20-03-2013 20:08
Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #10 i #11
W działach: Wyzwanie książkowe 2013, Książki | Odsłony: 16
W zeszłym tygodniu notki nie było, w tym tygodniu turbo-burbo podwójna notka. Wbrew pozorom, nie udało mi się przez dwa tygodnie zebrać jakiejś olbrzymiej ilości lektur, za to zaliczyłem marcowy powrót zimy, przeziębienie i powrót do FM-a.
Druga z trzech powieści kupionych na przecenie w WL-u. I to pierwsza książka McCarthy'ego, która zupełnie mi nie podeszła i której chyba zupełnie nie załapałem.
Całość składa się z migawek wydarzeń dotyczących wielu bohaterów, które składają się na mniej-więcej spójną historię o chłopcu i tytułowym strażniku sadu. Ten ostatni to, jak zrozumiałem, lekko zwariowany staruszek – ale jakie znaczenie ma opowieść o nim, albo czego symbolizm McCarthy chce nim przekazać, to już nie byłem w stanie wyczytać. Opisuje trudne i brudne życie wiejskiej części Ameryki czasów prohibicji, gdzie nic nie jest czarno-białe; nie ma również dobrych ludzi, a każdy w mniejszym lub większym stopniu jest winny.
Wyjątkowo u tego pisarza irytował mnie również styl – rozciągnięte dialogi, wydumane, sztuczne opisy i narracja skacząca od wątku do wątku. A za Strażnika sadu, który był debiutem powieściowym McCarthy'ego, autor ten otrzymał Nagrodę Pulitzera. Nie do końca rozumiem za co.
Książka zakupiona za ciężkie funty przez demoniczne namowy mr_monda, który nie ma litości dla mnie, mojego portfela ani wolnego czasu i co jakiś czas serwuje mi polecajko-sugestie. Potwór.
Junky obecnie należy do kanonu amerykańskiej powieści XX wieku, Junky to quasi-biograficzny zapis narkotycznych doświadczeń w Stanach po drugiej Wojnie Światowej – jak, gdzie, kiedy, za ile, jakie problemy, jak ich unikać, co jak się nazywa. Książka znacznie bardziej przypomina pamiętnik, niż powieść. Problemem może okazać się niecodzienny i slangowy język, ale część zwrotów jest wytłumaczona z tyłu – jestem ciekaw, jak wyglądało tłumaczenie tej pozycji.
I dla mnie, osoby, która z narkotykami nie miała nigdy do czynienia, taka obserwacja z zewnątrz jest niezwykle fascynująca. Opis nałogu, tego jak przejmuje nad człowiekiem kontrolę, jak zmienia jego zachowanie – tym bardziej wiarygodny, że wyszedł spod pióra narkomana. Dodatkowym plusem mojego wydania jest obszerna historia powstawania tej książki, jej ostatecznego tytułu oraz przedmowa Burroughsa do pierwszego wydania.
O tak, nie ma to jak odetchnięcie od nowych wytworów fantastyki przy odrobinie klasyki fantasy, która, choć wydaje się nieco leciwa, znacząco przewyższa wiele dzisiejszych dzieł.
Fabuła, choć nie różni się od typowego questa (iść, zabić, wrócić po nagrodę), to obfituje w zwroty akcji, zmiany frontów i intrygi w intrygach – niespecjalnie nawet przeszkadza maksymalne spłaszczenie postaci i skupienie się na dynamicznym rozwoju wydarzeń, z mnóstwem bitew, krwi i obrzydliwości.
Jednak Pajęczyna utkana z ciemności to dla mnie przede wszystkim dwie rzeczy: sama postać Kane'a, którego niezwykła przeszłość i rozległe umiejętności są sygnalizowane, choć on sam sprowadzony jest do roli inteligentnego i sprytnego, ale tylko barbarzyńcy kierowanego żądzą krwi i zysku; drugą rzeczą jest wstęp, czy też może obietnica przedstawienia w dalszych częściach, mrocznego, egzotycznego świata, wypełnionego bluźnierstwem i wieloma niezwykłymi istotami, czynami i wyrazistymi bohaterów. Widać oczywiście inspiracje innymi autorami (z najbardziej oczywistych – Robert E. Howard, H.P. Lovecraft), ale zupełnie nie umniejsza to frajdy poznawania tego uniwersum.
Dotąd Resnicka głównie kojarzyłem ze świetnych opowiadań science fiction, poważnych, opisujących ważne problemy – Na tropach jednorożca to lżejsza część jego twórczości.
Zacząłem lekturę od swoistego deja vu – prywatny detektyw, odrapany budynek będący jego biurem, butelka alkoholu, papierosy, tajemniczy klient; czyżby fantastyczny Chandler?
Na tym skojarzenia się szybko kończą – Resnick idzie w groteskę, humor, absurd, przedstawia fantastyczne odbicie Manhattanu, w którym skrzaty są najlepszymi złodziejami, a elfy zajmują się ochroną dóbr osobistych. Akcja, z niezbyt wyrafinowaną zagadką i sztampowymi rozmowami toczy się wartko, ale już gdzieś w połowie książki czułem się zmęczony nieustannie pojawiającymi się "śmiesznymi" i "zabawnymi" wątkami czy odnośnikami i dużą ilością wyświechtanych frazesów; autor dorzuca kolejne elementy fantastyczne i obśmiewa je….. Znacznie bardziej przypadł mi do gustu poważniejszy Resnick.
