» Blog » Wyzwanie książkowe 2015 - Tygodnie #5 i #6
11-02-2015 20:48

Wyzwanie książkowe 2015 - Tygodnie #5 i #6

W działach: Wyzwanie książkowe, Wyzwanie książkowe 2015 | Odsłony: 200

Wyzwanie książkowe 2015 - Tygodnie #5 i #6

Styczeń zakończyłem z 9 książkami i 8 komiksami – w lutym tych pierwszych przeczytałem już 4, a tych drugich także 4. Na razie jestem w miarę zadowolony ze swojego tempa – jednak prawdziwa próba dopiero nadejdzie z rozpoczęciem drugiego semestru studiów i napływem pracy redaktorskiej.

 

 

 

 

 

 

 

The Broken Sword – Poul Anderson, Open Road Media 2014 (Kindle)

Świetny tekst – daje mi kolejny argument, żeby przeszukiwać starsze powieści fantasy i grzebać po antykwariatach, bo można znaleźć takie perełki, jakich, jak się zdaje, teraz się już nie pisze. Anderson sprawnie łączy brytyjski(?) folklor – a więc elfy i faerie – z bóstwami skandynawskimi i tragedią grecką(!) osnutą wokół fatum ciążącego nad głównym bohaterem.

Bardzo spodobało mi się to, że Anderson  zawarł w tej książce zagrania narracyjne kojarzące się z różnorakimi gatunkami – choćby baśnią i sagą. Świetn mariaż odmiennych tradycji, a i językowo całość przypadła mi do gustu.

Dawno nie zetknąłem się z tak sycącym literacko tekstem fantasy.

 

 

 

 

White Night – Jim Butcher, Orbit 2007 (Kindle)

Już dziewiąty tom przygód sympatycznego czarodzieja z Chicago. Ta odsłona stoi pod znakiem powrotu wielu dobrych (i złych) znajomych. Tym razem wszechświat, wyjątkowo, nie jest zagrożony, za to Harry wplątuje się w politykę i porachunki między wampirami.

Fajne rozwijają się tutaj relacje osobiste Dresdena, ale za to Butcher w fatalny sposób kończy jeden z najciekawszych wątków dotyczących głównego bohatera, który ciągnął się od kilku tomów. Jestem rozczarowany tym, w jaki sposób uciął coś, co przedstawiał jako hiperważną i znaczącą część życia Harry’ego.

Zostało mi 7 tomów, żeby być na bieżąco - a Butcher zaczyna nową, steampunkową serię.

 

 

 

 

 

Gesty – Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie 2013

Kontynuuję przygodę z Karpowiczem i muszę przyznać, że jest ona coraz bardziej udana. W Gestach autor ponownie (a idąc chronologicznie wg wydawanych tekstów: po raz pierwszy) zawiera wątki autobiograficzne i rozkłada na elementy pierwsze relacje międzyludzkie.

Tym razem na warsztat bierze rodzinę, skupiając się na kontakcie pomiędzy matką a synem – główny bohater przyjeżdża w odwiedziny do umierającej matki, od której wyjechał przed laty, żeby zamieszkać w stolicy.

Podoba mi się forma, w jakiej Karpowicz przedstawia sceny, powiązanie ich z poszczególnymi przedmiotami i mottami protagonisty – oraz to, jak bezlitośnie obnaża częstą płytkość naszych relacji z najbliższymi i ich wpływ na nasze dalsze życie. A wszystko to, jak zwykle, w świetnym stylu językowym.

 

 

 

Zmierzch – Johan Theorin, Czarne 2008

Kolejny ze skandynawskich autorów kryminałów – tym razem czytany z zachęty Marigold.

I choć podobnie jak Mankell, tak Theorin przepięknie oddaje szarość i surowość krajobrazu szwedzkiego i specyfikę mieszkających tam ludzi (tutaj brana na warsztat jest społeczność wyspy Olandii) – to ten drugi nie proponuje tak przejrzystego formą kryminału. U Theorina narracja biegnie dwutorowo, autor prezentuje naprzemiennie teraźniejszość i wydarzenia, które doprowadziły do zbrodni. Ale praktycznie aż do samego końca nie sposób domyślić się rozwiązania zagadki; autor celowo zwodzi czytelnika, co chwilę wyciągając nowe fakty i zbiegi okoliczności, które zmuszają do weryfikacji tworzonych w głowie teorii. Nie jest to mój ulubiony typ kryminału.

Co nie zmienia faktu, że autor świetnie kreuje atmosferę niepewności i zagrożenia, którą potęgują postacie głównych bohaterów – starszy i kruchy fizycznie mężczyzna oraz jego lecząca się psychiatrycznie córka. Wątpię, żebym sięgnął po kolejne teksty Theorina, ale dobrze było go poznać.

