» Blog » Wyzwanie książkowe - Tygodnie od #28 do #35
03-09-2014 22:24

Wyzwanie książkowe - Tygodnie od #28 do #35

W działach: Wyzwanie książkowe, Wyzwanie książkowe 2014, Książki | Odsłony: 172

Wyzwanie książkowe - Tygodnie od #28 do #35

Tęskniliście? Zrobiłem sobie nieco dłuższe wakacje od blogowania niż przewidywałem. Co nie oznacza, że jakoś specjalnie wypocząłem, bo praca, bo tłumaczenie, ale udało mi się przynajmniej trochę zaległości książkowych nadrobić i zaliczyć czytelniczą porażkę. Dzięki temu notka rozrosła się do niebotycznych rozmiarów, więc podsumowanie dwóch wakacyjnych miesięcy za tydzień.

 

 

 

 

 

Tischner czyta Katechizm – ks. Józef Tischner, Jacek Żakowski, Znak 2009

 

Od jakiegoś czasu chciałem przeczytać coś Tischnera, więc kiedy nadarzyła się okazja, to podebrałem tę książkę współlokatorowi. I się trochę rozczarowałem. Co prawda, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o Kościele, Katechizmie i przemianach, jakie zachodziły np. w prądach myśleniowych Kościoła, to zupełnie nie trafiła do mnie forma przekazywania tych informacji. Ot rozmowa dwóch kumpli, którzy kończą swoje zdania (słodkie…), prawie że odgadują swoje myśli i wyjadają sobie z dziubków. Nie, dzięki.

Drugim rozczarowaniem okazało się to, że wiele tematów poruszonych jest tylko symbolicznie, czy wręcz omijanych – Tischner unika rozmów na bardziej skomplikowane tematy albo ucina je w zarodku. Rozumiem skupienie na pewnych fragmentach Katechizmu, ale szkoda mi tych cięć, bo Żakowski wskazuje czasami na dość frapujące rzeczy. Rozumiem ograniczenie formy, czy tego, że to mała książeczka, ale człowiek chciałby więcej.

 

 

 

 

 

 

Zły – Leopold Tyrmand, Wydawnictwo MG 2011 (Kindle)

 

O rany, jaka to była syta lektura. Kilkaset stron świetnie rozprowadzonej intrygi, bohaterów i Warszawy, oj jakiej wciągającej Warszawy! Nie oznacza to, że chciałbym żyć w latach 50. w naszej stolicy, ale Tyrmand przedstawia ją z taką czułością i znawstwem, że włączała mi się tęsknota za miastem, którego praktycznie nie znam. Dodatkowo bardzo podobało mi się prowadzenie akcji, narracja, to co działo się z bohaterami ogólnie – chyba nie przypadł mi do gustu tylko tajemniczy pan z melonikiem. Ale poza tym: język, postacie, kreacja Warszawy - miodzio! I aż chce się powiedzieć – dzisiaj już takich książek się nie pisze.

Jedna z kilku lektur w tym roku, od których naprawdę trudno było mi się oderwać. I prawdopodobnie zacznę poznawać twórczość Tyrmanda bardziej dokładnie.

 

 

 

 

 

Holocaust F – Cezary Zbierzchowski, Powergraph 2013 (Kindle)

 

O tej książce słyszałem bardzo dużo dobrego z różnych stron, została też nominowana i do Żuławskiego, i do Zajdla, więc w końcu musiałem ją przeczytać.

No i potwierdziło się, że nie przepadam za przetechnologizowanym SF. Czego tu Zbierzchowski nie zmieścił – są inteligentne SI, sztuczne mózgi, światowa sieć, cybernetyczne wampiry etc. I całość jakoś się tam układa spójnie, ale brakuje mi zawsze odpowiedzi jak? po co? całe to przegadanie, całe te intrygi z pierwiastkiem duszy. Nie przekonała mnie fabuła, ale ogólnie mam problem z tekstami, w których pojawia się dużo psycho-duchowo-techno bełkotu.

Kolejnym wyznacznikiem tego, że trafiła do mnie ta książka, jest to, że właściwie niewiele pamiętam z niej zaledwie po 1,5 miesiąca od lektury. Szkoda, bo Requiem dla lalek wspominam bardzo dobrze.

