W zasadzie głównie ja. Wydawnictwo jest jednoosobowe, natomiast przy opracowaniu albumów pomaga mi również grafik DTP-owiec.
To bardziej hobby czy poświęcasz się temu bez reszty?
Zaczęło się jako hobby "po godzinach". Z czasem okazało się, że pracy jest tyle, że "po godzinach" już nie wystarcza. W chwili obecnej zajmuję się głównie wydawaniem komiksów.
Czy po tych paru miesiącach jesteś w stanie ocenić, czy to była bardzo ryzykowna decyzja?
Bardzo. Jeszcze nie wiem, czy tylko bardzo czy bardzo bardzo... Jestem przygotowany na to, że – jeśli moje kalkulacje się nie sprawdzą – wrócę do pracy etatowej (informatyka, nawiasem mówiąc). Margines niestety nie jest duży – zobaczymy.
Z jakimi największymi trudnościami się spotykasz?
W wydawaniu komiksów najfajniejsze są komiksy, najmniej fajna jest kasa. Najpierw trzeba ją uzbierać na produkcję, a potem mocno się natrudzić, żeby wszystkie te wyprodukowane książki znalazły nabywców, bo przecież inaczej nie będzie środków na kolejne produkcje.
Gdybym mógł – najchętniej byłbym tylko redaktorem. Spotkał się z autorem, poszperał w starych gazetach, aby zorientować się w dotychczasowych publikacjach, zaprojektował album, rozplanował, co, gdzie i jak, pomyślał nad interesującymi dodatkami – to jest naprawdę fascynujące. Jako wydawca muszę się także kontaktować z hurtowniami i księgarniami, organizować wysyłki, zajmować się papierami – to znacznie mniej przyjemne, ale też trzeba to zrobić...
Wydawnictwo Ongrys zostało powołane, by publikować komiksy, które ukazywały się w okresie PRL-u. Teraz otrzymujemy je w twardych oprawach, na świetnym papierze, z dodatkami. Co jest w nich tak niezwykłego, że zasługują na ekskluzywne wydania?
Po pierwsze, fakt, że wychowało się na nich całe mnóstwo osób. Wówczas nie było tylu rozrywek – gier komputerowych, telewizji kablowej – czytało się więc komiksy. Wielu znajomych, widząc okładkę czy charakterystyczną ilustrację z Kubusia lub Gapiszona, mówi: "a, pamiętam... " Po drugie, wydaliśmy serie, które ukazywały się przez wiele lat i w które ich autorzy włożyli mnóstwo wysiłku. Po trzecie – to najprawdopodobniej jedyna okazja, żeby je wznowić. A więc szkoda wysiłku na półśrodki – trzeba się postarać i przygotować im godną oprawę. Komiksy z lat PRL-u – nie tylko te wydane przez nas – to, jak by nie patrzeć, kawał historii polskiego komiksu...
Czy nasze wydania są "ekskluzywne"? Nie wiem, ja bym je nazwał po prostu starannymi. Wywiad czy ilustracje to dla mnie naturalne uzupełnienie komiksu, a jeśli chodzi o oprawę – ładny papier to standard, a twarda okładka do wydania zbiorczego według mnie po prostu pasuje.
Myślisz, że trzydziesto-, czterdziestolatkowie kupują te komiksy bardziej dla siebie czy dla swoich dzieci?
Myślę, że bardziej dla siebie, choć na forach wielu komiksiarzy-rodziców pisze, że podsuwa komiksy swoim dzieciom – i często udaje się je zainteresować. Bardzo lubię Kubusia, ale nie sądzę, żeby współczesny nastolatek zobaczył go w sklepie pierwszy raz w życiu i stwierdził: "ale fajny komiks, muszę go przeczytać". Przecież nie ma w nim ani supermocy, ani tajemnych broni. Mam jednak nadzieję, że – być może zachęcone przez rodziców – również młodsze pokolenie sięgnie po Kubusia i wierzę, że znajdzie w nim coś ciekawego.
Komiksy sprzed roku 1989 kojarzą się z Relaxami, Tytusem, Kajkiem i Kokoszem, przygodami Kleksa, Nerwosolkiem. Jakie obszary nie zostały w ogóle rozpoznane?
Mówiąc ogólnie: komiks gazetowy jest znacznie słabiej pamiętany, niż ten albumowy. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wydawnictwo przygotowało kilkuetapowy konkurs dla czytelników, w którym można było wygrać oryginalną ilustrację Szarloty Pawel. Pytania dotyczyły wszystkich publikowanych historyjek z Kubusiem. Na pytania o motywy z książeczek odpowiadało wiele osób, na te dotyczące historii gazetowych - znacznie mniej.