 

KOMIKSY

 

Saga. Vol 4 – Brian K. Vaughan, Image Comics 2014

Przy Sadze nie sposób się nudzić. W czwartym zbiorczym tomie poza dawką wszystkiego, co znane z tej serii – abstrakcyjna kreska, dziwaczni bohaterowie i dużo przemocy – następuje kilka poważnych zwrotów akcji, które, po raz kolejny,zmieniają perspektywę dotyczącą losów rodziny głównych bohaterów.

A choć przeszkadza mi trochę dość punktowa fabuła i fakt, że teraz już trudno określić do czego autor zmierza, to równoważy to całe mnóstwo czystej frajdy, jaką daje lektura tych komiksów.

 

 

 

 

 

 

The Infinity Gauntlet – Jim Starlin, George Perez, Marvel 2011 (Kindle)

Jedna z najbardziej epickich storyline Marvela, z którą chciałem się zapoznać z uwagi na nadchodzący film mający się na niej opierać. I naprawdę jest epicko – walka z Thanosem, który samą myślą jest w stanie kształtować materię wszechświata jest przedstawiona świetnie (mam słabość do kreski z wczesnych lat 90. i lat 80.), a główni bohaterowie są w dużej mierze bezsilni. To też całkiem sprawnie rozpisany scenariusz – co chyba było dość rzadkie w komiksach Marvela z tego okresu.

Szkoda tylko, że nie sposób zrozumieć całej historii i znaczenia poszczególnych postaci (jak Adam Warlock) bez znajomości wielu tie-inów – jest to też fakt, który odstręcza mnie od wielu współczesnych komiksowych eventów.

Uwaga na boku: czytanie na laptopie ssie, apka Marvela na kompa jest fatalnie zrobiona. Nieporównywalnie większy komfort i frajdę daje lektura na tablecie - tam, jakoś, da się odpowiednio ustawić proporcje stron i poszczególnych okienek. Ale kupować tablet dla samych komiksów? Eee...

 

 

 

 

Batman. Tom 1. Trybunał sów – Scott Snyder, Greg Capullo, Egmont 2013

Nie ciągnie mnie specjalnie do DC w wersji The New 52, ale Batmanowi Snydera postanowiłem dać szansę po wielu pozytywnych recenzjach i tym, że praktycznie teraz to ten scenarzysta kreuje większość uniwersum Batmana.

Co otrzymałem? Dużo walki, dużo Gotham, dość ponurą atmosferę i…zaskakująco mało Batmana, jakiego znamy. Nie przemawia do mnie zupełnie sam koncept Trybunału Sów – tak potężna organizacja umknęła Nietoperzowi (tym bardziej biorąc pod uwagę fakty, jakie wychodzą podczas walki z tą organizacją)? Leży też chronologia, jak to w całym 52 – tutaj jednocześnie działają Jason Todd, Damien Wayne, Tim Drake i Dick Grayson.

A o ile ogólnie kreska Capullo mi się podoba, to twarze większości męskich bohaterów wyglądają plastikowo i sztucznie. Pojawiają się także urągające logice wydarzenia – choćby przy spadaniu z wieżowca. Wayne stwierdza ze spokojem, że a) ma noże w dwóch tętnicach b) jeżeli spróbuje się czegoś chwycić, to wyrwie mu ramiona po czym… utrata olbrzymiej ilości krwi mu nijak nie szkodzi, a pochwycenie się gargulca ratuje mu życie.

Pierwsze wrażenie co najwyżej średnie, a potem było…

 

 

 

Batman. Tom 2. Miasto sów – Scott Snyder, Greg Capullo, Egmont 2013

…niespecjalnie lepiej. Drugi tom to w zasadzie to samo, co w poprzedniku + jedna z bardziej absurdalnych walk ze szwarccharakterem, jakie widziałem w Batmanach. Bo choć Snyder pokazał fajny i ciekawy kawałek o rodzinie Wayne’ów, to jego kreacja Batmana wydaje się raczej prosta – to reaktywny osiłek, który nie wykazuje żadnych nadzwyczajnych zdolności intelektualnych/detektywistycznych.

Jestem póki co rozczarowany Batmanem wg Snydera – i chyba nie potrafię zrozumieć, na czym polega popularność jego serii. No i irytuje mnie konieczność(!) czytania 2-3 dodatkowych serii, żeby mieć obraz całości wydarzeń.

 

 

 

Cytat tygodnia:

Egzamin z empatii oblałem wielokrotnie. Potrafiłem tylko odczuwać empatię względem samego siebie, niewielką.

Ignacy Karpowicz, Gesty

 

Link do ściągnięcia pliku z moimi bieżącymi postępami czytelniczymi i dodatkowymi cyferkami.

Komentarze


zegarmistrz
   
Ocena:
+3

Mówiłem, że Anderson jest świetnym pisarzem. Polecam jeszcze Podniebną Krucjatę i Dzieci Wodnika.

