18-05-2012 20:13
Wrażenia po lekturze: "Kamienna ćma"
W działach: Książki | Odsłony: 2
"Kamienna ćma", debiutancka powieść Pawła Matuszka okazała się jedną z najciekawszych pozycji polskiego rynku fantasy w zeszłym roku, zbierając świetne recenzje i kończąc rok nominacjami między innymi do nagrody literackiej im. Jerzego Żuławskiego. Ze swojej strony mogę powiedzieć jedno: słowa pochwalne nie są przesadzone.
Na początku poznajemy bohaterów: człowieka, Beddeosa i robota Tyfona. Zamieszkują oni wieżę w centrum pustkowia, a ich głównym zadaniem jest wydawanie glejtów istotom, które pragną zapuścić się w głąb cesarstwa. Żaden z nich nie pamięta swojej przeszłości, ani nie wie nic o poprzednich rezydentach wieży.
Ten krótki wstęp w rzeczywistości mówi bardzo mało o fabule książki, ponieważ ta od opisanego przeze mnie punktu rozwija się niewiarygodnie, zmuszając bohatera i czytelnika do zakwestionowania najpierw tej pierwotnej wizji, a potem następnej, następnej i następnej. Choć przedstawione wydarzenia można interpretować na wiele sposobów, to najprostszym, ale jednocześnie chyba najtrafniejszym jest ta jako opowieści o drodze do samopoznania, które to prowadzi przy okazji do odkrycia fundamentalnych prawd o świecie. Jak przystało na taki koncept fabularny, w opowieści więcej jest pytań niż odpowiedzi, przynajmniej początkowo. Akcja nie obfituje w żadne typowo spektakularne wydarzenia - nie ma tu wojen, bitew, ani wciągających scen akcji, Również i interakcje Beddeosa ze światem sprowadzone są do tych mających napędzać jego dalszy rozwój. Pomimo tego wszystkiego lektura wciąga z niewiarygodną siłą. Czytelnik zachłannie przerzuca kolejne kartki, chcąc poznać rozwiązanie i przechodząc przez istną huśtawkę emocjonalną, gdy losy Beddeosa ponownie się odwracają. Ostatni rozdział z kolei dosłownie przyprawia o ciarki.
Fantastyczna sceneria, w jakiej cała powieść jest osadzona dodaje jej niepowtarzalnej atmosfery. Pomimo tego właściwie nie dowiadujemy się zbyt wiele o świecie. Jego historię, specyfikę zamieszkujących go istot czy nawet najważniejszych miejsc poznajemy tylko w bardzo ogólnym zarysie. Sprzyja to uaktywnieniu wyobraźni, a jednocześnie przeprowadzone jest na tyle umiejętnie, że czytelnik wcale nie czuje się zagubiony.
Bohaterowie z kolei napisani zostali w taki sposób, by zbyt silnymi charakterami nie przytłaczać rozbudowanej fabuły. Postacie pierwszo- i drugoplanowe nakreślone są kilkoma mocnymi kreskami, a bohaterowie epizodyczni na tyle słabo scharakteryzowani, że właściwie zlewają się w jedną masę. W rzeczywistości próba opisu charakteru dowolnego z bohaterów okazałaby się bardzo trudna. Co na przykład można bowiem powiedzieć o Beddeosie? Że jest bystry? Odważny? Że umie zbuntować się w chwili, gdy sytuacja tego wymaga? Wszystko to niby prawda, ale żadna z tych cech nie jest do końca oczywista, ani nie można jej mu przypisać bez chwili zastanowienia. W pierwszej kolejności rzuca się nam w oczy raczej jego zwyczajność, a dopiero po chwili zaczynamy dopasowywać mu inne cechy. Z jednej strony trochę szkoda, że główny bohater nie do końca ma taką siłę wyrazu, jak rozbudowana fabuła, ale rozumiem ten zabieg artystyczny i przyznaję, że wcale nie przeszkadza on w lekturze - mnie rzucił się w oczy dopiero wtedy, gdy już po lekturze zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Wiele dobrych słów należy się szacie graficznej. Twarda oprawa, intrygująca okładka, wypowiedzi niektórych postaci zapisane całkowicie inną czcionką (+10 do zaciekawienia gdy po prostu przerzuca się strony w księgarni) i - co chyba najważniejsze - ilustrowana opowieść "Dlaczego kamień leży tam, gdzie leży?", której przeczytanie jest punktem zwrotnym w losach głównego bohatera. Świetnie, że twórcy nie poszli na łatwiznę i nie ograniczyli się po prostu do suchego opisania kolejnych scen, a postarali się oprawić je w ilustracje. Znakomity pomysł.
Nie określiłabym "Kamiennej ćmy" jako powieści doskonałej, ale zdecydowanie jest pozycją wyróżniającym się na polskim (i, zaryzykuję twierdzenie, nie tylko) rynku wydawniczym. I choć zgaduję, że jej specyficzny klimat nie każdemu przypadnie do gustu, to jednak będę się upierała przy tym, że jest to książka, którą po prostu warto znać. Mnie osobiście nie tylko dała ona do myślenia, ale też wywołała silne emocje i stanowiła świetną rozrywkę. A połączenie tych trzech cech rzadko zdarza się nawet w najlepszej literaturze.
