Wróg numer jeden
Na początku tego tekstu, z okazji wydania Zero Dark Thirty na DVD, proponuję układ. Po pierwsze, to nie jest recenzja. Tę napisał dla was Mateusz 'Umbra' Nowak. Po drugie, ten tekst będzie nieco zabarwiony osobiście. Chciałbym raczej opowiedzieć o filmie Wróg numer jeden oraz jego miejscu w historii i historii kina, niż go recenzować. Po trzecie wreszcie, to oznacza, że zdradzam szczegóły fabuły z przebiegiem finałowej sceny włącznie. I wcale nie chodzi o to, że bin Laden ginie. W tym filmie dzieją się bowiem ważniejsze rzeczy.
Nie chciałbym jednak stawiać diagnoz i dawać gotowych odpowiedzi. Raczej dzielić się odczuciami i spostrzeżeniami. Może też się w nich odnajdziecie.
Otwierająca sekwencja
11 września 2001 roku byłem w Krakowie. Gdy padały wieże World Trade Center, uczyłem się do egzaminu z Romantyzmu (oblałem, poprawkę też, skończyło się na komisyjnym). W tym momencie, gdzieś około godziny 15:00 naszego czasu, zacząłem oglądać bardzo długi film. Sądzę zresztą, że na tym seansie nie byłem sam. Zostaliśmy przykuci do ekranów i oglądaliśmy ostatnie chwile niewinności telewizji. Serwisowe relacje z wojen i mordów docierały do nas wcześniej jako migawki. 11 września oglądaliśmy na żywo, jak zabija się trzy tysiące ludzi. Oczywiście nie widzieliśmy palonych ciał i zwłok spadających z wież, ale to działo się na naszych oczach, kamera nawet na chwilę nie spuszczała tego z oka.
Wróg numer jeden (trochę jak filmowa antologia 11.09.01 z 2002 roku) rozpoczyna się od brutalnego przypomnienia tej chwili. Ekran jest czarny, słyszymy tylko ostatnie telefoniczne rozmowy osób, które zginęły: w samolocie United 93 czy w szklanej pułapce WTC. Sekwencja jest niemalże pornograficzna, na skraju wytrzymałości. Oto na samym początku filmu fabularnego emocje podbijane są chwytem godnym pozbawionego skrupułów Larsa von Triera. Słyszymy głosy umierających ludzi.
To nie jest zabieg, który łatwo obronić.
Everywoman
To zadanie powierzono Jessice Chastain (znanej już ze świetnych Slużących czy wizjonerskiego Drzewa życia), która wcieliła się w rolę agentki wywiadu, Mayi. Na ekranie pojawia się kilka innych intrygujących postaci, ale to na jej barkach spoczywa rozciągnięta na dziesięć fabularnych lat i zamknięta w stu pięćdziesięciu filmowych minutach opowieść.
Gdy oglądałem Wroga na początku roku, stwierdziłem, że kreacja Chastain jest bardzo chłodna, oszczędna, a nawet więcej - wycofana, pozbawiona emocji. Niech duch Marlona Brando mi wybaczy, ależ się myliłem. Oczywiście, to nie jest rozbuchane, histeryczne aktorstwo w stylu Claire Danes z Homeland. Ale nie bez powodu ta rola walczyła w tym roku o Oscara. Brak tutaj długich, pozwalających się wykazać aktorsko sekwencji, ale rozwój emocjonalny młodej dziewczyny rzuconej na linię frontu jest przeprowadzony konsekwentnie i z właściwą Bigelow maestrią.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to, co spotyka Mayę, przypomina też proces, jaki przechodziło wielu obywateli szeroko rozumianego świata Zachodu. Agentka szybko musi zmierzyć się z metodami działania amerykańskiego wywiadu, a my wraz z nią. Tuż po otwierającej sekwencji dostajemy kolejną, nie mniej drastyczną, gdy oglądamy tortury z osławionym waterboardingiem na czele. Po tym początkowym gwałcie na emocjach oglądającego film się uspokaja, tak jakby nic już nie mogło zrobić na głównej bohaterce (i widzu!) wrażenia. Z czasem Maya coraz bardziej zapomina się w swojej misji, ale i sama jest zapominana, co trafnie oddaje stosunek społeczności międzynarodowej do osoby bin Ladena. W ciągu dziesięciu lat od zamachu na WTC stał się on już bardziej ikoną popkultury lub męczącym wspomnieniem niż postacią budzącą faktyczny strach.
Maya to postać anonimowa. Gdy mamy szansę poznać jej nazwisko, scenę zakłóca wybuch bomby. To czyni z niej bohaterkę uniwersalną, przedstawicielkę swojego pokolenia, które zostało napiętnowane zamachem z 11 września. Kiedy to się stało, była jeszcze młodą osobą, świeżo po college'u, u progu dorosłego życia. W chwili, gdy zakończy swoją misję, będzie już dojrzałą kobietą, która przez cały swój dorosły żywot nie robiła nic poza ściganiem najbardziej poszukiwanego człowieka na świecie.
Trylogia współczesnej wojny
Agenci wywiadu w filmach opowiadających o wojnie często są bohaterami negatywnymi, rzadziej spogląda się na na nich równie przychylnie co na zwykłych trepów. We Wrogu takie rozróżnienie nie istnieje. Wszyscy grają w jednej drużynie, a poświęcenie agentów jest równie ważne, co komandosów ryzykujących w trakcie akcji bojowych. Co warte podkreślenia, reżyserce udaje się uniknąć tutaj popadania w prymitywny, hollywoodzki patos.