Cytat tygodnia:
Brak – miałem jakiś z Junky'ego wrzucić, ale zostawiłem książkę w domu.
Strażnik sadu – Cormac McCarthy, Wydawnictwo Literackie
Druga z trzech powieści kupionych na przecenie w WL-u. I to pierwsza książka McCarthy'ego, która zupełnie mi nie podeszła i której chyba zupełnie nie załapałem.
Całość składa się z migawek wydarzeń dotyczących wielu bohaterów, które składają się na mniej-więcej spójną historię o chłopcu i tytułowym strażniku sadu. Ten ostatni to, jak zrozumiałem, lekko zwariowany staruszek – ale jakie znaczenie ma opowieść o nim, albo czego symbolizm McCarthy chce nim przekazać, to już nie byłem w stanie wyczytać. Opisuje trudne i brudne życie wiejskiej części Ameryki czasów prohibicji, gdzie nic nie jest czarno-białe; nie ma również dobrych ludzi, a każdy w mniejszym lub większym stopniu jest winny.
Wyjątkowo u tego pisarza irytował mnie również styl – rozciągnięte dialogi, wydumane, sztuczne opisy i narracja skacząca od wątku do wątku. A za Strażnika sadu, który był debiutem powieściowym McCarthy'ego, autor ten otrzymał Nagrodę Pulitzera. Nie do końca rozumiem za co.
Junky – William Burroughs, Penguin Modern Classic
Książka zakupiona za ciężkie funty przez demoniczne namowy mr_monda, który nie ma litości dla mnie, mojego portfela ani wolnego czasu i co jakiś czas serwuje mi polecajko-sugestie. Potwór.
Junky obecnie należy do kanonu amerykańskiej powieści XX wieku, Junky to quasi-biograficzny zapis narkotycznych doświadczeń w Stanach po drugiej Wojnie Światowej – jak, gdzie, kiedy, za ile, jakie problemy, jak ich unikać, co jak się nazywa. Książka znacznie bardziej przypomina pamiętnik, niż powieść. Problemem może okazać się niecodzienny i slangowy język, ale część zwrotów jest wytłumaczona z tyłu – jestem ciekaw, jak wyglądało tłumaczenie tej pozycji.
I dla mnie, osoby, która z narkotykami nie miała nigdy do czynienia, taka obserwacja z zewnątrz jest niezwykle fascynująca. Opis nałogu, tego jak przejmuje nad człowiekiem kontrolę, jak zmienia jego zachowanie – tym bardziej wiarygodny, że wyszedł spod pióra narkomana. Dodatkowym plusem mojego wydania jest obszerna historia powstawania tej książki, jej ostatecznego tytułu oraz przedmowa Burroughsa do pierwszego wydania.
Pajęczyna utkana z ciemności – Karl E. Wagner, Amber
O tak, nie ma to jak odetchnięcie od nowych wytworów fantastyki przy odrobinie klasyki fantasy, która, choć wydaje się nieco leciwa, znacząco przewyższa wiele dzisiejszych dzieł.
Fabuła, choć nie różni się od typowego questa (iść, zabić, wrócić po nagrodę), to obfituje w zwroty akcji, zmiany frontów i intrygi w intrygach – niespecjalnie nawet przeszkadza maksymalne spłaszczenie postaci i skupienie się na dynamicznym rozwoju wydarzeń, z mnóstwem bitew, krwi i obrzydliwości.
Jednak Pajęczyna utkana z ciemności to dla mnie przede wszystkim dwie rzeczy: sama postać Kane'a, którego niezwykła przeszłość i rozległe umiejętności są sygnalizowane, choć on sam sprowadzony jest do roli inteligentnego i sprytnego, ale tylko barbarzyńcy kierowanego żądzą krwi i zysku; drugą rzeczą jest wstęp, czy też może obietnica przedstawienia w dalszych częściach, mrocznego, egzotycznego świata, wypełnionego bluźnierstwem i wieloma niezwykłymi istotami, czynami i wyrazistymi bohaterów. Widać oczywiście inspiracje innymi autorami (z najbardziej oczywistych – Robert E. Howard, H.P. Lovecraft), ale zupełnie nie umniejsza to frajdy poznawania tego uniwersum.
Na tropach jednorożca – Mike Resnick, Iskry
Dotąd Resnicka głównie kojarzyłem ze świetnych opowiadań science fiction, poważnych, opisujących ważne problemy – Na tropach jednorożca to lżejsza część jego twórczości.
Zacząłem lekturę od swoistego deja vu – prywatny detektyw, odrapany budynek będący jego biurem, butelka alkoholu, papierosy, tajemniczy klient; czyżby fantastyczny Chandler?
Na tym skojarzenia się szybko kończą – Resnick idzie w groteskę, humor, absurd, przedstawia fantastyczne odbicie Manhattanu, w którym skrzaty są najlepszymi złodziejami, a elfy zajmują się ochroną dóbr osobistych. Akcja, z niezbyt wyrafinowaną zagadką i sztampowymi rozmowami toczy się wartko, ale już gdzieś w połowie książki czułem się zmęczony nieustannie pojawiającymi się "śmiesznymi" i "zabawnymi" wątkami czy odnośnikami i dużą ilością wyświechtanych frazesów; autor dorzuca kolejne elementy fantastyczne i obśmiewa je….. Znacznie bardziej przypadł mi do gustu poważniejszy Resnick.
Cytat tygodnia:
Brak – miałem jakiś z Junky'ego wrzucić, ale zostawiłem książkę w domu.