Wszyscy jesteśmy źle wychowani
W działach: filmy, Netflix | Odsłony: 69Chociaż od premiery "najnowszej" (i możliwe, że już ostatniej) części opowieści o losach Adasia Miauczyńskiego, neurotycznego i sfrustrowanego polskiego inteligenta minęły cztery lata, dopiero niedawno przypadkiem trafiłem natrafiłem na nią na... Netfliksie.
Niewątpliwe mocną stroną produkcji (zwłaszcza dla boomerów) jest jej gwiazdorska obsada (m. in. R. Więckiewicz, M. Dorociński, K. Figura, A. Chyra, T. Karolak, C. Pazura). Warto również dodać, że kwestię narratora czytała Krystyna Czubówna. Natomiast dla mnie osobiście miłym smaczkiem był Cezary Żak w roli konduktora w tramwaju (fani Miodowych lat zrozumieją). Ciekawym posunięciem było powierzenie roli młodego Adasia Michałowi Koterskiemu, który w Dniu Świra zagrał niezbyt rozgarniętego syna Pana Miauczńskiego.
7 uczuć Marka Koterskiego pozwoli nam zobaczyć co sprawiło, że Adaś stał się takim, a nie innym człowiekiem. Film jest podzielony na dwie części, które przedstawia jego wczesne dzieciństwo (krótsza) i czasy szkolne (dłuższa).
Wielu z nas z rozrzewnieniem wspomina kiedy byli małym chłopcem/małą dziewczynką. Jednak okres, gdy wydawałoby się, że życie schodzi głównie na zabawie, może obfitować w wydarzenia mogące mieć negatywny wpływ na rozwój – rozstanie z matką, która musi wrócić do pracy, opiekunki, które mają podopiecznych (literalnie) w d*pie, wredne starsze rodzeństwo i niezdrowe (patologiczne?) zachowania rodziców.
Kolejnym ważnym etapem jest czas szkolnej edukacji. Z jednej strony zawieramy przyjaźnie i po szkole spędzamy czas na wspólnej zabawie, przeżywamy pierwsze miłości, realizujemy pierwsze przedsięwzięcia. Z drugiej - koszmarny szkolny stres. Nieżyciowy program zmuszający do rycia na pamięć (kto zna wszystkie dopływy Nilu?) to najmniejszy problem. Jeśli dodać do tego spięcia z koleżeństwem, toksycznych nauczycieli i patologicznych/zakompleksionych/nieobecnych rodziców powstaje mieszanka wybuchowa, która może doprowadzić do tragedii (i nie zawsze znajdzie się ktoś, kto jej w porę zapobiegnie).
W przeciwieństwie do Dnia Świra nie otrzymujemy kolejnej satyry naszego społeczeństwa (co jednak nie oznacza, że 7 uczuć nie ma humorystycznych scen). Film, wbrew pierwszemu wrażeniu, nie jest również nostalgiczną wycieczką do czasów dzieciństwa z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, lecz produkcja ma moralizatorską wymowę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę końcowe sceny i utwór, który słychać w tle napisów końcowych. W kontekście zakończenia nieprzypadkowe jest również to, że dorośli aktorzy wcielili się w role uczniów 5. klasy podstawówki (chociaż nie zawsze prezentują poziomu klasy piątej ;)). Niewątpliwie 7 uczuć ma wymiar uniwersalny i jego przesłanie jest jak najbardziej aktualne w dzisiejszych czasach. Niemniej w moim odczuciu przedstawione problemy się pogłębiły - mamy coraz mniej czasu dla rodziny, nauczyciele stracili autorytet, a internet (przede wszystkim social media) sprzyjają upokarzaniu szkolnych ofiar i innym patologicznym zachowaniom. Mam wrażenie, że współczesna wersja tego filmu byłaby jeszcze bardziej gorzka albo... po prostu jestem już boomerem.
Ponadto film zwraca uwagę na to, że warto sięgać po pomoc psychologów, gdy życie staje się zbyt przytłaczające i korzystanie z jego wsparcia nie oznacza, że osoby, które udają się do niego należy stygmatyzować i zamykać w Tworkach, a także pokazuje, że wymaga się od nas znajomości Nilu, ale ani szkoła, ani rodzice nie uczą nas jak radzić sobie z emocjami. Myślę, że nie przypadkowo jego premiera miała miejsce niedługo po Światowym Dniu Zdrowia Psychicznego.
Reasumując, 7 uczuć to dobra produkcja nie tylko z uwagi na świetną obsadę i warto, aby obejrzeli rodzice "szkolnych" dzieci. Wszakże lepiej uczyć się na czyichś błędach i należy pamiętać, że czym skorupka za młodu nasiąknie…