadzie jest rozbudowanym zawiązaniem akcji zakrojonego na szeroką skalę komiksu, przedstawia się niezwykle obiecująco. Można przypuszczać, że western My nigdy nie śpimy, gdyby został zakończony, mógłby stanowić jedną z najlepszych obrazkowych opowieści tamtych czasów, ponieważ Wróblewski – wnioskując po tych kilkudziesięciu kadrach – pod względem artystycznym wydawał się być w szczytowej formie.

"Porządana" korekta "żadkich" błędów

Edycja trzeciego tomu Z archiwum Jerzego Wróblewskiego utrzymuje poziom poprzednich dwóch odsłon cyklu: format A4 w układzie poziomym, gruby kredowy papier i sztywniejsza okładka z rysunkiem Jerzego Wróblewskiego pokolorowanym przez Andrzeja Janickiego. Sentymentalną wartość stanowią unikatowe dodatki: wspomnienie o współpracy z Wróblewskim spisane przez Janickiego i opatrzone rozpoczętym szkicem kolejnego paska komiksu My nigdy nie śpimy; komiksowe paski z serii Szeryf Bill, które rysownik wymyślił i zrealizował najprawdopodobniej w połowie lat 60. XX wieku, a w których mieszał realia Polski z czasów PRL-u z westernową stylistyką, oraz zdjęcie twórcy w kowbojskim kapeluszu wykonane na tle wykonanej przez niego ilustracji przedstawiającej westernowe miasteczko. Niestety album powiela również błędy i niedociągnięcia, które nieco burzyły przyjemność odbioru poprzednich tomów: brak choćby uproszczonej bibliografii pozwalającej uszeregować poszczególne historyjki na osi czasu oraz brak korekty tekstów w dymkach, które zawierają drażniące błędy ortograficzne.

Niemniej jednak ponownie największe słowa uznania i gromkie brawa należą się skromnej grupie zapalonych pasjonatów, którzy dzięki zacnemu pomysłowi i ogromnemu nakładowi pracy zachowują komiksy Wróblewskiego od zapomnienia: udostępniającemu prywatne zbiory prasowych pasków z Dziennika Wieczornego Tomaszowi Szalli, rekonstruującemu komputerowo kiepskiej jakości wycinki z gazet Maciejowi Jasińskiemu, zapewniającemu atrakcyjną oprawę graficzną albumów Andrzejowi Janickiemu oraz wydającemu kolejne tomy Z archiwum Jerzego Wróblewskiego pod szyldem wydawnictwa Ongrys Leszkowi Kaczanowskiemu. Pozostaje trzymać kciuki za dalsze sukcesy tego pięknego projektu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #3: Skarb Irokezów. My nigdy nie śpimy
Scenariusz: Jerzy Wróblewski
Rysunki: Jerzy Wróblewski
Wydawca: Ongrys
Data wydania: maj 2014
Liczba stron: 44
Format: A4
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały i kolorowy
ISBN: 978-83-61596-43-1
Cena: 26,90 zł



Czytaj również

Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #1: James Hart. Nie z tej ziemi
Przodkowie Kapitana Żbika i Binio Billa
- recenzja
Kapitan Jan Żbik
Superman w niebieskim mundurze
Bydgoski Konwent Komiksu i Gier 2014
Niespodziewany spadek formy
- recenzja
11/11=Niepodległość
Bez błysku w oku
- recenzja
Relax #34
Z wkładką dla dzieci
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.