 

 

 

 

 

 

African Psycho – Alain Mabanckou, Karakter 2009

 

Z cyklu: poznajmy współczesną literaturę francuskojęzyczną. Rzecz wzorowana na pewnym amerykańskim filmie nie tylko tytułem – bo i główny bohater też planuje zbrodnie, rozmyśla o niej i stara się wyrwać z beznadziei stagnacji społecznej. Poza tym Mabanckou serwuje ciekawy opis państwa afrykańskiego od środka, jakiejś "małej ojczyzny". I, poza tym, zasadniczo niewiele się dzieje – śledzimy przeżycia protagonisty, jego "rozmowy" ze zmarłym mordercą i patrzymy na świat jego oczami.  Nic rewelacyjnego, ale całkiem fajna, krótka lekturka na wolne popołudnie.

 

 

 

 

 

 

 

Dead Beat – Jim Butcher, Orbit 2010 (Kindle)

 

Dresden is back! Czyli kolejna dawka tego wszystkiego za co lubię tę serię – i trochę rzeczy, za którymi nie przepadam. To jak na razie 7 tom (a autor planuje 24), a Dresden coraz bardziej mota się w walkach, zaciągniętych długach, dziwnych mocach z których korzysta. Naprawdę, jest tego za dużo jak na mój gust – a boję się, co będzie w kolejnych tomach.

Trudno mi powiedzieć coś więcej albo coś nowego, o czym nie pisałem przy wrażeniach z poprzednich tomów – to w zasadzie taśmowy serial z sympatycznym głównym bohaterem, który trzyma niezły poziom. Dobry wybór jako czysta, bezpretensjonalna rozrywka. Tylko trzeba uważać, żeby nie czytać zbyt dużo na raz, bo wtedy wszelkie powtarzające się niedoróbki zaczynają irytować jeszcze bardziej.

 

 

 

 

The Thousand Autumns of Jocab de Zoet – David Mitchell, Spectre 2011

 

Za polecankę dziękuję Arturowi Nowrotowi. Jaka to była dobra i soczysta książka, na pewno jedna z najlepszych, jakie czytałem w tym roku. Mitchell świetnie prowadzi narrację i umiejętnie szafuje opisami. Jednak najbardziej chyba podobało mi się to, jak oddał (próbował oddać?) realia Japonii u schyłku XVIII wieku i jej izolacjonizm – zetknięcie się dwóch całkowicie obcych światów, wynikające z tego konflikty i niezrozumienia etc. Lubię dobrą historyczność w powieściach, a tutaj dokładnie z taką mamy do czynienia.

Dochodzi do tego plejada bohaterów, z których każdy wzbudza emocje w miarę tego, jak przed czytelnikiem odkrywa się jego rola dla całej opowieści. Miodzio.

Biorę się za kolejne powieści Mitchella (doleciał już do mnie Cloud Atlas) i niecierpliwie czekam na jego tegoroczną premierę w MAG-u, czyli Widmopis.

 

 

 

 

Lewa ręka Boga, Anioł śmierci, Trzepotanie jego skrzydeł – Paul Hoffman, Albatros 2011-14

 

Zgodziłem się zrecenzować tę trylogię dla NF i popełniłem błąd. Nie dlatego, że to są jakoś makabrycznie słabe książki, ale dlatego, że są to książki nijakie, a wszelkie interesujące rzeczy są przysłonięte masą nudy i usterek.

Bo choć to typowa opowieść o wybrańcu, mlodym chłopcu, który podąża ścieżka od zera do bohatera, to Hoffman w całej trylogii prezentuje parę fajnych pomysłów (szczegółowość prowadzenia wojny, parę pobocznych wątków), ale jako całość ten cykl zawodzi. Jest tu tak wiele stereotypowych rozwiązań (fanatyzm religijny wzorowany na katolicyzmie, główny bohater, przewidywalne zwroty akcji) i wrzuconych chaotycznie i bez żadnego ładu i składu nawiązań czy zapożyczeń z naszej rzeczywistości, że bardzo trudno przekonać się do kreacji Hoffmana. Poza tym… jest zwyczajnie nudno, bo autor zawala czytelnika masą informacji i opisów – a tutaj dużo nie znaczy dobrze.

