Yggdrasill - Wawrzyniec Podrzucki

Droga do ideału

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Yggdrasill - Wawrzyniec Podrzucki
Pisany na przestrzeni ponad siedmiu lat Yggdrasill to nie tylko wyśmienity (i rodzimy!) cykl hard SF, ale także zapis ewolucji twórczej Wawrzyńca Podrzuckiego, której ostatnie stadium, czyli Mosty wszechzieleni, to powieść ze wszech miar doskonała. Zaczęło się od Uśpionego archiwum, czyli mieszanki twardej fantastyki naukowej i powieści przygodowej, z naciskiem na tą drugą. Megastruktura, czyli gigantyczne Drzewo, będące domem dla resztek ludzkości, stanowiło w nim egzotyczną scenografię dla pełnych akcji przygód dwójki protagonistów – stróżów Prawa von Klosky'ego i Farquaharta. Niczym w typowej fabule opartej na queście byliśmy świadkami formowania się "drużyny", do której szybko dołączyli tajemniczy Regulamin i zrzędliwy Vlad, mającej na celu dotarcie do siedziby Ruchu na Rzecz Odnowy. Im dalej w las (dosłownie), tym więcej dowiadywaliśmy się o strukturze i historii Drzewa, a momentem przełomowym, po którym cykl zaczął coraz wyraźniej dryfować w stronę hard SF, było przebudzenie tytułowego archiwum.
Co jednak charakterystyczne dla Yggdrasillu, autor do samego końca jest nad wyraz skąpy w wydzielaniu czytelnikom informacji na temat genezy nakreślonego w trylogii uniwersum. Wiąże się to mocno ze stosowanym przez Podrzuckiego zabiegiem opisywania świata przez pryzmat wielu osób. Zamiast mówić o czymś wprost, autor stopniowo wprowadza kolejnych bohaterów "trzecioplanowych", którzy pojawiają się ledwie na chwilę i de facto są li tylko pretekstem do pokazania jakiegoś konkretnego aspektu życia na Drzewie, albo sięga do przeszłości protagonistów, przywołując ich wspomnienia. Rozwiązanie to sprawdza się wyśmienicie i stanowi jedną z największych zalet serii − czytelnik zyskuje podwójnie, bo spojrzenie na świat jest szersze i zarazem bardziej wnikliwe, a z drugiej strony takie wydzielanie skrawków informacji sprawia, że główny wyróżnik trylogii, czyli świat Megastruktury, pozostaje atrakcją aż do ostatniego rozdziału trzeciego tomu. Jednocześnie epicka wizja Podrzuckiego w żadnym momencie nie przytłacza ani nie rozmazuje się pod natłokiem szczegółów, bo rozwijana jest stopniowo, w precyzyjnie odmierzanych dawkach. Odbiło się to jednak na Kosmicznych ziarnach, które nie przynoszą nam wielu odpowiedzi, a raczej jeszcze bardziej podsycają głód wiedzy. Trzeba jednak podkreślić, że nie ominęła ich tak zwana "klątwa drugiego tomu" − wyraźnie widać, że są wstępem do wielkiego finału, przygotowują grunt pod ostatnią część, przez co jako samodzielna powieść wypadają zdecydowanie najgorzej spośród całej trójki (wciąż jednak pozostają bardzo dobrą książką!). Bezsprzecznie najlepszy jest natomiast tom trzeci. Pisane przez pięć lat Mosty wszechzieleni pod wieloma względami różnią się od poprzedniczek. Przede wszystkim jest to twarda fantastyka naukowa czystej wody, pełna pobudzających wyobraźnię konceptów, śmiałych rozwiązań fabularnych, zaskakująca złożonością kreacji Drzewa (które przestaje być tylko elementem scenografii). Znajduje to także odzwierciedlenie w języku − Podrzucki nie tylko opisuje świat i relacjonuje wydarzenia, ale także prowadzi dialog z czytelnikiem, pobudza intelekt, podsuwając nam niemalże mimochodem kolejne tezy (podobnie zresztą jak Rafał Kosik); w powieści zawarte jest mnóstwo komentarzy na temat funkcjonowania społeczeństwa, polityki, wreszcie samych ludzi, a nawet etyki lekarskiej. Dzięki temu Mosty… czyta się z ogromną przyjemnością, a ich wartość wykracza poza samo śledzenie losów Farquaharta i spółki.
Podczas lektury ostatniej części czytelnikowi objawia się złożoność projektu, którym był Yggdrasill. Porozrzucane w całym cyklu strzępy informacji w trzecim tomie układają się w spójną całość; im bardziej zagłębialiśmy się w historię Drzewa, tym więcej widzieliśmy i rozumieliśmy, aż w końcu w Mostach wszechzieleni Podrzucki ostatecznie odkrył wszystkie karty sprawiając, że raz jeszcze zachwyciliśmy się konstrukcją świata Megastruktury. Co więcej, to samo tyczy się kreacji postaci − podobnie jak wizja świata, tak i bohaterowie wyraźnie ewoluowali, zmieniali się pod wpływem doświadczeń, co najwyraźniej widać w przypadku Regulamina. Po pięcioletnim okresie milczenia, podczas którego autor pracował nad zakończeniem cyklu, w wielkim stylu przypominał o sobie czytelnikom. Każdemu, kto od wydania Kosmicznych ziaren z niecierpliwością czekał na Mosty wszechzieleni, mogę powiedzieć jedno − było warto. Trylogia Podrzuckiego to rodzime hard SF najwyższej próby. Poprzednie tomy: