Wszyscy jesteśmy trolami
Odsłony: 9542.1 Obrażania, poniżania, lżenia, pomawiania i wyszydzania innych osób (w szczególności użytkowników serwisu) i instytucji. Zakaz ten rozciąga się w szczególności na wyzwiska, ataki i wyraźne przejawy dyskryminacji związane z rasą, płcią, seksualnością lub przekonaniami religijnymi. Nie ma nic złego w dyskusjach i zróżnicowanych poglądach, ale nie ma także w serwisie miejsca na agresję i przejawy nienawiści.
1.5 Każdy zarejestrowany użytkownik ma prawo zgłosić wpis lub grafikę do moderacji za pośrednictwem prywatnej wiadomości do moderatora lub dostępnej na forum opcji Zgłoś post (symbol wykrzyknika wpisanego w trójkąt). Decyzja o podjęciu interwencji podejmowana jest najszybciej, jak to możliwe, ale czasem wymaga konsultacji w gronie moderatorów.
Tak brzmią niektóre punkty regulaminu Poltera, Na podstawie których zgłosiłem komentarz pewnej użytkowniczki (zamieszczony poniżej) , traktujący o mojej osobie, głównemu adminowi, jako zniesławienie.
Senthe napisała:
Nie jest trudno zauważyć, że Scath w swoich wypowiedziach obraża inne osoby oraz dąży do wywoływania sporów i kontrowersji. Nie chodzi o odmienne poglądy, chodzi o niesympatyczną osobę, z którą nie mam zamiaru rozmawiać i nie życzę sobie jej towarzystwa.
Główny administrator serwisu z którym na ten temat rozmawiałem, autorytatywnie stwierdził, że odmawia przyjęcia zgłoszenia z tytułu braku powodu; stwierdzając jednocześnie, iż użytkowniczka Senthe napisała prawdę.
Przyglądając się definicji słowa "zniesławienie", oraz "trollowanie"
http://pl.wikipedia.org/wiki/Znies%C5%82awienie
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
już człowiek przeciętnie inteligentny uzna opinię Senthe za obraźliwą i dyskryminującą. Zwłaszcza w środowisku,w jakim została użyta, czyli w sieci. Dlaczego więc administrator w odpowiedzi na moje zgłoszenie odrzucił je, dodatkowo pisząc, że owa użytkowniczka napisała prawdę, skoro ani on, ani ona zupełnie mnie nie znają? Dlaczego sam ktoś miałby a priori przypisywać mi złe zamiary i intencje, na tej podstawie dyskredytując mnie publicznie przez wydawanie takich opinii?
Ponieważ jednak inteligencji i znajomości regulaminu administratorowi odmówić nie sposób, można przyjąć, iż było to działanie celowe.
Najwyraźniej i w tym wypadku sprawdza się bardzo smutne powiedzenie: Dat veniam corvis, vexat censura columbas. I administrator podejmuje decyzje na podstawie swoich prywatnych pobudek, a nie obiektywnej oceny sytuacji, i na podstawie przyjętych norm – jak powinien.
Przez jakiś czas zastanawiałem się czy nie podszedłem do całej sprawy zbyt drastycznie. Być może było to po prostu niedopatrzenie? Chciałem w to wierzyć. Jednak im intensywniej próbowałem tego dokonać, tym wyraźniej widziałem przed oczami kolejny punkt regulaminu.
4.5 Dysleksja, dysortografia i inne tego typu schorzenia, jak również przyzwyczajenia i nawyki o podobnym charakterze nie będą uważane za usprawiedliwienie nagminnego popełniania błędów ortograficznych, rażących błędów interpunkcyjnych ani podobnych uchybień. Wytłumaczenie każdy zainteresowany może znaleźć na stronie: www.bykom-stop.avx.pl.
To właściwie tak, jakby osobie sparaliżowanej kazać wejść po schodach utrzymując, że jej kalectwo nie jest żadnym wytłumaczeniem czy usprawiedliwieniem faktu, że nie jest w stanie tego dokonać.
W końcu mogłem jedynie wziąć głębszy oddech i ze świstem wypuścić powietrze, kiedy zrozumiałem, iż dyskryminacja i stronniczość jest tutaj praktyką dozwoloną.
Dysleksja jest chorobą, a nie wytworem czyjejś wyobraźni, wobec czego ten punkt regulaminu jest jawnym pogwałceniem praw ludzi, którzy na nią cierpią. Lecz najwyraźniej twórca tego regulaminu nie przejął się takimi błahostkami jak czyjaś choroba, notabene, zatwierdzona przez WHO. Oczywiście ta sama ignorancja tyczy się też ludzi, którzy egzekwują jego przestrzeganie.
Jak więc należy rozumieć ten punkt regulaminu? Czy ten punkt czy nieważnym postanowienie WHO względem dysleksji? A może obliguje chorego do przyznania, iż tak naprawdę nie jest chory, lub jego choroba nie wpływa ujemnie na jego pisownię? Tego regulamin nie określa. Na szczęście nie żąda też od nas składania piśmiennej deklaracji, chociaż prawo i tak łamie.