11-02-2015 20:50
baczko
   
Ocena:
0

Dzięki! Na pewno przeczytam :)

11-02-2015 20:54
Scobin
   
Ocena:
0

Przypomnisz (oczywiście wchodzimy tu na spoilerowy grunt, ale można to odpowiednio oznaczyć), co takiego dzieje się w White Night i o jaki wątek chodzi?

11-02-2015 23:03
baczko
   
Ocena:
+1

SPOJLER ALERT

 

 

W Chicago zaczynają ginąć ludzie utalentowani magicznie, a ostatnią osobą przy nich widzianą okazuje się ktoś zaskakująco podobny do Dresdena. Ten, chcąc rozwiązać sprawę, wpada na Elaine i wplątuje się w porachunki wewnętrzne Białego Dworu wampirów - bardzo efektowny finał w jaskini z powrotem Cowla.

Natomiast w kwestii wątku - chodziło mi o wątek Lasciel. Bardzo fajne zasugerowane i pokazane próby jej "nawrócenia", które prowadzą do jej nagłego poświęcenia się. IMHO po tym jak Butcher budował ten wątek przez tych parę książek i podkreślał z jak wielkim ryzykiem Harry obcuje, ta szybkość zakończenia wypada słabo.

 

 

KONIEC SPOJLEROW

11-02-2015 23:14
Scobin
   
Ocena:
+1

OK, dzięki! Z żalem muszę przyznać, że już nawet nie pamiętam wymienionych przez Ciebie postaci (oprócz Cowla). Tak to chyba jest przy lekturach, które się czytało na potrzeby przemęczenia choroby. :)

11-02-2015 23:30
Iman
   
Ocena:
+1

We mnie "Zmierzch" Theorina wzbudził sprzeczne odczucia. Z jednej strony ciekawa książka, jako kryminał dobry właśnie dlatego, że pogmatwany i nie dało się przewidzieć zakończenia. Ale niestety trochę rzeczy mnie irytowało. Na przykład postawa Gerlofa, który każe Julii przyjechać (na samym początku), a potem właściwie nic jej nie mówi, sypie zagadkowymi sformułowaniami i ogólnie zachowuje się trochę jakby się tym bawił (a to przecież najważniejsza sprawa w życiu jego córki!). Więc to, o czym piszesz, że "autor celowo zwodzi czytelnika", jest rzeczywiście na plus, ale nie podobały mi się fragmenty kiedy robił to poprzez zupełnie nielogiczne zachowanie bohaterów.

12-02-2015 08:06
baczko
   
Ocena:
0

U Gerlofa trochę chyba tłumaczy to coś, co wyszło w rozmowach z córką - że czuł się stary i niepotrzebny, więc chciał zwrócić na siebie uwagę, pokazać, także jej, że wie coś ważnego, pokazać, że wciąż coś znaczy.

12-02-2015 12:39
27383
   
Ocena:
0

Po świetnym Gotham wzięło mnie na komiksy o Batmanie, najpierw ogarnąłem Długie Halloween oraz Zabójczy żart. Historie były fajne, ale strasznie przeszkadzała mi kreska (czy jak to się tam nazywa w komiksowej nomenklaturze), prostacka wręcz, kompletnie do mnie nie przemawiająca. Potem skierowałem swój wzrok na Court of Owls i chociaż bardzo podobał mi się tom pod względem graficznym, kompletnie nie mogłem poczuć historii, chwycić się fabuły, ostatecznie nawet chyba do końca nie doczytałem. Może po prostu nie jestem stworzony do czytania/oglądania komiksów :)

12-02-2015 16:44
baczko
   
Ocena:
0

Jeżeli szukasz dobrej kreski w Batmanach, to polecam The Joker albo Arkham Asylum Morrisona :)

Dlaczego uważasz kreskę w Długim Halloween za prostacką? (pytam jako fanboy duetu Sale i Loeb).

12-02-2015 19:27
Wojteq
    Wyzwanie książkowe
Ocena:
0

Możliwe, że ktoś już o to pytał, ale chciałem uzyskać odpowiedź "u źródła": czy takie "pójście na rekord" z literaturą nie zabija frajdy z czytania? Nie ma przecież czasu na refleksję, powrotu do jakiegoś szczególnego fragmentu... Dla mnie trochę dziwne.

13-02-2015 09:24
Scobin
   
Ocena:
0

Jest jeszcze kwestia tego, że niektórzy przeznaczają na czytanie więcej czasu niż inni. Co samo w sobie nie jest dobre ani złe. :)

13-02-2015 11:33
baczko
   
Ocena:
+1

@Wojteq

Czemu na rekord? Ja ogólnie czytam bardzo dużo, a jakiś czas temu pomyślałem, że mógłbym dzielić się swoimi lekturami i przemyśleniami na blogu - stąd wzięło się Wyzwanie. I właśnie to, że tworzę notki każe mi zastanawiać się nad własnymi odczuciami po lekturze - często kartkuję przeczytane książki, szukając cytatów albo próbując ułożyć sobie w głowie to, co czuję.

13-02-2015 18:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.