 

 

 

 

 

 

Płomień w kamieniu – Anna Brzezińska, Bookrage 2014 (Kindle)

 

Opublikowane już kiedyś na licencji CC 3.0 opowiadanie o Babci Jagódce. Jak zwykle dobre, utrzymane w sielsko-spokojnym klimacie i przedstawiające prawdy o ludziach. Enough said.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The End is Nigh – antologia, Broad Reach Publishing 2014

 

To jedno z wakacyjnych rozczarowań. Zdecydowałem się na tę antologie skuszony jej redaktorem – J.J. Adamsem – i kilkoma znanymi nazwiskami, jak Bacigalupi, Kress czy Liu (...no i przeceną), ale zasadniczo żaden tekst mnie nie zachwycił. Kolejnym czynnikiem było to, że projekt ma być trylogia antologii, w których autorzy tworzą 3 teksty w jednym uniwersum.

Większość opowiadań była poprawna, fajna, część z autorów zaprezentowała to, co zawsze (na ciebie patrzę, Kenie Liu), a pare pomysłów wydało mi się nietrafionych. Najbardziej chyba zabolało mnie średniactwo tekstu Bacigalupiego, którego uwielbiam.

Poza tym nie autorzy nie wymyślili niczego nowego w kwestii apokalipsy, bardzo często próbując grac na emocjach – zagłada z powodu komety (kilka razy w tomie), epidemia, inwazja kosmitów, impuls elektromagnetyczny, słowem: nic naprawdę zaskakującego, czy intrygującego. Najlepiej wypadły opowiadania Desiriny Boskovich i Willa McIntosha, ale nie na tyle, żebym miał się skusić na kolejne części tryptyku.

 

 

 

 

Porzucone królestwo – Feliks W. Kres, Bookrage 2014

 

Czytam kolejne tomy Kresa pojawiające się w Bookrage'u, w tym roku ma się jeszcze ukazać, ostatni już czyli Tarcza Szerni. Nie wiem o czym ona do końca będzie, ale Porzucone królestwa są książką tak przygnębiającą i brutalnie rozwiewającą jakiekolwiek złudzenia na happy end, że momentami czytanie mnie naprawdę smuciło.

Kres bezpardonowo rozprawia się ze swoimi bohaterami, to prawda, ale najpierw poświęca mnóstwo czasu, żeby porozstawiać ich w odpowiednich miejscach. W odróżnieniu np. do Grombelardzkiej legendy, tutaj przez ¾ niewiele się dzieje – tzn. są opisy różnych działań politycznych czy planów bohaterów, ale brakuje akcji czy przełomowych wydarzeń. Końcówka nadrabia to z nawiązką, kiedy wiele pieczołowicie snutych planów rozpada się, postacie giną głupimi (w sensie: niepotrzebnymi, smutnymi) i mało chwalebnymi zgonami. W tym momencie nie wiem nawet co jest metaplotem cyklu, poza kwestiami związanymi z Szernią, bo… nie pozostało zbyt wielu głównych bohaterów. Jednocześnie już teraz żałuję, że Kres nie skończył całości, bo wiem, że po lekturze Tarczy Szerni będę się zżymał, próbując zgadnąć co planował.

 

 

 

Król z żelaza – Maurice Druon, Wydawnictwo Otwarte 2010 (Kindle)

 

Ta książka to połączenie checi poznawania literatury francuskiej i mojej hobbystycznej pasji mediewistycznej. Ponoć to na cyklu Druona wzorował się Martin, pisząc Pieśń Lodu i Ognia – na razie by się zgadzało, bo pierwszy tom kręci się wokół seksu i tortur.

Poza tym, to powieść napisana dość luźnym stylem, która próbuje wydarzenia historyczne oblec w ładnie skonstruowaną fabułę i zaczyna się od spalenia na stosie mistrza templariuszy, a kończy na straceniu kochanków niewiernych królowych i śmierci Filipa IV Pięknego.

Fakt, że książka jest silnie osadzona w realiach oznacza sporą liczbę przypisów, które mają schrzanione formatowanie. To chyba najgorzej pod tym względem czytany przeze mnie e-book – część przypisów jest sklejona w jedną wielką listę, część działa jako odnośniki do końca książki, a część nie działa. Porażka trochę, bo to naprawdę przeszkadza w lekturze.

Zostawiam ten cykl w pamięci, ale liczyłem na trochę bardziej historyczno-hardkorową rzecz, a nie rodzinną telenowelę.

 

 

 

 

Męskie serce: z dziennika Banity – Grzegorz Kramer SJ, Wydawnictwo WAM 2014

 

Książka podpatrzona u Janka Popielucha i kupiona za 10 zł, w której autor rozważa Litanię do Najświętszego Serca Jezusowego pod kątem męskości. I choć nie żałuję tych pieniędzy, to nie do końca podeszło mi to, w jaki sposób pisze Kramer, który tytułem nawiązuje do jednej z ważniejszych książek, hm, formacyjnych dla mnie.

Co do mnie nie trafia? To, że część przemyśleń Kramera jest dość bełkotliwa albo, przeciwnie, ogólnikowa i niespecjalnie odkrywcza. Wydaje mi się, że proponuje on także, momentami, idealistyczny, oderwany od rzeczywistości model mężczyzny – ale ciekawym było zderzenie swoich przemyśleń z jego założeniami. Znalazłem tutaj także parę cennych myśli, dlatego lekturę tej krótkiej książeczki będę wspominał raczej pozytywnie.

 

 

4 pory mroku – Paweł Paliński, Fabryka Słów 2009

 

Zabrałem się za tę książkę przed Polaroidami z zagłady, które wychodzą teraz w Kontrapunktach Powergaphu. I mam dość mieszane uczucia wobec Palińskiego, a zbiór wydaje mi się nierówny.

Na przykład Fair Play i Wiele lat, wiele przyszłości temu są naprawdę dobrymi tekstami, z fajnym pomysłem i fabułą; ciekawią, wciągają, chciałem się dowiedzieć, jak się skończą. Pozostałe opowiadania są co najwyżej średnie – bardzo dobre na poziomie językowym, ale nieinteresujące, niejasne albo przesadzone (najgorszy jest Judasz z krwi i kości). Paliński oscyluje na granicy horroru, pisze o nadnaturalnym, które przeniknęło do naszego świata, ale zapomina czasami wrzucać do tekstów czegoś poza ciekawym językiem i próbą zaszczucia czytelnika ciężkim nastrojem.

 

 

 

 

Polaroidy z zagłady – Paweł Paliński, Powergraph 2014 (Kindle)

Jak pisałem przy poprzedniej książce Palińskiego – on naprawdę świetnie posługuje się piórem (czy czym tam pisze), bardzo realistycznie opisuje uczucia i zachowania osób. I tyle mogę w zasadzie powiedzieć o tej powieści: jest ładnie napisana.

Dlaczego? Bo całość wydaje się polskim odpowiednikiem Jestem legendą. Oto nadeszła zagłada i przetrwała tylko jedna osoba, staruszka. Autor prowadzi czytelnika przez kolejne jej dni, wyzwania z jakimi się mierzy, ponoszone porażki, chorobę i rozmyślania na temat natury życia/świata/ludzi/etc. Szczególnie ten ostatni element zajmuje stosunkowo sporo miejsca, ale Palińskiemu, w moim odczuciu, nie udało się przekazać niczego nowego, nie trafił do mnie trywializmami o kruchości życia czy śmieszności naszych nawyków i wygód.

Szkoda, bo dopóki nie wie się, że to książka na jedno kopyto, to jest naprawdę dobrze, ale ponad 100 stron opisów zmarzniętej/chorej/zrozpaczonej staruszki męczy i nawet nie porusza.

 

 

 

Porażka wakacji:

 

Mgły Avalonu – Marion Zimmer Bradley, Zysk i S-ka 2010

 

Nawet nie wiem jak to opisać do końca, dawno nie miałem takiego doświadczenie czytelniczego. Książkę zacząłem czytać w czerwcu, szybko przeczytałem 800 stron i… utknąłem. Teraz w końcu spróbowałem wrócić i dokończyć całość, ale, znowu, przebiłem się z mozołem przez 300 stron i nie dam rady czytać dalej. Po raz pierwszy w tym roku odrzuca mnie od lektury – a wiem, że to, ogólnie, nie jest zła książka. Boli mnie to tym bardziej, że bardzo interesuje mnie legenda arturiańska, a Bradley od kilku lat bardzo chciałem przeczytać, żeby zobaczyć całość z innej perspektywy.

W większości zgadzam się z zarzutami zawartymi w tej recenzji, która swoja drogą mnie uspokoiła trochę – bo jest krytyczna, ale napisała ją kobieta, więc może mój problem z Mgłami… jest głębszy niż "to książka dla kobiet, nie znasz się". W skrócie, w lekturze irytowało mnie: stereotypowe przedstawienie chrześcijan (tępi fanatycy vs. dobrzy wyznawcy starych bogów), kreacja Ginerwy na histeryczną idiotkę-fanatyczkę (skąd w ogóle taka wersja imienia?), sprowadzenie religii Avalonu do rytualnego seksu i pustych słów, sprowadzenie kobiet do roli niewyżytych samic, długaśne, nic nie wnoszące opisy robótek, parę zwrotów akcji (jak niewciągnięcie przez Artura sztandaru Avalonu, co mogło zakończyć się rozbiciem królestwa, bo… Ginewra powiedziała nie).

Biorąc się za tę książkę nie wiedziałem czego oczekiwać, ale na pewno nie spodziewałem się takie skręcenia i przetworzenia legendy. Jestem na nie.

 

 

 

Link do Google Docs, gdzie można znaleźć bardziej statystyczne zestawienie moich lektur oraz informacje o tym, co obecnie czytam.

Komentarze


earl
   
Ocena:
0

Co do "Królów przeklętych" to najgorszy jest ostatni tom, który sprawia wrażenie jakby został napisany na siłę i przyklejony do poprzednich części.

03-09-2014 22:48
baczko
   
Ocena:
0

Nie wiem czy do niego dotrę. Z drugiej strony, nocki w pracy pozwalają mi trochę czytać więcej :)

03-09-2014 22:49
Melanto
   
Ocena:
+2

Mam do "Mgieł" sentyment tak ogromny, że wszystkie minusy, które wymieniłeś, zwykle gdzieś znikają, gdy po raz kolejny czytam to opasłe tomiszcze. Problem stereotypowego przedstawienia chrześcijan dotyczy chyba większości książek, w których autor sympatyzuje ze stroną wyznawców starych bogów (i vice versa). Ginewra w wersji Gwenifer może być kwestią  tłumaczenia z Gwenwyfar (lub podobnie), ale głowy nie daję. Jej kreacja to maksymalne odwrócenie postaci Morgiany, stąd chyba taka przesada w fanatyzmie/histerii. Mnie w powieści Bradley drażnili chyba wszyscy faceci poza Merlinem, i to dla mnie największa słabość książki - kompletny brak przeciwwagi dla pań z Wyspy Jabłek. Mimo to wciąż sentyment pozostaje. 

"Tarcza Szerni" jest mniej przygnębiająca. A to, że Kres porzucił pisanie, to dla mnie największy ból czytelniczy, jaki posiadam. 

03-09-2014 22:52
Krakonman
   
Ocena:
0

Mitchell, Bradley i Paliński są na liście do przeczytania. Ja mam lepsze wspomnienia dotyczące Holocaustu F, choć faktycznie sporo mi z pamięci wyleciało. Ale ja lubię takie SF.

03-09-2014 23:27
baczko
   
Ocena:
0

@Melanto

Mnie ta książka, całkowicie bez sentymentów, zmiażdżyła w negatywnym tego słowa znaczeniu. I trochę mi teraz smutno.

@Krakonman

Podziel się potem wrażeniami ;) Może to ja ostatnio wybrzydzam.

03-09-2014 23:45
Siman
   
Ocena:
+4

"Złego" miałem już dawno przeczytać, ale jakoś ciągle odkładałem zakup. Muszę się złamać w końcu, za dużo dobrego słyszałem o tej powieści.

A po "Mgły Avalonu" niestety raczej nigdy nie sięgnę ze względu na życiorys ich autorki. Niby zazwyczaj staram się oddzielać pisarza od dzieła, ale w tym wypadku chyba nie dałbym rady.

04-09-2014 20:51
baczko
   
Ocena:
+1

Sięgaj, naprawdę warto. Ja poluję na jego "Dziennik".

05-09-2014 16:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.