Na początku poznajemy bohaterów: człowieka, Beddeosa i robota Tyfona. Zamieszkują oni wieżę w centrum pustkowia, a ich głównym zadaniem jest wydawanie glejtów istotom, które pragną zapuścić się w głąb cesarstwa. Żaden z nich nie pamięta swojej przeszłości, ani nie wie nic o poprzednich rezydentach wieży.
Ten krótki wstęp w rzeczywistości mówi bardzo mało o fabule książki, ponieważ ta od opisanego przeze mnie punktu rozwija się niewiarygodnie, zmuszając bohatera i czytelnika do zakwestionowania najpierw tej pierwotnej wizji, a potem następnej, następnej i następnej. Choć przedstawione wydarzenia można interpretować na wiele sposobów, to najprostszym, ale jednocześnie chyba najtrafniejszym jest ta jako opowieści o drodze do samopoznania, które to prowadzi przy okazji do odkrycia fundamentalnych prawd o świecie. Jak przystało na taki koncept fabularny, w opowieści więcej jest pytań niż odpowiedzi, przynajmniej początkowo. Akcja nie obfituje w żadne typowo spektakularne wydarzenia - nie ma tu wojen, bitew, ani wciągających scen akcji, Również i interakcje Beddeosa ze światem sprowadzone są do tych mających napędzać jego dalszy rozwój. Pomimo tego wszystkiego lektura wciąga z niewiarygodną siłą. Czytelnik zachłannie przerzuca kolejne kartki, chcąc poznać rozwiązanie i przechodząc przez istną huśtawkę emocjonalną, gdy losy Beddeosa ponownie się odwracają. Ostatni rozdział z kolei dosłownie przyprawia o ciarki.
Fantastyczna sceneria, w jakiej cała powieść jest osadzona dodaje jej niepowtarzalnej atmosfery. Pomimo tego właściwie nie dowiadujemy się zbyt wiele o świecie. Jego historię, specyfikę zamieszkujących go istot czy nawet najważniejszych miejsc poznajemy tylko w bardzo ogólnym zarysie. Sprzyja to uaktywnieniu wyobraźni, a jednocześnie przeprowadzone jest na tyle umiejętnie, że czytelnik wcale nie czuje się zagubiony.
Bohaterowie z kolei napisani zostali w taki sposób, by zbyt silnymi charakterami nie przytłaczać rozbudowanej fabuły. Postacie pierwszo- i drugoplanowe nakreślone są kilkoma mocnymi kreskami, a bohaterowie epizodyczni na tyle słabo scharakteryzowani, że właściwie zlewają się w jedną masę. W rzeczywistości próba opisu charakteru dowolnego z bohaterów okazałaby się bardzo trudna. Co na przykład można bowiem powiedzieć o Beddeosie? Że jest bystry? Odważny? Że umie zbuntować się w chwili, gdy sytuacja tego wymaga? Wszystko to niby prawda, ale żadna z tych cech nie jest do końca oczywista, ani nie można jej mu przypisać bez chwili zastanowienia. W pierwszej kolejności rzuca się nam w oczy raczej jego zwyczajność, a dopiero po chwili zaczynamy dopasowywać mu inne cechy. Z jednej strony trochę szkoda, że główny bohater nie do końca ma taką siłę wyrazu, jak rozbudowana fabuła, ale rozumiem ten zabieg artystyczny i przyznaję, że wcale nie przeszkadza on w lekturze - mnie rzucił się w oczy dopiero wtedy, gdy już po lekturze zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Wiele dobrych słów należy się szacie graficznej. Twarda oprawa, intrygująca okładka, wypowiedzi niektórych postaci zapisane całkowicie inną czcionką (+10 do zaciekawienia gdy po prostu przerzuca się strony w księgarni) i - co chyba najważniejsze - ilustrowana opowieść "Dlaczego kamień leży tam, gdzie leży?", której przeczytanie jest punktem zwrotnym w losach głównego bohatera. Świetnie, że twórcy nie poszli na łatwiznę i nie ograniczyli się po prostu do suchego opisania kolejnych scen, a postarali się oprawić je w ilustracje. Znakomity pomysł.
Nie określiłabym "Kamiennej ćmy" jako powieści doskonałej, ale zdecydowanie jest pozycją wyróżniającym się na polskim (i, zaryzykuję twierdzenie, nie tylko) rynku wydawniczym. I choć zgaduję, że jej specyficzny klimat nie każdemu przypadnie do gustu, to jednak będę się upierała przy tym, że jest to książka, którą po prostu warto znać. Mnie osobiście nie tylko dała ona do myślenia, ale też wywołała silne emocje i stanowiła świetną rozrywkę. A połączenie tych trzech cech rzadko zdarza się nawet w najlepszej literaturze.