Często w ramach danej serii część komiksów była wydana w postaci książeczek, a część w gazetach. Na początek właśnie takie cykle wzięliśmy na warsztat. Z jednej strony seria jest rozpoznawana, z drugiej zaś są nieznane (czy też mało znane) przygody do zaprezentowania.
Trudno mi wskazać "nierozpoznane" serie czy autorów. Tutaj przychodzi mi na myśl Tadeusz Raczkiewicz, którego komiksy do niedawna można było znaleźć wyłącznie w wycinkach z gazet, bo żaden z nich nie został wydany w albumie, mimo że były całkiem dobrze znane i pamiętane ze Świata Młodych. Jeśli miałbym sklasyfikować jakieś nierozpoznane obszary, to chyba właśnie ze względu na miejsce publikacji, a nie na serię czy autora.
To niewyczerpane źródło? Jak długo można wydawać komiksy pochodzące z epoki reglamentacji papieru?
To pytanie do czytelników – ile z nich chcieliby przeczytać ponownie.
Również do ciebie. Widzisz chyba, ile można z tego "wycisnąć".
Komiksów wtedy publikowano mnóstwo. Takie czasopisma jak Świat Młodych, Wieczór Wybrzeża, Express Ilustrowany czy Świerszczyk przez wiele lat zamieszczały odcinek niemal w każdym numerze. Część została wydana w książeczkach zarówno w latach 70. i 80., jak i obecnie. Gdybyśmy chcieli wznowić je wszystkie – przy naszym trybie wydawniczym (trzy-cztery książki rocznie) mielibyśmy zajęcie na minimum kilkadziesiąt lat. Zasadnicze pytanie brzmiałoby: do którego momentu byłyby to pozycje warte wznowienia? I na to pytanie odpowiedzieliby czytelnicy.
Na razie mam dość długą listę książek do wydania. Zastanawiam się raczej, "którą teraz wybrać", niż "co by tu jeszcze wydać".
Podpisałbyś się pod twierdzeniem, że za minionego ustroju twórcom komiksów było lepiej?
Z rozmów z autorami o tamtych czasach wnioskuję, że tworząc komiksy w PRL-u zarabiali całkiem przyzwoicie. Może nie były to jakieś kokosy, ale za swoją pracę dostawali godziwe wynagrodzenie. Dziś twórcy utrzymujący się z rysowania komiksów to gatunek niemal wymarły.
Z drugiej strony teraz można narysować i wydać, co się tylko chce. Wtedy każdy komiks musiała zatwierdzić redakcja, cenzura i tym podobne, więc siłą rzeczy niektórych tematów nie wolno było poruszać. Ja bym nie chciał wracać do poprzedniej sytuacji i myślę, że twórcy komiksów również.
Może to niewygodne pytanie dla wydawcy, ale kogo z nestorów (lub nestorek) polskiego komiksu cenisz najbardziej? I za co?
Baranowskiego za ponadczasowy humor, Pawel za świetne sportretowanie ówczesnych realiów, Papcia Chmiela za stworzenie prawdziwie kultowego bohatera, Christę za ogrom puent i żartów językowych, Polcha za staranność i dokładność, Rosińskiego za elastyczność i ciągłe poszukiwanie nowej formy, Butenkę za niezwykłe emocje zamknięte w niesamowitej prostocie, Skrzydlewskiego za ciekawy, charakterystyczny styl, Szyszkę za bogactwo detali, Kasprzaka za rozmach oraz za oczy, Raczkiewicza za skromność i pracowitość, Nowakowskiego za odrobinę egzotyki, Wiśniewskiego za przeniesienie ulubionych treści do ulubionej formy i wreszcie Wróblewskiego za niesłychaną różnorodność tematyczną.
Niestety nie jestem obiektywnym fanem. Cenię chyba wszystkich.
Leszek Kaczanowski, szef wydawnictwa Ongrys
Czytanie i kolekcjonowanie komiksów rozpoczął w rodzinnym Szczecinie, za pracą wywędrował do Krakowa. Członek Krakowskiego Klubu Komiksu. Od sześciu lat prowadzi serwis internetowy o klasycznym polskim komiksie. Jako że obecni na rynku wydawcy wznawiają polskie komiksy z okresu PRL-u rzadko i często mało starannie, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samemu stworzyć wydawnictwo komiksowe. Tak powstało wydawnictwo Ongrys, które w założeniu ma wydawać komiksy kompletnie i starannie.