Dzięki temu można Wroga numer jeden potraktować jako zwieńczenie trylogii, którą symbolicznie rozpoczyna Helikopter w ogniu, a kontynuuje Hurt Locker. Ten pierwszy film ukazywał wojnę nowego typu, toczoną na ulicach miast przez garstkę świetnie wyszkolonych żołnierzy atakowanych przez tłum, w którym nie sposób odróżnić cywilów od wojskowych. Wizja dwóch wrogich armii ścierających się w umownych ramach konkretnej bitwy została w filmie Ridleya Scotta zanegowana. Hurt Locker poszedł jeszcze dalej i sprowadził nowoczesną wojnę do poziomu żołnierza, który zbiera odpadki po starciach. Wróg natomiast wchodzi za kulisy dzisiejszych działań wojennych, pokazując w sposób unikający taniej sensacji i widowiskowego efekciarstwa jeszcze jeden typ żołnierzy.
Co ciekawe, tym najlepszym, najbardziej wytrwałym z wojaków okazuje się kobieta. Jest w tym - także w kontekście statusu kobiet w krajach muzułmańskich - lekka nuta ironii.
Osama nie żyje
Potraficie podać z pamięci datę zabicia bin Ladena? Podpowiem: 2 maja 2011 roku, około 1:00 w nocy. W Stanach Zjednoczonych to wydarzenie odbiło się szerokim echem. Ale mam przekonanie graniczące z pewnością, że wielu z nas ostatecznie bardziej w pamięć zapadły memy z Obamą, niż zdjęcia z telewizji ABC. A co dopiero mówić o ilości obrazów, które pozostały po zamachu na WTC. Niezwykła dysproporcja.
Film Bigelow przywraca równowagę w zbiorowej pamięci i pokazuje symboliczny koniec historii rozpoczętej - również symbolicznie i umownie! - 11 września 2001 roku. W finale obserwujemy trwającą prawie trzydzieści minut (czasu fabularnego) akcję amerykańskich komandosów z oddziału SEALS, którzy toczą ostatnią bitwę wojny z bin Ladenem.
To praktycznie film w filmie, operujący dokumentalnymi chwytami epizod skupiony niemal wyłącznie na akcji zabicia przywódcy Al Kaidy. Ale nawet w takim momencie Bigelow nie zapomina, że tworzy kino fabularne. Fantastycznie operuje światłem, bawi się zielonkawą poświatą noktowizorów, plastycznie ukazuje iskry sypiące się po detonacji drzwi. Styl realistycznego śledzenia przebiegu akcji znany z Hurt Lockera zostaje tutaj doprowadzony do perfekcji i traktowanie tej sekwencji na równi z filmem dokumentalnym jest grubym nieporozumieniem.
Akcja zabicia bin Ladena nasuwa skojarzenia z... Bękartami wojny. Przez siedem dekad kino nie było w stanie zdobyć się na odwagę i zrobić filmu, w którym symbol zła i terroru zostaje ot tak, po prostu "rozwalony". Potrzeba było bezczelności Quentina Tarantino, by w przestrzeni sztuki zamknąć ten rozdział. Kathryn Bigelow oczywiście nie zrobiła filmu równie pretekstowo traktującego fakty historyczne (wręcz przeciwnie). Efekt closure jest jednak podobny - tak szybko, jak na to pozwalały warunki, zrealizowano film, który stawia kropkę nad "i". Nie jestem tylko niestety pewien, czy można mówić o podobnym uczuciu katharsis, jak to, które wywołuje radosna, absurdalna rzeź w finale Bękartów.
Osama ginie, ale jest to zabójstwo chłodne i chirurgiczne. Nie rozbrzmiewają po nim fanfary, lecz raczej westchnienie ulgi, że dręcząca amerykańskie sumienie sprawa została zamknięta. Świat już dawno ma na głowie inne problemy. Dla Mayi oznacza to jednak kres sensu jej istnienia. Mogąc polecieć w dowolne miejsce na świecie, nie wie, dokąd się udać. Tak jak na wracających z wojen żołnierzy czekali obcy im bliscy (motyw znany z wielu filmów wojennych czy nawet z Hurt Lockera), tak Maya nie ma nawet kogoś, kto mógłby jej nie rozumieć. Pustka wokół jest całkowita.
Jednak największy ładunek emocjonalny niesie ze sobą przedostatnia scena filmu. Komandosi wrócili z misji do bazy, ciało bin Laden spoczywa w worku. Maya, jako oficer obecny na miejscu, musi dokonać identyfikacji zwłok. To moment niemalże intymny. Bin Laden jest praktycznie członkiem jej rodziny, nikt nie zna go tak dobrze, jak ona. I to na niej spoczywa obowiązek spojrzenia w twarz najbliższej osoby i zapewnienia nas, że "już po wszystkim".
Na dodatek są dodatki
Jak w przypadku każdej edycji DVD twórcy starali się dorzucić coś ekstra. Materiał nie jest zbyt obszerny. Coś dla siebie znajdą na pewno fani militariów rozkoszujący się brzmieniem nazw karabinów i typów śmigłowców bojowych. Moim zdaniem warto jednak słuchać przede wszystkim Kathryn Bigelow i Jessiki Chastain. Polecam przejrzenie krótkiego materiału chociażby dla jednej krótkiej wypowiedzi Bigelow, która mówi: "Mam nadzieję, że ten film przybliży tę długą i mroczną dekadę".
W moim przypadku udało się to z nawiązką. Dekadę uznaję za zamkniętą.
Reżyseria: Kathryn Bigelow
Scenariusz: Mark Boal
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Greig Fraser
Obsada: Mark Strong, Jessica Chastain, Joel Edgerton, Jason Clarke
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2012
Data premiery: 8 lutego 2013
Dystrybutor: Monolith