Zastanawiam się też, w jaki sposób regulamin traktuje inne zaburzenia czy choroby, które w znaczący sposób wpływają na funkcjonowanie człowieka w społeczeństwie. Zastanawiam się... i ogarnia mnie zgroza. Tym większa, im dłużej patrzę na 1.1 punkt regulaminu.
1.1 Wpisy w rażący sposób występujące przeciwko dobrym obyczajom obowiązującym w Internecie (tzw. netykiecie) lub niniejszemu regulaminowi, jak również takie, co do których zachodzi uzasadnione podejrzenie, że łamią prawo Rzeczypospolitej Polskiej, będą usuwane lub moderowane.
Punkt, który w tak oczywisty sposób gwałci nasze podstawowe prawa, że wydawałoby się to absurdalne, iż w ogóle ktokolwiek mógł go popełnić, a poprzednie "uchybienia" przestają nas dziwić. A jednak. Ten punkt - wbrew prawu Rzeczy Pospolitej Polskiej, na które się zresztą powołuje - zabrania nam wypowiadać się na jego temat. Informując nas, że takowe wpisy będą usuwane. To już nie jest zabawne. To jest jawne złamanie moich podstawowych, niezbywalnych i najwyższych praw, zawartych w Konstytucji Rzeczy Pospolitej Polskiej czy Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Tu jednak może nas rozbawić wzmianka o netykiecie. Jakby to wskazywało, że internet jest jakimś innym wymiarem rzeczywistości, w której zbiór luźnych reguł stanowi jakąkolwiek podstawę prawną.
W kraju, gdzie swobodnie wolno mi wyrażać opinie na każdy temat. Na portalu, gdzie mogę sobie pogawędzić na wiele trudnych i kontrowersyjnych tematów, nie wolno mi słowem wspomnieć o regulaminie w negatywnym znaczeniu, pod groźbą kasacji moich opinii i wykluczenia mnie z tej społeczności (czyli zbanowania/skasowania konta)! Więc kto tu, do jasnej cholery, zwariował? Czy może to ja cofnąłem się do końcówki 1981 roku? To wrażenie dopada mnie za każdym razem, kiedy patrzę na ten punkt i pomyślę, że jestem przecież wolnym człowiekiem. Wolnym! A ten punkt regulaminu informuje mnie, że jest zupełnie inaczej. Więc jakim prawem odbiera mi się moje prawa? Rozumiem, że jakiś zwykły człowiek, mający raptem uprawnienia administratorskie, może ot tak mnie ich pozbawić w myśl regulaminu, który nie ma mocy prawnej? Myśląc o tym, na usta ciśnie mi się słowo na "K", i bynajmniej nie jest to obraźliwe określenie kobiety, wykonującej najstarszy zawód świata.
Osobiście uważam, że każdy człowiek, któremu nie obca jest etyka czy netykieta, powinien odmówić pełnienia obowiązków administratora do czasu, aż ten punkt regulaminu nie zostanie usunięty, lub kategorycznie dążyć do jego usunięcia, bowiem godzi on w dobro ludzkie. Tym bardziej, że regulamin poprzedza klauzula następującej treści.
Poniższy regulamin dotyczy całego serwisu Poltergeist, z uwzględnieniem forum i komentarzy, a także blogów i galerii prowadzonych przez użytkowników. Rejestrując konto lub publikując swój wpis, komentarz, notkę czy grafikę w serwisie, użytkownik jednocześnie akceptuje niniejszy regulamin ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Po czymś takim można wysnuć wniosek, że polter.pl jest serwisem wyjętym spod prawa polskiego, a wszystkich jego użytkowników dotyczą tylko ustalenia zawarte w regulaminie. Co jest oczywistą bzdurą, ponieważ to regulamin ma być zgodny z polskim prawem, które jest dla nas niezbywalne. Kim więc jestem zgodnie z tym regulaminem? Jakiegoś rodzaju podludziem, któremu jedno kliknięcie odbiera (w ramach danego portalu) jego prawa i skazuje na łaskę lub niełaskę administratora? Na łaskę kogoś, kto jest takim samym człowiekiem, jak ja. Z uprawnieniami nadanymi mu w niewiadomym dla mnie procesie selekcji. Jestę Trolę, bo tako rzecze regulamin, lub administrator? Czy każdy z nas staje się tym, kim określi go regulamin bądź administrator? I może - parafrazując tytuł bardzo udanej produkcji filmowej - wszyscy jesteśmy trolami, z czym - wedle regulaminu - nie wolno nam polemizować i do czego mieć jakichkolwiek wątpliwości?
Czym kończy się oddawanie władzy nad ludźmi innym ludziom, dowiódł już niesławny Stanfordzki Eksperyment Więzienny. Nie rozumiem więc, dlaczego owa praktyka stała się w wielu przypadkach normą, i wyznacznikiem postępowania. I nie wiem czy chciałbym to rozumieć. Tym bardziej, że to eksperymentem nie jest.
Aczkolwiek niechęć ta nie oznacza, że jestem skłonny zrezygnować z walki i poddać się polterkracji czy też jakiejkolwiek innej formie ucisku.
Nikt nie powinien. Oznaczałoby to bowiem, że wszyscy, którzy zginęli w obronie naszej wolności, zginęli na próżno.
Dlatego nieustannie karmię się myślą, że żadna sprawa nie jest przegrana, dopóki choć jeden głupiec o nią walczy.