Wyzwanie książkowe 2015 - Tygodnie #31 i #32
W działach: Wyzwanie książkowe, Wyzwanie książkowe 2015, Książki | Odsłony: 131Ostatnie upały powinny wręcz zachęcać do czytania, ale w takiej duchocie przychodzi mi to czasami z trudnością, tym bardziej, że w końcu zabieram się za rzeczy do magisterki, blergh.
Wróciłem także do pisania recenzji wewnętrznych dla pewnego wydawcy, więc część mojej siły przerobowej będzie poświęcona książkom, o których nie będę mógł tutaj pisać. Czyli będę czytał więcej, ale po kryjomu.
Problemy literatury i estetyki – Michaił Bachtin, Czytelnik 1982
Ugh, ugh, ugh. Męczyłem się z tą książką baaardzo długo a przyznam, że nie czytałem całości – pominąłem całą część dotyczącą ogólnie estetyki i za dokładne jak dla mnie analizy powieści Rabelais’go.
To książka pełna wiedzy literaturoznawczej i analiz, która momentami zapada się pod skomplikowaną składnią i pustosłowiem używanym w tej gałęzi humanistyki. Bachtin pisze w sposób imponujący, pełny, dokładny, erudycyjny, ale z każdą kolejną stroną coraz bardziej przekonywałem się, że nie chcę zajmować się literaturą właśnie w taki sposób; w sposób mechaniczny, rozdzierający każdy utwór na małe, pojedyncze części i mozolnym odcyfrowywaniu autora zgodnie z ustalonym kanonem czy zasadami panów profesorów.
Mam nadzieję, że nie całe literaturoznawstwo tak wygląda i mam świadomość, że sam będę robił częściowo podobne analizy – ale jednak zajmując się popkulturą, odwołując się do innych kluczy, innych skojarzeń, nie grzęznąc w XIX wieku.
Niemniej Michaiłowi Bachtinowi dziękuję za trudną i pouczającą lekcję.
Władcy marionetek – Robert A. Heinlein, Solaris 2007
Czuć wiek tej książki niemal od pierwszych stron – charakterystyczny język, bohaterowie a także ich relacje (ze szczególnym wskazaniem na damsko-męskie). Na szczęście te, hm, chropowatości nie są czynnikami dyskwalifikującymi tę lekturę – bo choć leciwa historia o inwazji obcych dzisiaj już nikogo nie zaskoczy a działania bohaterów będą raczej przewidywalne, to Władcy marionetek ma parę dobrych rzeczy w sobie.
Jedną z nich jest dość szczegółowe rozplanowanie inwazji oraz działań zapobiegawczych – Heinlein zadał sobie chyba sporo trudu, żeby tak dobrze rozpisać kolejne stadia ataku i naszej, ludzkiej obrony przed nim.
Wbrew przewidywaniom, Władcy marionetek nie okazał się koszmarkiem z przeszłości, jednym z klasyków, których lepiej już nigdy nie czytać, a niezłą, nawet po latach, powieścią o inwazji obcych.
Przedrzeźniacz – Walter Tevis, MAG 2015
Kolejny Artefakt z MAG-a, tym razem niestety o klasę słabiej od Brunnera i Tepper. Przedrzeźniacz to dystopiczna wizja świata, w której ludzkość oddaje się wyłącznie przyjemności i nałogom, a pieczę nad nimi sprawują roboty o różnych poziomach inteligencji. Niewiele więcej trzeba wiedzieć – to dwieście kilkadziesiąt stron opisów świata, panujących w nim zasad oraz tego, jak zdegenerowała się ludzkość.
W tle przewija się wątek romansowy dwójki bohaterów, którzy w gruzach świata odkrywają miłość, o czym pewnie już nieraz czytaliście. To chyba największy problem Przedrzeźniacza - te kilkadziesiąt lat temu mógł być naprawdę wyjątkową powieścią, która pokazuje coś nowego, przedstawia pewne problemy z innej perspektywy, ale w 2015 roku to już nie działa. To jedna z tych powieści, które wiele tracą z upływem czasu.
KOMIKSY
Southern Bastards. Vol 1 Here Was a Man – Jason Aaron, Image Comics 2014
Ta seria zebrała bardzo pozytywne recenzje w zeszłym roku i zaliczyła parę nominacji I nagród, więc przy okazji zakupu w sklepie Multiversum, widząc promocję, kupiłem sobie z ciekawości pierwszy tom.
Okazało się to naprawdę fajnym wyborem. Komiks ma fajną w odbiorze, nieco niedbałą i rozmazaną kreskę, jest brutalny i skupia się na mentalności i układach panujących w małym, zapadłym miasteczku na południu. Jak zwykle w takich sytuacjach pojawia się ktoś, komu nie pasuje zastany układ z despotą u szczytu i próbuje to zmienić – tutaj, cóż, nie wychodzi to tak kolorowo jak w dobrych bajkach i leje się dużo krwi.
Dość odważne zakończenie tomu mnie zaskoczyło – i jestem ciekaw, o czym będą kolejne zeszyty.
Spider-Man. Torment – Todd McFarlane, Marvel 2010
Spider-Man McFarlane’a w mojej głowie miał jakieś szczególne miejsce – bo choć nie czytałem tych komiksów wcześniej, to czułem/myślałem/uważałem, że jego wersja Pajączka musi przypaść mi do gustu. Bo jest mroczniejsza, z całkiem odmienną kreską – miała chyba przypominać mi w jakiś pokręcony sposób kreskówkę z dzieciństwa.
I chyba faktycznie dostałem, czego oczekiwałem. Torment to raczej średni tom, ale sama historia z mocami nadnaturalnymi jest dość ciekawa. Podobał mi się także sposób prowadzenia narracji – choć mogłoby być mniej MJ.
Green Lantern. Rebirth – Geoff Johns, DC 2010
Green Lantern interesował mnie od pewnego czasu – głównie dzięki kreskówkom o Justice League – więc zdecydowałem się sięgnąć po tom Geoffa Johns, który, według recenzji i opinii komiksiarzy, wykonał kawał świetnej roboty i odnowił tego superbohatera.
Nie znam zbytnio historii Latarni ani tego jak wyglądały jego przygody w latach 90. i wcześniej, ale Rebirth jest naprawdę świetnym komiksem. Dobrze złożona i przedstawiona fabuła, która krok po kroku rozplata przed czytelnikiem kolejne wydarzenia, umiejscawiając całość w historii i przeszłości zapewne dobrze znanej fanom Latarni. Jest tu trochę fajnych zwrotów akcji i efektownych walk, ale, co jest olbrzymim plusem, to komiks nastawiony na opowieść.
Jest tylko jedno ale: jako fan Batmana z trudnością zniosłem przedstawienie go tutaj jako wrednego i tępego buca, który pojawia się tylko po to, żeby zebrać po gębie.
Cytat tygodni:
Brak
Link do ściągnięcia pliku z moimi bieżącymi postępami czytelniczymi i dodatkowymi cyferkami.