» Recenzje » Wysłannik - Wasilij Gołowaczew

Wysłannik - Wasilij Gołowaczew


wersja do druku

Tej książce mówimy stanowcze NIE


Wysłannik - Wasilij Gołowaczew
Po raz pierwszy z twórczością Wasilija Gołowaczewa miałem "przyjemność" spotkać się przy okazji doskonale rozreklamowanej powieści Wirus mroku – pierwszego tomu nowego cyklu Obrońcy Wachlarze. Muszę przyznać, że choć moje oczekiwania były wysokie to lektura mnie rozczarowała. Ale przecież wszyscy wiemy - każdemu, nawet najlepszemu pisarzowi, może zdarzyć się "wpadka". Na całe szczęście poprzedni tom cyklu skończył się na tyle obiecująco, że poziom mojego zniecierpliwienia osiągał szczyty, a wydawnictwo Solaris dosyć szybko wypuściło na rynek Wysłannika. Nie pozostało mi nic innego jak pogrążyć się w upragnionej lekturze.

Już od pierwszych stron powieści zdałem sobie sprawę z przykrego faktu – otóż jest to bezpośrednia kontynuacja, która tworzy z resztą cyklu jakąś większą całość. Słowem, nie da się jej czytać jako osobnej książki. Brak znajomości poprzedniego tomu z góry skazuje na niepowodzenie jakiejkolwiek próby zrozumienia fabuły.

Wielka szkoda, ponieważ najpierw musiałem nieco odświeżyć swoją pamięć, zagłębiając się w niezbyt porywającą lekturę Wirusa mroku, co było zwyczajną stratą czasu.

Jak już wspomniałem wcześniej, akcja książki zaczyna się w tym samym miejscu, w którym skończyła się część poprzednia. Niestety, o ile ostatni rozdział Wysłannika był barwny i naprawdę zajmujący, to autor szybko powrócił do korzeni – czyli znów nic się nie dzieje. Bohaterowie przemierzają kolejne światy (chrony) w poszukiwaniu sprzymierzeńców i w każdym z nich schemat fabularny jest dokładnie ten sam. Po dłuższych, bądź krótszych, perypetiach trafiają do władcy danego świata, który zazwyczaj jest również Magiem (istotą zdolną przeciwstawić się sile naczelnego złego powieści – Lucyfera), który bez większych ceregieli zgadza się przyłączyć do walki o istnienie wszechświata. Trzeba przyznać, że Gołowaczew konsekwentnie podąża tropem zarysowanym w Wirusie morku i opiera swą powieść na klasycznym toposie podróży bohatera. Niestety, konsekwencja jest jedyną pozytywną cechą tego zabiegu literackiego. W pewnym momencie czytelnik przestaje zupełnie rozumieć na czym polegają te wszystkie przemiany – w kilka tygodni z dobrego tancerza powstaje superheros o boskiej sile. Jedyne co możemy rozróżniać to poziomy tejże boskości, co samo w sobie szybko przestaje być zajmujące i staje się zwyczajnie nudne. Na osłodę otrzymujemy od autora mnóstwo opisów walk, które nijak się mają do tych plastycznych, pełnych akcji i interesującego humoru znanych z poprzedniej części cyklu. Niestety pocieszenie to zaiste marne. Autor z każdą kolejną potyczką komplikuje opis do takiego stadium, w którym brzmi on jak pseudo intelektualny bełkot okraszony informacjami o zmiennych fizycznych - bez doktoratu z fizyki stosowanej i filozofii kultury orientu wszelkie próby zrozumienia, o co chodzi są z góry skazane na porażkę. Do tego wszystkiego można jeszcze dodać wątek wielkiej miłości, której niestraszne jest nawet rozstrojenie osobowości ukochanej osoby.

O ile para bohaterów znana z poprzedniego tomu była zabawną dwójką przypadkowych ludzi o zdolnościach nieco tylko przewyższających zwyczajnych przedstawicieli gatunku homo sapiens, to teraz spotykamy się z istotami, których zrozumienie wykracza poza zakres ludzkiego pojmowania – co autor podkreśla na każdym kolejnym kroku. Po co więc pisać o nich książkę, skoro czytelnik i tak nie będzie w stanie ich zrozumieć?

"Siła" tej książki tkwi również w niesamowicie wielkim przekazie kulturowym. Autor co chwilę czyni ciekawie brzmiące aluzje literackie i posiłkuje się mnóstwem odwołań do historii, literatury i kultury, ale... Właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Tym razem zarzut jest identyczny z tym, jaki miałem do Wirusa mroku – odwołania te dotyczą przede wszystkim kultury rosyjskiej i dalekowschodniej, a są tak daleko idące, że przeciętnemu czytelnikowi ciężko jest ocenić na ile są one trafne. Szkoda, ponieważ mam wrażenie, że siła tej książki tkwi właśnie w tychże aluzjach.

Jest jeszcze jedna rzecz, która stanowi przysłowiowy gwóźdź do trumny – wątpliwa jakość korekty. Co chwilę pojawiają się dziwolągi jakby żywcem wzięte z języka niemieckiego – kilka wyrazów połączonych w jeden bardzo długi i, co za tym idzie, niezrozumiały. Nie chcę nawet liczyć czasu jaki straciłem starając się odszyfrować owe maszkarony.

Podsumowując - przebrnięcie przez czterysta kilka stron powieści okazało się naprawdę ogromnym wyzwaniem. Lektura bardzo mnie zmęczyła, a lekki niesmak jaki zostawił po sobie Wirus mroku przerodził się w prawdziwą odrazę. Nie znalazłem w tej powieści nic, dosłownie nic, co mogłoby sprawić, że nie uznam czasu spędzonego z Wysłannikiem za czas stracony. Stanowczo odradzam.

Dziękujemy wydawnictwu Solaris za udostępnienie książki do recenzji.


Tytuł: Wysłannik (Posłannik)
Autor: Wasilij Gołowaczew
Tłumaczenie: Piotr Ogorzałek
Okładka: Maciej 'Monastyr' Błażejczyk
Wydawca: Wydawnictwo Solaris
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 416
ISBN: 83-89951-23-1
Cena: 29,9 zł
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
1.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Wysłannik
Cykl: Obrońcy Wachlarza
Tom: 2
Autor: Wasilij Gołowaczew
Wydawca: Solaris
Miejsce wydania: Olsztyn
Data wydania: 2005
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
ISBN-10: 83-89951-23-1
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Wirus mroku - Wasilij Gołowaczew
Choroba nie wybiera
- recenzja

Komentarze


~czytaty

Użytkownik niezarejestrowany
    Recenzent - analfabeta?
Ocena:
0
Boże kto tę recenzję zakwalifikował do druku? Chyba że to parodia recenzji. Czytając to to, co chwila parskałem śmiechem, bo jak nie smiać się przy zdaniu np.: "Na całe szczęście poprzedni tom cyklu skończył się na tyle obiecująco, że poziom mojego zniecierpliwienia osiągał szczyty, a wydawnictwo Solaris dosyć szybko wypuściło na rynek Wysłannika." Szanowny recenzencie o co ci chodziło? A maturę chociaż zrobiłeś?
28-05-2006 11:20

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.